Dziś jest:
Wtorek, 10 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
To prawdziwa klasyka badania UFO, opisana szczegółowo przez Raymonda E. Fowler`a i przetłumaczona przez wielce zasłużonego dla polskiej historii badania UFO Ryszarda Z. Fiejtka. Oto fragment jego książki "Bezpośrednie spotkania" /1991/, który przypomniał jeden z naszych czytelników.
Bezpośrednie spotkania z UFO BETTY ANN ANDREASSON - 1967.01.25
Przypadek Betty Andreasson jest chyba najciekawszy spośród wszystkich, jakie opisano w literaturze ufologicznej. Zawiera tak wiele fascynujących informacji, że Raymond E. Fowler poświęcił mu w całości aż trzy książki *[Niniejszy przypadek nie jest zamknięty i kontakt Betty z tymi istotami trwa nadal. Z informacji, którą otrzymałem od niej, a następnie od Fowlera, wynika, że Fowler napisał trzecią książkę poświęconą tej sprawie noszącą tytuł The Watchers, która ma się ukazać w USA w połowie roku 1990.]. Dodatkową atrakcją tej całej sprawy są niespotykane u pozostałych wziętych znakomite zdolności rysunkowe Betty Andreasson, dzięki którym szczegółowo zilustrowała swoje zdumiewające przeżycie, ułatwiając w ten sposób innym ludziom jego wyobrażenie sobie.
Jej wzięcie miało miejsce w roku 1967, jednakże minęło aż dziesięć lat, zanim ujrzało światło dzienne i to dzięki zbiegowi okoliczności. W związku z tym nasuwa się niepokojące pytanie: Jak wiele wzięć drzemie jeszcze zablokowanych w umysłach anonimowych świadków? Nikt oczywiście tego dokładnie nie wie, niemniej wśród badaczy tego zagadnienia panuje dość zgodny pogląd, że to, co do tej pory odkryto i zbadano, to zaledwie wystający z wody wierzchołek góry lodowej.
Przez siedem lat mgliste strzępy tego mrożącego krew w żyłach przeżycia przenikały do świadomości Betty zarówno w snach, jak i na jawie. Przez cały czas ciążyło jej to bardzo i momentami była zrozpaczona, nie wiedząc, jak wytłumaczyć te ulotne dręczące obrazy.
Kiedy w roku 1974 znany tygodnik The National Enquirer zwrócił się z apelem do swoich czytelników o nadesłanie relacji naocznych świadków obserwacji NOLi w celu poddania ich badaniu przez zespół naukowców, Betty odpowiedziała nań bez wahania. Opisała szczegółowo, co pamiętała, z nadzieją, że ta niepokojąca zagadka zostanie w końcu wyjaśniona. W odpowiedzi otrzymała typowy list mówiący, że The National Enquirer nie jest zainteresowany jej przypadkiem, co wprawiło ją w przygnębienie i pozbawiło nadziei na wyjaśnienie tego, co przytrafiło się jej i jej rodzinie.
W sierpniu 1975 roku natknęła się w lokalnej gazecie na artykuł poświęcony Center for UFO Studies. Była w nim między innymi mowa o tym, że przewodniczący tej organizacji, dr J. Allen Hynek, prosi wszystkich, którzy widzieli NOLe, o nadesłanie raportów na ten temat. Nie mając nic do stracenia napisała do niego list, wyrażając w nim zadowolenie, że jest w końcu ktoś, kto zajmuje się badaniem NOLi. Niestety i tym razem spotkało ją rozczarowanie. Jej list trafił do kartoteki Hyneka i przeleżał tam zapomniany wiele miesięcy, i leżałby tam jeszcze dłużej, gdyby nie MUFON's Humanoid Study Group (Grupa MUFON-u Do Badań Humanoidów), która zwróciła się do CUFOS o udostępnienie wszystkich posiadanych informacji na temat bliskich spotkań trzeciego stopnia w celu przeprowadzenia analizy komputerowej wszystkich znanych przypadków tego typu.
W wyniku dyskusji grupa doszła do wniosku, że przypadek Betty Andreasson wygląda na tyle interesująco, że warto go szczegółowo zbadać. Ponieważ miał miejsce w stanie Massachusetts, o jego zbadanie zwrócono się do badaczy MUFON-u z tego terenu. W rezultacie badanie zgodził się przeprowadzić Jules Vaillancourt, który przystąpił do niego w styczniu 1977 roku.
Już we wstępnej fazie okazało się, że do osiągnięcia celu konieczne jest odblokowanie pamięci Betty. Jules Vaillancourt wraz ze wspomagającymi go osobami postanowił w tym celu poddać Betty i jej córkę Becky, która była świadkiem tego zdarzenia, hipnozie. O jej przeprowadzenie poproszono mającego duże doświadczenie zawodowe w tej dziedzinie znanego specjalistę drą Harolda Edelsteina kierującego New England Institute of Hypnosis (Instytut Hipnozy Nowej Anglii), a także wykładającego w trzech college'ach i współpracującego z kilkoma prawnośledczymi agencjami. Był to jego pierwszy kontakt z badaniem NOLi. Jego przyjazna osobowość oraz zdolność wnikliwej obserwacji ludzkiego zachowania pozwoliła mu szybko zdobyć zaufanie Betty i Becky, co nie było ławę, biorąc pod uwagę fakt, że obie obawiały się zupełnie poważnie hipnozy.
Betty i Becky okazały się bardzo podatne na nią i po kilku wstępnych seansach wystarczało kilka minut, aby wprowadzić je w głęboki trans.
W badaniu oprócz Julesa Vaillancourta i dra Harolda Edelsteina bezpośredni udział brali jeszcze: Joseph Santangelo, David Stanton, Peter Neurath, Virginia Neurath, Deborah Vaillancourt, Mary Ellen Brady, Nancy McLaughlin i Fred R. Youngren. Począwszy od ósmej sesji do tego zespołu dołączył przejmując jego kierownictwo Raymond E. Fowler, a od dwunastej - David Webb. Łącznie w okresie od 3 kwietnia do 28 lipca 1977 roku odbyło się czternaście sesji.
