Dziś jest:
Niedziela, 3 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




Dramatyczne ostrzeżenie z Medjugorje o nadciągającej autodestrukcji Ziemi
Wt, 31 maj 2016 08:45 komentarze: brak czytany: 1349x

Medziugorie (bośn./chorw. Međugorje lub Medjugorie) to miejscowość w Bośni i Hercegowinie położona w południowej części Hercegowiny na południowy zachód od Mostaru. To właśnie tam od od 1981 trwa fenomen tzw. objawień maryjnych. Kościół katolicki do dziś nie potwierdził, ale także nie zaprzeczył ich prawdziwości.Objawienie ma dotyczyć sześciu osób. 24 czerwca 1981 roku ukazała się im jasna, kobieca.......

czytaj dalej

Medziugorie (bośn./chorw. Međugorje lub Medjugorie) to miejscowość w Bośni i Hercegowinie położona w południowej części Hercegowiny na południowy zachód od Mostaru. To właśnie tam od od 1981 trwa fenomen tzw. objawień maryjnych. Kościół katolicki do dziś nie potwierdził, ale także nie zaprzeczył ich prawdziwości.

Objawienie ma dotyczyć sześciu osób. 24 czerwca 1981 roku ukazała się im jasna, kobieca postać w miejscu zwanym Podbrdo, u podnóża wzgórza Crnica. Objawia się im do dnia dzisiejszego. Trójce z nich (Ivan, Vicka, Marija) przez czas już ponad 34 lat objawień prawie codziennie, pozostałej trójce (Mirjana, Ivanka, Jakov) z różną częstotliwością, raz w roku bądź raz w miesiącu. Postać zwana przez nich "Matką Bożą" objawia się widzącym tam, gdzie aktualnie przebywają. Wzywa cały świat do modlitwy i nawrócenia, przekazuje szóstce wybranych osób przekazy dotyczące przyszłych losów Kościoła i świata.

Najnowsza wiadomość przekazana Ivanowi (jeden z tych, którzy rzekomo odbierają przekazy) jest dość niepokojąca. 24 maja 2016 powiedział on obecnym w Podbrodo, jaka jest najnowsza informacja od "jasnej pani". Oto ta wiadomość:


[...] Drogie dzieci,świat znajduje się przed wielkim niebezpieczeństwem i jest ryzyko wystąpienia samodestrukcji.

 



zwiń tekst



Dziwny mężczyzna o "tajemniczym uśmiechu".
Pon, 30 maj 2016 10:50 komentarze: brak czytany: 1255x

[XXI PIĘTRO] Było to ponad dwa lata temu....ale zacznę od początku. Bardzo bliska mi osoba po ciężkiej chorobie zaczęła mieć pewne zaburzenia psychiczne, zachowywał się w sposób dziwny, mówił od rzeczy ale chodził do pracy. Okresowo jego stan psychiczny był w miarę normalny to znów wpadał w jakiś "inny świat". Był przy tym agresywny słownie i fizyczne, bardzo mnie upokarzał i to było nie do zniesienia.......

