Dziś jest:
Sobota, 27 kwietnia 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




STRACILIŚMY 1-2 GODZINY... PO PROSTU ZAĆMIENIE!
Czw, 4 cze 2020 10:05 komentarze: brak czytany: 3653x

Mam potwierdzenie historii Jana Wolskiego z 1978 roku, koniecznie ze mną porozmawiajcie! – taką wiadomość otrzymaliśmy od mieszkańca z zachodniej Polski. Jego opowieść wprawia w zdumienie i nie można tego wykluczyć, że faktycznie ma związek z Bliskim Spotkaniem Trzeciego Stopnia w Emilcinie. Już kiedyś prezentowaliśmy tę historię w serwisie FN, ale po kolejnej rozmowie z autorem (19 lipca 2021) prezentujemy.......

czytaj dalej


Mam potwierdzenie historii Jana Wolskiego z 1978 roku, koniecznie ze mną porozmawiajcie! – taką wiadomość otrzymaliśmy od mieszkańca z zachodniej Polski. Jego opowieść wprawia w zdumienie i nie można tego wykluczyć, że faktycznie ma związek z Bliskim Spotkaniem Trzeciego Stopnia w Emilcinie. Już kiedyś prezentowaliśmy tę historię w serwisie FN, ale po kolejnej rozmowie z autorem (19 lipca 2021) prezentujemy ją w dziale XXI PIĘTRO - TWOJA HISTORIA, co obiecaliśmy autorowi relacji. Warto bowiem, aby tak szczególne relacje były przypominane, gdyż... szkoda, aby przepadły w gigantycznej liczbie kolejnych wiadomości publikowanych w serwisach FN.

 

Z punktu widzenia materiału zgromadzonego przez FN historia Bliskiego Spotkania III Stopnia z UFO w Emilcinie jest prawdziwa w stopniu absolutnym. Co to oznacza? Mamy taki własny test, który wielokrotnie został zweryfikowany przez życie. Pozornie jest on bardzo bolesny dla sprawy, ale na koniec prawda lśni wielokrotnie bardziej efektownie. Na czym ten „test” polega?

Otóż jeśli coś jest prawdziwe, to można to opluć, oblać szambem kłamstwa na sto tysięcy sposobów, a to i tak nic nie da. Jeśli bowiem dane wydarzenie naprawdę się zdarzyło, to obroni się bez najmniejszego problemu i wyjdzie z tego zwycięsko. Przykład? Pojawia się mega-idiotyzm o tym, że Emilcin jest „efektem hipnozy - święć Panie nad jego duszą – domorosłego naprawiacza telewizorów z Lublina Witolda Wawrzonka”? A to nagle pojawiają się rozmowy z jego żoną i synem, którzy opowiadają o tym, jak to było naprawdę i całe ordynarne kłamstwo i bezczelną manipulację związaną z p. Witoldem Wawrzonkiem „rozbijają w pył” .

I jeszcze przykład z ostatnich miesięcy związany z Emilcinem – oto dotarła do nas „teoria demaskująca Emilcin” o tym, jak to Rosjanie testowali bio-roboty na polance w Emilcinie, a „naiwniaczki” kupiły opowieści Jana Wolskiego i innych świadków przelotu UFO z Emilcina (rodzina Popiołków, choć nie tylko) za UFO, a to był zwykły, banalny rosyjski dron… I znowu zasada „prawda się musi obronić” działa bezbłędnie.

 Wtedy oficjalnie zwracamy się do naszych rosyjskich kolegów z prośbą odpowiedzi, czy w 1978 roku rosyjska armia dysponowała armią „małych biorobotów poruszających pojazdami latającymi w kształcie prostopadłościanów bez śmigieł i silników odrzutowych”. I tak dalej i tak dalej – każdy idiotyzm zbudowany na kłamstwie i manipulacji można bez trudu wyśmiać i wykazać, że są to wierutne brednie. Prawda danego wydarzenia bowiem - jak w tym pięknym powiedzeniu poniżej – bez trudu się obroni sama, nawet nie wystarczy jej specjalnie pomagać, choć akurat to nie zaszkodzi.. ;)


Ale czasami pojawiają się takie rzeczy i relacje o wydarzeniach, które weryfikować jest bardzo trudno ze względu na postawę świadka. Oczywiście nie zgadza się on na publikację imienia, nazwiska, nazwy miejscowości i w ogóle niczego. Co chwilę powtarza, że „on nie poszukuje rozgłosu” i że nie chce, aby pokazywali go sąsiedzi palcami, że „zwariował i gada o UFO”. Tego typu stawianie sprawy oczywiście jest dowodem na to, że na pewno nie robi tego dla „sławy i rozgłosu”, ale nas stawia w trudnej sytuacji, gdyż w zasadzie nie możemy w żaden sposób zaprezentować danej historii w sposób wiarygodny. Cóż to za relacja bez imienia i nazwiska, a nawet miejscowości, w której mieszka świadek? Jaka jest wartość takiego świadectwa?!

Jednak to jest Polska i z podobnymi problemami stykami się dosłownie codziennie. Paniczny lęk przed stygmatyzacją „tego wariata od UFO” jest tak silny, że najciekawsze wątki i historie po prostu do nas nie docierają, gdyż ludzi paraliżuje zwierzęcy strach przed opinią środowiska, rodziny, sąsiadów czy znajomych. I tak w 100 procentach prawdziwe zjawisko jakim jest UFO jest spychane do getta „zabawnych ciekawostek z ostatnich stron tabloidów”. I tego niestety nie zmienimy.

Ten wstęp był konieczny, aby zaprezentować szerszy kontekst historii, która jest związana z panem – nazwijmy go – L.

Mimo jego oporu przed jakimkolwiek ujawnieniem udało nam się go namówić, aby nagrać z nim relację i bez pokazywania twarzy (zmieniając głos) przedstawić jego relację. W wakacje planujemy wyjazd do miejscowości gdzie mieszka i wspólnie z L. udać się na miejsce całego wydarzenia, które miało miejsce 40 lat temu na kilka tygodni przed tym, co przeżył Jan Wolski.

Ale zacznijmy od początku.

Na pokład okrętu Nautilus dostaliśmy ciekawą i dość intrygującą wiadomość, którą cytujemy poniżej.

 

[…] Potwierdzam wszystko, co powiedział p. Jan, znam jeszcze kilka innych szczegółów. Jest to prawda, Zapraszam kogoś kompetentnego do korespondencji. […]mam konkretne i namacalne , może nie dowody ale informacje. Nawiąże kontakt z osobami, które są zainteresowane, ciekawe tematu, oraz mają wyobrażenie inne niż twardogłowi maluczcy i ciaśniej myślący ludzie […]

Przez brak czasu odpowiedź z naszej strony nie była natychmiastowa, więc dostaliśmy kolejną „ponaglającą” wiadomość.

[…] Dlaczego nie odpowiadacie? Mam konkretne fakty o p. Janie z Emilcina, to nie kłamstwa, chcę potwierdzić jego wypowiedzi, znam też więcej informacji. Czy ktoś się odezwie, to co widział p. Jan , było potwierdzeniem tego, co ja zaobserwowałem 40 lat temu. Jeżeli nikt nie podejmie dyskusji, to wszystko pójdzie w zapomnienie, nie szukam poklasku […] Proszę o poważne podejście do tematu. Pozdrawiam. […]

Wreszcie odezwaliśmy się, nawiązaliśmy kontakt, a wreszcie udało nam się porozmawiać w sieci przez komunikator społecznościowy z możliwością transmisji wideo.

Pan L. okazał się dobiegającym 60-tki mieszkańcem małego miasta w zachodniej Polsce, które znajduje się w województwie lubuskim. Już pierwsze dwie minuty rozmowy za pomocą komunikatora internetowego (z transmisją wideo) pokazały, że nie mamy do czynienia z żadnym oszustem, ale człowiekiem, który naprawdę coś przeżył i chce o tym opowiedzieć. Jego relacja jest zdumiewająca z jednego powodu, o którym powiemy na końcu.

Historia Bliskiego Spotkania z UFO pana L.

W tym roku świadek i jego kolega mieli po 19 lat. Był 1978 rok, mała miejscowość w pobliżu Gorzowa Wielkopolskiego. Jak opowiada świadek było to „na kilkanaście tygodni przed spotkaniem Jana Wolskiego z UFO”, czyli można podejrzewać, że wszystko wydarzyło się w lutym albo marcu 1978 roku. Data tego wydarzenia jest bardzo ważna, gdyż to jest jeden z tych elementów, które pan L. uważa za jednoznacznie łączący go z historią z Emilcina. Drugim jest kształt pojazdu, a trzecim wygląd istot.

Straciliśmy 1-2 godziny… po prostu zaćmienie!

Było ok. 12.00-15.00 (świadek nie był w stanie podać precyzyjnej godziny), kiedy razem z kolegą szli drogą w pobliżu pola. Jego kolega wszystko dokładnie pamięta, ale jest obecnie – jak powiedział L. – bardzo szanowanym biznesmenem, zatrudnia 50 osób i najchętniej by o tym wszystkim zapomniał z obawy przed ośmieszeniem w środowisku, gdyż ludzie „śmieją się z tych, co mówią o UFO”. Razem zobaczyli lecący nad ziemią pojazd o zdumiewającym kształcie. Jak daleko był od nich? Ok. 50 metrów, czyli bardzo blisko. Miał on kształt prostopadłościanu (przypominał autobus – to także kolejny element nawiązujący do opowieści Jana Wolskiego), ale był minimalnie większy od tego, który opisywał Jan Wolski.

Jego wymiary świadek podał orientacyjne, ale wysokość określił jako 6 metrów, długość ok. 10 metrów, szerokość 4-5 metrów. Z przodu pojazdu było małe światło w kolorze zielonym, które błyskało co 5 sekund. Nie było jakichkolwiek drzwi czy okien – jedynie jednolita powierzchnia. Pan L. poproszony o wykonanie rysunku pojazdu zrobił go, a następnie pokazał do kamery swojego komputera. W miejscach małych poprzecznych kresek znajdowało się coś, co określił jako „sprężynki”, lecz tego czym były nie sprecyzował. UFO wydawało z siebie delikatny dźwięk przypominający elektryczne buczenie.

Poproszony o opis pojazdu L. napisał tak:

[…] Jeżeli chodzi o kolor: tak jak szron w zimie, jasny lód pokryty szronem, poruszał się bardzo  wolno, prawie zatrzymał się w miejscu, sądząc po szumie jaki wydawał z ogromną  prędkością podleciał do nas (wysoki dźwięk, do niskiego , przy małej prędkości).  Jak wspomniałem co kilka sekund z przodu jasnozielone światło, znajdował się tuż nad przydrożnymi drzewami, a my na szosie w odległości ok. 15-25 metrów. Dźwięk, najszybciej przypominął odkurzacz tylko o różnej tonacji , w zależności od szybkości poruszania. Pojazd prawie stał w miejscu pobiegliśmy do niego , wtenczas jak mówiłem panu urywa się film, wreszcie film wraca ale my z trwoga biegniemy w odwrotnym ..kierunku..


I teraz najciekawsze: obaj pamiętają, że podjęli decyzję, aby jak najszybciej uciec od tego pojazdu. I zaczynają biec, ale nagle powstaje – jak to się wyraził świadek „zaćmienie, jakieś zatrzymanie w czasie” – po czym obaj biegną, ale… znajdują się w zupełnie innym punkcie przestrzeni i biegną w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie!

Ani słowa rodzinie czy znajomym!

Wrócili przerażeni do domów. Postanowili, że nie będą o tym wydarzeniu mówić ani rodzinie ani znajomym. I słowa dotrzymali do dzisiaj, czyli do maja 2018! Zapytany, dlaczego w takim razie skontaktował się z Fundacją Nautilus świadek odpowiedział, że chce potwierdzić to, co mówił Jan Wolski, bo jak tego nie zrobi, to wszystko „pójdzie w zapomnienie”. Co chwila powtarzał kilka zdań. A to, że „nie chce rozgłosu” albo że „pojazd wyglądał trochę inaczej niż na rysunkach, które są w sprawie Jana Wolskiego”.

/tak opisywał pojazd Jan Wolski – grafika z dokumentacji FN/


Od momentu spotkania z UFO stała się jednak rzecz zadziwiająca, a w zasadzie dwie. Po pierwsze jak mówi świadek – coś wtedy się z nim zmieniło i zaczął świat widzieć cyt. „z zupełnie innego wymiaru”. Zaczął mieć wizje jasnowidcze dotyczące przeszłości albo przyszłości, ale – jak wyjaśnił – „on tego nie używa, bo jest to dla niego zakazane. Ma różne wizje, ale nie chce tego używać i od razu wrzuca to do kosza”. Jednak tego dnia podczas spotkania z UFO jego zmiana była na tyle duża, że zauważył u siebie jeszcze jeden, zdumiewający dar. W czasie połączenia wideo pokazał nam próbkę swoich możliwości i musimy przyznać, że dosłownie „wbił nas w ziemię”. Musimy jeszcze zadać świadkowi pytanie, czy możemy ujawnić, na czym ten dar (umiejętność) polega, gdyż ujawniając go może on być błyskawicznie rozpoznany w swoim środowisku, a jak wiemy bardzo chciał uniknąć rozpoznania go przez rodzinę lub znajomych. Możemy tylko powiedzieć jedno: jego umiejętność naprawdę zapiera dech w piersiach i nigdy wcześniej nie widzieliśmy człowieka, który jest w stanie to robić… To jest ta sprawa, która może być dowodem na to, że L. mówi prawdę.

Mgliste wspomnienia spotkania z jakimiś dziwnymi istotami

Ale od spotkania z UFO zaczęło się coś jeszcze. Świadek opowiada, że zaczął mieć „przebłyski” w swojej pamięci spotkania z istotami, które nie były ludźmi. Ich opis jest zbliżony do tego, co mówił Jan Wolski.

I jeszcze jedna ciekawostka. 15 lat później (czyli w 1993 – przyp. FN)  w tym samym miejscu wiele osób widziało unoszący się jasny obiekt. Było to w nocy i ktoś wezwał nawet straż pożarną. Miejscowa ludność zinterpretowała to wydarzenie jako manifestację religijną. Ludzie mówili, że „pojawiła się Matka Boska”. W lokalnej prasie pojawiły się artykuły, że nad tą miejscowością było widziane UFO (chcemy dotrzeć do tych artykułów, kiedy przybędziemy na miejsce, a planujemy to w te wakacje). Pan L. ofiarował swoją pomoc w pokazaniu nam dokładnie tego miejsca, gdzie doszło do wydarzenia, a także w dotarciu do świadków manifestacji UFO w 1993 roku.

 

Relacja jest na tyle intrygująca, że zamierzamy pojechać do świadka i zrobić bardziej szczegółową dokumentację tego zdarzenia. Będziemy go namawiać do tego, aby zgodził się zaprezentować czytelnikom serwisu FN swoją zdumiewającą umiejętność… nie sposób tego w żaden racjonalny sposób wyjaśnić, ale – gwarantujemy – dosłownie wbija w ziemię.

Dlaczego to potwierdza opowieść pana L.?

Bardzo często osoby uczestniczące w Bliskim Spotkaniach III Stopnia zmieniają się i po takich spotkaniach zauważają u siebie pozazmysłowe zdolności. Maja wizje jasnowidcze, zdolności do telekinezy lub telepatii. Powodem tego jest albo specjalna ingerencja obcych istot, albo – co bardziej prawdopodobne – samo przebywanie w pobliżu takich istot, które mają o wiele większą wibrację związaną z poziomem duchowym, doprowadza do samoczynnego podniesienia się ich poziomu, czego efektem jest „dodatkowy pakiet umiejętności”.

Czy ta historia jest potwierdzenie Emilcina?

Emilcin jest dostatecznie udowodniony i praktycznie nie potrzebuje żadnych nowych dowodów, ale faktycznie zbieżność w czasie obu zdarzeń, wyglądu pojazdu i samych istot może wskazywać na to, że Jan Wolski i świadek L. mieli okazję spotkać się z tą samą załogą pojazdu. Jan Wolski jednak pamiętał wszystko – każdą minutę spędzoną na pokładzie statku, co od dawna jest uważane za dowód na to, że obcy tak dokładnie chcieli. On miał to pamiętać z jakiegoś powodu! Podobnie zachowanie się pojazdu tuż po spotkaniu z Janem Wolskim było zdumiewające. UFO przeleciało nad centrum Emilcina, przez chwilę zawisło nad gospodarstwem państwa Popiołków, po czym z ogromnym hukiem wystrzeliło w górę. Wszystko to działo się na oczach świadków, w tym dwójki dzieci państwa Popiołków (Zbigniew Blania-Bolnar mówił wielokrotnie, że świadków tego startu obiektu z centrum Emilcina było więcej, ale ludzie bali się do tego przyznać). Adaś Popiołek i jego siostra bardzo precyzyjnie opisywali obiekt, który widzieli tuż po tym, jak zakończyło się Bliskie Spotkanie Trzeciego Stopnia Jana Wolskiego.