Zdecydowana większość informacji składających się na opis tego wzięcia została uzyskana w czasie hipnozy. Mimo wielokrotnego wracania do tych samych epizodów kolejne opisy składane przez Betty oraz przeżywane przez nią stany emocjonalne były identyczne. Jak powiedział jeden z wyżej wymienionych badaczy, było to jak słuchanie tych samych fragmentów nagrania odtwarzanego na magnetofonie. Co by jednak nie sądzić o hipnozie i wiarygodności relacji składanych w jej trakcie, ten fakt przemawia dodatkowo na korzyść historii opowiedzianej i ponownie przeżytej przez Betty Andreasson. W świetle ogromnej liczby wzięć, jakie ujrzały światło dzienne w późniejszych latach, wiarygodność tej historii staje się trudna do podważenia.
Mając siedemnaście lat Betty Andreasson, wówczas Betty Aho, wyszła 23 czerwca 1954 roku za dwudziestojednoletniego Jamesa Andreassona. Po roku urodziła się im Becky, a zaraz potem dalszych sześcioro dzieci - kolejno: James, Mark, Scott, Todd, Bonnie i Cindy.
W roku 1966 Andreassonowie przenieśli się do położonego w północnej części Massachusetts South Ashburnham, gdzie kupili dom mogący swobodnie pomieścić ich liczną rodzinę. Dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, 23 grudnia 1966 roku, mąż Betty uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu i trafił na wiele miesięcy do szpitala, co postawiło ją w trudnej sytuacji życiowej. Z pomocą pośpieszyli jej rodzice, Waino i Eva Aho.
25 stycznia 1967 roku był ciepłym dniem niosącym zapowiedź wczesnej wiosny. Leżący do niedawna na ziemi śnieg prawie już zniknął i wieczorem tego samego dnia zaczęła tworzyć się mgła.
Około godziny 18.35, kiedy już wszystkie dzieci były przebrane w piżamy i oglądały telewizję, nieoczekiwanie zaczęło migotać światło i po chwili zgasło zupełnie, pogrążając cały dom w ciemności. Przestraszone dzieci pobiegły do kuchni do Betty. Kiedy się tam znalazły, dostrzegły razem z nią za oknem pulsujące pomarańczowoczerwone światło. Betty uspokoiła je i zaprowadziła z powrotem do pokoju. W tym samym czasie do kuchni udał się jej ojciec, aby zobaczyć, co się tam dzieje. Widok, jaki ukazał się jego oczom, kiedy wyjrzał na podwórze przez okno w spiżarni, zdumiał go niezmiernie. W oświadczeniu, które złożył w tej sprawie, napisał między innymi: "Te stwory, które widziałem za oknem domu Betty, wyglądały jak świąteczni przebierańcy. Myślałem, że założyli sobie na głowy jakieś maski, żeby wyglądać jak ludzie z Księżyca. To było zabawne, jak skakali jeden za drugim - jak koniki polne. Kiedy zobaczyli, że na nich patrzą, zatrzymali się... ten z przodu spojrzał na mnie i poczułem, że robi mi się jakoś dziwnie. To wszystko, co wiem..."
Becky, która na żądanie Betty wróciła do pokoju zaraz po pierwszych błyskach zagadkowego światła, dostrzegła za oknem w kuchni jakąś ciemną sylwetkę. Nagle zgasło i to światło i w tej samej chwili cała rodzina Betty, oprócz niej, zastygła w bezruchu tracąc przy tym jednocześnie świadomość.
Po chwili światło w domu zapaliło się z powrotem i przez zamknięte drewniane drzwi prowadzące z kuchni na werandę weszły cztery istoty. Przeszły przez nie, jak gdyby ich tam nie było. Poruszały się jedna za drugą tuż nad ziemią nierównomiernym szarpanym ruchem pozostawiając za sobą swój mglisty, stopniowo niknący obraz. Będąc głęboko wierzącą katoliczką Betty zinterpretowała to ich przeniknięcie przez drzwi w kategoriach religijnych, mówiąc: "Myślę, że to aniołowie, ponieważ właśnie Jezus potrafił przechodzić przez drzwi, ściany, a także chodzić po wodzie. To na pewno oni..."
Istoty, które stanęły przed nią, w najmniejszym stopniu nie przypominały swoim wyglądem tradycyjnego wizerunku aniołów. Miały humanoidalne kształty i były do siebie podobne jak dwie krople wody, z wyjątkiem jednej, która była nieco wyższa od pozostałych. Miały ogromne gruszkowate głowy, które w porównaniu do reszty ciała były znacznie większe od naszych, i około jednego metra i dwudziestu centymetrów wzrostu. Ubrane były w szczelnie opinające ciała identyczne, połyskujące ciemnoniebieskie uniformy. Opinająca tułów górna część kombinezonu wyglądała u dołu, gdzie łączyła się ze spodniami, jakby była lekko podwinięta. W poprzek niej biegła szeroka niebieska szarfa. Podobnie łączyły się z dość wysokimi butami spodnie. Cały kombinezon przypominał nieco wyglądem strój płetwonurka. Na lewych ramionach nosili emblemat przedstawiający ptaka z rozpostartymi skrzydłami. Zakończone trzema palcami bez paznokci dłonie były nie osłonięte. Podobnie jak one nie osłonięte były także głowy. Skóra na dłoniach i głowach miała szary, gliniasty kolor. Całkowicie pozbawione owłosienia głowy miały mongoidalne rysy, wśród których szczególnie wyróżniały się nienaturalnie duże jasne, lekko zamglone oczy nie posiadające ani tęczówek, ani źrenic. Szczeliny oczne podobnie jak u niektórych typów azjatów były zwrócone zewnętrznymi końcami ku górze. W miejscu nosa znajdowało się nieznaczne wybrzuszenie z dwiema dziurkami u dołu. Usta tworzyły krótką wąską kreskę. Z całą pewnością nie wyglądali jak aniołowie.
Kiedy najwyższa z istot spojrzała na Betty, jej lewe oko zaczęło przesuwać się ku górze obracając się wokół wewnętrznego końca szczeliny ocznej, która zwężała się jednocześnie podczas tego ruchu. Betty stała jak sparaliżowana, czując zarazem, jak ogarnia ją niezwykły spokój. Ta emanująca od istot aura przyjaźni sprawiła, że przestała się bać.
Zaraz potem ta sama istota przedstawiła się Betty, zwracając się do niej po imieniu, jako Ouazgaa. Zarówno ta, jak i wszystkie pozostałe rozmowy Betty z tymi istotami odbywały się za pośrednictwem telepatii.
