Dziś jest:
Piątek, 13 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Motyl jest zwierzątkiem (owadem) przepięknym, ale także magicznym. Jestem przekonany, że są takie momenty w życiu, kiedy pojawia się nieprzypadkowo i jest znakiem. Kiedy piszę te słowa śmieję się, bo gdybym takie zdanie o „nieprzypadkowym pojawianiu się motyli” przeczytał 30 lat temu pewnie tylko z politowaniem pokiwałbym głową, w jakie bzdury ludzie wierzą… Ale przez te trzydzieści lat wydarzyło się dużo i ja wiem znacznie więcej o świecie. Jest on dziwniejszy, niż przypuszczałem.
Zadzwonił do mnie znany aktor z prośbą o krótką rozmowę. Zdobył od znajomego z radia telefon do mnie, bo chciał się spotkać i porozmawiać o UFO. Przyznam szczerze, że nie oglądam polskich stacji telewizyjnych w ogóle, a polskie filmy bardzo rzadko, więc jego nazwisko musiałem wstukać w wyszukiwarkę, aby się przekonać, kim ten człowiek jest. Okazało się, że jest to „top of the top” młodego polskiego aktorstwa serialowego i filmowego. Po prostu wielka gwiazda filmu.
Dlaczego chciał się ze mną spotkać? Okazało się, że słuchał wywiadu ze mną w jednej ze stacji radiowych i tak go to zainteresowało, że postanowił osobiście porozmawiać ze „źródłem”. Ot, taki kaprys człowieka sukcesu… Akurat miał szczęście, bo miałem wolny dzień, więc umówiliśmy się w bardzo miłym miejscu w Warszawie, zamówiliśmy dwie kawy i usiedliśmy przy stoliku w ogródku. Była późna jesień, ale bardzo ciepły dzień. Zaczęliśmy rozmawiać.
Miałem takich spotkań wiele i wiem, że przeważnie niewiele z nich wynika. Usłyszałem, że interesuje się UFO, medytuje, czyta to i owo, miał jakieś kursy i zaciekawiło go to, że ja o tych latających obiektach i że obcy mówią tylko i wyłącznie o duchowości. Opowiedziałem mu kilka historii, na tablecie pokazałem kilka zdjęć obiektów UFO, ale w pewnym momencie oświadczyłem, że UFO w zasadzie dla nas ludzi z planety Ziemia jest bez znaczenia, prawie nie ma sensu o nim rozmawiać. Trochę się zdziwił, ale wyjaśniłem, o co mi chodzi. Owszem – oni są, zamieszkują obce planety, przylatują i nas obserwują, a nawet delikatnie pomagają.
Obcy są jednak na tak nieprawdopodobnie wysokim poziomie rozwoju duchowego, że patrzą na nas jak na prymitywnych barbarzyńców, którzy są na początku długiej drogi do osiągnięcia poziomu „planetarnego światła wiedzy”. Na razie jesteśmy planetą brudnych kolorów, bo tak ciekawie nazywają Ziemię. Dlaczego brudnych? A bo przez niską wibrację kolory wszystkiego wokół nas są właśnie takie buro-szare, choć nam się wydaje, że na przykład jak idzie karnawał w Rio de Janeiro to jest tam istna feeria najcudowniejszych barw, ale nawet się to nie zbliża do kolorów, które można zobaczyć na wyżej rozwiniętych duchowo planetach, gdzie jest wyższa wibracja (wszystkiego… włącznie z wodą i powietrzem!) niż na Ziemi. I tak sobie rozmawiamy o tym i o owym, ale ja postanowiłem zrobić mu prezent. Wiem, że ta rozmowa o UFO przeleci mu przez głowę i pofrunie w niebyt jak kolejna lista dialogowa serialu, w którym występuje i którą musiał wkuć na pamięć, aby po chwili o niej zapomnieć. I tak będzie ze mną, dokładnie tak samo. Mam doświadczenie i wiem, że po takich spotkaniach przeważnie nigdy więcej taka znana osoba już się do mnie nie odezwie, a ja – także szczerze przyznaję – o to jakoś szczególnie nie zabiegam. Ale wracając do tego mojego prezentu dla tego znanego aktora – uznałem, że powiem mu przynajmniej jedną naprawdę ważną rzecz, którą może zapamięta.
