Dziś jest:
Wtorek, 31 stycznia 2023
Nie ma śmierci, gdyż życie duszy trwa wiecznie. To, co nazywamy śmiercią, jest jedynie śmiechem małego dziecka.
/hinduskie/
To było 27 maja 1996 roku. Wtedy internet był prawie niezauważalny, rzadko która firma miała własne strony internetowe. Radio Zet co prawda posiadało witrynę, ale była ona niezwykle uboga i prowadzona przez naszych radiowych informatyków od systemu emisji. Jeden z nich zapytał, czy nie warto pomyśleć o stronie www audycji Nautilus Radia Zet, bo ma genialną słuchalność i na pewno sporo ludzi w ogóle założy sobie dostęp do internetu, żeby przeczytać coś więcej na tematy poruszane w audycji. Zgodziłem się, ale bez wielkiego entuzjazmu – nie bardzo mi się chciało aktualizować i pisać artykuły, więc serwis Nautilus był w takim lekkim uśpieniu. Jak wyglądał? Uroczo – oto pierwsza witryna okrętu z banderą „N” w przestrzeni światowego internetu.
Od tego czasu minęły 22 lata (sam ledwo wierzę w to, co piszę!) i zmienił się świat, zmieniłem się ja, zmieniła się także moja przygoda na okręcie Nautilus, choć po zakończeniu audycji przekształciła się w Fundację Nautilus, ale… moim zdaniem to jest cały czas to samo.
Ostatnio miałem wykład w Szczecinie i mój przyjaciel Jarek – organizator tego wykładu i jednocześnie od niedawna członek naszej załogi – powiedział mi ciekawą rzecz w samochodzie, którym wiózł mnie z lotniska na miejsce prelekcji do centrum Szczecina.
- Robert, jak to jest z tobą, że ty teraz mówisz mi o tym Emilcinie czy o UFO i masz tak nieprawdopodobny zapał, żar w opowiadaniu o tym taką pasję… Boże, przecież to jest tyle lat, a ciebie ta pasja nie opuszcza ani o jotę, a nawet mam wrażenie, że się zwiększa!
Jarku drogi, pewnie przeczytasz te słowa i na pewno się uśmiechniesz (bardzo Ciebie pozdrawiam pisząc ten wpis do Dziennika Pokładowego!), ale ja potem w samolocie wracając do Warszawy faktycznie o tym myślałem. Te słowa jakoś nie mogły mnie opuścić, bo jest to prawda – z upływem lat moja pasja związana z badaniem takich fenomenów jak UFO czy reinkarnacja zdecydowanie wzrasta. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby tak fenomenalną, tak cudowną przygodę w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania zamknąć gdzieś w szufladzie, bo „się trochę znudziło”, bo pojawiły się nowe „zabawki” w postaci tego czy owego, bo rodzina, bo praca itd. – mogę wyliczać w nieskończoność. Ja tego nie rozumiem i z tym się nie pogodzę, że ktoś może tak po prostu porzucić poszukiwanie św. Graala, a tym przecież jest wielka przygoda z szukaniem śladów Boga, obcych cywilizacji obecnych na Ziemi czy wreszcie sensu życia.
Opowiem w tym miejscu pewną zabawną historię. Dawno temu w internecie była witryna o UFO prowadzona przez kilku młodzieńców, którzy tytułowali się przezabawnie „prawdziwymi badaczami”. Wtedy już Fundacja Nautilus była znana w całej Polsce i budziła ogromne zainteresowanie i – nie ma co ukrywać – wielką sympatię, która w sposób naturalny budziła zawiść i ogromną niechęć panów prowadzących "badania UFO", którzy jednak nijak nie byli w stanie dotrzeć ze swoim przekazem do dużych grup odbiorców (z wielu powodów, o których nie ma co mówić)i, a nie tylko do „kilku swoich kolegów i paru ich znajomych”. W każdym razie śledząc ich wypowiedzi zrozumiałem klucz do sformułowania „prawdziwy badacz”. Mówiąc w największym skrócie to taki, który „nie jest z Nautilusa”. ;)
Prawdę mówiąc bardzo mi się to spodobało i nawet od czasu do czasu zaglądałem na tę witrynę. Szybko okazało się, że codzienna aktualizacja wymaga pracy i ogromnej samodyscypliny, której wyraźnie „prawdziwym badaczom” brakowało. Serwis szybko zdechł i wkrótce zniknął z sieci www. Pozostało pytanie: co się stało z „prawdziwymi badaczami”? Odpowiedź na to pytanie poznałem przypadkiem kilka lat temu.
W zawodzie dziennikarskim czasami można złapać tzw. fuchę na prowadzenie jakiegoś naukowego kongresu, zjazdu przeróżnych organizacji czy innych rzeczy z zakresu „konferasjerki”. Wszyscy z mojego środowiska to robią, gdyż w jeden dzień można zarobić tyle, że… w każdym razie dużo. No i prowadzę jedną z takich imprez w jednym z najdroższych warszawskich hoteli. Wielka pompa, stoliki, przy nich zaproszeni goście (kilkaset osób) – wszyscy panowie w najlepszych garniturach, a panie w efektownych strojach. I nagle dostrzegłem siedzącego przy stoliku w kącie sali gościa, kto bardzo mi przypominał pewną postać z dawnych czasów. Podchodzę i oczom nie wierzę… przecież to „prawdziwy badacz”, a nawet więcej – sam były szef grupy „prawdziwych badaczy UFO”, który kiedyś tak bardzo gardłował o tym, jak to oni są „jedynymi, którzy o UFO dla prawdy, a nie dla komercji itp.” – oczywiście „pił tutaj” do Fundacji Nautilus nie dostrzegając tego, że skoro witryna nie ma reklam, a za wykłady nie pobiera się honorarium, to mówienie o komercji jest szczytem bezmyślności, ale… co tam – było, minęło. No więc podchodzę do niego i widzę, że to spotkanie ze mną trochę mu nie w smak. Liczył na to, że go jednak nie zauważę, a ja nie tylko zauważyłem, ale jeszcze idę szybkim i żwawym krokiem w jego kierunku.