Na samym początku rozmowy Ouazgaa wyciągnął do Betty rękę, na co Betty zareagowała, pytając ich, czy chcą jeść. Kiedy przytaknęli jej nieznacznie, podeszła do lodówki i wyjęła z niej trochę jedzenia, a następnie patelnię z kuchenki, po czym zaczęła przygotowywać jakąś mięsną potrawę. Widząc to istoty powiedziały: "Nie możemy jeść pokarmu, który nie jest palony". Niewiele się namyślając Betty zaczęła palić potrawę. Kiedy znad kuchenki uniosły się kłęby dymu, tajemniczy przybysze cofnęli się zaskoczeni i sprostowali wcześniejszą myśl, mówiąc: "To jedzenie nie nadaje się dla nas. Nasz pokarm jest traktowany ogniem - wiedza palona ogniem. Masz jakiś pokarm tego typu?"
Pod wpływem wiary religijnej Betty pomyślała w tym momencie o biblii i przeszła w ich asyście do przylegającego do kuchni pokoju, gdzie znajdowały się jej dzieci i matka, którzy unieruchomieni w różnych pozach wyglądali, jak gdyby czas zatrzymał się dla nich. Podeszła do stolika, wzięła z niego biblię i podała ją Quazgaa'owi, który w zamian wręczył jej niewielką, cienką, niebieską książkę.
Ouazgaa położył biblię na dłoni i powiódł drugą ręką nad nią. Tuż zaraz na biblii Betty pojawiły się jej duplikaty, nieco od niej grubsze. Podał je stojącym z tyłu, którzy wzięli je od niego z zainteresowaniem i zaczęli przeglądać strona po stronie. Wszystkie strony duplikatów były lśniąco białe - nie zadrukowane. Po chwili przestali je oglądać i wówczas Betty przystąpiła do przeglądania książki, którą otrzymała od nich.
W tej samej chwili Becky odzyskała świadomość. Zobaczyła swoją matkę z niebieską książką w ręku w towarzystwie istot oraz telewizor, który zwrócił jej uwagę ze względu na mglisty, ledwie widoczny obraz na ekranie, który wyglądał, jak gdyby miał wyłączony kolor i był przygaszony. Ouazgaa najwidoczniej wyczuł, że Becky odzyskała świadomość, bo powiódł wzrokiem po jej rodzeństwie i babci i zatrzymał go na niej. Po chwili wpatrywania się w nią ponownie powiódł wzrokiem po wszystkich, lecz tym razem w odwrotnej kolejności, i zaraz potem umysł Becky z powrotem pogrążył się w mroku. Przez tę krótką chwilę Becky zdołała jednak przyjrzeć się wyraźnie istotom. Podany przez nią opis ich wyglądu zgadzał się dokładnie z opisem i rysunkami wykonanymi przez Betty.
W czasie kiedy Becky odzyskała świadomość, Betty przeglądała otrzymaną książkę. Trzy pierwsze strony były czyste, na następnych natomiast znajdowały się jakieś rysunki, które niewiele jej mówiły. Dopiero później zorientowała się, że przedstawiały poszczególne części statku, do którego ją zabrano.
Skończywszy ją oglądać zapytała ich, co tu robią. Odrzekli jej, że przybyli tu, aby nieść pomoc, i zapytali ją, czy pomoże im w tym dziele. W odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób może im w tym pomóc, poprosili ją, aby udała się z nimi. Na kolejne jej pytania odpowiadali tą samą uprzejmą prośbą o to, aby udała się z nimi. Ta prośba była tak natrętna i zniewalająca, że mimo obaw o rodzinę zgodziła się w końcu pójść z nimi.
Jeden z osobników powiedział jej, aby stanęła tuż za nim. Kiedy to zrobiła, poczuła jakby coś zassało ją w tamto miejsce. Pozostali stanęli za nią i w tym samym momencie wszyscy razem ruszyli do przodu sunąc kilkanaście centymetrów nad ziemią. (Przez cały czas pobytu w towarzystwie istot Betty poruszała się niezmiennie w ten sam sposób i mimo iż w niektórych fragmentach relacji będzie mowa o przechodzeniu z miejsca na miejsce, należy pamiętać, że odbywało się to właśnie w ten sposób). Miała dziwne uczucie, że jej ciało nic nie waży. Przeszli przez zamknięte drzwi i znalazłszy się na podwórzu przed domem, zatrzymali się przed jakimś nieznanym wysoko sklepionym okrągłym obiektem wspartym na podporach. Widok ten wzbudził w niej niepokój. Wyglądało na to, że Quazgaa odbierał jej stan emocjonalny, ponieważ powiedział jej chcąc ją uspokoić, żeby mu zaufała i spojrzała na statek, którego dół w tej samej chwili stał się przeźroczysty, jak gdyby był wykonany ze szkła, dzięki czemu mogła dokładnie zobaczyć, co jest wewnątrz. Kilka elementów, które tam dostrzegła, było identycznych z tymi, które widziała wcześniej w niebieskiej książce. Były tam trzy lub cztery - Betty nie pamiętała dokładnie - jakby baryłkowate kręgle wykonane z czegoś, co wyglądało jak szlifowane szkło. Z szyjki każdego kręgla, mniej więcej w połowie jej długości, wystawało ramię, na którego końcu znajdowało się usytuowane poziomo jakieś kółko. Owe kółka toczyły się po otaczającej kręgle rurze wypełnionej jakąś szarą substancją. Dolne, kuliste części kręgli emanowały pulsujące światło, które "momentami było zarazem czerwone, niebieskie, zielone, a nawet białe".
Poprosiła Quazgaa'ę, aby objaśnił jej to, co jej pokazał. Odparł jednak, że jest tu po to, aby pokazać jej co innego. Po tych słowach dolna część obiektu stała się z powrotem nieprzeźroczysta. Następnie Quazgaa stanął twarzą do obiektu i podniósł lewą rękę. W tej samej chwili w jego powłoce pojawił się otwór prowadzący do jego wnętrza.
Ponownie wszyscy razem stanęli rzędem z Betty w środku i stopniowo unosząc się do góry wpłynęli do wnętrza obiektu, do pomieszczenia w kształcie ćwiartki kuli. Drzwi, gdy tylko je minęli, zasunęły się za nimi automatycznie, opuszczając się w dół.
Quazgaa i czterej towarzyszący mu osobnicy zostawili Betty w rogu pomieszczenia i odeszli na bok. Jakiś czas rozmawiali ze sobą rzucając od czasu do czasu na nią przelotne spojrzenia, po czym dwaj niżsi wyszli przez jedne z dwóch drzwi znajdujących się w ścianie naprzeciwko głównego wejścia.