czytaj dalej

[XXI PIĘTRO] Było to ponad dwa lata temu....ale zacznę od początku. Bardzo bliska mi osoba po ciężkiej chorobie zaczęła mieć pewne zaburzenia psychiczne, zachowywał się w sposób dziwny, mówił od rzeczy ale chodził do pracy. Okresowo jego stan psychiczny był w miarę normalny to znów wpadał w jakiś "inny świat". Był przy tym agresywny słownie i fizyczne, bardzo mnie upokarzał i to było nie do zniesienia. W pracy potrafił zachowywać się wyzywająco, co zauważyli otaczający go ludzie. Dostał obłędu na punkcie jednej pani, chciał się do niej wyprowadzać, biegał ciągle do jej pokoju etc. Dodam , że nigdy wcześnie takiej sytuacji nie było. Nie jest już człowiekiem młodym , bo ma obecnie 65 lat.
Zastanawiałam się co z tego wszystkiego wyniknie, ponieważ nie chciał słyszeć o psychiatrze, uważał się za normalnego.
Około 2 tygodnie przed Świętami Wielkanocnymi ( 2 lata temu) byliśmy na zakupach w dużym sklepie samoobsługowym. Kiedy weszliśmy w korytarzyk i zmierzaliśmy do kasy zobaczyłam przy aluminiowej barierce mężczyznę o cudownej urodzie, który lewą ręką trzymał się barierki a prawą ręką kłaniam mi się do ziemi i powtarzał "dzień dobry". Z daleka widziałam piękne oczy, siwe włosy i cudowny uśmiech a emanowała od niego niesłychana dobroć. Przechodziłam obok tej istoty i nie rozumiem dlaczego nie spojrzałam na niego.
Natomiast przy kasie spojrzałam na tył jego głowy - był już jakiś skurczony a włosy nie miały tego blasku. Dalej nie wiem co się stało z tą istotą, ponieważ nie zwróciłam więcej na niego uwagi. Po powrocie do domu spróbowałam zapytać czy widział tego Pana, który mi się non stop kłaniał. Powiedział, że widział bardzo przystojnego mężczyznę , który rozmawiał z przystojną Panią i jakoś dziwnie się zachowywał.

Dwie zupełnie różne wizje. Po około 3 miesiącach zwalnia się z pracy  ta osoba, którą był zauroczony, która przepracowała w jednym zakładzie ponad 30 lat a za nią następne pracownice. Tak , że obecnie pracuje zupełnie nowa kadra. Jest spokojnie a bliska mi osoba zachowuje się w sposób racjonalny. Wszystko zmieniło się jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mogę pojąć co to była za sytuacja i miałam opory czy mogę o tym pisać , było to zbyt osobiste i dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Chętnie chciała bym się dowiedzieć, czy znane są podobne przypadki i kim mogła być ta istota.
Pozdrawia FN

---------------------------------
KOMENTARZ:

Historia jest nietypowa i prawdę mówiąc nie mamy podobnej w naszym archiwum. Czy zwykłego pracownika sklepu lub klienta wzięła autorka e-maila za "anielskiego posłańca"? Być może. Oczywiście zawsze jest możliwość, że jest w tym wszystkim "coś więcej", ale cieszyć się wypada, że problem został - jak wynika z opisu - rozwiązany.



zwiń tekst



Św. Maksymilian Kolbe odwiedził po śmierci swoją matkę
Nie, 29 maj 2016 22:34 komentarze: brak czytany: 1212x

W tomie z serii Chrześcijanie pod redakcją bp. B. Bejze opublikowane są listy Marii Kolbe, matki św. Maksymiliana. Jeden z tych listów napisany w okresie okupacji zawiera opis nadzwyczajnego spotkania. Maria Kolbe pisze, że w 1941 r., wkrótce po męczeńskiej śmierci swojego syna, o której wtedy jeszcze nie wiedziała, po przebudzeniu rozpoczęła poranną modlitwę. W pewnej chwili usłyszała delikatne.......

czytaj dalej

W tomie z serii Chrześcijanie pod redakcją bp. B. Bejze opublikowane są listy Marii Kolbe, matki św. Maksymiliana. Jeden z tych listów napisany w okresie okupacji zawiera opis nadzwyczajnego spotkania. Maria Kolbe pisze, że w 1941 r., wkrótce po męczeńskiej śmierci swojego syna, o której wtedy jeszcze nie wiedziała, po przebudzeniu rozpoczęła poranną modlitwę. W pewnej chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, odwróciła się i zdumiona zobaczyła swego syna Maksymiliana ubranego w franciszkański habit.

Był radosny, uśmiechnięty, nadzwyczajnie piękny i promieniujący przedziwną jasnością. Pani Kolbe zaniemówiła z radości i zapytała po chwili milczenia: 

- Synu, czy Niemcy ciebie wypuścili? 

Maksymilian przeszedł przez pokój, zbliżył się do okna i powiedział: 

- Nie martw się o mnie, mamo. Tam, gdzie jestem, jest pełnia szczęścia. 