Relację Adama Popiołka już jako dorosłego człowieka można obejrzeć w programie „Na każdy Temat”, który znajduje się w naszym Archiwum Wideo FN.

 


From: [...]
Sent: Wednesday, July 21, 2021 2:15 AM
To: xxi@nautilus.org.pl
Subject: Dot. artykułu- Straciliśmy 1-2 godziny

 

FN, XXI PIĘTRO

W artykule - Straciliśmy 1-2 godziny- piszecie że chcecie dotrzeć do artykułów na temat obserwacji UFO w Lubuskiem. Wpisałem: Gazeta Lubuska widziano UFO- i wyskoczyły te artykuły: https://gazetalubuska.pl/ufo-nad-lubuskiem-co-widzial-nasz-czytelnik-czy-to-kolejny-fotomontaz-postanowilismy-zbadac-sprawe/ar/13964956

https://gazetalubuska.pl/swiatowy-dzien-ufo-2021-gdzie-bylo-widziane-w-lubuskiem-oni-naprawde-cos-widzieli-relacje-swiadkow/ga/c1-13258131/zd/29605045

Sam przed laty pisałem w komentarzach, na Waszej FN, o obserwacji armady UFO nad Wrocławiem- ale nie było zainteresowania. Leciały bardzo nisko, z początku było ich 7, potem zrobiło się 14. W miejscu dzisiejszego wieżowca Sky Tower stał inny- o połowę niższy Poltegor. Zrobiłem wizualizacje komputerowe, miałem już dawno je wysłać. Z tej okazji wysyłam je teraz. Za parę dni wyślę opis zdarzenia. Też nie szukam rozgłosu.

[...]







zwiń tekst



NIEZWYKŁE WYDARZENIA Z UFO NAD WARSZAWSKIM JEZIORKIEM CZERNIAKOWSKIM
Śr, 6 maj 2020 09:59 komentarze: brak czytany: 2465x

[...] Dzień dobry Państwu, Od dłuższego czasu przeglądam informacje o wydarzeniach jakie miały miejsce począwszy od lat 70-tych  do dnia dzisiejszego w okolicach Jeziorka Czerniakowskiego na warszawskiej Sadybie. Szczęście w nieszczęściu, mam pewną historię, z którą chciałbym się podzielić z Państwem. Wszystko co przedstawię.jest oparte na relacjach mojej Babci, która była świadkiem tego zdarzenia.......

czytaj dalej


[...] Dzień dobry Państwu, Od dłuższego czasu przeglądam informacje o wydarzeniach jakie miały miejsce począwszy od lat 70-tych  do dnia dzisiejszego w okolicach Jeziorka Czerniakowskiego na warszawskiej Sadybie. Szczęście w nieszczęściu, mam pewną historię, z którą chciałbym się podzielić z Państwem. Wszystko co przedstawię.jest oparte na relacjach mojej Babci, która była świadkiem tego zdarzenia. Miało to wszystko miejsce w okolicach przełomu wiosny i lata 1982 roku. Był to wieczór, tuż po godzinie 19, więc moja Babcia postanowiła położyć już w łóżeczku moją malutką Mamę. Dziadek również był zmęczony, więc postanowił się zdrzemnąć na kanapie w dużym pokoju.

Po pewnej chwili w mieszkaniu zaczęło migać światło. Nie trwało to długo, ponieważ migania ustały po ok. 20 sekundach. W przeciągu kilkudziesięciu sekund, Babcia dostrzegła (mieli widok na Wisłę oraz Jeziorko Czerniakowskie) za Kościołem pw św. Antoniego z Padwy (czyli na polach między budynkiem a bezpośrednio Jeziorkiem) całkiem okazałych rozmiarów świetlistą kulę. Jej charakterystyczną cechą było to, że pulsowała światłami, tzn. barwy przemieniały się od biało-żółtego do jasnej czerwieni oraz to, że nie przemieszczała się tylko wisiała nad jednym miejscem. Wystraszyła się, postanowiła obudzić Dziadka, aby też to ujrzał. Po około dwuch lub trzech minutach światło powoli słabło aż w ostateczności zniknęło. Następnego ranka, Babcia z małym wózeczkiem udała się na spacer w to miejsce lecz nic nie wskazywało na obecność sprzed kilkunastu godzin świetlistego obiektu. Żadnych śladów, zapachów... kompletnie nic.

To tyle jeżeli chodzi o tą historię. Postanowiłem się nią podzielić, ponieważ jak na początku napisałem zacząłem się tymi tematami interesować a po drugie widzę, że jest spore zaciekawienie co do zjawisk z tego miejsca w Warszawie. Serdecznie pozdrawiam,
 
[dane do wiad. FN]




zwiń tekst



RÓŻANIEC I SIDDHARTHA
Wt, 28 kwi 2020 12:17 komentarze: brak czytany: 1370x

[...] Pozdrawiam serdecznie Fundacje Nautilus. Dziekuje Wam bardzo ze jestescie a takze aby pomoc mi zrozumiec moje doswiadczeniana ktore obecna –“materialna wiedza” nie ma wytlumaczenia. Kilka tygodni temu Ktos z tamtego wymiaru mocnym glosem powiedzial do mnie slowo SIDDHARTHA. Nigdy wczesniej nie slyszalem takiego slowa. Spojrzalem do Wilkipidia. Slowo SIDDHARTHAjest utworzone z dwoch slow w jezyku.......

czytaj dalej


[...] Pozdrawiam serdecznie Fundacje Nautilus. Dziekuje Wam bardzo ze jestescie a takze aby pomoc mi zrozumiec moje doswiadczeniana ktore obecna –“materialna wiedza” nie ma wytlumaczenia.

 Kilka tygodni temu Ktos z tamtego wymiaru mocnym glosem powiedzial do mnie slowo SIDDHARTHA. Nigdy wczesniej nie slyszalem takiego slowa. Spojrzalem do Wilkipidia. Slowo SIDDHARTHAjest utworzone z dwoch slow w jezyku Sanskirt-w jednym z najwczesniejszych jezykow w Indiach. Ono oznacza.Ten ktory odnalazl sens istnienia lub ten ktory osiagnal wszystkie cele.

W rzeczywistosci imie BUDDY,zanim osiagnal swoje cele  bylo SIDDARTHA Gautama Ksiaze Kapilavastu. Powstala takze nowela w 1922 roku o tym tytule w ktorej opisana jest duchowa podroz do odkrycia siebie. Swiat duchowy pokazuje nam wlasciwa drogei kieruje nas w kierunku szacunku do Wszystkiego I Wszystkich. Kilka dni pozniej doswiadczylem czegos  fascynujacego.

Piec lat temu bylismy z zona na wakacjach w Meksyku. Po opuszczeniu hotelu I bedac juz w samolocie zorientowalem sie ze zapomnialem zabrac z pokoju hotelowego swoja kurtke. W jednej z jej kieszen zawsze nosilem Rozaniec.

Mial on dla mnie szczegolne znaczenie bo podarowal mi go kolega w Polsce. Przez dlugi czas modlil sie on majac go w swoich rekach. To wyzwolilo go z “ciezkiej choroby psychicznej”.

Pomyslalem sobie wtedy ze tak wlasnie mialo byc I byc moze  ten Rozaniec pomoze komus w potrzebie. On ma w sobie bardzo duzo Pozytywnej Energii.

Kilka dni temu wlozylem reke do nowej kurtki I byl w niej TEN Rozaniec. Po powrocie z Meksyku przeszukalem wszystkie rzeczy dziesiatki razy I nic nie znalazlem. Slyszalem o tego rodzaju rzeczach ale dla mnie bylo to pierwszy raz.

 Caly czas szukam Prawdy odnosnie sensu istnienia  pomimo tego ze chyba wiem o co chodzi. To jest jak glod ktorego nie mozna zaspokoic. Dwa zdarzenia z dwoch roznych religii a jednak maja ze soba cos wspolnego.

Mysle ze wiekszosc religii ma wspolny przekaz tj. Milosc bez Granic.

Pozdrawiam Was I Wszystkich Czytelnikow bardzo serdecznie.

Rysiek

[dane do wiad. FN]

/poniżej zdjęcie załączone  do korespondencji, którą dostaliśmy 3 czerwca 2021/

 

I jeszcze jedna historia z różańcem - rozmawiał nasz współpracownik z pokładu okrętu Nautilus - "Gryzonek".



zwiń tekst



WIERZĘ, ŻE DZIADEK ODWIEDZIŁ MNIE WE ŚNIE
Pt, 24 kwi 2020 09:56 komentarze: brak czytany: 4163x

Witam Szanowną Redakcję.Parę lat temu Waszą stronkę polecił mi  znajomy i od tamtej pory jestem Waszą wierną fanką.Wasze artykuły otworzyły mi oczy na wiele aspektów życia i nie tylko :)Długo zbierałam się, żeby podzielić się z Wami moją historią na temat snów z osobami zmarłymi.Otóż przyszedł do mnie we śnie mój nieżyjący dziadek.Ale od początku.  W 2008 roku pracowałam w jednej firmie i z moim tatą.......

czytaj dalej


Witam Szanowną Redakcję.
Parę lat temu Waszą stronkę polecił mi  znajomy i od tamtej pory jestem Waszą wierną fanką.
Wasze artykuły otworzyły mi oczy na wiele aspektów życia i nie tylko :)
Długo zbierałam się, żeby podzielić się z Wami moją historią na temat snów z osobami zmarłymi.
Otóż przyszedł do mnie we śnie mój nieżyjący dziadek.
Ale od początku.  W 2008 roku pracowałam w jednej firmie i z moim tatą i chłopakiem (obecnie mąż). Firma ogłosiła upadłość i wszyscy straciliśmy pracę.

Sytuacja na ryku pracy była na tyle nieciekawa, że nie mogliśmy znaleźć pracy przez parę miesięcy.
Pamiętam jak dzisiaj jak płakałam do mojej  mamy zastanawiając się co jest ze mną nie tak, że nie mogę znaleźć pracy.
Wieczorem położyłam się spać i miałam dziwny sen - tak realistyczny jakbym dosłownie śniła na jawie.
Przyszedł do mnie mój nie żyjący od 3 lat dziadek, z którym byłam bardzo zżyta.
Pamiętam, że byłam w pokoju bez żadnych mebli, okien, świateł a było bardzo jasno.
Nagle podszedł do mnie mój dziadek tylko taki młodszy - zmarł mając 82 lata a we śnie miał najwyżej 60 lat.
Dokładnie widziałam jego twarz, ubrany był w koszulę w kratę. Zaczął do mnie mówić ale nie poruszał ustami tylko się uśmiechał.
Biło od niego takie ciepło i wielka miłość. Powiedział mi żebym się nie martwiła bo niedługo wszystko się ułoży i będzie wszystko dobrze.

Jak się obudziłam nie bałam się. Czułam takie mega ciepło na sercu, jakby motyle w brzuchu - ciężko mi opisać to uczucie - nigdy czegoś takiego nie czułam no i niesamowity spokój wewnętrzny.
Rzeczywiście po niecałym miesiącu wszystko się ułożyło. W jednym dniu pracę dostaliśmy ja z moim chłopakiem a tato tydzień wcześniej.
Dodam, że bardzo mocno wierzę w reinkarnację i wędrówkę dusz.
Mojego tatę z dziadkiem łączyła niezwykła więź - czegoś takiego nie widzi się na co dzień. 7 lat temu czyli 9 lat po śmierci dziadka urodził się mój syn. Ponownie zobaczyłam tą niezwykła niesamowitą więź. Syn jest w ogóle bardzo podobny do mojego dziadka.
Uwielbia wędkarstwo, prace w ogrodzie - dzieci w jego wieku raczej wolą komputer- jest małą złotą rączką :) wierzę i mam nadzieję, że mój syn jest kolejnym wcieleniem moje dziadka.
Pozdrawiam Was serdecznie życząc dużo zdrowia w tych dziwnych czasach.
Proszę o zachowanie moich danych do Waszej wiadomości.
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN] /e-mail i opis snu dostaliśmy 13 maja 2021/



Witam,

Do napisania tego e-maila skłonił mnie opis snu jednego z Waszych czytelników, z 14 maja 2021 roku. Właśnie tej samej nocy 1415 maja mój znajomy miał podobny sen. śniło mu się, że 17 maja 2023 roku (ta data cały czas powtarza mu się w snach od ponad 10 lat - kiedyś pisałam do Was o tych dziwnych snach) przechadzał się ulicami wielkiej europejskiej metropolii (jednak w śnie nie wiedział o jaką chodzi). Nagle na niebie coś rozbłysło, usłyszał wielki huk, przeraźliwy krzyk ludzi i ujrzał wielki łuk ognia. Sen wywarł na nim wielkie wrażenie, bo był bardzo realistyczny i spowodował w nim wielki niepokój. Mam nadzieję, że do tych wydarzeń nigdy nie dojdzie i sen okaże się jedynie majakiem sennym.

[...]



zwiń tekst



TAKI SAM SEN TRZECH PRACOWNIKÓW SZPITALA
Śr, 4 mar 2020 09:15 komentarze: brak czytany: 494x

[…] Dzień Dobry, Jestem czytelnikiem Waszego znakomitego serwisu od niedawna i chciałem opisać bardzo dziwną sytuację, która wydarzyła się […] w szpitalu powiatowym w […] zamienionym w tzw. szpital covidowy. Nie chcę, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, gdzie jest ten szpital, bo jedną z osób uczestniczących w tym całym tragicznym wydarzeniu była moja żona, która pracuje tam jako pielęgniarka. O .......

czytaj dalej


[…] Dzień Dobry, Jestem czytelnikiem Waszego znakomitego serwisu od niedawna i chciałem opisać bardzo dziwną sytuację, która wydarzyła się […] w szpitalu powiatowym w […] zamienionym w tzw. szpital covidowy. Nie chcę, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, gdzie jest ten szpital, bo jedną z osób uczestniczących w tym całym tragicznym wydarzeniu była moja żona, która pracuje tam jako pielęgniarka. O tej sprawie pisały media i nie chcę, aby moja żona miała kłopot, a także jeszcze ten lekarz i jeszcze inna koleżanka żony. Jeśli zdecydujecie się opublikować tę historię w XXI piętrze, to tylko pod warunkiem, że usuniecie nazwę szpitala i miejscowość, a także datę. Już wyjaśniam, co się stało. Lekarz na oddziale popełnił błąd i nie zauważył, że bardzo spadło ciśnienie tlenu w systemie. Musicie Państwo wiedzieć, że koronawirus zabija ludzi w taki sposób, że oni się duszą i są najpierw półprzytomni z powodu niedotlenienia mózgu, a potem umierają. Personel szpitalny nigdy wcześniej nie miał do czynienia z taką liczbą osób nagle na granicy życia i śmierci, proszę mi wierzyć, że moja żona wracała z płaczem do domu, bo chwilami była bezradna. Tego dnia, kiedy lekarz nie zauważył tego, że obniżyło się ciśnienie w systemie pechowo zdarzyło się to, że mieli dwa pilne transporty do szpitala wojewódzkiego z R-ki, więc było trochę zamieszania i nie ma co go za to winić. W każdym razie ludzie nagle zaczęli najpierw się dusić, a potem dopiero moja żona zorientowała się, że coś nie tak jest z ciśnieniem i wtedy przestawiano ludzi jak oni mówią „na butle”, ale przynieść butle z magazynu to nie jest takie proste. Te dziewczyny robiły co mogły, ale nie zdążyły i kilka osób zmarło. W mediach było tylko o dwóch osobach, ale naprawdę przez te wypadek zmarło więcej, ale to inna sprawa. Zarówno ten lekarz, jak i moja żona i jej koleżanka przeżyli załamanie. Tego się nie da opisać słowami, ale wierzcie mi, że to są też ludzie i jak nie można komuś pomóc bo ona umiera, to nie ma nic gorszego. Rzeczy, które ludzie pracujący w szpitalach przez tę potworną zarazę muszą przeżywać trudno nawet opisać.