Kiedy drzwi zasunęły się za nimi, Ouazgaa podszedł do zniecierpliwionej Betty i podprowadził ją do tych, którzy z nim zostali. Powiedział do nich, że musi pójść się przygotować. Po tych słowach jeden z nich stanął przed nią zwracając się do niej plecami, drugi zaś za nią.
Przeszli razem w prawy róg pomieszczenia, gdzie z cichym szumem otworzyły się drzwi unosząc się do góry. Tuż za drzwiami, które zamknęły się od razu za nimi, weszli na dość strome skręcające łukiem w lewo schody. Usytuowane na końcu schodów drzwi opuściły się tym razem w dół odsłaniając wejście do jakiegoś okrągłego pomieszczenia. To, co Betty zobaczyła wewnątrz, nie przypominało nic znanego i było tak dziwne, że miała dużo kłopotu z opisaniem tego słowami. Zrelacjonowała to następująco:
"I widzę to... hm, pudło czy też ławę i, hm, widzę tam coś jeszcze. To jest, hm, czerwone i czarne. Jest czarne z czerwoną obwódką. Sądzę, że to są jakiegoś rodzaju lustra. [Łagodnie.] Nie wiem. Wygląda na to, że są także, hm, w tym okrągłym pomieszczeniu, jakieś duże fałdy, jakby okna. Prowadzą mnie nadal [westchnienie] prowadzą mnie dalej na drugi koniec... prowadzą mnie tam dalej. Teraz się zatrzymują i ja razem z nimi... Ci dwaj, którzy mnie prowadzili, odchodzą. Mówią, że będzie mi tu dobrze przez jakiś czas. [...] Stoję tam i rozglądam się na boki, tam... na ścianie jest jakiś motyw w kształcie liścia, hm, tam na górze z kolei jest jakaś rzecz podobna do... wygląda jak jakaś balustrada, ale nią nie jest. Całe to pomieszczenie ma kształt zbliżony do kopuły... Na prawo są motywy przypominające liście... ze sterczącymi z nich pąkami, są tu także jakieś osłony... i różne znaki... Z boku stoi ta skrzynia i... i... Nie lubię czuć się tak skrępowana. Jedyne, co mogę, to poruszać głową i patrzeć. Wygląda na to, że w jakiś sposób kontrolują moje ciało i dlatego tkwię tu nieruchomo, jak gdyby w jednym miejscu i hm... [...] Staram się zobaczyć, co jeszcze tam jest. Nie widzę, co jest za mną, ponieważ nie mogę się obrócić. Widzę tam złote, hm, tamte złote rzeczy... ten sznur i, hm, coś w rodzaju rolki. [...] Mogliby się pośpieszyć. Jestem już zmęczona tym czekaniem tu... Robi się jaśniej. Rozjaśniają to wnętrze... [Łagodnie.] Co to? Widzę coś, co... zastanawia mnie, czy to wysuwa się ze ściany, czy też... co?... Otworzyli coś, wsunęli to, to coś, co wygląda jak jakaś kamera fotograficzna. [Łagodnie.] Nie wiem, co to jest, wiem tylko, że robi się tutaj jaśniej... ach dużo jaśniej".
Po chwili wrócili ci dwaj, którzy zostawili Betty samą w pomieszczeniu. Zbliżając się do niej szybowali w powietrzu nisko nad podłogą nie poruszając nogami. Powiedzieli jej, aby poszła z nimi. Jak przedtem jeden z nich stanął przed nią, a drugi za nią. Weszli szybując nad podłogą do dużej rury srebrzystego koloru, która okazała się być windą. Zjechali na niższy poziom i weszli do kolejnego okrągłego pomieszczenia.
Na wprost wejścia do windy w pewnej odległości od niego znajdowało się coś, co Betty określiła jako "właz", co z wyglądu przypominało zamknięte pomosty na lotniskach. Powierzchnia tej prostokątnej jakby rury była pokryta postrzępionymi liniami, które kojarzyły się Betty z wichrem i błyskawicami. W chwili kiedy Betty wychodziła z windy, ów "właz" wysunął się ze ściany opadając skośnie ku podłodze. Kiedy po pewnym czasie Betty wracała przez to pomieszczenie, "właz" był schowany z powrotem w ścianie.
Wyszedłszy z windy Betty została skierowana w stronę oświetlonej od góry strumieniem jaskrawego światła platformy. Istoty poprosiły ją, aby weszła na nią. Spytała ich, co to takiego i czy to będzie bolało. Wyjaśnili jej, że to jest urządzenie czyszczące, i zapewnili, że to nie będzie bolało.
Platforma, gdy tylko Betty na niej stanęła, uniosła się do góry. Jakiś czas stała skąpana w cieniutkich strużkach jaskrawobiałego światła, po czym platforma opuściła się na poprzednią wysokość.
Z urządzenia czyszczącego Betty została zaprowadzona w pobliże drzwi, za którymi znajdowało się niewielkie czworościenne pomieszczenie, z jedną ścianką w kształcie spłaszczonej kopuły. Idąca z przodu istota powiedziała Betty, aby tam weszła i przebrała się w wiszące wewnątrz ubranie w kształcie fartucha z krótkimi rękawami i krótkimi rozcięciami po bokach i z tyłu w dolnej części. Biegnące z przodu przez całą jego długość rozcięcie łączone było u góry srebrzystą klamrą. Biały materiał, z którego było wykonane, był miękki i gładki.
Aczkolwiek niechętnie Betty rozebrała się i włożyła ten strój, który mimo iż nie wyglądał na długi, sięgał jej aż do kolan. Wyszła z przebieralni i na prośbę tej samej istoty, co poprzednio stanęła między nią, a drugą. Mimo uspokajających zapewnień istoty, która wydawała jej polecenia, że nic złego się jej nie stanie, Betty czuła strach przed tym, co ją czeka, i modliła się w duchu, co wprawiło w zdumienie tę istotę.
Została zaprowadzona do przyległego pomieszczenia, które kształtem przypominało kopułę. Na pierwszy rzut oka było bardzo przestronne i jasno oświetlone. Betty nie dostrzegła jednak nigdzie ściśle określonego źródła światła. Wyglądało, jakby światło emanowało zewsząd. Z wyjątkiem czegoś w rodzaju podłużnej skrzyni lub biurka wewnątrz nie było niczego więcej. Na jednym z boków prostopadłościanu Betty dostrzegła coś, co wyglądało jak tablica kontrolna. Poczuła mrowienie na plecach, kiedy przyszło jej na myśl, że to może być stół operacyjny.
