W naszej codziennej poczcie znajdujemy ciekawe pytania. Czasami dotyczą one spraw podstawowych, związanych z tzw. karmą, czyli prawem „przyczyny i skutku”, które buduje nasze życie składające się z całego ciągu wydarzeń.
Oto ten e-mail:
-----Original Message-----
From: [dane do wiadomości FN]
Sent: Saturday, January 16, 2016 12:24 PM
To: FN
Subject: Karma a osoby potrzebujące
Droga Redakcjo!
Jestem Waszym czytelnikiem od przeszło 5 lat, jednak dopiero dzisiejsza sytuacja wywołała we mnie nieodpartą chęć skontaktowania się z Nautilusem. Stan faktyczny był następujący: pod drzwi mojego mieszkania przyszedł nieznajomy. Na dźwięk dzwonka do drzwi automatycznie poszedłem otworzyć i sprawdzić kto przyszedł. Powiedział, że jest bezdomnym i prosi o pieniądze. Jego wygląd był naprawdę odstręczający, ubranie było zniszczone, a mężczyzna ten był ewidentnie zaniedbany. Gdy usłyszałem w jakim celu przyszedł, odruchowo zamknąłem drzwi mówiąc "Nie mam nic. Do widzenia". Kilka minut po tym jak odszedł, naszła mnie wątpliwość, którą mam nadzieję wspólnie z Państwa pomocą uda się choć po części rozwiać.
Zastanawia mnie mianowicie, czy zgodnie z prawem karmy powinniśmy bezrefleksyjnie pomagać wszelkim osobom w potrzebie? Mam tu na myśli osoby bezdomne, żebrzące na ulicach, cygańskie rodziny (głównie dzieci), czy osoby przedstawiane w telewizji jako podopieczni wszelakich fundacji. Czy odmawiając takiej osobie pomocy "tracę punkty" i oddalam się od doskonałości duchowej oraz narażam się na podobną sytuację w przyszłym wcieleniu (z odwróconymi rolami)? Z mojej perspektywy jest to problem, ponieważ dając te pieniądze robiłbym to nieszczerze, mając z tyłu głowy, że nie zostaną one wykorzystane na potrzeby podstawowe, lecz na alkohol i inne używki. Ostatnie moje pytanie, co w takiej sytuacji jest ważniejsze z punktu widzenia "awansu" duchowego - intencja osoby przekazującej datek (bez braku świadomości na co zostaną spożytkowane środki), czy satysfakcja z otrzymanego zastrzyku gotówki przez osobę potrzebującą, którą widzimy bezpośrednio po udzieleniu pomocy?
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Udzielać pomocy trzeba! Trzeba to robić bezinteresownie, osobom naprawdę potrzebującym. Jak ich rozpoznać? Trzeba się kierować intuicją, wewnętrznym głosem, który powinien dać nam odpowiedż. Tu jednak ważne zastrzeżenie.
Świat jest pełen oszustwa i przekazywanie pieniędzy przeróżnej maści cwaniakom, które z naciągania zrobili sobie sposób na życie… to oczywiście żart i nie ma sensu w ten sposób „budować sobie dobrej karmy”. Ale oczywiście warto nauczyć się robić rzeczy bezinteresownie, jedynie z chęci pomagania innym, którzy mają gorzej niż my. Zamiast rozdawać pieniądze na lewo i prawo warto pomóc jednej osobie, co do której jesteśmy pewni, że rzeczywiście jej sytuacja na to zasługuje. Nasze ego mówi „szkoda, nie rób tego!”, ale trzeba je poskromić niczym dzikie zwierzę. My także robimy to każdego dnia! :)
Na koniec jeszcze jedna wskazówka.
Człowiek powinien być jak surfer, czyli osoba ślizgająca się po falach – radzą wschodni mistrzowie. Ktoś, kto nie rozumie zasad przemian Jing-Jangu nigdy nie będzie szczęśliwy.
Filozofia wschodu związana z zasadą przemian Jing-Jangu mówi o tym, że nic nie trwa wiecznie, a wszystko wokół nas się zmienia. Tych zmian nie dostrzegamy, ale one następują każdego dnia. Wiele osób ma lęk przed tym, że coś, co w ich mniemaniu jest "szczęśliwym stanem" przeminie i dlatego próbują utrzymać ten stan "rękami i nogami" za wszelką cenę przy użyciu często nikczemnych metod, czym ściągają na siebie prawdziwe nieszczęście.
Jeśli zbytnio zachwycamy się nową sytuacją (nową pracą, miłością itp.), to tworzymy balon jednostronnych wibracji, który kiedyś zostanie napełniony do granic możliwości pęknie, a pękając zniszczy coś, co posiadamy - albo pozycję, albo miłość, albo... nasze zdrowie, albo wszystko naraz.
Musimy więc nauczyć się cieszyć tym, co posiadamy i co uznajemy za dobre, jako tym, co się nam należy, trudności przyjmować jako naukę pobieraną z rąk Mistrza i nie chwytać się kurczowo brzegów fal wiecznej odmiany Jin-Jangu. Musimy więc być otwarci na to, aby przyjmować dobro i zło (w naszym rozumieniu) jako dwie strony tej samej energii, żyć w harmonii z delikatną, ale Wielką Prawdą Cyklicznych Przemian Natury. Jeśli nam się to uda, będziemy niczym surfer na falach oceanu ślizgać się po grzbietach fal Jing-Jangu, łagodnie wznosić się i ponownie opadać z uśmiechem na twarzy, bez ciągłego lęku przed tym, że właśnie na tej fali "spadamy". Jak wytłumaczyć prawo "Cyklicznych Przemian"?
Najlepiej posłużmy się przepiękną, chińską przypowieścią, którą znalazł w Chinach filozof Alan Watts.
"Pewien wieśniak miał tylko jednego konia. Pewnego dnia ten koń mu uciekł. Tego dnia sąsiedzi zebrali się, żeby mu współczuć i pocieszyć go w tym nieszczęściu. Kiedy padły słowa - "jakie to nieszczęście spadło na niego", on tylko stwierdził "być może, że to jest nieszczęście, a być może, że nie". Następnego dnia koń powrócił z sześcioma dzikimi końmi i wszyscy przyszli cieszyć się i gratulować mu szczęścia, a on znowu odpowiadał, że "być może jest to szczęście, a być może, że nie".
Za parę dni syn jego chciał się przejechać na jednym z tych dzikich koni. Koń jednak wierzgnął, a syn jego spadł tak nieszczęśliwie, że złamał nogę. Kiedy przyszli sąsiedzi z wyrazami współczucia - powtórzył tylko "być może, że jest to nieszczęście, a być może, że nie". Następnego dnia przyjechali wysłannicy króla, aby pobrać nowych mężczyzn do wojska, ale syna nie wzięli, bo miał złamaną nogę. Kiedy przyszli sąsiedzi z gratulacjami - powtórzył tylko "być może, że to szczęście, a być może, że nie". Komentarz Alana Wattsa do tego opowiadania był krótki - "cykliczność Jing-Jangu jest delikatna i mądra, trzeba nie być ślepym, aby to zobaczyć".