Po wypowiedzeniu tych słów nagle znikł. Maria Kolbe natychmiast zrozumiała, że jej syn umarł i przyszedł, aby ją o tym poinformować. Dopiero później przyszła pocztą oficjalna wiadomość z obozu w Oświęcimiu o śmierci św. Maksymiliana.


źródło: fronda.pl




zwiń tekst



UFO i Międzynarodowa Stacja Kosmiczna ISS
Nie, 29 maj 2016 22:26 komentarze: brak czytany: 1074x

[...] Coś przeleciało niedaleko ISS podczas pompowania nowego modułu ISS. Obiekt pojawia się w 27 sekundzie, 37 sekundzie, 54 sekundzie, 2 minucie i 5 sekundzie. Niezidentyfikowany przeze mnie obiekt, może tak będzie precyzyjniej. Ale wydaje mi się że nic oprócz statków transportowych cumujących do ISS nie powinno w takiej odległości od ISS sobie latać, a obiekt który się pokazuje wygląda na kule.&.......

czytaj dalej

[...] Coś przeleciało niedaleko ISS podczas pompowania nowego modułu ISS. Obiekt pojawia się w 27 sekundzie, 37 sekundzie, 54 sekundzie, 2 minucie i 5 sekundzie. Niezidentyfikowany przeze mnie obiekt, może tak będzie precyzyjniej. Ale wydaje mi się że nic oprócz statków transportowych cumujących do ISS nie powinno w takiej odległości od ISS sobie latać, a obiekt który się pokazuje wygląda na kule.

 Nagranie jest zamieszczone w artykule do którego wysyłam link.  http://www.o2.pl/artykul/houston--mamy-pokoj-5998648432513665a

 Pozdrawiam T.T.




zwiń tekst



Niezwykły przypadek Bliskiego Spotkania z UFO - historia Betty Ann Andrresson
Czw, 26 maj 2016 07:40 komentarze: brak czytany: 1546x

To prawdziwa klasyka badania UFO, opisana szczegółowo przez Raymonda E. Fowler`a i przetłumaczona przez wielce zasłużonego dla polskiej historii badania UFO Ryszarda Z. Fiejtka. Oto fragment jego książki "Bezpośrednie spotkania" /1991/, który przypomniał jeden z naszych czytelników.Bezpośrednie spotkania z UFO BETTY ANN ANDREASSON - 1967.01.25Przypadek Betty Andreasson jest chyba najciekawszy spośród.......

czytaj dalej

To prawdziwa klasyka badania UFO, opisana szczegółowo przez Raymonda E. Fowler`a i przetłumaczona przez wielce zasłużonego dla polskiej historii badania UFO Ryszarda Z. Fiejtka. Oto fragment jego książki "Bezpośrednie spotkania" /1991/, który przypomniał jeden z naszych czytelników.

Bezpośrednie spotkania z UFO BETTY ANN ANDREASSON - 1967.01.25

Przypadek Betty Andreasson jest chyba najciekawszy spośród wszystkich, jakie opisano w literaturze ufologicznej. Zawiera tak wiele fascynujących informacji, że Raymond E. Fowler poświęcił mu w całości aż trzy książki *[Niniejszy przypadek nie jest zamknięty i kontakt Betty z tymi istotami trwa nadal. Z informacji, którą otrzymałem od niej, a następnie od Fowlera, wynika, że Fowler napisał trzecią książkę poświęconą tej sprawie noszącą tytuł The Watchers, która ma się ukazać w USA w połowie roku 1990.]. Dodatkową atrakcją tej całej sprawy są niespotykane u pozostałych wziętych znakomite zdolności rysunkowe Betty Andreasson, dzięki którym szczegółowo zilustrowała swoje zdumiewające przeżycie, ułatwiając w ten sposób innym ludziom jego wyobrażenie sobie.