Po niedługim czasie do środka wszedł Ouazgaa w towarzystwie nieco niższych od siebie osobników ubranych tak samo, jak on w połyskujące biało-srebrzyste stroje. Poszedł do niej i powiedział, że wszystko będzie dobrze, po czym jakaś siła uniosła ją do góry i położyła na stole. Mimo iż nie była do niego niczym przytwierdzona, nie mogła się poruszyć. Zaniepokojona zapytała Quazgaa'ę, co chce zrobić, na co Ouazgaa odparł jej, że chce ją zmierzyć pod względem światła.
Wziął jakiś przedmiot przypominający wyglądem wachlarz z czymś w kształcie tulipana na końcach obu zewnętrznych prętów i zaczął machać nim nad nią.
- Nie zrozumiałaś mnie - powiedział do niej. - Nie rozumiesz pewnych rzeczy... Tu są jakieś plamy, które stąd pochodzą... Nie jesteś całkowicie wypełniona światłem.
- Wierzę, że jestem wypełniona światłem! - zaprotestowała Betty. - Wierzę... Wierzę, że jestem wypełniona światłem!
- Musimy zmierzyć cię fizycznie - odpowiedział.
- Powiedziałeś mi, że nie będziesz musiał mnie mierzyć fizycznie... że w przeszłości zmierzyliście już fizycznie innych i mnie już nie będziesz musiał z powodu tego światła.
- Musimy jednak z powodu tych plam, które w nim są.
- Czy to będzie bolało? - spytała. - Myślałam, że będziesz mnie mierzyć tylko pod względem światła.
Betty próbowała sprzeciwić się temu badaniu, ale szybko poczuła, że robi się jej słabo. W pewnym momencie spostrzegła w ręku Quazgaa'i kilka cienkich elastycznych srebrzystych igieł, z których jedną Ouazgaa wetknął w jej lewą dziurkę nosa. W czasie wsuwania jej tam przekłuł jakąś chrząstkę lub błonę, ponieważ Betty usłyszała w tym momencie wewnątrz głowy odpowiedni dźwięk, który nasunął jej to skojarzenie.
Igła sprawiała jej ból i zaczęła utyskiwać z tego powodu. W odpowiedzi na to Ouazgaa położył jej na czole dłoń i po chwili ból ustał. W tym samym czasie podszedł do niego jeden z asystujących mu osobników z białą rolką z nawiniętą na nią postrzępioną na końcu brązową taśmą. Taśma przypominała papier i tkaninę zarazem. Asystent odwinął kawałek taśmy i obaj spojrzeli na nią. Przez chwilę dyskutowali o czymś nie spuszczając z niej oczu, po czym asystent zwinął ją z powrotem i odszedł.
Następnie Quazgaa powoli wyjął igłę z nosa Betty. Ku swojemu zdumieniu zobaczyła, że na jej końcu znajduje się jakaś kulka z maleńkimi kolcami na powierzchni. Była pewna, że nie było jej na końcu igły, kiedy Quazgaa wsuwał ją jej do nosa.
Ouazgaa i asystujący mu osobnicy stanęli razem w pewnej odległości od Betty i wszczęli dyskusję. Kiedy skończyli, podeszli do niej i oznajmili jej, że muszą przeprowadzić jeszcze badanie na płodność. Betty z miejsca ogarnęło przerażenie na myśl o ewentualnym bólu i zaczęła protestować. Jej protest na nic się jednak nie zdał.
Ouazgaa rozchylił jej strój na brzuchu i wsunął do jej pępka igłę podobną do tej, którą przedtem wsunął jej do nosa. Ponownie położył dłoń na jej czole, aby uśmierzyć ból, i zaczął wodzić igłą wewnątrz brzucha cały czas rozmawiając ze swoimi asystentami. Miała kłopoty z interpretacją telepatycznych przekazów, zwłaszcza tych, które nie były adresowane do niej, i zrozumiała jedynie, że brakuje jakichś części lub coś w tym rodzaju. (Niedługo po urodzeniu Cindy Betty trafiła do szpitala z podejrzeniem raka. Szczegółowe badanie wykazało konieczność przeprowadzenia operacji, która okazała się bardziej skomplikowana, niż przypuszczano, główne dlatego, że Betty była w czwartym miesiącu ciąży. Ponieważ stan jej zdrowia wykluczał doniesienie ciąży do porodu, wycięto jej macicę).
Ouazgaa przerwał badanie i podszedł do swoich asystentów. Po krótkiej naradzie postanowili przeprowadzić jeszcze jeden test. Na tę myśl Betty zaszlochała i zaprotestowała gwałtownie. Ouazgaa wrócił do niej, wyjął jej igłę z pępka i ponownie podszedł do swoich asystentów.
Betty odebrała wrażenie, że stara się ich przekonać, aby na tym zakończyć badanie, ale tamci uporczywie nalegali. W końcu wrócił do niej i uspokoił ją, zapewniając ją, że ten test będzie bezbolesny.
Po tych słowach z sufitu nad nią wysunęło się i opuściło nad jej łono jakieś urządzenie, które widziane od dołu przypominało wyglądem olbrzymie oko. Po chwili wróciło na swoje poprzednie miejsce w suficie.
Po krótkiej konsultacji ze swoimi asystentami Ouazgaa oznajmił Betty, że jej badanie dobiegło końca. Stanął wraz z nimi obok niej i w pewien sposób pomachał nad nią rękoma powtarzając tę czynność kilkakrotnie. Nagle jej ciało przeszło bezwiednie do pozycji siedzącej, a następnie uniosło się nad stołem, po czym zaczęło płynąć w powietrzu w kierunku drzwi. Kiedy dotarło do nich, w jednej chwili wyprostowało się i zajęło miejsce pomiędzy tymi samymi dwiema istotami, które wprowadziły ją do tego pomieszczenia. Ta z przodu poprosiła ją, aby poszła z nimi.
Wrócili do pomieszczenia, z którego poprzednio przyszli, i podeszli do przebieralni. Betty weszła do środka i przebrała się w swoje ubranie.