I tak opowiedziałem mu o moich niezwykłych i bardzo osobistych doświadczeniach z awatarem po jednej z moich o nim audycji w Radiu Zet. Awatarem, czyli boską istotą w ludzkim ciele. Tacy giganci mocy pojawiają się na Ziemi po to, aby przekazać ludzkości ważną wiadomość, która jest potrzebna na danym etapie duchowego rozwoju planety. Ich przyjścia na Ziemię są niczym eksplozje magnezji w ciemnej jaskini – oświetlają wszystko, dają nadzieję każdej żywej istocie że jest sens, a także w pewien sposób swoją mocą odbierają dech w piersiach… To naprawdę mocne, metafizyczne doświadczenie, nieporównywalne z niczym innym.
Tak, miałem okazję przeżyć kontakt z mocą takiego niezwykłego człowieka i właśnie o tym zdecydowałem się mu opowiedzieć. Bardzo zaciekawił go wątek komunikacji przez znaki, która jest ulubioną grą takich potężnych istot. Jednym z najbardziej widowiskowych znaków są nagle pojawiające się zwierzęta, a zwłaszcza motyle, które przylatują w takim momencie, że jest dla wszystkich oczywiste, że nie jest to przypadek. W pewnym momencie mojej opowieści powiedziałem na głos imię tej niezwykłej, wręcz boskiej istoty, która jeszcze kilka lat temu chodziła po Ziemi jak zwykły śmiertelnik.
Kiedy tylko wypowiedziałem jego imię nagle… niczym w filmie sfrunął znikąd przepiękny motyl, usiadł na małym kawałku chleba, który leżał na talerzyku znajdującym się na blacie idealnie pośrodku stołu, po czym rozpostarł skrzydła! To zdarzenie było tak poruszające, że przez chwilę i mnie i temu znanemu aktorowi dosłownie odjęło mowę. To była wręcz kosmiczna koordynacja zdarzeń niczym ułożona przez reżysera z gwiazd inscenizacja na planie - ja opowiadam o motylach jako znakach od ludzi-bogów i mówię po raz pierwszy imię boskiego człowieka, a dosłownie sekundę potem na stole ląduje właśnie taki motyl z mojej opowieści…
Słowa tego nie opiszą, jak bardzo niezwykła była to chwila (choć staram się to zrobić, jak mogę najlepiej). Zastanawiałem się potem, czy ten sympatyczny młody człowiek będzie potrafił właściwie ocenić to wydarzenie i czy zrozumie jego przesłanie. Nie chodzi nawet o to, że nasze spotkanie było późną jesienią, kiedy latające w centrum miasta motyle są rzadkością, ale o tę cudowną synchroniczność. Oto mówię jego imię, a chwilę potem motyl ląduje idealnie pośrodku małego stołu, przy którym obaj siedzimy. To było coś, co niektórzy nazywają poczuciem zimnego powiewu kosmosu na plecach. UFO? Duchy? Trójkąt Bermudzki czy Potwór z Loch Ness?! Dajcie spokój, to wszystko jest niczym przy takim jednym lądowaniu motyla na stole… To jest prawdziwa moc. To jest prawdziwa tajemnica.