Jej wzięcie miało miejsce w roku 1967, jednakże minęło aż dziesięć lat, zanim ujrzało światło dzienne i to dzięki zbiegowi okoliczności. W związku z tym nasuwa się niepokojące pytanie: Jak wiele wzięć drzemie jeszcze zablokowanych w umysłach anonimowych świadków? Nikt oczywiście tego dokładnie nie wie, niemniej wśród badaczy tego zagadnienia panuje dość zgodny pogląd, że to, co do tej pory odkryto i zbadano, to zaledwie wystający z wody wierzchołek góry lodowej.

Przez siedem lat mgliste strzępy tego mrożącego krew w żyłach przeżycia przenikały do świadomości Betty zarówno w snach, jak i na jawie. Przez cały czas ciążyło jej to bardzo i momentami była zrozpaczona, nie wiedząc, jak wytłumaczyć te ulotne dręczące obrazy.

Kiedy w roku 1974 znany tygodnik The National Enquirer zwrócił się z apelem do swoich czytelników o nadesłanie relacji naocznych świadków obserwacji NOLi w celu poddania ich badaniu przez zespół naukowców, Betty odpowiedziała nań bez wahania. Opisała szczegółowo, co pamiętała, z nadzieją, że ta niepokojąca zagadka zostanie w końcu wyjaśniona. W odpowiedzi otrzymała typowy list mówiący, że The National Enquirer nie jest zainteresowany jej przypadkiem, co wprawiło ją w przygnębienie i pozbawiło nadziei na wyjaśnienie tego, co przytrafiło się jej i jej rodzinie.

W sierpniu 1975 roku natknęła się w lokalnej gazecie na artykuł poświęcony Center for UFO Studies. Była w nim między innymi mowa o tym, że przewodniczący tej organizacji, dr J. Allen Hynek, prosi wszystkich, którzy widzieli NOLe, o nadesłanie raportów na ten temat. Nie mając nic do stracenia napisała do niego list, wyrażając w nim zadowolenie, że jest w końcu ktoś, kto zajmuje się badaniem NOLi. Niestety i tym razem spotkało ją rozczarowanie. Jej list trafił do kartoteki Hyneka i przeleżał tam zapomniany wiele miesięcy, i leżałby tam jeszcze dłużej, gdyby nie MUFON's Humanoid Study Group (Grupa MUFON-u Do Badań Humanoidów), która zwróciła się do CUFOS o udostępnienie wszystkich posiadanych informacji na temat bliskich spotkań trzeciego stopnia w celu przeprowadzenia analizy komputerowej wszystkich znanych przypadków tego typu.

W wyniku dyskusji grupa doszła do wniosku, że przypadek Betty Andreasson wygląda na tyle interesująco, że warto go szczegółowo zbadać. Ponieważ miał miejsce w stanie Massachusetts, o jego zbadanie zwrócono się do badaczy MUFON-u z tego terenu. W rezultacie badanie zgodził się przeprowadzić Jules Vaillancourt, który przystąpił do niego w styczniu 1977 roku.

Już we wstępnej fazie okazało się, że do osiągnięcia celu konieczne jest odblokowanie pamięci Betty. Jules Vaillancourt wraz ze wspomagającymi go osobami postanowił w tym celu poddać Betty i jej córkę Becky, która była świadkiem tego zdarzenia, hipnozie. O jej przeprowadzenie poproszono mającego duże doświadczenie zawodowe w tej dziedzinie znanego specjalistę drą Harolda Edelsteina kierującego New England Institute of Hypnosis (Instytut Hipnozy Nowej Anglii), a także wykładającego w trzech college'ach i współpracującego z kilkoma prawnośledczymi agencjami. Był to jego pierwszy kontakt z badaniem NOLi. Jego przyjazna osobowość oraz zdolność wnikliwej obserwacji ludzkiego zachowania pozwoliła mu szybko zdobyć zaufanie Betty i Becky, co nie było ławę, biorąc pod uwagę fakt, że obie obawiały się zupełnie poważnie hipnozy.

Betty i Becky okazały się bardzo podatne na nią i po kilku wstępnych seansach wystarczało kilka minut, aby wprowadzić je w głęboki trans.