Moi przyjaciele z FN dobrze wiedzą, że od lat z ludźmi nie przechodzę „na ty” – jestem „panem Robertem” i ta forma jest dla mnie jedyną, którą akceptuję (dlaczego – kiedyś o tym napiszę więcej). Ale akurat z królem „polskich prawdziwych badaczy” byłem po imieniu od lat 90-tych, więc nie było żadnego problemu. Rozmowa była arcyciekawa i przywołuję ją „z pamięci”.
- Witaj! Co tutaj robisz?
- Cześć Robert, kopę lat... Wiesz, ja teraz mam taki zawód i tym się zająłem, stąd moja obecność na tym kongresie, wiesz jak jest... swoją drogą - dobrze to prowadzisz!
- Dziękuję, ale… zajmujesz się jeszcze UFO?
- No nie… wiesz jak jest… nie mam czasu… poza tym rodzina tam, poza tym mam własną kancelarię… w każdym razie prawie nie mam nawet szansy coś czytać o tym UFO. Wypadłem z tego wszystkiego.
- Jak to „wypadłeś”? Przestałeś się zajmować sprawą najciekawszą ze wszystkich ciekawych spraw tego świata? Jak można tak po prostu taką historię rzucić w kąt i zalać to wszystko „szarością zwykłego życia”?! Nie mogę uwierzyć w to, co mówisz… naprawdę nie mogę.
Kolega „prawdziwy badacz” nie bardzo wiedział, jak ze mną rozmawiać, gdyż faktycznie z tematem UFO pożegnał się ostatecznie, więc już miałem go nie męczyć, ale nie mogłem sobie darować i odchodząc rzuciłem:
- Szkoda, wielka szkoda. Ale już na koniec tylko jedno krótkie pytanie: pamiętasz Zdany? Widziałeś te zdjęcia uznane przez twoich byłych kolegów za fałszerstwo?
- No tak, pewnie. A co?
- No więc są prawdziwe.
- Naprawdę? Poważnie?!
- Naprawdę. Trzymaj się i powodzenia w życiu!
Tak skończyło się moje spotkanie z „prawdziwym badaczem”, które rozbawiło mnie wielce, ale też wprawiło w melancholijny nastrój. To niezwykłe, że można tak po prostu porzucić swoją pasję, kiedy tylko pojawi się pierwsza lepsza okazja związana z walcem „prozy życia”, który rozjeżdża pasję i zamienia ją w „mgliste wspomnienie”. A swoją drogą, może warto zapytać: czy w takim razie to była prawdziwa pasja? ;)
Na koniec tego wpisu w Dzienniku Pokładowym jeszcze raz powrócę do rocznicy pojawienia się okrętu Nautilus w sieci www. Nawet sobie nie jesteście w stanie wyobrazić, ile wzruszających momentów przeżywam w moim życiu w związku z moją przygodą na pokładzie okrętu Nautilus. Mógłbym tutaj w nieskończoność opisywać przeróżne sytuacje z mojego życia, ale pozwolę sobie tylko na opis jednego cudownego zdarzenia. Podróżowałem samolotem na tzw. dalekiej trasie. Uwielbiam latać samolotami i podoba mi się wszystko – od widoku z okna do jedzenia posiłków tuż pod granicą nieba. Lubię mieć ze sobą komputer (ostatnio częściej Ipad z klawiaturą) i pisać na przykład listy do przyjaciół, które potem „wysyłam” po wylądowaniu i podłączeniu sprzętu do sieci WiFi. W każdym razie lecę tym samolotem naszej rodzimej linii lotniczej i nagle widzę, że z kabiny pilotów idzie jakaś delegacja: dwie stewardesy i jeden pilot obowiązkowo z kapitańską czapką na głowie. Jedna ze Stewardes niesie szampana, a druga na tacy kieliszek. Przez głowę mi przemknęła myśl:
- Pewnie na pokładzie mają kogoś znajomego, kto ma akurat imieniny lub urodziny…
Ale delegacja personelu pokładowego zatrzymuje się przede mną. Powiedzieć, że byłem zdumiony, to jak nic nie powiedzieć.
- Pan Robert, prawda?
- Tak… w czym mogę pomóc?
- Panie Robercie, mamy ogromny zaszczyt, że dzisiaj leci pan z nami. Tak się składa, że zarówno pierwszy jak i drugi pilot, a także wszystkie stewardesy to pana słuchacze! Wszyscy słuchaliśmy z zapartym tchem pana audycji, które zmieniły nasze życie. Chcemy panu podziękować i możemy zrobić to tylko w jeden sposób, czyli oferując panu szampana od słuchaczy na wysokości 10 tysięcy metrów!
Pamiętam, jak się wtedy wzruszyłem…To są takie momenty, kiedy mogę powiedzieć tylko jedno: jestem szczęściarzem, gdyż dobry Bóg dał mi to coś, co jest nienazwane i czego nazywać nie trzeba, a może nawet nie wolno. Bardzo mu za to dziękuję i za te wszystkie cudowne 22 lata na pokładzie okrętu Nautilus!
Baza FN, 29 czerwca 2018
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
PROJEKT KONTAKT - apel do czytelników!
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie