Dziś jest:
Piątek, 13 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Historia batalii o prawdę w sprawie spotkania Jana Wolskiego z UFO w Emilcinie wraz z publikacją materiału wideo Zbigniewa Blani-Bolnara „Zdarzenie w Emilcinie” z 1994 roku wkroczyła w zupełnie nową, fascynującą fazę. Pasjonaci UFO śledzący parszywą i zakłamaną próbę opluskwienia tego incydentu idiotyczną teorią o „Wawrzonku – mistrzu hipnozy” mają fantastyczną okazję spojrzeć uważnie w twarze ludzi, którzy tamtego pamiętnego dnia 10 maja 1978 roku bezpośrednio czy pośrednio uczestniczyli w tym, co przeżył Jan Wolski. I jestem pewien, że jest do doświadczenie poruszające.
Bardzo lubię czytać wypowiedzi tak zwanych „hejterów”, czyli ludzi naprawdę głęboko i prawdziwie nienawidzących mojej osoby czy wszelkich rzeczy, które wiążą się z Fundacją Nautilus. W Polsce jeśli ktoś działa publicznie i nie ma takich osób może śmiało uznać, że nie osiągnął żadnego sukcesu. Posiadanie legionu nienawistników jest w naszym kraju niczym order przypięty na piersi poświadczający o tym, że nasze działania mają sens, a my sami siłę wpływania na rzeczywistość.
Hejterzy są także częściowo niczym krzywe lustro, w którym można obejrzeć rzeczy, które dla nas wydają się oczywiste i niepodważalne, a tam w tym „świecie równoległym” okazuje się, że są podważane na tysiąc sposobów, zaciekle i mściwie. Ale wbrew pozorom istnienie „polskiego hejtu” jest bardzo ważnym elementem dla sprawy.
Wróćmy do przykładu Emilcina. Zawsze powtarzam, że trzeba być naprawdę wyjątkowym cymbałem (to najbardziej delikatne słowo, które przychodzi mi do głowy) aby uwierzyć, że jeśli nigdzie na świecie w przypadkach znanych kryminalistyce nie ma znanej ani jednej sprawy, w której ktoś użyłby hipnozy do mistyfikacji czy przestępstwa (pomińmy pokazy tzw. hipnozy scenicznej), to akurat ktoś jej użył pod Lublinem. Tymczasem w sprawie próby opluskwienia historii z Emilcina jest pomysł, że to akurat pan całe życie naprawiający telewizory w swoim mieszkaniu w Lublinie i interesujący się UFO okazał się prawdziwym super-hipnotyzerem godnym postaci super-bohaterów z komiksów Marvela. Ale takie rozważania to jednak co innego niż usłyszeć i zobaczyć to, co mieli do powiedzenia w sprawie oszukańczej, parszywej bredni o hipnozie bliscy Ś.P. Witolda Wawrzonka, czyli jego syna i żony. Ich wypowiedzi pozwoliły nie tylko upewnić się w tym co od samego początku było jasne, że rzekomy „mistrz hipnozy” miał z nią tyle wspólnego co – nie przymierzając – papież Franciszek ze skakaniem bez spadochronu z samolotów jako kolejnej „dyscyplinie sportów ekstremalnych”. Trudno nawet wymyśleć jakieś sugestywne porównanie, które pokaże absurd i wariactwo tego, co się kryje za idiotyzmem bzdury „mistrza hipnozy z Lublina”. Wypowiedzi pana Adama i jego Mamy zamieszczone w naszych serwisach pokazały ludzi, pokazały twarze, wreszcie wszyscy śledzący kolejne wydarzenia związane z Emilcinem mieli okazję zobaczyć prawdziwe ludzkie emocje, a także – co bardzo ważne – szczegóły uklecenia tego draństwa, czyli idiotyzmu o „super-hipnotyzerze”. Znając dziś chyba wszystkie okoliczności tej sprawy od pewnego czasu powtarzam, że akurat tutaj jest ogromne podobieństwo do popularnego w Polsce oszustwa związanego z wyłudzeniem i zmanipulowaniem, które w mediach jest nazywane metodą „na wnuczka”.
Nie mam jednak cienia wątpliwości, że cała ta parszywa próba opluskwienia Emilcina okazała się wręcz fantastyczna dla nas i dla tej historii. Dzięki temu dotarliśmy do rodziny Wawrzonków, poznaliśmy nie tylko wszystkie okoliczności tego draństwa, ale także zupełnie nowe związane z wydarzeniami w Emilcinie. Opowieść o spotkaniu z UFO w Emilcinie w 1978 nabrała nowego wymiaru, pojawiły się zupełnie nowe wątki, nowe ślady, nowi świadkowie, nowe materiały. I znowu zafunkcjonował ten niezwykły mechanizm, kiedy coś „pozornie negatywnego” okazuje się bardzo pozytywnym wbrew oczywistym intencjom kłamcy i oszusta. Ten przykład pokazuje, że uczestniczymy w subtelnej grze, która toczy się w oceanie niewidzialnych energii. Wysyłasz świadome zło? Ono wobec tych, do których to wysłałeś przemienia się w dobro, a do ciebie wraca jako zło, tyle że ze zwielokrotnioną siłą. Bardzo ciekawe i fascynujące.