W badaniu oprócz Julesa Vaillancourta i dra Harolda Edelsteina bezpośredni udział brali jeszcze: Joseph Santangelo, David Stanton, Peter Neurath, Virginia Neurath, Deborah Vaillancourt, Mary Ellen Brady, Nancy McLaughlin i Fred R. Youngren. Począwszy od ósmej sesji do tego zespołu dołączył przejmując jego kierownictwo Raymond E. Fowler, a od dwunastej - David Webb. Łącznie w okresie od 3 kwietnia do 28 lipca 1977 roku odbyło się czternaście sesji.

Zdecydowana większość informacji składających się na opis tego wzięcia została uzyskana w czasie hipnozy. Mimo wielokrotnego wracania do tych samych epizodów kolejne opisy składane przez Betty oraz przeżywane przez nią stany emocjonalne były identyczne. Jak powiedział jeden z wyżej wymienionych badaczy, było to jak słuchanie tych samych fragmentów nagrania odtwarzanego na magnetofonie. Co by jednak nie sądzić o hipnozie i wiarygodności relacji składanych w jej trakcie, ten fakt przemawia dodatkowo na korzyść historii opowiedzianej i ponownie przeżytej przez Betty Andreasson. W świetle ogromnej liczby wzięć, jakie ujrzały światło dzienne w późniejszych latach, wiarygodność tej historii staje się trudna do podważenia.

Mając siedemnaście lat Betty Andreasson, wówczas Betty Aho, wyszła 23 czerwca 1954 roku za dwudziestojednoletniego Jamesa Andreassona. Po roku urodziła się im Becky, a zaraz potem dalszych sześcioro dzieci - kolejno: James, Mark, Scott, Todd, Bonnie i Cindy.

W roku 1966 Andreassonowie przenieśli się do położonego w północnej części Massachusetts South Ashburnham, gdzie kupili dom mogący swobodnie pomieścić ich liczną rodzinę. Dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, 23 grudnia 1966 roku, mąż Betty uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu i trafił na wiele miesięcy do szpitala, co postawiło ją w trudnej sytuacji życiowej. Z pomocą pośpieszyli jej rodzice, Waino i Eva Aho. 

25 stycznia 1967 roku był ciepłym dniem niosącym zapowiedź wczesnej wiosny. Leżący do niedawna na ziemi śnieg prawie już zniknął i wieczorem tego samego dnia zaczęła tworzyć się mgła.

Około godziny 18.35, kiedy już wszystkie dzieci były przebrane w piżamy i oglądały telewizję, nieoczekiwanie zaczęło migotać światło i po chwili zgasło zupełnie, pogrążając cały dom w ciemności. Przestraszone dzieci pobiegły do kuchni do Betty. Kiedy się tam znalazły, dostrzegły razem z nią za oknem pulsujące pomarańczowoczerwone światło. Betty uspokoiła je i zaprowadziła z powrotem do pokoju. W tym samym czasie do kuchni udał się jej ojciec, aby zobaczyć, co się tam dzieje. Widok, jaki ukazał się jego oczom, kiedy wyjrzał na podwórze przez okno w spiżarni, zdumiał go niezmiernie. W oświadczeniu, które złożył w tej sprawie, napisał między innymi: "Te stwory, które widziałem za oknem domu Betty, wyglądały jak świąteczni przebierańcy. Myślałem, że założyli sobie na głowy jakieś maski, żeby wyglądać jak ludzie z Księżyca. To było zabawne, jak skakali jeden za drugim - jak koniki polne. Kiedy zobaczyli, że na nich patrzą, zatrzymali się... ten z przodu spojrzał na mnie i poczułem, że robi mi się jakoś dziwnie. To wszystko, co wiem..."

Becky, która na żądanie Betty wróciła do pokoju zaraz po pierwszych błyskach zagadkowego światła, dostrzegła za oknem w kuchni jakąś ciemną sylwetkę. Nagle zgasło i to światło i w tej samej chwili cała rodzina Betty, oprócz niej, zastygła w bezruchu tracąc przy tym jednocześnie świadomość.