Kiedy wyszła, czekające na nią na zewnątrz istoty ponownie poprosiły ją, aby poszła z nimi, i niemal w tymi samym czasie nie czekając na jej odpowiedź sprawiły, że ta sama niewidzialna siła wciągnęła ją między nie. Wszyscy razem popłynęli tuż nad podłogą ku drzwiom usytuowanym po przeciwnej stronie przebieralni. Minąwszy je wpłynęli do jakiegoś korytarza, który przypominał podziemny tunel metra. Prawdopodobnie w tym momencie opuścili pokład NOLa. W rzeczy samej Betty nie była tego pewna, ponieważ nie było tego wyraźnie widać. Z wymiarów NOLa należy jednak wywnioskować, że to nastąpiło właśnie w tym momencie.
Kiedy wpłynęli do tunelu, na końcu którego znajdował się oświetlony wylot, Betty spostrzegła, że unoszą się nad jakimś czarnym pasem o szerokości niewiele ponad dwadzieścia centymetrów przywodzącym na myśl tor. Przez cały czas, kiedy znajdowała się między istotami, bardzo mocno ciążyła jej głowa - tak bardzo, że z trudem utrzymywała ją pionowo.
Tunel kończył się w jasno oświetlonym pomieszczeniu w kształcie przeciętego na pół wzdłuż osi, usytuowanego poziomo, cylindra. Wzdłuż jego bocznych ścian stały w szeregu obok siebie fotele - po cztery z każdej strony - wykonane z czegoś, co wyglądało jak szkło. Wszystkie z wyjątkiem jednego osłonięte były odpowiednio wyprofilowanymi, dostosowanymi do ludzkich sylwetek, pokrywami. Stanowiące jedną całość półkoliste ściany i sklepienie utworzone były z przylegających do siebie gładkich srebrzystych rur. Nad trzema fotelami stojącymi razem w szeregu z tym bez pokrywy umieszczone były obrotowe lampy na srebrzystych wysięgnikach wystających pionowo zza foteli przypominające w pewnym stopniu uliczne latarnie. Pokrywy tych foteli były odchylone do góry. Usytuowane po przeciwnej stronie cztery fotele miały w pokrywach - które były dla odmiany opuszczone - na wysokości głowy po trzy otwory, obok których znajdowały się zakończone dyszami trzy elastyczne, przeźroczyste, wychodzące z sufitu przewody. Ponadto każda pokrywa tych foteli połączona była w najwyższym punkcie z sufitem dwoma innymi przewodami.
Kiedy Betty dotarła z istotami do tego pomieszczenia, została poproszona, aby usiadła w jednym z foteli z lampą u góry. Czuła, że jest w jakiś sposób pod ich kontrolą, ponieważ mimo iż nie miała na to ochoty, zgodziła się. Ich łagodne nalegania wywoływały w niej iluzoryczne wrażenie wolnego wyboru, który za każdym razem okazywał się zgodny z ich życzeniami. Jej wola była jakby zahipnotyzowana potężnym wpływem, który leżał poza zasięgiem jej kontroli.
Kiedy usiadła w jednym ze wskazanych foteli, jego pokrywa opadła wolno w dół i szczelnie przylgnąwszy do niego odcięła ją od otoczenia. Ogarnął ją nagle strach, że się udusi, jednak szybko stwierdziła, że do wnętrza napływa powietrze i może oddychać bez trudu. W pewnym momencie odniosła wrażenie, jakby do środka zaczęto wpuszczać coś zimnego, co opisała następująco: "Czuję, jakby robiło się coraz zimniej! Jest zimno. Jest bardzo zimno... Czuję, jak... czuję, jak gdyby wilgoć była wysysana ze mnie... Jest wciąż zimno. Cała wilgoć wychodzi ze mnie. Jest mi zimno".
Po pewnym czasie, który wydawał się Betty bardzo długi, pokrywa fotela uniosła się i istoty zbliżyły się do niej. Skinęły na nią i wówczas ku swojemu zdumieniu uniosła się do góry i w pozycji siedzącej poszybowała w kierunku foteli po przeciwległej stronie, których pokrywy były teraz podniesione. Opadła wolno na jeden z nich, po czym została poinformowana, że zostanie zanurzona w cieczy. Ogarnął ją strach, że utonie, i zaczęła gwałtownie protestować. Istoty zapewniły ją jednak, że nic jej nie grozi. Po tych słowach pokrywa fotela opadła łagodnie w dół.
Przez usytuowane na wysokości twarzy otwory w pokrywie wsunęły do jej ust i dziurek nosa dysze, którymi zakończone były zwisające z sufitu trzy przeźroczyste przewody, i powiedziały jej, żeby zamknęła oczy i nie otwierała ich, dopóki jej nie powiedzą.
Zaraz potem z dwóch pozostałych przewodów wychodzących z sufitu i połączonych z pokrywą dokładnie nad głową polała się na nią obfitą strugą szara ciecz. Kiedy wypełniła całe wnętrze fotela, Betty zaczęła odczuwać bardzo przyjemne wibracje, które działały na nią bardzo odprężająco. Towarzyszące jej do tej chwili uczucie ociężałości zniknęło bez śladu. W pewnym momencie w czasie trwania tych kojących wibracji powiedzieli jej że zaraz dadzą jej coś do picia i poprosili ją, aby to połknęła, zaznaczając, że to konieczne. Była to mniej więcej łyżka stołowa gęstego słodkiego płynu, który wpłynął do jej ust przez ustnik. Z zadowoleniem stwierdziła, że smakuje dobrze przypominając nieco smakiem syrop od kaszlu.
W końcu po jakimś czasie wibracje ustały i otaczający ją płyn wypłynął z wnętrza fotela, po czym fotel otworzył się. Była cała mokra. Wraz z ustaniem wibracji i wypłynięciem płynu wróciła ociężałość; ciążyły jej szczególnie dłonie i stopy.
Kiedy na sygnał istot otworzyła oczy, zobaczyła, że mają na głowach czarne kaptury. Jedna z nich pochyliła się lekko do przodu i dotknęła czegoś na fotelu. Jakby w odpowiedzi na to ręce Betty zrobiły się lżejsze.
Poprosiły ją, aby poszła z nimi, i niemal w tej samej chwili ta sama siła, co poprzednio pomogła jej wydostać się z fotela i wessała ją między nie. Wolno sunąc nad czarnym torem udali się w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszli. Minęli drzwi na końcu pomieszczenia i wpłynęli do jakiegoś nie oświetlonego niedużego ciemnego tunelu. Jedynym w nim źródłem światła były wydzielające nikłą srebrzystą poświatę kombinezony istot, które w połączeniu z matowoczarnymi kapturami nadawały istotom niesamowity bezgłowy wygląd. Dzięki tej poświacie Betty mogła stwierdzić, że tunel był jakby wyciosany w skale i przypominał nieco chodnik w kopalni węgla oraz że po drodze mijali wloty do innych podobnych tuneli.