Ten sam mechanizm mogłem śledzić z zapartym tchem w sprawie super-mega-prawdziwego spotkania z UFO w Zdanach w styczniu 2006 roku, a także to samo nas czeka – mogę wszystkich zapewnić! - w sprawie czegoś, co w naszym serwisie jest nazywane projektem Kontakt. W przypadku ze Zdanów pokazanie wszystkich fascynujących szczegółów tej sprawy zajęło 10 lat. To pokazuje, że to proces żmudny i długotrwały, ale jego obserwowanie z bliska nawet przez tyle lat daje ogromną radość i satysfakcję.
Odbiegłem trochę od Emilcina i filmu „Zdarzenie w Emilcinie” z 1994 roku, bo tak ten trwający prawie dwie godziny materiał nazwał Zbigniew Blania-Bolnar (na końcu tego wpisu w Dzienniku Pokładowym jeszcze raz go zamieszczę dla tych, którzy być może go jeszcze nie widzieli). Przyznam się, że mogę go oglądać w nieskończoność. Wypowiedzi mieszkańców o dziwnym szumie/huku, który słyszeli rankiem 10 maja 1978, kiedy pojazd UFO po spotkaniu z Janem Wolskim przeleciał nad wioską, wypowiedzi jednego z gospodarzy o dziwnych śladach butów obcych istot, które widział na polance w lesie, kiedy zaciekawiony przybiegł na miejsce zdarzenia… Wiem, że dla wielu ludzi takie relacje są mało ciekawe, bo aby dziś przykuć uwagę w mediach społecznościowych trzeba co chwilę pokazywać prawdziwe cuda widowiskowości, ale dla mnie ten materiał to prawdziwa uczta dla mojej duszy. I bez dwóch zdań arcyważny element w wielkiej układance dowodów w tej sprawie. Bardzo go wcześniej brakowało i dobrze, że się wreszcie pojawił. Gdzie był? W Archiwum FN w naszej bazie, przypadkiem zauważyłem ten dysk DVD wśród setek podobnych w wielkim regale w naszej bibliotece… tak to czasami się zdarza.
Czytam w sieci jeden z komentarzy hejterskich po publikacji tego materiału.
„Znowu ten Emilcin? Nie macie niczego nowego, tylko musicie o tym Emilcinie w nieskończoność?!”
Jak należy rozumieć przesłanie zawarte w tym komentarzu? A mniej więcej tak - hejter jest tym Emilcinem rzekomo tak bardzo znudzony, także naszym wyjaśnianiem idiotyzmu o hipnozie… ma dość, nudzi go to, bo to jest już nudne. Ale prawda jest zupełnie inna.
O co bowiem chodzi w tej całej batalii o zdarzenie w Emilcinie w 1978 roku? Odpowiedź jest bardzo prosta – o udowodnienie jednej z największych tajemnic i zagadek w historii ludzkości, czyli tego, że nie tylko UFO jest faktem, ale także tego, że Ziemia jest odwiedzana przez dziwne istoty na pokładach nieprawdopodobnych pojazdów, które pochodzą z innych planet czy światów, także równoległych. To jest dowód, o którym dzisiaj powinny pisać wszystkie media w Polsce i na świecie. Oczywiście one o tym nie napiszą nawet jednego słowa, a film „Zdarzenie w Emilcinie” obejrzy pewnie góra kilka tysięcy osób, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Dla mnie sprawa spotkania z UFO w Emilcinie jest absolutnym, poza skalą dowodem na istnienie fenomenu, którym zajmuje się okręt Nautilus od tylu lat.
I na koniec jeszcze jedna uwaga natury ogólnej. To fascynujące obserwować, jak prawdziwa historia żyje, rozwija się i przynosi nowe szczegóły w kolejnych dziesięcioleciach. Od spotkania pana Jana Wolskiego z dziwnymi „potworakami” (tak nazwał te istoty w rozmowie ze Zbigniewem Blanią-Bolnarem) minęły już 43 lata, ale dla sprawy nie ma to najmniejszego znaczenia. Ta historia żyje, ta historia ciągle przynosi wiedzę o nowych okolicznościach, ta historia jest coraz bardziej ciekawa i fascynująca. Dlaczego tak się dzieje? Powód jest prosty – ta historia po prostu jest prawdziwa. Jeśli po zapoznaniu się ze szczegółami wydarzeń w Emilcinie ktoś nadal będzie twierdził, że „na istnienie UFO nie ma żadnych (!) dowodów, to na koniec wypada mi zacytować cudowne zdanie wielkiego i nieżyjącego już niestety amerykańskiego badacza UFO (którego miałem zaszczyt poznać osobiście w Las Vegas w 2015 roku) Stantona Friedmana:
Wobec faktów i dowodów ludzie kwestionujący istnienie UFO są albo ignorantami, albo głupcami. Szukałem trzeciej możliwości, ale jej nie znalazłem.
/Stanton Friedman (1934-2019)/
Poniżej dwa filmy – pierwszy to „Odwiedziny czyli u progu tajemnicy” z 1978 roku.
I film drugi, czyli dokument „Zdarzenie w Emilcinie” z 1994 roku.
I jeszcze ciekawostka opublikowana w naszym serwisie na fb przez jednego z naszych czytelników
Tygodnik "W służbie narodu" - numer 35/1978
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie