[...] W odpowiedzi na wpis o zdarzeniu synchronicznym, chciałbym podzielić się z Państwem swoją historia związaną właśnie z tego typu zdarzeniem.
Wszystko zaczyna się w lato 2009 roku, kiedy jako 14 latek pojechałem na kolonie nad morze. Poznałem tam dziewczyne, która się we mnie zakochała, a ja w niej i dodatkowo okazało się, że na Śląsku mieszkamy bardzo blisko siebie.
Kolonie się skończyły, wróciliśmy do domów, a my wciąż utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Niestety po krótkim czasie zacząłem zaniedbywać tą relacje i pozwalałem, żeby była ona ciągnięta tylko przez nią. Pisała, nalegała na spotkania, mówiła że tęskni, aż w końcu i ona pisała coraz mniej, aż w końcu przestała.
W myśl powiedzenia „doceniasz cos dopiero jak to stracisz” odezwałem się do niej jeszcze kilka razy, ale nic z tego nie wyszło, bo jak myśle swoim milczeniem sprawiłem jej dużo bólu.
W 2016r poszedłem na studia do Krakowa i wracając z uczelni pierwszy raz od 2009 roku ją spotkałem. Szła w moja stronę, patrzyłem na nią, ale widziałem, że ona na sile próbuje mnie nie zauważyć. Minelismy się i w tym momencie piosenka w moich słuchawkach, która robiła za tło i nie zwracałem na nią uwagi podczas powrotu, nagle się na niej skupiłem i idealnie w momencie mijania usłyszałem refren, który brzmiał tak:
„Mijamy się mijając
Z tym co nas uczyć miało szczęścia
Myśląc, że szczęście to nie zając
Że później tez będzie do wzięcia”
Mimo że minęło 9lat, nie ma dnia bym o niej nie myślał i czuje, że właśnie tak jak w słowach piosenki, mogłem być z nią szczęśliwy, gdybym tylko nie myślał, że odwlekanie tej relacji na potem jej nie zniszczy.
Pozdrawiam :) [...]