Po chwili światło w domu zapaliło się z powrotem i przez zamknięte drewniane drzwi prowadzące z kuchni na werandę weszły cztery istoty. Przeszły przez nie, jak gdyby ich tam nie było. Poruszały się jedna za drugą tuż nad ziemią nierównomiernym szarpanym ruchem pozostawiając za sobą swój mglisty, stopniowo niknący obraz. Będąc głęboko wierzącą katoliczką Betty zinterpretowała to ich przeniknięcie przez drzwi w kategoriach religijnych, mówiąc: "Myślę, że to aniołowie, ponieważ właśnie Jezus potrafił przechodzić przez drzwi, ściany, a także chodzić po wodzie. To na pewno oni..."

Istoty, które stanęły przed nią, w najmniejszym stopniu nie przypominały swoim wyglądem tradycyjnego wizerunku aniołów. Miały humanoidalne kształty i były do siebie podobne jak dwie krople wody, z wyjątkiem jednej, która była nieco wyższa od pozostałych. Miały ogromne gruszkowate głowy, które w porównaniu do reszty ciała były znacznie większe od naszych, i około jednego metra i dwudziestu centymetrów wzrostu. Ubrane były w szczelnie opinające ciała identyczne, połyskujące ciemnoniebieskie uniformy. Opinająca tułów górna część kombinezonu wyglądała u dołu, gdzie łączyła się ze spodniami, jakby była lekko podwinięta. W poprzek niej biegła szeroka niebieska szarfa. Podobnie łączyły się z dość wysokimi butami spodnie. Cały kombinezon przypominał nieco wyglądem strój płetwonurka. Na lewych ramionach nosili emblemat przedstawiający ptaka z rozpostartymi skrzydłami. Zakończone trzema palcami bez paznokci dłonie były nie osłonięte. Podobnie jak one nie osłonięte były także głowy. Skóra na dłoniach i głowach miała szary, gliniasty kolor. Całkowicie pozbawione owłosienia głowy miały mongoidalne rysy, wśród których szczególnie wyróżniały się nienaturalnie duże jasne, lekko zamglone oczy nie posiadające ani tęczówek, ani źrenic. Szczeliny oczne podobnie jak u niektórych typów azjatów były zwrócone zewnętrznymi końcami ku górze. W miejscu nosa znajdowało się nieznaczne wybrzuszenie z dwiema dziurkami u dołu. Usta tworzyły krótką wąską kreskę. Z całą pewnością nie wyglądali jak aniołowie.


Kiedy najwyższa z istot spojrzała na Betty, jej lewe oko zaczęło przesuwać się ku górze obracając się wokół wewnętrznego końca szczeliny ocznej, która zwężała się jednocześnie podczas tego ruchu. Betty stała jak sparaliżowana, czując zarazem, jak ogarnia ją niezwykły spokój. Ta emanująca od istot aura przyjaźni sprawiła, że przestała się bać.

Zaraz potem ta sama istota przedstawiła się Betty, zwracając się do niej po imieniu, jako Ouazgaa. Zarówno ta, jak i wszystkie pozostałe rozmowy Betty z tymi istotami odbywały się za pośrednictwem telepatii.

Na samym początku rozmowy Ouazgaa wyciągnął do Betty rękę, na co Betty zareagowała, pytając ich, czy chcą jeść. Kiedy przytaknęli jej nieznacznie, podeszła do lodówki i wyjęła z niej trochę jedzenia, a następnie patelnię z kuchenki, po czym zaczęła przygotowywać jakąś mięsną potrawę. Widząc to istoty powiedziały: "Nie możemy jeść pokarmu, który nie jest palony". Niewiele się namyślając Betty zaczęła palić potrawę. Kiedy znad kuchenki uniosły się kłęby dymu, tajemniczy przybysze cofnęli się zaskoczeni i sprostowali wcześniejszą myśl, mówiąc: "To jedzenie nie nadaje się dla nas. Nasz pokarm jest traktowany ogniem - wiedza palona ogniem. Masz jakiś pokarm tego typu?"

Pod wpływem wiary religijnej Betty pomyślała w tym momencie o biblii i przeszła w ich asyście do przylegającego do kuchni pokoju, gdzie znajdowały się jej dzieci i matka, którzy unieruchomieni w różnych pozach wyglądali, jak gdyby czas zatrzymał się dla nich. Podeszła do stolika, wzięła z niego biblię i podała ją Quazgaa'owi, który w zamian wręczył jej niewielką, cienką, niebieską książkę.

Ouazgaa położył biblię na dłoni i powiódł drugą ręką nad nią. Tuż zaraz na biblii Betty pojawiły się jej duplikaty, nieco od niej grubsze. Podał je stojącym z tyłu, którzy wzięli je od niego z zainteresowaniem i zaczęli przeglądać strona po stronie. Wszystkie strony duplikatów były lśniąco białe - nie zadrukowane. Po chwili przestali je oglądać i wówczas Betty przystąpiła do przeglądania książki, którą otrzymała od nich.

W tej samej chwili Becky odzyskała świadomość. Zobaczyła swoją matkę z niebieską książką w ręku w towarzystwie istot oraz telewizor, który zwrócił jej uwagę ze względu na mglisty, ledwie widoczny obraz na ekranie, który wyglądał, jak gdyby miał wyłączony kolor i był przygaszony. Ouazgaa najwidoczniej wyczuł, że Becky odzyskała świadomość, bo powiódł wzrokiem po jej rodzeństwie i babci i zatrzymał go na niej. Po chwili wpatrywania się w nią ponownie powiódł wzrokiem po wszystkich, lecz tym razem w odwrotnej kolejności, i zaraz potem umysł Becky z powrotem pogrążył się w mroku. Przez tę krótką chwilę Becky zdołała jednak przyjrzeć się wyraźnie istotom. Podany przez nią opis ich wyglądu zgadzał się dokładnie z opisem i rysunkami wykonanymi przez Betty.

W czasie kiedy Becky odzyskała świadomość, Betty przeglądała otrzymaną książkę. Trzy pierwsze strony były czyste, na następnych natomiast znajdowały się jakieś rysunki, które niewiele jej mówiły. Dopiero później zorientowała się, że przedstawiały poszczególne części statku, do którego ją zabrano.

Skończywszy ją oglądać zapytała ich, co tu robią. Odrzekli jej, że przybyli tu, aby nieść pomoc, i zapytali ją, czy pomoże im w tym dziele. W odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób może im w tym pomóc, poprosili ją, aby udała się z nimi. Na kolejne jej pytania odpowiadali tą samą uprzejmą prośbą o to, aby udała się z nimi. Ta prośba była tak natrętna i zniewalająca, że mimo obaw o rodzinę zgodziła się w końcu pójść z nimi.

Jeden z osobników powiedział jej, aby stanęła tuż za nim. Kiedy to zrobiła, poczuła jakby coś zassało ją w tamto miejsce. Pozostali stanęli za nią i w tym samym momencie wszyscy razem ruszyli do przodu sunąc kilkanaście centymetrów nad ziemią. (Przez cały czas pobytu w towarzystwie istot Betty poruszała się niezmiennie w ten sam sposób i mimo iż w niektórych fragmentach relacji będzie mowa o przechodzeniu z miejsca na miejsce, należy pamiętać, że odbywało się to właśnie w ten sposób). Miała dziwne uczucie, że jej ciało nic nie waży. Przeszli przez zamknięte drzwi i znalazłszy się na podwórzu przed domem, zatrzymali się przed jakimś nieznanym wysoko sklepionym okrągłym obiektem wspartym na podporach. Widok ten wzbudził w niej niepokój. Wyglądało na to, że Quazgaa odbierał jej stan emocjonalny, ponieważ powiedział jej chcąc ją uspokoić, żeby mu zaufała i spojrzała na statek, którego dół w tej samej chwili stał się przeźroczysty, jak gdyby był wykonany ze szkła, dzięki czemu mogła dokładnie zobaczyć, co jest wewnątrz. Kilka elementów, które tam dostrzegła, było identycznych z tymi, które widziała wcześniej w niebieskiej książce. Były tam trzy lub cztery - Betty nie pamiętała dokładnie - jakby baryłkowate kręgle wykonane z czegoś, co wyglądało jak szlifowane szkło. Z szyjki każdego kręgla, mniej więcej w połowie jej długości, wystawało ramię, na którego końcu znajdowało się usytuowane poziomo jakieś kółko. Owe kółka toczyły się po otaczającej kręgle rurze wypełnionej jakąś szarą substancją. Dolne, kuliste części kręgli emanowały pulsujące światło, które "momentami było zarazem czerwone, niebieskie, zielone, a nawet białe".