Ale teraz wyjaśnię, dlaczego piszę do Fundacji Nautilus. Był jeden pacjent, który mimo bardzo niskiej saturacji cały czas był świadomy i nawet tuż przed śmiercią żartował. Niestety zmarł i jego śmierć bardzo dotknęła ludzi, którzy nie zdążyli go uratować, w tym moją żonę. Wszyscy płakali i mimo że w tym zawodzie śmierć do nic szczególnego, ale to są bardzo młodzi ludzie (ten lekarz i moja żona są mniej więcej w tym samym wieku, czyli ok. 30-stki).

Tydzień temu w nocy mojej żonie przyśnił się ten pacjent. Był w jasnym świetle, bardzo szczęśliwy, wręcz promieniał szczęściem. Powiedział, żeby już przestała się martwić, bo jemu jest dobrze. Sen był niezwykle realistyczny, po przebudzeniu żona od razu mi powiedziała, że we śnie dostała od tego człowieka znak i już nie będzie się martwić.

Przyszła do szpitala i tam dosłownie ścięło ją z nóg, bo ten sam sen tej samej nocy miała jej koleżanka pielęgniarka, a także ten  lekarz, czyli trzy osoby miały ten sam sen! Przyśnił im się ten sam pacjent w takim jasnym świetle. Nie wiem, czy spotkaliście się z takim przypadkiem, ale to się zdarzyło i moim zdaniem jest dowodem na to, że zmarli potrafią kontaktować się z żyjącymi przez sen i to wcale nie musi być ich najbliższa rodzina, ale obcy ludzie.

Jeszcze raz proszę, aby usunąć nazwę miejscowości, moje nazwisko i nazwę szpitala, jeśli zdecydujecie się na publikację.

Bardzo dziękuję za odpowiedź i to, że mogłem opisać to wydarzenie. Podaję dokładnie datę tego snu – […]

Pozdrawiam całą redakcję

[dane do wiad. FN] [e-mail z opisem historii dostaliśmy 28 kwietnia 2021]

/poniżej tekst z najnowszej Polityki, z którego zdjęcie zostało użyte jako grafika - historia opisana przez naszego czytelnika nie dotyczy tego szpitala!/

 



zwiń tekst



[...] rano moja dziewczyna zauważyła na moim ciele znak przypominający wypalony celownik.
Nie, 23 cze 2019 20:01 komentarze: brak czytany: 2987x

2 września 2020 w naszej poczcie znaleźliśmy kolejny e-mail z relacją osoby, która zauważyła u siebie na ciele  znak "koła sterowego". Piszemy o tym fenomenie od wielu lat jako o czołówce zjawisk niewyjaśnionych, które ma potwierdzenie w relacjach bardzo wielu wiarygodnych ludzi. Oprócz tego, że prezentujemy tę historię w naszym dziale XXI PIĘTRO, to oczywiście dołączamy ją do ostatniej publikacji.......

czytaj dalej


2 września 2020 w naszej poczcie znaleźliśmy kolejny e-mail z relacją osoby, która zauważyła u siebie na ciele  znak "koła sterowego". Piszemy o tym fenomenie od wielu lat jako o czołówce zjawisk niewyjaśnionych, które ma potwierdzenie w relacjach bardzo wielu wiarygodnych ludzi. Oprócz tego, że prezentujemy tę historię w naszym dziale XXI PIĘTRO, to oczywiście dołączamy ją do ostatniej publikacji o dziwnych znakach.

https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3977,kolejna-osoba-zglosila-pojawienie-sie-na-jej-ciele-tajemniczego.html

/e-mail dostaliśmy 2 września 2020/

[...] Witam,
Piszę w związku z opublikowanym  przez Was niedawno artykułem dotyczącym znaków na ciele. Chciałbym podzielić się z Wami moją historią, która miała miejsce 3 lata temu, wiosną 2017 roku. Wraz z rodziną przebywałem na wsi pod Łodzią. Jednego dnia budząc się rano moja dziewczyna zauważyła na moim ciele znak przypominający wypalony celownik. Znajdował się on z przodu, po lewej stronie, na wysokości ostatnich, dolnych żeber. Popatrzyłem na to znamię i dotknąłem sprawdzając czy jest to być może jakieś poparzenie lub świeży odcisk, którego nabawiłem się podczas snu. Ku mojemu zdziwieniu ten wypalony znak wcale mnie nie bolał. Dziewczyna zażartowała ze mnie, że być może mnie porwali kosmici, ale puściłem ten komentarz wolno.
Muszę podkreślić, że to co jest najbardziej istotne w mojej historii to sposób w jaki moja podświadomość radziła sobie z tym wydarzeniem. Ignorowała je. Niestety nie posiadam zdjęcia tego znaku i jest to bardzo dziwne ponieważ od dziecka interesuję się zjawiskami paranormalnymi, medytacją i różnymi wierzeniami. Mam wrażenie jakby mój mózg chciał siłowo wyprzeć te wspomnienia z głowy. Pamiętam, że tamtego ranka usilnie próbując sobie przypomnieć skąd się wziął ten symbol, pojawiała mi się mglista,senna wizja lub wrażenie. Bardzo jasne pomieszczenie przypominające łazienkę i kontury postaci. Mój syk z bólu na myśl o znaku na ciele. To wszystko co pamiętałem. Nie mam pojęcia na ile był to twór mojej wyobraźni jednak szybko o tym zapomniałem.

Oprócz mojej dziewczyny znamię widzieli jeszcze moi rodzice. Zasugerowali, że być może poparzyłem się suszarką. Sprawdziłem wszystkie suszarki, które znajdowały się w domu i żadna z nich nie miała takiego samego wzoru 'celownika'.
Jakiś czas później natrafiłem przypadkiem na wywiad z ś.p. Stanisławem Barskim, polskim ufologiem. Wypowiadał się na YouTubie o podobnych przypadkach ludzi z takimi symbolami na ciele. Znów uderzyła mnie ta sama myśl: "jak to jest, że będąc wręcz fanem zjawisk paranormalnych nie szukałem w internecie wcześniej podobnych znaków". Napisałem czym prędzej do pana Stanisława i podzieliłem się wtedy z nim moją historią. Dostałem też wtedy od niego informację, że jestem pierwszym męskim przypadkiem jaki zna. Podobno moje znamie występuje głównie u kobiet, a u mężczyzn ten znak wygląda inaczej.
Podsumowując moją historię, to co uważam za bardzo dziwne, że moja świadomość próbuje niepamiętać o tym co się stało. Podobnie, gdy opowiadam o tym zdarzeniu znajomym, nikt nigdy nie pamięta, że już o tym wspominałem. Miałem nawet przypadek, w którym autentycznie rozmawiając z przyjacielem przez telefon połączenie zaczynało się przerywać gdy podejmowałem ten temat. Nie wiem na ile są to moje urojenia lub efekt placebo, ale pewne jest, że znak na moim ciele istniał i wciąż są w stanie to potwierdzić 3 osoby poza mną.
Pozdrawiam,
[...]

P.S. Zapomniałem wspomnieć o moim jednym przemyśleniu. Trzy lata temu kiedy miało miejsce to zdarzenie byłem bardzo zafascynowany medytacją, czakrami i szamanizmem. Przez jakiś czas miałem przeczucie, że to mogło być jakoś ze sobą powiązane.

/poniżej zdjęcie z naszego archiwum/




Poniżej jeszcze ciekawostka z innej półki zjawisk niewyjaśnionych - dziwny dźwięk zarejestrowany w 2018 roku.



zwiń tekst



Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu
Wt, 18 cze 2019 17:18 komentarze: brak czytany: 1802x

W dziale XXI PIĘTRO prezentujemy bardzo długi opis od naszej czytelniczki. W tytule e-maila był tekst "Wzmianka o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu". Na pokładzie okrętu Nautilus od wielu lat nie używamy sformułowania "paranormalne", gdyż zawiera w sobie ono fałsz. Nie ma bowiem zjawisk "paranormalnych", a są jedynie normalne, tyle że nie wyjaśnione. Z szacunku za ogrom pracy przy pisaniu tak.......

czytaj dalej


W dziale XXI PIĘTRO prezentujemy bardzo długi opis od naszej czytelniczki. W tytule e-maila był tekst "Wzmianka o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu". Na pokładzie okrętu Nautilus od wielu lat nie używamy sformułowania "paranormalne", gdyż zawiera w sobie ono fałsz. Nie ma bowiem zjawisk "paranormalnych", a są jedynie normalne, tyle że nie wyjaśnione. Z szacunku za ogrom pracy przy pisaniu tak długiego tekstu zachowujemy oryginalny tytuł.  Natomiast "ćma z zaświatów" to nazwa grafiki, którą prezentujemy na końcu.

Wszystkim czytelnikom przysyłającym nam opisy swoich spotkań z nieznanym, które prezentujemy w dziale XXI PIĘTRO pięknie dziękujemy.

 

 

Witam serdecznie,

na wstępie chciałabym nadmienić, że duża część treści poniższego e-maila została także wysłana do pana Krzysztofa Jackowskiego pod koniec maja i czerwca bieżącego roku  ze względu na chęć nawiązania kontaktu z nim w sprawach paranormalnych i podzielenia się swoimi doświadczeniami oraz wskazówkami dotyczącymi dalszego rozwoju zdolności jasnowidzenia. Ze strony pana Jackowskiego jednak nie otrzymałam kontaktu, co podejrzewam jest przyczyną jego braku wolnego czasu spowodowanego pracą zawodową w kwestii ciągłych poszukiwań osób zaginionych. Dodatkowo, pan Jackowski z pewnością otrzymuje ogrom wiadomości od innych swoich słuchaczy na youtubie czy facebooku, a mój e-mail jest dość długi do przeczytania.

Piszę do Państwa, ponieważ doszłam do wniosku, że może w przyszłości chcieliby Państwo wykorzystać jakieś dodatkowe materiały do tworzenia poszczególnych artykułów na stronie Fundacji Nautilus, której także jestem stałą czytelniczką.

Z góry chciałabym napomknąć, że to, co opiszę w kolejnych zdaniach nie jest wymyśloną przeze mnie opowieścią science-fiction, przy czym nie chcę się kreować na jakąś superbohaterkę z komiksów, ani nie cierpię na jakąkolwiek chorobę psychiczną, co być może mogłyby wywnioskować osoby, które nie mają pojęcia o sprawach paranormalnych czy też się nimi w ogóle nie interesują lub je ignorują.                                            

Od najmłodszych lat byłam osobą wrażliwą i dostrzegającą to, czego inni nie widzieli i nie słyszeli. Pamiętam moje pierwsze wspomnienie w obecnym fizycznym ciele, gdy otworzyłam oczy i jako niemowlak leżałam w drewnianym łóżeczku. Byłam dość mocno zdziwiona, że jedyne co potrafiłam, to niezdarne machanie rękami oraz nogami. Jeszcze większy szok przeżyłam, gdy widząc nad sobą pochyloną mamę nie byłam w stanie powiedzieć w jej kierunku żadnego konkretnego słowa czy zdania, a z moich ust wydobywał się jedynie bełkot i mlaskanie. Co dziwne, idealnie rozumiałam co mówiła do mnie,  ale czułam się wtedy, jakby coś wyraźnie blokowało moją mowę, mimo że moje myśli były rozwinięte jak u dorosłej osoby. Czułam się jak zamknięta w klatce w postaci ciała.                                      

Najgorsza w niemowlęcym stanie była dla mnie nuda, a wielogodzinne oglądanie sufitu  lub maskotek nie było interesującym zajęciem. Czas wlókł się niemiłosiernie.  Specjalnie rozkopywałam więc swoje niebieskie kocyki lub krzyczałam (co brzmiało oczywiście jak normalny płacz niemowlaka), by tylko ktoś z rodziców co chwilę do mnie podchodził i towarzyszył w tej niedoli. Z  tego okresu pozostało mi jedno: nienawidzę się nudzić, dlatego ciągle muszę mieć jakieś zajęcie, inaczej moje samopoczucie się pogarsza  i  natychmiast tracę dobry humor.                                                                                                       

 Kiedyś przeczytałam ciekawostkę, że większość dzieci traci całą swoją dotychczasową pamięć po przekroczeniu wieku 5-6 lat, ale u mnie te wspomnienia nie zostały w ogóle wymazane. Pamiętam swoje pierwsze zabawki (ich kształt, zapach i dotyk), jazdę w tzw. głębokim wózku (co śmieszne, mdliły mnie spacery i kręciło mi się w głowie, skoro wciąż widziałam tylko szybko przesuwające się niebo i gałęzie drzew), potem jazdę w typowej spacerówce, jak również pierwsze kroki w chodziku, co było dla mnie męczące i irytujące, skoro moje nogi były niczym z waty i nie potrafiły się zgrabnie poruszać. Kilka lat później będąc już w przedszkolu szokowałam się, że nie potrafię płynnie czytać i pisać.   Denerwowało mnie uczenie się tego wszystkiego od nowa.

Od urodzenia mieszkałam w małym miasteczku w starym domu, który został zbudowany na początku XIX w.

W wieku ok. 7-8 lat za każdym razem leżąc w nocy w łóżku w swoim pokoju czułam  ze strony przedpokoju (mimo zamkniętych drzwi do mojego pokoju, które niestety były  przeszklone, więc mogłam widzieć wszystko co się dzieje po drugiej stronie), że coś mnie obserwowało, jak gdyby czarny słup poruszał się w tych ciemnościach i pojawiało się odczucie swego rodzaju napierania na moją osobę, co było na tyle silne, że miałam problemy z zasypianiem oraz pociłam się ze strachu. Wtedy też zaczęłam słyszeć niezrozumiałe szepty, rozmowy wielu głosów i bolesne jęki dobiegające z różnych kątów sufitu (dodam, że nie mieliśmy nigdy sąsiadów, a w nocy telewizor był zawsze wyłączony, więc dźwięki nie mogły dochodzić  z salonu).

Przełom ujawnienia się u mnie zdolności jasnowidzenia nastąpił w wieku 19 lat, choć i we wcześniejszych latach zdarzało się, że moje mocne przeczucia i wizje się sprawdzały, np. wiedziałam w jakim konkursie plastycznym lub pisarskim powinnam wziąć udział, by zająć pierwsze miejsce, a gdy tego nie widziałam poprzez wizje lub po prostu nie czułam, to moje konkursowe wysiłki się nie opłacały. W kolejnych latach była to dla mnie przydatna umiejętność, ponieważ z góry widziałam przynajmniej 2-3 zadania, jakie miały się pojawić podczas sprawdzianów w liceum  czy podczas sesji na studiach. Wiedziałam także jakie pytania padną podczas obrony mojej pracy licencjackiej. Potrafiłam przewidzieć, że następnego dnia nie będzie wody w kranie lub mój autobus nie przyjedzie. Mój narzeczony czasem się nieco irytuje, bo wiem, gdzie ukrywa przede mną prezenty. Twierdzi, że nie można mi zrobić niespodzianki. Raz powiedziałam mu nawet kiedy i w jakim miejscu mi się oświadczy (na ok. dwa tygodnie przed planowanym przez niego wydarzeniem), co też spotkało się z jego zaskoczeniem i ciężkim westchnieniem. Wielokrotnie miałam wizje jak będą wyglądały moje dzieci w przyszłości, jak sama będę wyglądała na starość (w tym i moi bliscy)  i w jaki sposób umrę oraz co mnie czeka po śmierci.

Każdą wizję odczuwam za każdym razem tak samo - pojawia się jakby lekki, ciepły ucisk  na gałki oczne i tuż przed swoimi oczami widzę nałożony, wyraźny obraz - ewentualnie sylwetki ludzi lub budynki, za którymi widać jedynie białe tło. Wizja zazwyczaj trwa kilka sekund.

Jako początek najdziwniejszych wg mojej opinii przygód uznaję wydarzenie,  gdy wybrałam się ze znajomymi na ognisko w lesie. Ci obchodzili wówczas słowiańskie święto (osobiście nie należę do grona rodzimowierstwa, ani jakiejkolwiek innej religii,    lecz nie jestem ateistką), a byłam jedynie zaciekawionym obserwatorem siedzącym na skale poza ich kręgiem. W pewnym momencie wszyscy musieli się odwrócić plecami do ogniska, by nie patrzeć w stronę tzw. przez nich ,,złego spojrzenia” –  nie wierzyłam wtedy w takie gusła, więc specjalnie patrzyłam w stronę ogniska i ku mojemu skrajnemu zdziwieniu moim oczom ukazała się na moment twarz długowłosego mężczyzny z wąsami i brodą (wyglądała identycznie niczym pogański bóg podziemi i magii zwany Welesem). Ten spojrzał w moją stronę. Sprawa nieprawdopodobna, bo później przez cały tydzień często słyszałam w głowie dźwięki słowiańskich fletów, dzwonków i harf.