I jeszcze jedna sprawa, która bardzo mnie ucieszyła, bo właśnie trafił się kolejny diament do mojej kolekcji. Ci, którzy śledzą moje – nie ma co kryć – dziwne życie wiedzą, że ludziom chcącym z jakiegoś powodu mnie posłuchać staram się przekazać kilka ważnych wiadomości. Oczywiście mówię o obcych cywilizacjach odwiedzających naszą planetę, ale przede wszystkim mówię o ludzkiej duszy i reinkarnacji jako o jednym z najważniejszych praw wszechświata. Nie ma sensu dyskutować ze mną o tym, czy ona jest, czy jej nie ma, bo… dla mnie to strata czasu, o czym zawsze stanowczo mówię na samym początku spotkania. Liczba dowodów zebranych przez Fundację Nautilus przemawiających za wędrówką dusz jest tak nieprawdopodobna, że kwestionowanie jej istnienia straciło tak samo sens jak np. negowanie istnienia na Ziemi grawitacji. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - aby się przekonać, że ona istnieje wystarczy wejść na drabinę, rozbujać ją i po krótkim locie przydzwonić głową o posadzkę. Grawitacja zadziałała, a ból i głuchy odgłos uderzenia są tego najlepszymi dowodami. Z reinkarnacją jest praktycznie tak samo – ona po prostu jest i nie da się jej zakrzyczeć dogmatami, zagłuszyć modlitwami. Na nic także zda się zasłonięcie sobie uszu rękami, aby broń boże nie odpowiedzieć na podstawowe pytanie, dlaczego jedno dziecko rodzi się zdrowe, a drugie chore i dlaczego Bóg dający „jedno życie – jedną szansę” byłby tak okrutny i wręcz obłąkańczo niesprawiedliwy…
W moim archiwum tworzonym od trzydziestu lat najbardziej cenne są historie, które ja sam na własny użytek nazwałem „złotymi”. Dlaczego? Bo one są tak trochę opowiedziane „przy okazji”, nikt nie chciał opowiedzieć o życiu po śmierci czy reinkarnacji, a ponieważ chciał mówić prawdę o danym wydarzeniu, więc powiedział wszystko co przeżył i tak powstaje „złota historia”.
Doskonałym przykładem takiej właśnie historii jest odcinek znanego telewizyjnego magazynu sensacyjno-interwencyjnego. W czasie jednego z materiałów w pewnym momencie ofiara tak zwanych dopalaczy zaczęła opowiadać zdumionemu dziennikarzowi, jak to po zażyciu pewnego podejrzanego specyfiku dostała zapaści, a potem zobaczyła, że widzi swoje ciało z góry. Przyjechała karetka, lekarze zaczęli reanimację, a ona to wszystko obserwowała z wysokości kilkudziesięciu metrów! Podawała szczegóły, pamiętała nawet, co działo się w pobliżu i jednocześnie poza ciałem fizycznym było jej tak dobrze... I to jest to Panie i Panowie - mamy klasyczną "Złotą Historię"!
I właśnie pod koniec 2021 trafiła na nasz niezwykły pokład taka właśnie historia, którą traktuję jako najpiękniejszy dla mnie osobiście i dla pokładu okrętu Nautilus prezent pod choinkę od wszechświata. Jest ona kolejnym dowodem na znakomicie mi znany fenomen, który ja nazywam „pamięcią o poprzednim wcieleniu”. Zawdzięczamy ją jednemu z naszych czytelników, który przysłał link do tej archiwalnej publikacji.
Sprawa została opisana przez polską gazetę w 1936 roku, kiedy praktycznie nikt poza wąskim gronem profesorów orientalistyki nie znał słowa „reinkarnacja”, a wędrówka dusz była równie abstrakcyjna jak spacer po Marsie.
Artykuł w gazecie jest krótki i opisuje dziwne zdarzenie na Cmentarzu Oksywskim w Gdyni. 25-letnia Maria Szablówna zemdlała po tym, jak przypomniała sobie, że jest… pochowana w jednym z grobów na tym cmentarzu! Potem przypomniała sobie, że już kiedyś żyła, była żoną rybaka i miała dwóch synów. Autor tego artykułu musiał się mocno natrudzić, jaki dać tytuł i wreszcie z braku lepszego pomysłu wszystko zatytułował „Niezwykły Przypadek Jasnowidzenia”.
Dla mnie to typowa „złota historia” potwierdzająca znakomicie wędrówkę dusz! Natychmiast umieszczam ją w naszym archiwum w katalogu „Złote Historie”. Bardzo dziękuję czytelnikowi za to, że wysłał do nas e-mail i zawiadomił nas o tym skarbie, a już zupełnie prywatnie traktuję to odkrycie historii panny Szablówny na cmentarzu w Gdyni jako prezent dla mnie pod choinkę od wszechświata. W tym jakże trudnym (ze stu powodów) roku 2021 uważam, że na taki prezent choć trochę zasłużyłem.
Baza FN, 25 grudnia 2021
Oksywski cmentarz na zdjęciu z 1935 r. W tle widoczne statki, stojące na redzie portu w Gdyni.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie