Pon, 30 lis -0001 00:00
Autor: FN, źródło: FN
Prezentujemy Wam ciekawy artykuł dający do myślenia nad przyszłością Srebrnego Globu...
"Przestrzeń kosmiczna, w tym Księżyc i inne ciała niebieskie, nie podlega przywłaszczeniu przez żadne państwo ani w drodze proklamowania na nich suwerenności, ani poprzez wykorzystanie czy okupację, ani w jakikolwiek inny sposób" - stanowi Układ o Przestrzeni Kosmicznej, podpisany w 1967 roku w Moskwie, Londynie i Waszyngtonie. Tymczasem do wykorzystania zasobów Księżyca przymierzają się nie tylko państwa, ale również firmy. Jedna czwarta Srebrnego Globu została już sprzedana prywatnym "udziałowcom". Pojawiają się już oferty księżycowego pochówku, słyszy się też o "taksówkowych lotach". Zapewne niedługo któraś z firm zacznie reklamować "cudowne wakacje w warunkach księżycowej grawitacji". Ponoć już od 2009 roku można będzie zażyczyć sobie pochówku na Księżycu. Za "jedyne" 6500 euro jeden gram prochów zmarłego zostanie rozsypany na naszym naturalnym satelicie. Dotąd nie zawsze się udawało. Firma wysłała na Księżyc prochy Gene'a Roddenbery'ego, twórcy serialu "Star Trek", ale kolejna rakieta z urnami ok. 200 osób spadła tuż po starcie. Ale to nie wszystko. Inne firmy snują plany "turystycznych lotów", budowy księżycowych hoteli, a nawet... już sprzedają działki. Zaraz, zaraz, czy aby nie za wcześnie? Jak sie okazuje, w tym biznesie liczy się właśnie szybkość. Dwadzieścia osiem lat temu pewien Amerykanin, Dennis Hope, zgłosił w lokalnym urzędzie w hrabstwie San Francisco wniosek o przyznanie mu prawa własności do całej powierzchni planet i księżyców Układu Słonecznego argumentując, że Układ o Przestrzeni Kosmicznej mówi o państwach, nie wspomina zaś o prywatnych osobach. W amerykańskim Urzędzie Patentowym Hope zastrzegł sobie prawa do sprzedaży tych gruntów. Pomysł był wówczas tak absurdalny, że... przeszedł. Rzutki Amerykanin rozkręcił interes. Otworzył firmę o nazwie Ambasada Księżycowa (Lunar Embassy) i zaczął sprzedawać księżycowe grunty. Cena: 20 dolarów. Za tę kwotę dostajemy zapewnienie pana Hope, że jesteśmy w posiadaniu akrowej działki po jasnej stronie Księżyca, stosowny certyfikat, mapę z wyrysem i "konstytucję kosmiczną". Jeśli tylko znajdziemy na to sposób, to tuż po zakupie możemy lecieć na miejsce. Oczywiście, nikt spośród 2 milionów osób ze 180 krajów, które dokonały transakcji, nie obejrzał swej "własności" na własne oczy, ale to już nie jest zmartwienie pana Hope. Ostatnio znalazł się kanadyjski naśladowca Amerykanina, 33-letni Paul Jackson, który ponoć wykupił od Dennisa Hope prawa do sprzedaży gruntów na Księżycu i otworzył "Lunar Realty" - księżycową agencję nieruchomości. Jakiś czas temu NASA, w ramach przygotowań do misji powrotu ludzi na Księżyc, poprosiła ponad tysiąc różnych instytucji, organizacji, a także wiele wpływowych osób ze świata biznesu i nauki o przekazanie pomysłów, które można by zrealizować na Srebrnym Globie. Efektem jest lista 181 celów. O dziwo, wcale nie największą jej część stanowią pomysły na wykorzystanie Księżyca do badań naukowych. Proponowano na przykład, by pod powierzchnią księżycowego gruntu wybudować archiwa najcenniejszych danych, umieścić "Arkę Noego", czyli magazyn DNA ziemskich organizmów na wypadek jakiejś kosmicznej klęski lub używać powierzchni Księżyca do produkcji energii elektrycznej dla Ziemi. Założenie baz dla ludzi wiązałoby się też ze znacznym wzrostem natężenia kosmicznej turystyki - wystarczy sobie tylko wyobrazić, jaką atrakcją byłyby programy nadawane na żywo z powierzchni Księżyca. Od strony komercyjnej nawet umieszczenie tam łazika jest świetnym pomysłem - wielu ludzi chciałoby (za pośrednictwem internetu) osobiście pokierować jazdą tego wehikułu po Księżycu. Raport NASA wspomina także i o takich, komercyjnych sposobach wykorzystania naszego naturalnego satelity. Zresztą już w 2002 roku rząd Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy udzielił prywatnej firmie pozwolenia na "badania, fotografowanie i lądowanie" na Księżycu. Taką zgodę dostała firma TransOrbital z Kalifornii oraz jej próbnik TrailBlazer, który miał wystartować w czerwcu 2003 roku. Potem przełożono termin na 2006 rok - również bez skutku. Wszystko wskazuje na to, że TrailBlazer nie wystartuje wcale. Niemniej był to pewien precedens. Przedstawiciele firmy walczyli o taką zgodę przez dwa lata, musieli udowodnić, że wysłany przez nich statek nie zanieczyści chemicznie powierzchni Księżyca, że nie zaniesie tam ziemskich bakterii i że nie zniszczy śladów poprzednich, historycznych lądowań. Firma liczyła na zyski z dokładnych zdjęć Księżyca, które spodziewała się sprzedać producentom filmów i gier komputerowych. Ale plany sięgały jeszcze dalej: umieszczenie na Srebrnym Globie "pamiątek" (gram za "jedyne" 2500 dolarów). O podobne zezwolenia stara się jeszcze kilka innych amerykańskich firm. Czy będzie z tego zysk, a firma nic nie straci? To się jeszcze okaże. Jak widać na niektórych z powyższych przykładów, ponad trzydziestoletnia nieobecność człowieka na Księżycu nie jest żadną przeszkodą, by już teraz czerpać zyski z przyszłej obecności na srebrnym globie. Przedstawiciele NASA nie kryją , że program eksploracji kosmosu ma przynieść USA, oprócz prestiżu i rozwoju technologii kosmicznych, także wymierne zyski. Zapewne wiedzą o tym również Rosjanie, którzy już dawno postulowali zwiększenie roli kosmicznej turystyki w finansowaniu podboju kosmosu, jak i Chińczycy, którzy ogłosili chęć wizyty na Księżycu. Amerykanie dodają, że loty na Księżyc po prostu muszą się opłacać. Zresztą prędzej czy później prywatny sektor wkroczy w kosmos, a zadaniem rządów jest "przetarcie szlaków". Dlatego też przedstawiciele NASA już dziś proponują, by zastanowić się nad międzynarodowymi regulacjami prawnymi dotyczącymi współpracy i praw własności w kosmosie. Bezpowrotnie mijają czasy, gdy Księżyc był "wspólnym dobrem całej ludzkości".
Pon, 30 lis -0001 00:00
Autor: FN, źródło: FN