Mając 20 lat zaczęłam odczuwać silne mrowienie na czole, które pojawiało się dokładnie  w miejscu tzw. trzeciego oka. Z początku sądziłam, że może to jakieś łaskotanie spowodowane moim uczuleniem na kurz, ale wspomniane mrowienie pojawiało się  za każdym razem, gdy w moim domu zjawiały się nieznośne duchy.

Często siedząc przed komputerem czułam, że coś wysokiego stoi za moimi plecami.  Zdarzało się, że coś chuchało mi zimnem w ucho lub szyję (wszystkie okna w domu były zamknięte, więc nie było możliwości przeciągu). Czasem łapało mnie mocno za łydki niczym lodowata ręka, łaskotało po stopach lub ciągnęło za włosy.

Lubię kolekcjonować wszelkiego rodzaju modele, a w tym okresie posiadałam na regale sporą kolekcję figurek. Często zauważałam, że są one poprzesuwane w lewo lub prawo, a figurki tylko złych bohaterów zawsze były odwrócone idealnie o kąt 90 stopni.

Coraz częściej widziałam jakby półprzezroczyste, latające przez ściany postacie ludzkie  i przebiegające po ścianach cienie. Cienie były zarówno wysokości kilkuletniego dziecka,  jak i dorosłych osób. Niektóre cienie wyglądały jak zwykły cień rzucany przez człowieka,  a inne przypominały jakby czarną wyrwę w przestrzeni mającą postrzępiony kontur.                                   

Raz idąc przez pomieszczenia strychowe zobaczyłam szybko przesuwający się po podłodze okrągły cień. Kilka razy  zlękłam się widząc cień mocno zgarbionego człowieka.  Gdy przygotowywałam się do spania i gasiłam światło w pokoju, to nie mogłam się zrelaksować ani zasnąć, ponieważ czułam, że coś wciąż mi się przygląda i stoi tuż przed moim łóżkiem. Pewnego razu przeraziłam się nie na żarty, gdy w nocy leżąc przy zapalonej lampce i patrząc przed siebie ukazała się przed moimi oczami czarna, kobieca dłoń, która energicznie pomachała do mnie i zniknęła.

Jednak z czasem widzenie cieni i mglistych, duchowych postaci nie było dla mnie aż tak uciążliwe jak słyszenie ich zawodzenia, jęków czy niezrozumiałych bełkotów za dnia  i w nocy. Rzecz działa się jedynie w moim domu i na ogół w moim pokoju.                         Najczęściej pojawiał się kobiecy lament w jednym rogu pomieszczenia, a w drugim rogu raz na jakiś czas zjawiał się męski, niski głos jakby psychicznie znęcał się nad tą kobietą.  

Duch kobiety dziwnie reagował, gdy włączałam w internecie nagrania ludzi ukazujące duchy zjawiające się w ich domach, magazynach, nieczynnych fabrykach, zamkach czy kopalniach. Wtedy wspomniany duch kobiety szybko coś niewyraźnie mówił i wzdychał ze zdziwieniem lub złością. Gdy coś jej się podobało, to stwierdzała charakterystycznie i głośno: ,,Łuuuuuu!”.

Oprócz widzenia cieni, w moim domu dostrzegałam także świetliste orby (dowody na ich pojawianie się mam na niektórych zdjęciach). Orb, którego zobaczyłam pierwszy raz w życiu, miał średnicę ok. 20 cm i lśnił w kolorze złota. Czułam się przez niego obserwowana  i wydawało mi się, że w pewnym sensie łączy się z moim czołem chcąc mi coś przekazać, lecz po chwili zniknął. Od tamtej pory stale widzę orby nie tylko w domach, ale i w ruinach zamków, pałacach, hotelach, na cmentarzach. Są małe lub duże i przybierają różne kolory   w zależności od atmosfery panującej w danym miejscu. Widzę również u ludzi różnobarwne aury otaczające ich ciała.

Kolejne dziwy, jakie mnie spotkały na terenie mojego domu, to kilkukrotne dostrzeżenie  za oknem poszarpanego, kulistego cienia o średnicy 10 cm, który z niesamowitą szybkością gonił różne ptaki. Te zazwyczaj uciekały poza nasze podwórko, a czasem rozbijały się  z nadmierną prędkością o okno mojego pokoju i padały nieprzytomne lub martwe – tak jakby to coś specjalnie chciało im zrobić krzywdę, a przy okazji zakłócić mój spokój. Stworzyłam kilka szybkich szkiców ukazujących dokładnie to, czego byłam świadkiem.

W sypialni rodziców pewnego popołudnia przeleciała obok mnie czarna ćma wielkości dłoni, której głowa była zakończona szpicem, a jej odwłok ciągnął się przypominając szary dym, po czym zniknęła. Coś podobnego widziała moja mama w trakcie remontu łazienki (okna  w pomieszczeniu były zamknięte), gdy opisywana ćma pojawiła się nie wiadomo skąd, wleciała prosto do wymontowanego syfonu prysznica, zaś mama sądząc, że to jakiś zmutowany owad, chciała go wyciągnąć ze starej rury i ku jej zaskoczeniu nic się w niej  nie znajdowało.

Życie z domowymi duchami stało się nie do zniesienia czasie, gdy moi rodzice sprzedawali nasz dom i postanowili przeprowadzić się do innego miasta. Zawodzenie duchów mocno się nasiliło, jakby nie chciały, żebym się stąd wyprowadziła.

Gdy przebywałam w domu sama, to coś wbiegało na górę po schodach, a potem się z nich turlało z ogromnym hukiem. Stukania, drwiące chichoty i kroki po innych pomieszczeniach były na porządku dziennym. Nie miałam w domu żadnego zwierzęcia, a zdarzało się nawet, że słyszałam odgłosy psa przechodzącego wzdłuż  jednego z pomieszczeń. W ciemnym korytarzu w kącie pojawiały się błyszczące, żółte ślepia, które zaraz szybko znikały.

Miałam wizje bytów mieszkających w moim domu. Te śniły mi się również w identycznej postaci. Jeden duch wyglądał jak wysoki mężczyzna chudy niczym kościotrup.   Jego oczy były niemalże blade z ledwo widocznymi źrenicami, minę miał przeważnie wściekłą lub drwiącą, jego skóra przybierała kolory rozkładającej się szarości, żółci i zieleni. Ubrany był w czarny płaszcz (przypominający materiał z lateksu) z głęboko nasuniętym na głowę kapturem, a za każdym razem, gdy się pojawiał, to odczuwałam wokół siebie smród zgnilizny i chorób. Drugą postacią była otyła, blada jak papier kobieta w siwym koku, czarnej sukni w wiktoriańskim stylu i równie pustych oczach jak postać wspomnianego wcześniej mężczyzny – zazwyczaj też miała złowrogą minę. W moich snach czasem przemieniała się  w ciągnący się, czarny obłok, który mnie dusił. Taki sam obłok, wijący się niczym wąż, widziałam w moim domu już po przebudzeniu się. W owym czasie koszmary śniły mi się już codziennie. Za każdym razem te duchy chciały mnie zabić za pomocą sztyletów i zniewolić moją duszę.

Z dnia na dzień stawałam się coraz słabsza i myślałam, że w końcu umrę z braku energii. Czułam jak duchy mnie ze wszystkiego wysysają. Pewnego dnia zaczęłam wyraźnie słyszeć ich słowa w stylu: ,,Zostaniesz tutaj”, ,,Umrzesz tutaj” , ,,Zabij się” lub ,,Kocham cię”. Naciski ze strony duchów były na tyle silne, że serce mi biło jak po maratonie i miałam dreszcze całego ciała.

Raz ukazała mi się wizja przedstawiająca wygięte ostrze arabskiego noża, a po chwili poczułam, że coś mi się wbiło w plecy pod łopatkami i był to przeszywający ból nie do opisania.

Po jakimś czasie postanowiłam zrobić eksperyment. Przed spaniem skupiłam się kreując myśl: ,,Niech ukażą mi się w śnie duchy, które nawiedzają mój dom i nie pozwalają mi żyć  w spokoju”. Tej nocy jak na żądanie przyśniła mi się młoda para biorąca ślub kościelny.  Był to chudy, wysoki mężczyzna o ciemnych, rzadkich włosach, bladej cerze, ubrany  w czarny garnitur i sprawiający wrażenie chorego. Obok niego stała nachmurzona, szczupła blondynka, której kręcone włosy były upięte w niezdarny kok. Sądząc po urodzie, wydawało się, że są pochodzenia niemieckiego. Oboje byli wyjątkowo niezadowoleni z faktu, że się pobierają. Zaraz po nich ukazał mi się obraz przedstawiający mój pokój, ale wyglądający na co najmniej 100 lat wstecz. Dostrzegłam w nim przygarbionego, łysiejącego staruszka  w okularach, białej koszuli i szarych spodniach na szelkach. W kącie pokoju stało brązowe pianino, a obok skrzypce i gitara (nadmienię, że w moim pokoju w innym rogu pokoju też stała gitara akustyczna i zdarzało się, że w nocy jakiś duch pociągał za jedną ze strun).                  

Widać było, że muzyka jest jego największą pasją. Staruszek ten dał mi we śnie  do zrozumienia, że jest tutaj zniewolony przez dwa duchy i nie może przez nie opuścić tego świata. Następnie znalazłam się w małej sali kinowej i owy mężczyzna pokazał mi krótki film ze swojej młodości, który przedstawiał jak był prześladowany i bity przez Hitlerowców do nieprzytomności za to, że jest Żydem. Dodał, że aktualnie także Niemcy nie chcą go stąd wypuścić.

Gdy w końcu się wyprowadziłam z mojej rodzinnej miejscowości, to kilka dni po przeprowadzce znów przyśnił mi się duch owego Żyda-muzyka, który tym razem był jeszcze starszy (wydawało się, że ma ponad 100 lat). Ubrany był w ciemnoszary garnitur, a w ręce trzymał brązową walizkę podróżną. Stwierdził z uśmiechem, że wybiera się w daleką podróż. Ukłonił się i podziękował mi, że za moją sprawą na zawsze jest uwolniony.

Kilka miesięcy temu miałam wizję, że w moim dawnym domu pojawi się kiedyś wielki, czarno-szary wir iskrzących się, przeplatających duchowych postaci i będzie mu przy tym towarzyszyć atmosfera wyjątkowego zła.

Ponad 2 lata temu odkryłam w sobie nową umiejętność. Przykładając ręce do czoła danej osoby lub jedynie swoje czoło do czoła rozmówcy i zamykając oczy potrafię odczytywać różne obrazy z umysłu badanego człowieka. Mogą być to jego tajemnice, ukryte marzenia, wyobrażenia.  Czasem obrazy te są zaskakujące i wydaje mi się, że mogą przedstawiać miejsca, w których było się w poprzednich wcieleniach, np. starożytne świątynie.                   

 Skutkiem ubocznym tego sposobu jest pojawiający się ból głowy u badanej przeze mnie osoby. Przykładając dłoń do drugiego człowieka (albo trzymając dłoń na odległość ok. 2 cm  od jego ciała) potrafię z niego pobierać energię, w wyniku ten czuje się śpiący, a ja zaś odczuwam, jakbym się co najmniej napiła napoju energetycznego. Podobnie czyniłam  na kotach mojego narzeczonego, ale podczas pobierania z nich energii czułam w sobie jakąś dziką siłę (tak, że chciałabym niczym kot wyskoczyć przez okno lub balkon i pobiec do lasu). Niestety, ale ta metoda również wywoływała ból u kotów bez względu na to, w którą część ciała zwierzęcia przyłożyłam rękę. Koty podczas badania o tyle dziwnie się zachowywały, że stawały się nieruchome niczym posągi i dopiero po jakimś czasie ich futerko robiło się najeżone. Niezadowolone głośno dawały do zrozumienia, że mają już dość testów.

Zdarza się, że podczas rozmowy z nieznajomą osobą jestem w stanie uchwycić to, co ta  w danym momencie o mnie myśli. Czasami jestem w stanie odczytać myśli osoby przechodzącej obok mnie na ulicy. Zwłaszcza teraz podczas epidemii koronawirusa czuję       w obcych ludziach jakby chaotyczne drgania - przerażenie, problemy finansowe, kłopoty  z pracą, strapienia rodzinne. Pod koniec marca na początku rozwijającej się epidemii koronawirusa w Polsce wchodząc do marketów czułam się, jakbym była nagle chora i ktoś mnie całą (zwłaszcza na klatce piersiowej) obłożył ciężkimi głazami – na tyle przytłaczający był ogrom ludzkiej paniki, strachu i pesymistycznych myśli.

Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią.

Osobiście widzę u siebie złotą energię. Mój narzeczony zaś posiada niebieską energię (co ciekawe, od zawsze bardzo mu się podobał niebieski kolor), w związku z czym też coraz częściej odkrywa w sobie pewne paranormalne zdolności. Przykładowo jest w stanie na tyle się skupić, że za pomocą dłoni przyłożonej do jakiegoś bolącego mnie miejsca na ciele potrafi ten ból zmniejszyć lub całkowicie usunąć, w wyniku czego ból przechodzi na chwilę na jego rękę, ale radzi sobie z tym energicznie go strzepując. W przypadku mojego narzeczonego zauważyłam, że gdziekolwiek się pojawi, to zawsze uciekają przed nim wszystkie duchy. Może dzieje się tak, ponieważ ten całkowicie się ich nie boi i wytwarza w sobie jakby tarczę przeciwko nim. Kiedyś cieszyłam się na jego wizyty w moim poniemieckim domu, bowiem wtedy złośliwe duchy gdzieś nagle wywiewało, zgniłe powietrze robiło się raptem całkiem świeże, a sama czułam się fizycznie o wiele zdrowsza. Co więcej, narzeczony skupiając się i mając wtedy zamknięte oczy potrafi za pomocą trzeciego oka wyłapywać duchy znajdujące się nawet w dalekiej odległości od nas (to tak jakby w totalnych ciemnościach świecił latarką czołową i szukał za jej sprawą poszczególnych bytów). Widzi je wówczas jako rozmazane kształty. Gdy je namierzy, to potrafi je w pewnym sensie złapać trzecim okiem, a te zaraz się wyrywają jakby je to parzyło i szybko lecą gdzieś do góry. Od czasu do czasu narzeczony przykłada rękę lub głowę do mojego czoła, wymyśla jakiś obraz (oczywiście nie mówi mi, co ten ukazuje), przesyła mi go, a ja potrafię go trafnie odczytać ze szczegółami.

U części ludzi  w ich wnętrzach widzę całkowitą pustkę jakby byli dopiero na początku duchowej drogi i musieli się jeszcze wiele nauczyć. Są jak niezapisane strony księgi.                        

Jestem w stanie także rozróżnić osobę chorą psychicznie. Ta posiada w sobie wielki, szary słup ciężki i mocny niczym odlany z betonu. Z kolei, u złych osób czuję wyłącznie sam ciężar przypominający okrągły, czarny obłok. Zauważyłam też, że u dzieci chorych na Downa energia wygląda niczym krążące srebrno-niebieskie drobinki formujące się w rozgałęzione drzewo, którego energia uchodzi ze szczytu korony.

Nauczyłam się również wychodzić ze swojego ciała - czynię to aktualnie bez większego skupiania się. Oczywiście nie jestem w stanie wyjść z ciała za każdym razem na życzenie,  ponieważ wymaga to dużych pokładów energii i bycia w pełni wypoczętą. Podróżując jakby myślą mogę się znaleźć na wierzchołku wieży kościelnej, w domu mojego narzeczonego lub nawet poza Ziemią na odległych planetach. Kiedy teleportuję się myślą do mojego narzeczonego, ten nagle czuje mój zapach wokół siebie. Przebywanie poza ciałem nie trwa jednak długo – do 10 sekund. Potrafię nie tylko wychodzić z ciała, ale wnikać w nie, szukając w swoich organach miejsc chorobowych. Długo chorowałam na przewlekłe zapalenie zatok,  a wnikając w nie widziałam czarną energię otaczającą ich tkanki. Ponadto, zauważyłam coś ostro zakończonego i wbitego w nie (jak się później okazało, podczas leczenia kanałowego stomatolog przebił się materiałem wypełniającym kanał zęba aż do zatok, stąd rozwinęło się poważne zakażenie).