Po pewnym czasie tunel zaczął się lekko wznosić do góry i wkrótce dotarli do jakiejś przegrody wyglądającej jak szyba lub lustro. Nie zwalniając ani trochę przeniknęli przez nią, jak gdyby jej nie było, i wpłynęli do jakiejś czerwonej przestrzeni. "Ta czerwień wyglądała jak światło podczerwone - wyjaśniła później. - Wibrowała. To było jak jakaś wibracja rozchodząca się za pośrednictwem powietrza. [...] Ta cała atmosfera jest czerwona, wibrująco czerwona... Także ich ubrania wyglądają czerwono. Jedynie nakrycie ich głów ma wygląd czarno-czerwony. [...] Wszędzie wokoło jest czerwono. [...] Wszystko było czerwone z wyjątkiem tego toru, nad którym nisko szybowaliśmy. Był ciemnego koloru, jakby czarny, lecz z czerwonym odcieniem".
Biegnący w prostej linii przed nimi czarny tor prowadził w pewnej odległości od wlotu między dwoma prostopadłościennymi budynkami z dużymi prostokątnymi otworami w ścianach. Obok tych budynków, na ścianach oraz w otworach znajdowała się duża liczba jakichś istot, które wydawały się Betty pod pewnymi względami podobne do małp. W rzeczy samej podobieństwo tych istot do małp było bardzo umowne. Miały wprawdzie po dwie cienkie górne i dolne kończyny zakończone czterema szerokimi palcami każda, wyrastające z tułowia podobnie jak ręce i nogi u małp i ludzi, to jednak nie miały głów. Zamiast nich z górnej części tułowia w miejscu szyi wyrastało u nich dwoje dużych oczu - każde na oddzielnej odnóżce - które mogły się poruszać w dowolnym kierunku niezależnie od siebie. Groteskowy wygląd tych istot napawał Betty przerażeniem.
Zapytała towarzyszące jej istoty, co to za stworzenia, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Minąwszy ciąg budynków ze stworzeniami zbliżyli się do jakiejś kolistej przegrody i przeniknąwszy przez nią bez oporu wpłynęli do przestrzeni wypełnionej zieloną atmosferą. Owo przejście z czerwonej do zielonej atmosfery dokonało się nagle, jak gdyby były one oddzielone od siebie gigantyczną taflą szkła. Zielona przestrzeń była większa od czerwonej i różniła się od niej wyglądem. W czerwonej przestrzeni znajdował się jedynie ląd, budynki i te stworzenia, zaś w zielonej coś w rodzaju morza i roślin oraz wiele innych obiektów, z których większość trudno jej było opisać z braku odpowiedników w naszej rzeczywistości. W przeciwieństwie do czerwonej przestrzeni widoczność w zielonej była doskonała we wszystkich kierunkach, mimo iż Betty odniosła wrażenie, że całą atmosferę przenika jakaś lekka mgiełka.
Zaraz po minięciu przegrody między obiema strefami towarzyszące Betty istoty zdjęły z głów kaptury. Tor, nad którym sunęli, wznosił się w tej strefie stopniowo do góry biegnąc w dalszej części nad wąskim skrawkiem lądu otoczonego wodą. Rozglądając się na boki Betty stwierdziła ze zdziwieniem, że chociaż całą przestrzeń wypełniała zielona atmosfera, widzi każdy kolor wyraźnie. Nie potrafiła określić, czy te kolory odczuwała lub odbierała myślami, czy po prostu widziała.
Kiedy dotarli do miejsca, w którym ich tor krzyżował się z innymi, zatrzymali się, aby przepuścić coś białego, czego nie potrafiła opisać.
W dole pod nią znajdowała się jakaś piramida, która widziana z góry miała u podstawy kształt połowy czteroramiennej gwiazdy przeciętej wzdłuż linii łączącej wierzchołki przeciwległych ramion. Wszystkie trzy naroża piramidy były białego koloru, zaś jej wierzchołek wieńczyła rzeźba przedstawiająca ludzką głowę z charakterystycznym staroegipskim nakryciem głowy jak u posągu sfinksa w Gizie. Jej twarz stanowiła kombinację rysów męskich i żeńskich. Daleko za piramidą na horyzoncie znajdowało się miasto z mnóstwem kopuł, wieżowców i estakad, które przypominało twory wyobraźni malarzy science fiction.
Wkrótce ruszyli dalej wciąż się wznosząc. W pewnym momencie dotarli do miejsca, w którym znajdowały się zawieszone w powietrzu gigantyczne konstrukcje w kształcie różnoforemnych przeźroczystych kryształów mieniących się pełną gamą barw w promieniach silnego światła oświetlającego je z przeciwległej strony. Ich wygląd wzbudził w Betty lęk.
Minęli je i zatrzymali się przed źródłem owego jaskrawego światła, po czym towarzyszące jej istoty odeszły na bok zostawiając ją samą. Stojąc tam i czekając na dalszy bieg zdarzeń, Betty dostrzegła wyłaniający się ze światła wizerunek ogromnego ptaka oraz poczuła stopniowy wzrost temperatury.
Ptak miał ponad cztery metry wysokości, wygląd orła, brązowawe upierzenie i białą głowę osadzą na nieco wydłużonej szyi. Był żywy. Kiedy wyłonił się w całości ze światła, przesłonił je sobą. Stał w jego promieniach otoczony unoszącymi się wokół złotymi pyłkami. Temperatura wokół Betty wciąż rosła i wkrótce stała się trudna do zniesienia - do tego stopnia, że Betty przeżywając ponownie ten epizod w trakcie hipnozy zaczęła w pewnym momencie z trudem oddychać i w końcu krzyczeć z bólu drżąc przy tym silnie całym ciałem.