Od dziecka posiadam bardzo dobrze rozwinięty węch. Za pomocą węchu potrafię przywołać jakby do swojego nosa zapachy potraw, zmarłych osób z mojej rodziny, rzeczy i miejsc, które zwiedzałam. Wyczuwam u ludzi zapachy zwykłych przeziębień, a także tych bardziej poważnych, np. raka (wówczas czuję od osoby słodki zapach, ale z ciężką nutą rozkładającego się ciała). Czasami mogę rozpoznać u danej osoby raka mimo, że ta jeszcze nic nie wie o swojej rozwijającej się chorobie. Dodam, że od osób chorych na schizofrenię wyczuwam odór amoniaku. Za każdym razem, gdy pojawia się obok mnie jakiś duch, to także czuję jego zapach. Mogą być to babcine, różane perfumy, które utrzymują się chwilę  w danym miejscu niczym słup. Czasem są to też niestety odory wódki, piwa i spoconego mężczyzny.

Wyczuwam podobnie zapachy zmarłych zwierząt, np. kotów czy psów.    Nie tylko czuję te zwierzęta, ale i je widzę jako półprzezroczyste postacie przebiegające wzdłuż pokoju. Pamiętam jak kiedyś co noc w sypialni narzeczonego nękał mnie duch kota, który kiedyś gdzieś zaginął i nigdy nie wrócił. Nie wiadomo dokładnie, co się z nim stało.  Był to przesympatyczny kot, który za życia uwielbiał wspinać się na dach domu i tam przesiadywać w kominie. Leżąc w nocy w łóżku nie mogłam zasnąć, bo czułam, że coś małego siedzi w kącie pokoju i chce się przedrzeć do mojej głowy, ale nie może pokonać mojej bariery, którą stworzyłam. I tak na umysły mogliśmy się siłować aż do świtu, w wyniku czego noc miałam za każdym razem nieprzespaną. Zdarzało się, że owy duch kichał identycznie jak kot, słychać było, że liże futerko, chodzi po panelach. Widziałam jak szarpie się z foliowymi woreczkami leżącymi na podłodze – zachowywał się jak normalny kot z tą różnicą, że już nie żył i chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Raz wyczułam jak przeleciał nad naszym łóżkiem, przeniknął poprzez ścianę i wskoczył na dach, gdzie słychać było jego chodzenie po dachówkach. Pewnej nocy jednak miarka się przebrała. Czułam jak znów myślami napiera na mój umysł ( tym razem domagając się mleka) i miałam tego już serdecznie dość. Poprosiłam narzeczonego, by nalał do pustej miseczki mleka                          i położył ją w kącie pokoju. Po chwili wszystko się uspokoiło, a duch kota więcej nie powrócił. 

Zdarza się, że gdy siedzę na kanapie, to czasem pojawi się duch psa (zawsze jest to labrador)   i ten trąca mnie nosem w nogę lub na moment kładzie na niej swój łeb. Czasami mam sny traktujące o tym, że w przyszłości będę posiadała identycznego labradora kochającego mnie całym sercem. Ostatnio nawet mam wizje ukazujące małego, czarno-białego kota, którym być może będę się opiekować w przyszłości.

Mój narzeczony miał kiedyś ukochaną sukę - labradora. Zdechła wiele lat temu i osobiście jej nie poznałam, lecz pewnego razu skupiłam się na jej zdjęciu i posłałam jej myśl, że jej dawny właściciel bardzo za nią tęskni i ucieszyłby się z jej odwiedzin. Minął zaledwie tydzień, a mój narzeczony wspomniał mi, że podczas pracy poczuł wokół siebie zapach sierści mokrego psa i od razu się rozweselił. Jak się okazało, jego dawny pies uwielbiał się kąpać w rzekach.

Moment śmierci u osób z mojej rodziny jest o tyle dziwny, że zawsze go wyczuwam, zanim zostanę o tym poinformowana telefonicznie. Gdy mój dziadek zmarł, to czułam w sobie wirującą, niebieską spiralę napędzaną energią. Coś identycznego odczuwałam w przypadku śmierci mojej babci. Mój dziadek przed śmiercią mówił, że da mi znak, gdy będzie po drugiej stronie. W dniu jego śmierci siedząc w fotelu u siebie w domu słyszałam, jak coś idzie w moją stronę szybkim krokiem (przypominało to odgłos ciężkich butów wojskowych). Kroki zatrzymały się tuż przede mną i czułam, że jestem obserwowana. Zaraz na parterze mojego domu usłyszałam trzask rozbitego szkła, ale po sprawdzeniu nic nie leżało na podłodze.            

Moja babcia pojawiła się kilka dni po śmierci w moim pokoju wypowiadając głośno moje imię. Mocno mnie wtedy przestraszyła, bo nikt z moich zmarłych bliskich jako duch do mnie dotąd jeszcze nie przemawiał. Dzień przed jej śmiercią poczułam jej zapach tuż obok mnie, mimo że stałam zupełnie sama na dworcu autobusowym. Swoich zmarłych dziadków widzę  w snach zawsze tak samo: wyglądają na ok. 30-40 lat, są elegancko ubrani, zdrowi, ich skóra lśni słonecznym blaskiem i są naprawdę szczęśliwi. Gdy w snach pytam ich, co nas czeka  po śmierci, to nagle nie chcą lub nie mogą mówić - jakby im coś na to nie pozwalało.  Mój dziadek tylko raz wspomniał, że jeszcze nie mogę się o tym wszystkim dowiedzieć,  bo zachwiałabym równowagę.

Duchy spotykam w różnych miejscach. Widzę je czasami podczas koncertów, gdzie stoją  za barierkami (ale i nawet tam mnie zaczepiają). Im większe skupiska ludzi, tym więcej przyziemnych duchów, które wysysają naszą energię, dzięki czemu mogą w pewien sposób dalej funkcjonować. A im prostszy do przedarcia umysł, np. osoby, która jest pijana, tym lepiej. Nieprzyjemne w odbiorze są dla mnie szubienice w lasach (np. duch czarownicy skazanej na powieszenie za czary i błagającej mnie, bym przy niej została, męczył mnie na tyle swoją obecnością, że aż mnie mdliło). W obozach koncentracyjnych duchy dotykają mnie po rękach i nogach jakby chciały siłą zatrzymać – wtedy ich dotyk nie jest lodowaty, a parzy niczym przypiekanie żelazem. Ciągle słyszę tam ich jęki i płacz. W jednym z obozów koncentracyjnych wchodząc do pomieszczenia, gdzie zabito wielu więźniów za sprawą gazu. W miejscu tym rzeczywiście miałam problemy z oddychaniem. Zewsząd słyszałam okrzyki bólu i strachu. Później na jednej z szubienic znajdującej się na terenie obozu przez ułamek sekundy widziałam powieszonego żołnierza w zniszczonym płaszczu poplamionym krwią, jakby ta historia nieustannie dalej się odgrywała. Czasami przejeżdżając w pobliżu pól bitewnych, gdzie toczyły się wojny śląskie (np. Lutynia pod Wrocławiem), widzę tam stacjonujące wojska duchów żołnierzy – są to szaro-niebieskie postacie w poszarpanych mundurach, zmęczone, ranne, niektóre bez oczu, rąk, nóg czy z otwartymi klatkami piersiowymi. Część z nich stoi zupełnie nieruchomo i upiornie się we mnie wpatruje.

Nie lubię również mostów samobójców. Przebywając na nich mam ochotę wymiotować  i prawie klęczę tak dobija mnie w tych miejscach ogrom ludzkiego nieszczęścia i negatywnej energii. Oczywiście duchy wisielców zmuszają mnie, bym do nich dołączyła,  ale dla własnego bezpieczeństwa nigdy w takich miejscach nie jestem sama i raczej jestem na tyle silna, że nie poddałabym się ich żądaniom. Na mostach samobójców widzę szare duchy osób, które się powiesiły lub skoczyły w przepaść i tak w powietrzu lewitują oddalone o metr od siebie ze spuszczonymi głowami. We wszystkich miejscach związanych z zabójstwami, samobójstwami i ogólnie  w nawiedzonych budynkach odczuwam mrowienie trzeciego oka i lewej dłoni. Czuję wtedy także męczący ciężar w klatce piersiowej. Przechodząc się po cmentarzach wiem, kto zginął tragicznie (wtedy pojawia się mocne mrowienie czoła, coś  w rodzaju psychicznego bólu ze strony zmarłej osoby, jej przekonanie o niedokończonych sprawach na Ziemi i żal, że w taki sposób umarła lub że stało się to za wcześnie), a kto śmiercią naturalną ze starości (wówczas jest wrażenie spokoju i spełnienia).  Od pewnych starych grobów bije nawet swego rodzaju wrażenie mądrości, pasji –  po sprawdzeniu okazuje się, że jest to grób człowieka, który za życia był np. adwokatem  lub muzykiem.

Od kilku lat odczuwam także coś, co prywatnie nazywam ,,preludium do śmierci”. Czasami, gdy patrzę na kogoś zdjęcie (lub tego widząc kogoś na ulicy), to na widok tej osoby czuję specyficzne, mocne mrowienie trzeciego oka (jakby rój mrówek znajdował się na moim czole). Mija kilka dni, tydzień, miesiąc, pół roku czy rok, a dana osoba umiera śmiercią naturalną lub tragiczną z powodu wypadku czy choroby. Identycznie wyczuwam to   w przypadku zwierząt. Mrowi mi czoło na widok kota, a ten pewnego dnia wychodzi z domu i już więcej nie wraca. Czasami przeglądając w internecie zdjęcia osób zaginionych czoło mrowi mi tak samo na ich widok i po jakimś czasie okazuje się, że nie żyją, gdyż ich ciała zostały znalezione przez policję lub z pomocą pana Jackowskiego. Parokrotnie byłam w stanie na odległość stwierdzić, dlaczego taka osoba zaginęła, w jaki sposób umarła i co przed tym czuła.

Niekiedy dotykając pewnych przedmiotów miewam różne wizje.

Mam dziwne odczucia, gdy do ręki biorę np. oryginalną, starą szablę poszczerbioną od walki. Wtedy przed oczami pojawia mi się wizja do kogo należała i gdzie dana osoba walczyła. Oglądając w muzeach broń z czasów II wojny światowej wyświetla mi się przed oczami kolor czerwony – może jest to związane z tym, że daną bronią wyrządzono innym ludziom wiele złego. Czasami, gdy się zastanawiam, kiedy ma nastąpić jakieś wydarzenie, to wyświetlają mi się przed oczami konkretne kolory, np. zieleń oznacza lipiec, pomarańcz – sierpień.

Napomknę jeszcze, że urządzenia elektroniczne potrafią momentalnie przestać działać lub się zawieszają, gdy jestem w ich pobliżu. Nie zliczę ile razy nagle nie działały komputery,  przy których byłam obsługiwana w różnych bankach. Robiąc w markecie zakupy czasem cały rządek kas samoobsługowych potrafi się zawiesić. Nie lubię płacić kartą płatniczą, ponieważ urządzenie do jej odczytu często wariuje. Czasami kiedy przez przypadek dotknę dłonią kasy w Rossmannie, to ta przestaje działać, a zaskoczone kasjerki muszą ręcznie wpisywać kody zakupionych przeze mnie produktów. Chyba nie mogłabym w przyszłości pracować jako kasjerka… Gdy jestem z jakiegoś powodu zestresowana lub zdenerwowana,  to mój telefon przestaje działać lub nagle pendrive nie odczytuje się po wpięciu do komputera. Nie wspomnę, ile nerwów mnie kosztowały sytuacje, gdy podczas studiów  w trakcie kolokwium tylko mój komputer nagle nie działał. Tomograf komputerowy jak najbardziej też potrafił się zaciąć, gdy mnie badał, a czasami na prześwietleniach RTG ukazywały się wokół mojej czaszki jasne obłoki, w wyniku czego musiałam powtarzać badanie. Ostatnio pracując w sklepie odzieżowym w chwilach mojego dużego stresu zauważam, że terminale płatnicze przestają działać, metkownice się całkowicie zawieszają,  a urządzenia do skanowania kodów poszczególnych ciuchów tracą łączność bluetooth. 

Od kilku lat zbieram minerały. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale zauważyłam, że niektóre z nich wydają z siebie delikatne, oryginalne dźwięki. Każdy minerał wyróżnia się innym dźwiękiem np. wszystkie ametysty nie brzęczą tak samo. Lubię odwiedzać giełdy minerałów, podczas których wsłuchuję się w nie jak w małe instrumenty dźwięczące subtelnie. Lubię leżeć wieczorem na łóżku w totalnych ciemnościach i wsłuchiwać się  w muzykę dedykowaną do oczyszczania czakr i medytacji (przy okazji polecam kanał na youtubie o nazwie: ,,Meditative Mind"). Wtedy zamykam oczy i na czole umieszczam np. bryłkę ametystu. Po chwili wpadam w jakby trans, ciało robi się lekkie jak piórko, a każdy inny kamień przykładany wówczas do mojego czoła ukazuje mi różne wizje / obrazy przedstawiające m.in. lewitujące piramidy, skomplikowane przyrządy astronomiczne  oraz starożytne budowle znajdujące się na innych planetach (może w odległych galaktykach). Chwilami widzę również świetliste postacie, pozaziemskie formy życia i symbole (np. w ten sposób odkryłam, że istnieje symbol ,,om", o którym wcześniej nie miałam pojęcia, ale po jego ujrzeniu przeszukiwałam wiele źródeł internetowych i w końcu dowiedziałam się co oznacza).  Dla eksperymentu raz powtórzyłam daną czynność już bez udziału minerałów,  lecz wtedy nie odbywałam tego typu ,,kosmicznych” podróży. Jednak nie wszystkie minerały dobrze mi służą. Istnieje jeden, który wpływa na mnie wyjątkowo niekorzystnie.                          

Mimo wielokrotnego oczyszczania na różne sposoby nie mogę przebywać w pobliżu kwarcu dymnego zwanego morionem, który za każdym wywołuje u mnie nadmierne podwyższenie ciśnienia, jakby ciężkość w klatce piersiowej i ból głowy. Miałam do czynienia z innymi kwarcami dymnymi z zupełnie różnych sklepów i w towarzystwie każdego z nich czułam się zawsze źle. W nocy nie mogłam zasnąć, gdy morion znajdował się na wierzchu nawet  w innym pomieszczeniu i musiałam go chować jak najgłębiej w szufladzie. Do dziś mnie  to zastanawia, dlaczego kwarc dymny wywołuje u mnie na tyle negatywne poczucia, które są niemalże identyczne do tych odczuwanych w miejscach takich jak nawiedzone domy.

Jakiś czas temu zupełnie przez przypadek natknęłam się na film na temat zdolności pana Krzysztofa Jackowskiego pt.: ,,Dokument – jasnowidz”. Szczególną uwagę zwróciłam na rozmowę pana Jackowskiego z  Andrzejem Lepperem. Zawsze patrząc na jego  osobę na zdjęciach mocno mrowi moje trzecie oko i w pewnym sensie czuję, że nie popełnił samobójstwa. Nagle moim oczom ukazała się wizja przedstawiająca, że osobiście znajduję się w gabinecie Andrzeja Leppera i jestem jakby w jego ciele, ale… wiszę już uduszona, a przede mną stoi dwóch mężczyzn o sylwetkach dość umięśnionych (niczym sportowcy), ubranych w czarne, obcisłe kombinezony i kominiarki. Na koniec wizji usłyszałam tylko słowo Andrzeja Leppera: ,,Oszukany”.

Zawsze, gdy podczas audycji na youtubie pan Krzysztof Jackowski tworzy jakąkolwiek wizję, to natychmiast zaczyna mi mrowić trzecie oko, jakby wyczuwało, że ten się skupia na przywoływaniu obrazów przyszłościowych. Czasami dla treningu i także z ciekawości równocześnie skupiam się wraz z nim, by skonfrontować na bieżąco moje odczucia.

Od lutego bieżącego roku mocno mi mrowi na widok Jarosława Kaczyńskiego.  Identycznie się dzieje, gdy tylko usłyszę jego głos w telewizji czy radiu. Rok temu wizjowo zobaczyłam dwa następujące po sobie obrazy. Pierwszy: na stronie Wirtualnej Polski widziałam nagłówek z czarno-białym zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego i poniższych mnóstwo informacji na temat jego śmierci. Zaraz pojawił się drugi obraz: opadające kwiaty lipy. Może oznacza to, że umarłby w miesiącu, gdy lipy zaczną opadać?                                         

Kilka miesięcy po tym pojawiła się kolejna wizja ukazująca co być może działoby się po śmierci J. Kaczyńskiego – widziałam sejm i dziejący się w nim totalny chaos.   Politycy się wzajemnie przekrzykiwali, wymachiwali rękami, grozili pięściami, szarpali się  ze sobą. Pojawiła się tam okazjonalnie Krystyna Pawłowicz, która swoją rozwrzeszczaną osobą również tworzyła dodatkowy zamęt. Niedawno usłyszałam pewne stwierdzenie, że gdy odchodzi lider, to rozpada się partia. Może byłoby tak w tym przypadku?

Podczas wakacji zeszłego roku pojawiła się u mnie wizja przedstawiająca kulę ziemską,   a następnie zobaczyłam narysowaną ołówkiem mapę świata i czarny obłok rozlewający się        od Chin aż po całą Europę i Stany Zjednoczone. Podejrzewam, że mogło być to wstępne ostrzeżenie przed koronawirusem. Co do koronawirusa, to widziałam również grupę polityków lub biznesmenów stojących w kręgu. Ubrani byli w eleganckie, szare garnitury,  a wszyscy oprócz jednego (siwego, łysiejącego, w okularach i dość otyłego – wydawało się, że jest ich przywódcą) mieli zamglone twarze. Nie byłam w stanie stwierdzić w jakim języku rozmawiają, ponieważ ich głosy były wyciszone, ale po chwili w mojej głowie pojawiła się informacja, że koronawirus to z góry zaplanowana symulacja choroby mająca ocenić jak społeczeństwa będą się zachowywały w obliczu zagrożenia zdrowia, życia i utraty pracy.

W maju bieżącego roku miałam wizję ukazującą tłumy ludzi głównie w wieku 25-55 lat szarpiących się z powodu jakiegoś poważnego problemu z osobami w ciemnych mundurach. Jedna z osób walczących miała na sobie koszulę w kratę. Moja wizja się potwierdziła   na stronie Wirtualnej Polski: był to protest polskich przedsiębiorców (a wśród nich na zdjęciu zobaczyłam mężczyznę w kraciastej koszuli) zmagających się z policją.

Jedną z bardziej niepokojących wizji miałam w listopadzie zeszłego roku.   Widziałam zrzucane bomby (wydaje mi się, że atomowe) i piaskowe obłoki na mapie ukazującej tereny m.in. Iranu, Iraku i Syrii. Mignął mi również tytuł wiadomości, że USA zaatakowało Izrael. Nie wierzę do końca swoim wizjom, ponieważ wszystko ma wiele zmiennych i historia ostatecznie może się potoczyć zupełnie inaczej.

Jeśli dotrwali Państwo do końca mojego e-maila, to ogromnie się cieszę, że poświęcili Państwo dla mnie swój czas i mieli cierpliwość, by to wszystko przeczytać. Podsumowując już całość dodam, że oczywiście mogą Państwo stwierdzić, że moje opowieści są nieprawdopodobne i jestem szaloną osobą, ale opisałam wszystko zgodnie z prawdą i z tym co odczuwam na co dzień.

Rzecz jasna, w powyższym e-mailu nie opisałam wszystkich dziwnych wydarzeń, których byłam świadkiem. Jeśli byliby Państwo zainteresowani, to w przyszłości mogłabym jeszcze o czymś wspomnieć.

Z serdecznymi pozdrowieniami,

(chciałabym pozostać, póki co, anonimowa)

 

/poniżej grafika dołączona przez autorkę historii do XXI PIĘTRA/


 

I jeszcze korespondencja w sprawie opublikowanej relacji, która przyszła na skrzynkę FN 27 sierpnia.

From: [...]
Sent: Thursday, August 27, 2020 5:04 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu

 

Witajcie,

To, co powiem, jest tak niesamowite, że postanowiłam do Państwa napisać, nie ukrywam, że mimo tego, iź piszę szczerze, to wydaje mi się to tak głupie, że boję się, że narażę się na ośmieszenie. Proszę o przekazanie autorce artykułu tego, co właśnie wydarzyło się w moim sercu i głowie po przeczytaniu tego fragmentu, jednocześnie prosząc o zachowanie anonimowości.

 Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią. 

 Otóż od dłuższego czasu, aby uspokoić skołatane serce i myśli przed snem, wyobrażam sobie, że kumuluję w swoim sercu energię, którą wystrzeliwuję na zewnątrz mojego ciała.

Otacza mnie, całe moje ciało, falując wokół mnie jak wielka bańka mydlana, tuż przy ciele. Energię tą wizualizowałam sobie zawsze właśnie jako złotą energię, złote drobinki. Taka bańka, która ochroni przez całą noc.

Kilka dni przed snem pomyślałam sobie, że bardzo bym się ucieszyła mogąc przeczytać gdzieś o kimś, kto ma podobne doświadczenia i odczucia.

 A tu, proszę, pojawia się artykuł zawierający opis dokładnie takiego odczucia :)

 --

Pozdrawiam,
[...]



zwiń tekst



Zdarzenie z dnia 21-12-1909 /powiat cieszyński/
Nie, 2 cze 2019 12:05 komentarze: brak czytany: 3780x

[...] Witam, Szukając "czegoś" trafiłem na relację a która została opisana w tygodniku "Gwiazdka Cieszyńska" - był to "tygodnik wydawany w Cieszynie w latach 1851‒1939". Niewykluczone, że już ją posiadacie w swoim archiwum. Ale jest o tyle ciekawa, że można ją przeczytać bezpośrednio z tego oryginalnego tygodnika z 1909 roku (konkretnie z cyfrowego skanu tamtego wydania).  -Z Wielkich Kończyc.   We.......

czytaj dalej


[...] Witam, Szukając "czegoś" trafiłem na relację a która została opisana w tygodniku "Gwiazdka Cieszyńska" - był to "tygodnik wydawany w Cieszynie w latach 1851‒1939". Niewykluczone, że już ją posiadacie w swoim archiwum. Ale jest o tyle ciekawa, że można ją przeczytać bezpośrednio z tego oryginalnego tygodnika z 1909 roku (konkretnie z cyfrowego skanu tamtego wydania). 

-Z Wielkich Kończyc.   We wtorek, d. 21 b.m. rano, parę minut po 5. godz. widziało kilka ludzi naszej wsi na północnem niebie mniej więcej nad dworcem Prucheńskim dziwne zjawisko. Jakiś dziwnie rażące światło oświeciło całą okolicę. Pewnemu widzowi zdało się, jakby chata jego w ogniu stanęła, niektórzy, jak słychać, wypadli z izb na pole, by zobaczyć, skąd taka jasność, bo się rozwidniło jak w biały w dzień w południe. Kobieta, idąca właśnie w kierunku zjawiska, patrząca, więc na całe widowisko, oświadcza, iż zdrętwiała jak słup, nie mogąc się ruszyć z miejsca przez chwilę. Powiada, iż się niby niebo otworzyło a spora "kupa" światła po ognistym pasie spuściła się na dół ku ziemi. Trwoga ją wzięła, czy się coś na miejscu od tego ognia spadającego nie zapaliło. Światło to miało być dziwnej "śmiertelnej" bladości. Z początku niejedni, słysząc o tym wypadku, przypuszczali, czy może jakiś balon, lecący w powietrzu, się nie spalił. Wszelako wobec braku dalszych wieści o podobnym nieszczęściu w naszych stronach, trzeba przypuścić, iż jakiś meteor spadł lub może próżny tylko próbny balon uległ zniszczeniu.

 Wycinek z tego pisma wraz z ta historią:



Dzień dobry.
Podczas dzisiejszej prasówki rzucił mi się w oczy ten artykuł:

https://pomorska.pl/nawiedzony-dom-w-koczale-przerazeni-lokatorzy-uciekli-zaczelo-sie-od-przeniesienia-starej-szafy-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj/ar/c9-15100760?utm_campaign=przerazeni-lokatorzy-uciekli-z-domu-pod-koczala-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj-straszy&utm_medium=gazeta-pomorska&utm_source=facebook

Może to Państwa zainteresuje. Zdarzenia, które przydarzyły się tej rodzinie musiały być na tyle niecodzienne, że opisała je lokalna gazeta.

Życzę miłego dnia.

[...]



zwiń tekst



Na balkon przyleciał kolorowy motyl...
Nie, 28 kwi 2019 23:23 komentarze: brak czytany: 2451x

[...] Witam. Chciałabym podzielić się swoim przeżyciem związanym tematyką kontaktu z duchami.Mój mąż zmarł 6 lat temu. Zmarł nagle, wyszedł z domu i już nigdy do niego nie wrócił. Był zdrowy, nie chorował. Zmarł na rozległy zawał serca. Był to wielki szok dla mnie, dzieci i wszystkich którzy go znali. W dniu śmierci miał tylko 58 lat. Nie pamiętam co się działo w ciągu tygodnia przed pogrzebem, nie.......

czytaj dalej


[...] Witam. Chciałabym podzielić się swoim przeżyciem związanym tematyką kontaktu z duchami.Mój mąż zmarł 6 lat temu. Zmarł nagle, wyszedł z domu i już nigdy do niego nie wrócił. Był zdrowy, nie chorował. Zmarł na rozległy zawał serca. Był to wielki szok dla mnie, dzieci i wszystkich którzy go znali. W dniu śmierci miał tylko 58 lat. Nie pamiętam co się działo w ciągu tygodnia przed pogrzebem, nie wierzyłam w śmierć męża...

W dniu pogrzebu na balkon przyleciał kolorowy motyl. Latał z kwiatka na kwiatek, a potem wleciał do środka. Krążył po całym mieszkaniu. Otworzyłam okna żeby wyleciał, ale on nie miał takiego zamiaru. Na cmentarzu w trakcie pogrzebu nad wnęką, do której miała być włożona urna z prochami, też latały motyle, ale było ich zdecydowanie więcej.
Po powrocie z ceremonii do domu motyl nadal w nim był! Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że jest to mój mąż, że mnie przeprasza za nagłe odejście… Takie wrażenie miał też mój 4 letni wnuk. Jak zobaczył motylka od razu powiedział do niego DZIADEK.

Był w moim mieszkaniu około tygodnia, a potem zniknął. Po kilku dniach znowu przyleciał, ale tym razem pod wejściowe drzwi. Tutaj muszę zaznaczyć, iż mieszkam w bloku na 8 piętrze. Jakim cudem przyleciał pod drzwi - nie wiem, kiedy otworzyłam wleciał do mieszkania i czuł się bardzo dobrze w tam. Ja również, ponieważ przez cały czas czułam obecność męża. To był taki dziwny kontakt bez słów. Na przykład, jeżeli szukałam jakichś dokumentów jakaś siła kierowała mnie właśnie do tego, gdzie się znajdowały. Wcześniej nie wiedziałam o nich, ponieważ sprawami urzędowymi zawsze zajmował się mąż. ”Czułam” co i w jakiej kolejności należy załatwiać i do kogo zwracać się o pomoc. Niektóre osoby znałam tylko z nazwisk, wiedziałam, że są znajomymi męża.

Motylki przylatywały i odlatywały. Najdziwniejsze było to, że jeden z "gości" przyleciał nawet w grudniu, ale na święta Bożonarodzeniowe niestety nie został. Na wiosnę znowu przylatywały i dla nas wszystkich to było takie naturalne i normalne. Kto przychodził, witał się, tak jakby On był z nami. W pierwszą rocznice śmierci ,kiedy ksiądz wyczytał nazwisko męża podczas mszy, motyl wleciał do kościoła i „ usiadł” w pustej ławce przed nami. Po jakimś czasie odleciał. Przez pierwsze trzy-cztery lata jego obecność towarzyszyła nam często i nie tylko w domu, wszędzie gdzie były rodzinne spotkania. Potem coraz rzadziej… Kiedy chodzimy na cmentarz, w pochmurne dni, niebo się rozświetla. Odbieramy to tak, jakby Jurek cieszył się z tego, że go odwiedzamy. Z racji wieku, mój wnuk nie rozumiał co to jest śmierć. Do dzisiaj, kiedy przychodzi na cmentarz opowiada dziadkowi o swoich postępach, o kolegach, zabawkach itp. Jak był malutki, to śpiewał piosenki. Dziecko nie odebrało śmierci jako coś ostatecznego. Dziadek po prostu zmieniła miejsce zamieszkania... Bardzo nam wszystkim tego brakuje, a szczególnie mnie i mojemu wnukowi. Mimo to wiem i czuję, że widzi nas z góry i się nami opiekuje.

[dane do wiad. FN - opis dostaliśmy 3 lipca 2020]



zwiń tekst



TEN SPODEK UKAZAŁ SIĘ I ZNIKNĄŁ… WSZYSTKO TRWAŁO NAJWYŻEJ 1-2 SEKUNDY!
Śr, 17 kwi 2019 17:28 komentarze: brak czytany: 814x

[...] Szanowna redakcjo Fundacji Nautilus, Chcę opisać wydarzenie, którego świadkami byłem ja i moja żona i niestety nie posiadamy zdjęć, aby to udowodnić. Oboje widzieliśmy UFO w kształcie latającego spodka, choć wszystko odbyło się w bardzo nietypowych okolicznościach i trwało około sekundy, może dwóch sekund, ale nie więcej. 21 czerwca 2020 postanowiliśmy pojechać na naszą działkę pod Łodzią, aby.......

czytaj dalej


[...] Szanowna redakcjo Fundacji Nautilus, Chcę opisać wydarzenie, którego świadkami byłem ja i moja żona i niestety nie posiadamy zdjęć, aby to udowodnić. Oboje widzieliśmy UFO w kształcie latającego spodka, choć wszystko odbyło się w bardzo nietypowych okolicznościach i trwało około sekundy, może dwóch sekund, ale nie więcej. 21 czerwca 2020 postanowiliśmy pojechać na naszą działkę pod Łodzią, aby zrobić porządki po zimie, bo wcześniej ciągle nie było na to czasu. Było ok. 19.10-19.15 wieczorem, kiedy ja postanowiłem wyjąć z samochodu dywaniki i je wytrzepać, a moja żona w tym czasie stała kilka metrów ode mnie i rozmawiała z naszą córką przez telefon.

Nagle spojrzałem w lewo i nad domkiem na działce sąsiada zobaczyłem pojazd w kształcie latającego spodka, który unosił się na tym domem na wysokości ok. 5 metrów. Zdążyłem tylko krzyknąć „zobacz!” do mojej żony, która spojrzała się w tym kierunku i także zobaczyła ten pojazd. Choć trudno w to uwierzyć, ale UFO znikło ułamek sekundy później, dosłownie wyparowało. To przypominało scenę z filmu, gdzie ktoś nagle usunął jakiś obiekt z ekspozycji zdjęcia poprzez wycięcie go z klatki filmu. Obiekt nie odleciał, a po prostu zniknął.

Nie było szans, aby go sfotografować, choć żona trzymała w ręku komórkę i tuż po tym zrobiła zdjęcia tego miejsca gdzie pojawił się obiekt, ale nic już na nich nie było. Przesyłam Wam te zdjęcia, ale proszę, abyście ich nie publikowali. Moją relację jak chcecie możecie zamieścić. Zaklinam się, że zdarzenie miało miejsce naprawdę. Relacja moja pokrywa się w 100 procentach z opisem mojej żony. UFO miało kształt dysku z wyraźną kopułką na górze, barwa szara, taka matowa. Żadnych świateł, elementów itp. Średnicę oceniam na ok. 8 metrów, może minimalnie więcej czyli 10, ale raczej 8. Zmierzyliśmy domek sąsiada i w ten sposób oszacowaliśmy średnicę obiektu. Śledzę Wasz serwis od 15 lat i zawsze marzyłem, żeby UFO zobaczyć. Nie przypuszczałem jednak, że te obiekty potrafią pokazać się na sekundę i zniknąć.
Moje dane tylko do Waszej wiadomości
[…]

/e-mail dostaliśmy 23 czerwca 2020/


/zdjęcie z Archiwum FN - obiekt sfotografowany w USA w 2018 roku/


From: [...]
Sent: Monday, June 22, 2020 9:00 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Subskrybent Youtube.