W chwilę potem skwar zaczął słabnąć i kiedy zrobiło się na tyle znośnie, że Betty mogła otworzyć oczy i ponownie obserwować, co dzieje się wokół niej, zobaczyła że nie ma już przed nią ptaka i że w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, płonie teraz jakiś niewielki ogień. Czuła jednocześnie unoszący się w powietrzu jakiś słodki drażniący zapach. Patrzyła, jak ogień stopniowo przygasa wydzielając czerwoną poświatę, a następnie zamienia się w kupkę szarego popiołu z żarzącymi się w nim węglikami. Zaczęła ponownie cała drżeć, lecz tym razem z zimna. Kiedy żarzące się w popiele węgliki dopaliły się, wypełzła z niego duża gruba szara glista.
i niemal w tym samym czasie Betty usłyszała z prawej strony (towarzyszące jej istoty stały z lewej strony) przemawiający do niej donośny grzmiący głos, który wydał się jej być mieszaniną bardzo wielu głosów. Zwracając się do niej po imieniu, głos powiedział:
- Zobaczyłaś i usłyszałaś. Czy rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem, co to znaczy - odrzekła. - Nie wiem nawet, po co tu jestem.
- Wybrałem cię - odpowiedział głos.
- W jakim celu wybrałeś mnie? - zapytała.
- Wybrałem cię, aby pokazać ci ten świat.
- Czy jesteś Bogiem? - zapytała z ciekawością. - Czy jesteś Panem Bogiem?
- Ukażę ci się, kiedy nadejdzie twój czas - odpowiedział wymijająco głos.
- Czy jesteś Jezusem Chrystusem? Poznałabym mojego Pana, Jezusa.
- Miłuję cię. Bóg jest miłością i ja cię kocham.
- Dlaczego mnie tu przyprowadzono? - zapytała ponownie.
- Ponieważ cię wybrałem - odrzekł jak przedtem głos.
- Czemu nie chcesz mi powiedzieć dlaczego i po co?
- Jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas. Wkrótce nadejdzie.
- To prawda. Wierzę w Boga i wierzę w Jezusa Chrystusa. Sławię Boga, sławię Boga, sławię Boga. Nic nie może zrobić mi krzywdy. Nic nie jest w stanie mnie przestraszyć. Wierzę w Jezusa Chrystusa.
- Wiemy o tym, dziecino - odrzekł głos. - Wiemy o tym, dziecino, że wierzysz. To właśnie dlatego zostałaś wybrana. Teraz odeślę cię z powrotem. Nie bój się... Miej się dobrze. Twój strach sprawia, że czujesz to wszystko. Nigdy nie zrobię ci krzywdy. To właśnie twój strach jest tym, co sprawia, że czujesz to wszystko. Mogę cię uwolnić, ale to ty sama musisz się uwolnić od tego strachu poprzez mojego syna.
Ta rozmowa choć mętna i nie wyjaśniająca niczego sprawiła, że Betty zaczęła płakać ze szczęścia przekonana, że rozmawiała z samym Bogiem. Wywołała ona także konsternację wśród ekipy badającej przypadek Betty. Wszyscy doszli do zgodnego wniosku, że jej kontekst religijny wynikł z bardzo głębokiej wiary Betty. Uznali, z czym trudno się nie zgodzić, że istoty posłużyły się jej wiarą, aby ją uspokoić i zaspokoić jej ciekawość, a nade wszystko, aby za jej parawanem ukryć prawdziwe intencje, których z sobie tylko znanych powodów nie chciały i nie chcą ujawnić. Zrodziła nawet obawy o pogorszenie się zdrowia psychicznego Betty, lecz przeprowadzone w tym czasie odpowiednie testy rozwiały je.
Nie ulega wątpliwości, że to, co przedstawiono Betty, było zobrazowaniem śmierci i narodzin mitycznego Feniksa *[Cytowana przez Raymonda E. Fowlera Encyklopedia Colliera (Collier Encyclopedia) pod hasłem "Feniks" podaje następujący opis: Legendarny ptak, który buduje sobie sam stos pogrzebowy, a następnie odradza się ze swojego popiołu. Był czczony w starożytnym Egipcie, był płci męskiej i miał piękne czerwono-złote upierzenie; jak mówiła legenda żył 500 lat, a nawet dłużej. Pod koniec życia budował gniazdo z gałązek drzewa benzoesowego, które następnie podpalał. Ulegał spaleniu wraz ze swoim gniazdem. Z powstałego popiołu wypełzała glista, z której wyrastał nowy Feniks. Encyklopedia Colliera dodaje jeszcze, że Feniks był jednym z najbardziej znaczących symboli sztuki i literatury wczesnego chrześcijaństwa oznaczającym nieśmiertelność i zmartwychwstanie.] Z wielu pytań, jakie nasuwają się w tym miejscu, jedno jest szczególnie godne uwagi: Czy powstanie mitu o Feniksie było wynikiem przeżycia przez kogoś w starożytności podobnego wzięcia dokonanego przez te same istoty, czy też te istoty zaczerpnęły ten mit z ludzkiej mitologii i zaadoptowały go do swoich celów? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie i chociaż ta pierwsza możliwość wydaje się mniej prawdopodobna, to jednak biorąc pod uwagę fakt, że ludzkość jest obserwowana i być może nieodczuwalnie przez nas manipulowana przez przedstawicieli różnych cywilizacji od niepamiętnych czasów, nie da się jej wykluczyć.
Kiedy pokaz śmierci i narodzin Feniksa dobiegł końca, towarzyszące Bet-ty istoty zbliżyły się do niej i jak przedtem stanęły przed i za nią, po czym wszyscy razem ruszyli w drogę powrotną. Minęli gigantyczne konstrukcje w formie kryształów, które nie mieniły się tym razem kolorami, gdyż nie było już tego jaskrawego światła, i poszybowali dalej wzdłuż tego samego czarnego toru zawieszonego swobodnie w powietrzu bez żadnych elementów podtrzymujących.
Betty przez całą drogę uważnie obserwowała wygląd zielonej strefy starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przed przegrodą oddzielającą zieloną i czerwoną strefę towarzyszące Betty istoty nałożyły na głowy kaptury. Nie zatrzymując się wszyscy razem wkroczyli do ponurej z wyglądu czerwonej strefy. Stamtąd do wyciosanego w skale mrocznego tunelu, a następnie do półcylindrycznego pomieszczenia z fotelami.
W pomieszczeniu istoty zdjęły kaptury i odłożywszy je na bok uniosły Betty za pomocą nieznanej siły i posadziły w różniącym się od pozostałych fotelu bez pokrywy, który miał z przodu prawego oparcia jakieś przyciski oraz metalowe paski wtopione w górne powierzchnie obu oparć i siedzenie. Jedna z istot wcisnęła dwukrotnie jeden z przycisków, w wyniku czego ciało Betty podskoczyło dwa razy jak porażone prądem. [...]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.