Witam [...].
Śledzę i oglądam co tylko w necie się pojawia na tematy mniej lub bardziej niewyjaśnione; UFO, obce planety itd. Wielu ludzi widziało obiekty niezidentyfikowane ale nie mówi o tym z wielu powodów, niepoważne traktowanie wśród znajomych lub niepewność co to ogóle było... może się tylko zdawało. Sam nie wiem co widzieliśmy wracając do domu jesienią ( pazdziernik) 2018 ... żoną zauważyła w okolicy poznania.. spławie - Szczepankowo na wysokości ok 300... 400 m nad ziemią stabilnie unosił się źródło światła, nienaturalnie jasne, żona( zmarła 10 lutego br.)była sceptycznie i raczej traktowała wcześniej moje zainteresowanie UFO ...do tamtego czasu, po tym incydencie każdorazowo obserwowała bacznie przestrzeń wokół siebie czy czasem nie zauważy czegoś... co odchodzi od norm fizycznych. Wieczorami chodziliśmy na spacer z psem i obserwowaliśmy niebo w poszukiwaniu czegoś, światełka poruszające się po niebie.

W jednym z odcinków na Youtube napomniał ktoś o incydencie nad poznaniem, wtedy powiedziałem żonie że jednak raczej to było UFO to co zauważyła. To było przełomowe w jej niestety krótkim życiu. Trzeba być naiwnym, lub po prostu głupim żeby nie powiedzieć tępym żeby uwierzyć w bajki że jesteśmy w tak ogromnej przestrzeni sami.

Osobiście interesuje się kosmosem ..troszkę. teleskop Kepplera wykrywa kolejne egzoplanety ale jest to łyżeczek tego co faktycznie tam gdzieś jest. Odkrywamy planety na podstawie widma światła A raczej Ciebie jaki powstaje na tle źródła światła jakim może być gwiazda, pulsar, supernowa, karzeł czy inne źródło światła. Odkrywamy przeszłość bo to widzimy po upływie czasu jak minął od kąd to światło zostało wyemitowane i dotarło do nas.. setki, tysiące lat śświetlnych temu... te planety, cywilizacje które mogły powstać na tamtych egzoplanetach mogły się rozwinąć do njewyobrażalnego stopnia. Mogą zginąć czasoprzestrzeń, poruszać się w czasie itd. Wracając do Kepplera... to może być nieodkrytych planet znacznie więcej ponieważ trajektoria lotu takiej planety wokół źródła światła może nigdy nie przebiegać lub co kilkadziesiąt naszych lat co spowoduje że ją przegraliśmy lub nie zauważymy nigdy. Wielcy teoretycy raczej sobie zdają z tego sprawę bo nie takie mózgi nad tym pracują. Czekam na kolejne odcinki z pokładu Nautilusa.
Pozdrawiam z okolic poznania.
[dane do wiad. FN]



zwiń tekst



Zaskakujący efekt szkolenia przeprowadzonego przez jasmowidza Krzysztofa Jackowskiego
Czw, 11 kwi 2019 15:14 komentarze: brak czytany: 541x

[...] Dzień dobry,jakiś czas temu na swoim video blogu Pan Krzysztof Jackowski mówił o tym jak rozwijać w sobie zdolności jasnowidzenia [ z rok temu był filmik: Metoda jak pobudzić w sobie....] Jednym z ćwiczeń było pobudzanie własnego czoła poprzez improwizację gry palcami na czole [ jak na pianinie], bez dotykania skóry. Po obejrzeniu filmiku robiłam te ćwiczenia przez kilka dni, w rożnych momentach.......

czytaj dalej


[...] Dzień dobry,

jakiś czas temu na swoim video blogu Pan Krzysztof Jackowski mówił o tym jak rozwijać w sobie zdolności jasnowidzenia [ z rok temu był filmik: Metoda jak pobudzić w sobie....] Jednym z ćwiczeń było pobudzanie własnego czoła poprzez improwizację gry palcami na czole [ jak na pianinie], bez dotykania skóry. Po obejrzeniu filmiku robiłam te ćwiczenia przez kilka dni, w rożnych momentach, jak tam miałam czas.. Nic się nie wydarzyło w trakcie tych dni. Po jakimś czasie [ nie pamiętam dokładnie, ale co najmniej po tygodniu] mialam dwa takie poczucia: a nadmienię, że nie mam zdolności jasnowidczych.
 
Oto te sytuacje [opisuję ze szczegółami bo one są istotne]:
 
1) Jestem umówiona do stomatologa. Mam zamiar jechać samochodem, który stoi kilkanaście metrów od domu, przy garażu. Kiedy wychodzę z domu, zamykam drzwi na dwa zamki, górny i dolny [ nie chciałam zamka centralnego i do dzis nie potrafię zrozumieć dlaczego:)]. Oba mają bardzo podobne wizualnie klucze, a ja ich nie mam oznaczonych i często sie mylę. Stąd zamykanie drzwi trochę trwa. Jesli nie muszę, nie mam bardzo istotnego powodu to nie wracam do domu bo mnie zwyczajnie denerwuje otwieranie i zamykanie tych drzwi. Tego dnia zamknęłam drzwi na te dwa zamki i szlam do auta i w drodze do samochodu mam taką myśl w glowie " Muszę sie wrócic i wziac gotówkę bo terminal platniczy u dentysty będzie zepsuty." Oczywiście nie chcialo mi sie wracać i zaczęłam racjonalnie siebie przekonywać w myslach: "Wez przestań, jakie jest prawdopodobieństwo, ze terminal bedzie zepsuty? Kiedy w ogóle ostatnio Ci sie to zdarzyło?" Mysli o gotówce byly jednak tak silne, ze wyłączyłam silnik i wróciłam do domu po pieniądze.
Kiedy byłam u dentysty i czekałam w poczekalni, z gabinetu wyszedl pacjent, podszedl do recepcji. Recepcja byla blisko, wszytko slyszalam.
Pani pyta: gotówką czy kartą?
Ten pacjent [taki młody chłopak to był] mówi: Kartą.
Pani: Dobrze. i zaczęła cos tam wstukiwać na terminalu.
Pomyślałam sobie wtedy: " Widzisz? Działa. I po co sie wracałaś ?"
To wstukiwanie kwoty w terminal trochę trwało i po dłuższej ciszy slyszę, ze Pani z recepcji mówi:
" Nie wiem, co sie dzieje, nie działa, a przed chwilą działał. Próbuję juz trzeci raz.... Tu za rogiem jest bankomat jakby Pan był uprzejmy podejsc?" [ ten chlopak z tego co zrozumiałam nie mial gotówki przy sobie]. Potem jak ja miałam płacić po wizycie, terminal nadal nie działał, chyba byl problem z siecią.
 
2) i druga sytuacja. Moja córka dostała na urodziny różdżkę - taką piękną, świecącą. Byla zachwycona i to był jej najbardziej ulubiony prezent. Kilka dni po tych urodzinach, schodziłam po schodach z piętra i pomyślałam tak: "Muszę jej zabrać różdżkę bo ją zaraz złamie" i z takim zamiarem weszłam do salonu. Patrzę, a córka siedzi sobie głeboko w fotelu, w prawej ręce ma różdżkę, lewą trzymała polożony na kolanach tablet. Stwierdziłam, ze jak ogląda bajkę to raczej sie szybko nie ruszy i potem jej tą różdżkę położę w bezpieczne miejsce, jesli będzie taka potrzeba. Weszłam do kuchni, nie minęło 15 sekund i słyszę płacz - właściwie to był ryk, bo ciężko to płaczem nazwać. Wracam i widzę zapłakaną córkę ze złamaną różdżką. Okazało sie, że jak schodziła z tego fotela to sie potknęła i upadła na różdżkę, która przy okazji zaczepiła o blat ławy.
 
Wiem, ze te sytuacje to takie drobiazgi, ale i tak mnie zaskoczyły. W obu przypadkach miałam poczucie ze to sa moje mysli [ a nie ze np. z zewnatrz przychodzą], ale były one takie nagłe, jakby wyrwane z kontekstu, bo głowe miałam zajęta wtedy czymś innym, nie pamietam czym......Niepokojące to było, jakby ta przyszlosc juz byla i na mnie czekala az do niej dotrę. Jakis wplyw i wybór mialalm dopiero gdy te mysli sie pojawiły [ wziąc kasę czy nie? wziąć różdżkę?] Wiec bez takich poczuc to jestem jakby we snie?? Odgrywam role?

Namówcie Pana Jackowskiego na kursy jasnowidzenia. I moze znacie jakiegos psychologa, neurologa pracującego na uczeslni, który byc moze ziantersowałby sie fenomenem Pana Krzysztofa? Zbadał mu funkcjonowanie mózgu w stanie spoczynku, w trakcie wizji? moze jakis rezonans? Moznaby ocenic, budowę poszczególnych obszarów.. itd. Szkoda, ze taki fenomen nie jest badany od strony medycznej.

P.S. Dziękuję Fundacjo, ze jesteście. Robicie świetną robotę.

Pozdrawiam serdecznie,
[ imie do wiadomosci redakcji]/wiadomość dostaliśmy 14 czerwca 2020/




zwiń tekst



Niezwykła historia z ptakiem i snem o... 5G!
Śr, 3 kwi 2019 14:05 komentarze: brak czytany: 3416x

Dzień Dobry.Właśnie tak. To co doświadczyłem przez ostatnie 24h to dla mnie totalny kosmos.Zrobię za chwilę mały wstęp aby nakreślić Wam cały obraz po to aby otrzymać od Was pomoc, bo chciałbym poznać odpowiedź na kilka pytań, które napiszę pod koniec.Zatem... Mam 36 lat i mieszkam w małym mieście odkąd się urodziłem. W domu "kostce".Piszę o tym, bo wróble i ptaki towarzyszą mi od dziecka ale to, .......

czytaj dalej


Dzień Dobry.

Właśnie tak. To co doświadczyłem przez ostatnie 24h to dla mnie totalny kosmos.
Zrobię za chwilę mały wstęp aby nakreślić Wam cały obraz po to aby otrzymać od Was pomoc, bo chciałbym poznać odpowiedź na kilka pytań, które napiszę pod koniec.

Zatem... Mam 36 lat i mieszkam w małym mieście odkąd się urodziłem. W domu "kostce".
Piszę o tym, bo wróble i ptaki towarzyszą mi od dziecka ale to, co zaraz opiszę spotkało mnie pierwszy raz.

Wczoraj gdy rozpocząłem pracę (pracuje z domu), poczułem jakby ktoś mi się przyglądał.
Instynktownie rzuciłem okiem na balkon i dostrzegłem ptaszka. Nazwę go wróbelkiem. Raz po raz przylatywał. W końcu spostrzegłem, że to trochę takie nienaturalne, że jakiś wróbel przylatuje co chwila i patrzy na mnie. W końcu włączyłem telefon i zacząłem nagrywać film, trwa to ponad 7 minut (filmy dołączę do wiadomości, w pierwszym z nich powiedziałem "Co mi chcesz powiedzieć ptaszku?"), wróbel za pierwszym razem odleciał dopiero gdy moja zmęczona ręka, trzymająca telefon szukała miejsca oparcia na doniczce.Sytuacja się powtarzała. Wróbel przylatywał ćwierkał, skrzeczał, popiskiwał, odlatywał i przylatywał i tak cały dzień.

Kosmos przyszedł dziś. Dodam, że z racji pracy z domu należę do nocnych marków i budzę się około godziny 9-10. Dziś jednak obudziłem się około 5:27 a raczej coś mnie obudziło. Mamy na balkonie wywieszoną flagę, więc zanim się przebudziłem pomyślałem, że to wiatr nią telepie. Obudziło mnie coś innego - szamotanie się ptaka o szybę, jakby chciał wlecieć do pokoju. Tak, to ten sam ptaszek - wróbelek co wczoraj. Od razu chwyciłem za telefon i zacząłem nagrywać. Ta mała cholera mnie obudziła, dlaczego tak wcześnie i nagle BUM. Zaraz zaraz właśnie miałem sen, podszedłem do biurka chwyciłem kartę i zacząłem pisać, o to co mi się śniło:

W tym śnie jakiś profesor (?), naukowiec (?) mówił coś o 5G, tekst z mojej kartki jest chaotyczny ale taki go Wam przekazuję, nie chcę nic interpretować, wiem, że to może bzdury i bełkot ale w tym śnie naukowiec powiedział:

"5G - faza REM jest tej samej częstotliwości co fale 5G.Fala jest bardziej płaska i można w niej upakować więcej danych.
Nie jest szkodliwa bo to naturalna fala na jakiej pracuje mózg.
Ludzki mózg włącza fazę REM pod koniec snu aby go nie wybudzićTak aby ludzki mózg nie odbierał otaczających go bodźców
faza REM wywołuje sen i mózg "zajmuje się" snem a nie otaczającymi bodźcami.
Dzięki temu ludzki organizm może dokończyć sen bez wcześniejszego wybudzania.
Na koniec znów dodał, że fale 5G działają na takiej częstotliwości,
więc nie mogą być szkodliwe, bo sam mózg działa na podobnych w fazie REM.

I nagle BUM! Jak to?
Pojawiło się mnóstwo pytań proszę o pomoc:

1.Czy ten ptak to w ogóle wróbel? Ma jakiś rudawy odcień na głowie.
2. Czy zachowanie ptaszka jest normalne, może jest na pokładzie jakiś ornitolog?
3. Nie wiem jak interpretować to zdarzenie (być może nic się nie dzieje a to tylko jakieś przypadki a ja jestem przewrażliwiony bo patrzę na świat inaczej - wysyłam Wam od czasu do czasu nawet maile).
4. Minęła już godzina od tego zdarzenia a ptak nadal jest na balkonie, macha skrzydełkami na parapecie, czasami podlatuje jak gdyby chciał przelecieć przez zamknięte okno. Mógłbym to zrozumieć ale rolety są zasłonięte, więc ptak nie widzi przezroczystego okna tylko ciemną przestrzeń.
5. Nie będę sprawdzał żadnych informacji w internecie, które tu przekazałem (ani o wróblach, ani o fazie REM ani o 5G). Osobiście nie uważam, żeby 5G było szkodliwe i mogło wpływać na prace ludzkiego mózgu, nie wierzę w tę teorię spiskową

 

/email dostaliśmy 4 czerwca 2020/





 

 Autor e-maila przysłał nam wiele filmów z tym niezwykłym ptaszkiem, który bardzo głośno dawał o sobie znać siedząc na barierce balkonu.

 

I jeszcze e-mail z poczty do FN od naszego stałego czytelnika.

 

From: [....]
Sent: Saturday, June 6, 2020 2:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Niezwykła historia z ptakiem .......

Witam serdecznie Fundację Nautilus !

W nawiązaniu do artykułu ,,Niezwykła historia z ptakiem i snem " chciałbym coś dodać w sprawie tych prześlicznych ptaszków odwiedzających nasze balkony, parapety, zagrody i działki.  Zawsze kiedy jestem na swojej działce zawsze uzupełniam poidełka dla ptaków jak też większe pojemniki z wodą przygotowane na ewentualne ich kąpiele. Pamiętam 2015 r. kiedy były niesamowite upały sięgające 30 stopni  a nawet i więcej. Widziałem jak te biedne ptaki szukały cienia by tam się skryć a również samej wody by się ochłodzić. Pamiętałem o nich i pamiętam by zapewnić im te skromne ale jakże dla nich ważne miejsce by czuły się jak u siebie i tak to trwa do chwili obecnej. Ale zauważyłem że od 2015 r a to tylko minęło pięć lat że większość tych ptaków jest już nieobecna na działce. Czym to jest spowodowane ? Myślę, że nie trzeba się nad tym długo zastanawiać. To człowiek doprowadził do tego że te maleństwa giną  z naszej ręki. Zatruwamy nasze wody, pola łąki. Coraz mniej widzimy na terenach wiejskich pszczół które zabijane są świadomie przez rolników którzy dokonują oprysków pól chemikaliami nie stosując się do wszelkich zaleceń. Ptaki które widziałem w minionym okresie to już prawie przeszłość. Pozostały jedynie zdjęcia na których udało się uwiecznić ich zabawy w wodzie i rozkosz jaka ich spotkała w tych małych pojemnikach z wodą - źródłem przetrwania w upalne dni.
Pamiętajmy wszyscy by te biedne ptaszyny jak też inne zwierzęta ratować i reagować na każde zło grożące im ze strony nawet naszego sąsiada.
Zawsze jak się pojawia artykuł o naszych zwierzętach, ptakach należy zawsze coś o nich napisać bo bo to mogą być ostatnie ich lata kiedy są jeszcze nad naszymi głowami.

Pozdrawiam ( Orion_1957 )









zwiń tekst



WIADOMOŚĆ OD ZMARŁEGO MĘŻA?
Czw, 28 mar 2019 11:58 komentarze: brak czytany: 3867x

Witam,Piszę z bólem w sercu, gdyż temat śmierci mojego wspaniałego męża jest świeży. Zmarł w wieku 41 lat na moich rękach w ciągu kilku sekund z powodu zatoru. Byliśmy dla siebie miłością życia i przyjaciółmi. Zostawił mnie z 3 dzieciaków. Niestety nie mogąc się otrząsnąć...wciąż krzyczałam do dnia wczorajszego że ,, zostawiłeś mnie samą,,. Jednak po zdarzeniu wczorajszym mam dowód na to że tak nie.......

czytaj dalej


Witam,
Piszę z bólem w sercu, gdyż temat śmierci mojego wspaniałego męża jest świeży. Zmarł w wieku 41 lat na moich rękach w ciągu kilku sekund z powodu zatoru. Byliśmy dla siebie miłością życia i przyjaciółmi. Zostawił mnie z 3 dzieciaków. Niestety nie mogąc się otrząsnąć...wciąż krzyczałam do dnia wczorajszego że ,, zostawiłeś mnie samą,,. Jednak po zdarzeniu wczorajszym mam dowód na to że tak nie jest.

Po 33 dniach od śmierci postanowiłam że zacznę funkcjonować normalnie małymi krokami i posprzątam. Zmywając stół mokra chusteczka przypadkowo rzuciłam ja na telefon, który był prawdopodobnie odblokowany. I zaczął pisać...w pierwszym momencie myślałam że to mokra chusteczka spowodowała iż wyświetlają się sam kropki przecinki i spacje...ale na nagraniu widać że przecinek w ogóle jest poza chusteczka. Siostrzenica obroniła tekst, który jest w kilku językach...i powiem szczerze zabił nas wszystkich emocjonalnie. Proszę o pomoc w zgłębieniu tego tekstu, gdyż jest to poza naszym zasięgiem.

Druga sprawa związana jest z tym samym dniem godzinę później....

Dobra znajoma oznajmiła że przyszedł czas by mi powiedzieć co się stało gdyż ma kontakt z jasnowidzem od jego śmierci...

W załączniku film i zdjęcia po analizie naszej.

 [...]



/e-mail i wiadomość dostaliśmy 31 maja 2020/

Witamy Panią,
Dziękujemy za opis i e-mail, a także materiały. Bardzo Pani współczujemy - takie chwilę są przejmujące.
Nigdy nie spotkaliśmy się z tego typu komunikacją, więc trudno jest to nawet jakoś ocenić... Możemy to opublikować z zachowaniem pełnej anonimowości (jeśli Pani oczywiście wyrazi zgodę) i zobaczymy, czy z czymś podobnym zetknął się ktoś z naszych czytelników.
Pozdrawiamy
FN

Ta wiadomość została wysłana przez Fundację Nautilus.
Copyright © 1999-2020 FN. Wszelkie prawa zastrzeżone.



zwiń tekst



CZY TO PODOBIEŃSTWO ŚLADÓW PO LĄDOWANIU UFO JEST PRZYPADKOWE?
Wt, 19 mar 2019 14:52 komentarze: brak czytany: 636x

[...] na kanale National Geographic był emitowany serial „UFO w Europie”. W kolejnych odcinkach pokazywane są najciekawsze obserwacje UFO, jakie miały miejsce na Starym Kontynencie. Oglądałem ten serial z dużą ciekawością. I nie ukrywam, z pewną zazdrością. W wielu krajach europejskich, w przeciwieństwie do Polski, do obserwacji UFO podchodzi się bowiem z należytą powagą. Na przykład we Francji w .......

czytaj dalej


[...] na kanale National Geographic był emitowany serial „UFO w Europie”. W kolejnych odcinkach pokazywane są najciekawsze obserwacje UFO, jakie miały miejsce na Starym Kontynencie. Oglądałem ten serial z dużą ciekawością. I nie ukrywam, z pewną zazdrością. W wielu krajach europejskich, w przeciwieństwie do Polski, do obserwacji UFO podchodzi się bowiem z należytą powagą. Na przykład we Francji w latach siedemdziesiątych XX wieku została powołana specjalna organizacja rządowa do analizowania wszystkich przypadków obserwacji niezidentyfikowanych obiektów.  Dzięki dobrze skonstruowanemu systemowi przekazywania informacji, wszelkie sygnały zgłaszane do wojska, policji, straży pożarnej, czy też innych służb niezwłocznie są przekierowywane do jednego miejsca. Praca organizacji GEIPAN (bo o niej tu mowa) nie ogranicza się przy tym jedynie do odnotowywania zjawisk. Dzięki posiadanemu budżetowi, są w stanie  także zlecać najlepszym laboratoriom przeprowadzanie niezbędnych analiz.
W odcinku 7 wspomnianego serialu NG został przedstawiony przypadek z małej francuskiej miejscowości Trans-en-Provence , który miał miejsce 8 stycznia 1981 r. To jedno z najbardziej znanych i najlepiej przebadanych zdarzeń z UFO, jakie miały miejsce na terenie Francji.
Przypadek ten zainteresował mnie szczególnie, gdyż w wielu elementach przypomina zdarzenie z terenu Polski, a dokładnie z miejscowości Ożarów II koło Opola Lubelskiego. W sierpniu 2008 roku wraz z ekipą Fundacji Nautilus byłam na miejscu zdarzenia.  Spotkaliśmy się wtedy z panią, która zaobserwowała obiekt, nagraliśmy relację oraz dokonaliśmy podstawowych pomiarów śladów, jakie pozostały na miejscu zdarzenia.
A oto podobieństwa między obydwoma przypadkami, na jakie zwróciłam uwagę:
1.    Wygląd obiektu:
a)    Trans-en-Provence:




b)    Ożarów II:


Rysunek został naszkicowany przez świadka - panią Szafran na naszą prośbę w trakcie spotkania.
    W obu przypadkach świadkowie zwrócili uwagę i narysowali charakterystyczny pierścień.
    Oprócz widocznego podobieństwa kształtu, zbieżna jest też ocena koloru obu obiektów (szary i ciemno szary – Ożarów oraz kolor ołowiu – Trans-en-Provence).  
2.    Dźwięki – w obu przypadkach były słyszalne:
a)    Trans-en-Provence: świadek wspominał o słyszalnych gwizdach
b)    Ożarów II:  szum, przytłumiony huk

3.    Pozostawione ślady:
a)    Trans-en-Provence:


Pozostawiony przez obiekt ślad przypominał okrąg o średnicy ok. 1,5 m. Na jego obwodzie widoczne były dwa wgłębienia. Widoczna na rysunku strzałka 10m oznacza miejsce pobrania próbki kontrolnej. Opierając się na informacjach z filmu NG, ślad został pozostawiony na ziemi (nie na trawie).

b)    Ożarów II:


Ślad pozostawiony w Ożarowie II również przypominał okrąg, ale tak naprawdę był elipsą. Zmierzona przez nas elipsa miała wymiary 3,8 x 3,36 m.  Była wygnieciona w trawie. Śladów zagłębień nie zauważyliśmy.

 
4.    W obu przypadkach, na miejscu lądowania odnaleziono ślady świadczące o ingerencji (oddziaływaniu) obiektu na otaczające środowisko.
a)    Trans-en-Provence:
W pobranych próbkach roślinności zauważono anomalie w postaci szybkiego starzenia się tkanek. Ani w filmie, ani w dostępnych raportach nie wspomniano o wynikach analizy próbek gleby (nie wiadomo, czy w ogóle były wykonywane). Przeprowadzone badania wykazały, że gleba w miejscu lądowania została nagrzana do temperatury ok. 600 st.C. Naukowcy sugerowali obecność promieniowania mikrofalowego.
b)    Ożarów II:
Na elipsie (dokładniej na pozostawionym przez obiekt śladzie) znaleziono liczne drobiny metalu reagującego na magnes. Po kilku dniach pobrano kolejną próbkę gleby, w której nie stwierdzono już obecności ww. metalu. Z uwagi na brak możliwości finansowych, oficjalnych badań laboratoryjnych próbek gleby oraz roślinności nie zlecono.  Część drobinek metalu przebadał zaprzyjaźniony z Fundacją fizyk, który stwierdził, że jest to hematyt, który w normalnych warunkach nie powinien występować na powierzchni gleby.  
Nie pamiętam, czy sprawdzaliśmy teren wykrywaczem promieniowania mikrofalowego. W każdym razie inne wykrywacze – licznik Geigera oraz czujnik poziomu promieniowania elektromagnetycznego nie wykazały anomalii.

Uważam, że porównanie tych dwóch zdarzeń wskazuje na ich znaczne podobieństwo (kształt obiektu, jego kolor, wydawane dźwięki, a także to, że w obu miejscach lądowania odnotowano pewne anomalie). Czy to tylko przypadek?   






Materiał wideo zrealizowany w Ożarowie przez ekipę FN.

I jeszcze poniżej coś z naszej najnowszej poczty. Dodajmy, że mamy stały kontakt z autorem tej obserwacji.

From: [...]
Sent: Saturday, May 23, 2020 5:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Bliskie spotkanie z UFO w Jarnołtówku (2009 rok)

Dzień dobry

Mimo upływu wielu lat nadal fascynuje mnie przypadek bliskiego spotkania z UFO w Jarnołtówku. Doszło tam do naprawdę niezwykłej manifestacji UFO. Dwóch świadków z bliska widziało jak pojazd UFO startuje i wzbija się w powietrze. W całej wsi doszło do awarii prądu w momencie startu UFO.

Ostatnio znalazłem w internecie audycję radiową poświęconą temu przypadkowi. Słuchając tej audycji można poczuć 'powiew kosmosu na plecach' ;-)

Naprawdę warto posłuchać

Poniżej link

http://radio.opole.pl/123,37,z-nieba-cos-przylecialo

Pozdrawiam



witam serdecznie.

kilka dni temu spotkałem się z kolegą w sprawach zawodowych. obydwaj zajmujemy się filmowaniem, również dronami. w pewnym momencie zauważyłem nad nami obiekt- bardzo czarny, o nieregularnych kształtach. szerokość, około 2m. Nie był to na pewno dron. przeleciał nad nami dosyć wolno na wysokości około 100m. nie wydawał dźwięku. Miało to miejsce w Białymstoku. Czy taki obiekt był może przez kogoś widziany? nie potrafię wyjaśnić dlaczego żaden z nas nie nagrał tego obiektu. pozdrawiam

[...]



zwiń tekst



Tajemniczy obiekt w Warszawie w dn.18/04/2020
Nie, 10 mar 2019 09:29 komentarze: brak czytany: 2992x

Dzień dobry moja 13 letna córka opisała zdarzenie jakie miało miejsce w Łodzi na osiedlu Dąbrowa. Wracałam późnym wieczorem ( prawdopodobnie to byłkoniec września lub października tego roku) od babci, która mieszka dwa bloki dalej i spojrzałam odruchowo w niebo - zobaczyłam, jakbu znad chmur ktoś oświetlał ziemię, coś latało bez żadnego układu typu ósemki, koła nad początek chmurami i zdawało mi się.......

czytaj dalej


Dzień dobry moja 13 letna córka opisała zdarzenie jakie miało miejsce w Łodzi na osiedlu Dąbrowa. Wracałam późnym wieczorem ( prawdopodobnie to byłkoniec września lub października tego roku) od babci, która mieszka dwa bloki dalej i spojrzałam odruchowo w niebo - zobaczyłam, jakbu znad chmur ktoś oświetlał ziemię, coś latało bez żadnego układu typu ósemki, koła nad początek chmurami i zdawało mi się, że te tajemnicze światła przeszły kawałek za mną. Przeraziło mnie to i  solidnie przyspieszając kroku wpadłam do domu i opowiedziałam z wielkim strachem o wszystkim mamie. Moja mama szybko się ubrała i poszłyśmy to sprawdzić, szłyśmy w kierunku szkoły na Gałczyńskiego w Łodzi. Mama zaczęła dokładnie obserwować, czy ruchy świateł są regularne, czy zataczają koła, ale koła latały bez żadnego układu. Nagle, gdy doszłyśmy do szkoły zatrzymałyśmy się i pomyślałyśmy, że należy zabrać z domu telefon, aby nagrać to zdarzenie. Nie zdążyłyśmy jednak, ponieważ światła ustawiły się w półokręgu ( było ich ok. 7), nagle z dwóch boków tego ustawienia wyleciały dwa światła, które zleciały na dół, zderzyły się ze sobą w ułamku sekund tak szybko, że gdy podniosłyśmy wzrok na półokrąg świateł wszystko zniknęło i światło zgasło. Wróciłyśmy do domu zaskoczone całą sytuacją. Po dziesięciu minutach musiałyśmy wyprowadzić na spacer psa ( godzina po 21). Z ciekawościa patrzyłyśmy w niebo, lecz było pozbawione wszelkiego zachmurzenia, ale po tajemniczych okręgach nie było ani śladu. Co widziałyśmy, nie wiemy do dziś.

[...]


From: [...]
Sent: Wednesday, May 13, 2020 1:24 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Tajemniczy obiekt w Warszawie w dn.18/04/2020

Szanowna Redakcjo,

Przesyłam opis zdarzenia, którego byłam świadkiem:

Załączam ilustracje dokumentujące, czyli moje fotomontaże, jak to coś wyglądało. Zdjęcia okolicy zdarzenia zrobiłam któregoś z następnych dni i nałożyłam na zdjęcia mój fotomontaż.

Czas i miejsce: 18 kwietnia 2020 r., godz. między 22-23, okres kwarantanny, miejsce wyjazdu z ulicy Trojdena w ulicę Żwirki i Wigury w Warszawie. Byłam w tym miejscu sama, nie było żadnego innego człowieka, robiłam nocny marsz kondycyjny po osiedlu. Wychodzę zza budynku mieszkalnego na Trojdena, patrzę w stronę ulicy Żwirki i Wigury i widzę:

Obiekt przemieszczał się bardzo powoli, ale płynnym ruchem wzdłuż ulicy Żwirki i Wigury w kierunku Centrum W-wy. Był to idealnie równy w kształcie czarny prostopadłościan, bo obiekt widziałam z boku jako prostokąt. Był jak równa geometryczna bryła. Obiekt nie miał żadnych ściętych ścian, żadnych opływowych kształtów tak jak mają samochody. Nie miał okien i drzwi, ani żadnych świateł i odblasków na powierzchni. To była głęboka, idealna czerń jego pokrycia. Tylko u dołu, przy obu końcach były dwa jasne małe punkty świetlne, ale nie były to fragmenty kół, bo nie było żadnych kół widać. To po prostu był czarny prostopadłościan, który przemieszczał się w jakiś sposób do przodu i miał dwa światełka u dołu. Obiekt był bardzo długi - conajmniej około dwie długości samochodu osobowego i wysokości samochodu osobowego, lub trochę niższy. Nie wydawał żadnych dźwięków, np. hałasu silnika. Przemieszczał się w idealnej ciszy. W tym czasie gdy to było, nie jechał żaden samochód, jakby było jakieś zamrożenie czasu. Było jakoś inaczej, jakby przesunięcie czy zastygnięcie w czasie. Trwała całkowita cisza. Odniosłam momentalnie wrażenie, że ten obiekt przemieszcza się tak powoli, bo skanuje otoczenie. Tak mnie zdziwiło to co zobaczyłam, wręcz przestraszyłam się, że miałam odruch automatyczny, nie wsparty logiką: chwilę szłam, chwilę patrzyłam w osłupieniu i następnie szybkim krokiem wykręciłam w tył zwrot i wróciłam z powrotem za budynek, żeby nie patrzeć. Zatem dłużej już się nie przyglądałam. Poszłam na spacer po osiedlu w inne miejsce.

Teraz to miejsce mnie przyciąga. Jestem tam prawie codziennie, będąc na spacerze. Mam w pamięci fakt, że byłam świadkiem czegoś, co trudno wytłumaczyć. Że wzdłuż jezdni przemieszczało się coś, co nie było samochodem.

...
Z poważaniem,
[...]

/poniżej dwa zdjęcia przysłane przez naszą czytelniczkę/




zwiń tekst



STRONA
1 2 3 4 19
Nowsze Nowsze
Strona 1 / 19

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

WYWIAD Z IGOREM WITKOWSKIM

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.