Poprosiła Quazgaa'ę, aby objaśnił jej to, co jej pokazał. Odparł jednak, że jest tu po to, aby pokazać jej co innego. Po tych słowach dolna część obiektu stała się z powrotem nieprzeźroczysta. Następnie Quazgaa stanął twarzą do obiektu i podniósł lewą rękę. W tej samej chwili w jego powłoce pojawił się otwór prowadzący do jego wnętrza.

Ponownie wszyscy razem stanęli rzędem z Betty w środku i stopniowo unosząc się do góry wpłynęli do wnętrza obiektu, do pomieszczenia w kształcie ćwiartki kuli. Drzwi, gdy tylko je minęli, zasunęły się za nimi automatycznie, opuszczając się w dół.

Quazgaa i czterej towarzyszący mu osobnicy zostawili Betty w rogu pomieszczenia i odeszli na bok. Jakiś czas rozmawiali ze sobą rzucając od czasu do czasu na nią przelotne spojrzenia, po czym dwaj niżsi wyszli przez jedne z dwóch drzwi znajdujących się w ścianie naprzeciwko głównego wejścia.

Kiedy drzwi zasunęły się za nimi, Ouazgaa podszedł do zniecierpliwionej Betty i podprowadził ją do tych, którzy z nim zostali. Powiedział do nich, że musi pójść się przygotować. Po tych słowach jeden z nich stanął przed nią zwracając się do niej plecami, drugi zaś za nią.

Przeszli razem w prawy róg pomieszczenia, gdzie z cichym szumem otworzyły się drzwi unosząc się do góry. Tuż za drzwiami, które zamknęły się od razu za nimi, weszli na dość strome skręcające łukiem w lewo schody. Usytuowane na końcu schodów drzwi opuściły się tym razem w dół odsłaniając wejście do jakiegoś okrągłego pomieszczenia. To, co Betty zobaczyła wewnątrz, nie przypominało nic znanego i było tak dziwne, że miała dużo kłopotu z opisaniem tego słowami. Zrelacjonowała to następująco:

"I widzę to... hm, pudło czy też ławę i, hm, widzę tam coś jeszcze. To jest, hm, czerwone i czarne. Jest czarne z czerwoną obwódką. Sądzę, że to są jakiegoś rodzaju lustra. [Łagodnie.] Nie wiem. Wygląda na to, że są także, hm, w tym okrągłym pomieszczeniu, jakieś duże fałdy, jakby okna. Prowadzą mnie nadal [westchnienie] prowadzą mnie dalej na drugi koniec... prowadzą mnie tam dalej. Teraz się zatrzymują i ja razem z nimi... Ci dwaj, którzy mnie prowadzili, odchodzą. Mówią, że będzie mi tu dobrze przez jakiś czas. [...] Stoję tam i rozglądam się na boki, tam... na ścianie jest jakiś motyw w kształcie liścia, hm, tam na górze z kolei jest jakaś rzecz podobna do... wygląda jak jakaś balustrada, ale nią nie jest. Całe to pomieszczenie ma kształt zbliżony do kopuły... Na prawo są motywy przypominające liście... ze sterczącymi z nich pąkami, są tu także jakieś osłony... i różne znaki... Z boku stoi ta skrzynia i... i... Nie lubię czuć się tak skrępowana. Jedyne, co mogę, to poruszać głową i patrzeć. Wygląda na to, że w jakiś sposób kontrolują moje ciało i dlatego tkwię tu nieruchomo, jak gdyby w jednym miejscu i hm... [...] Staram się zobaczyć, co jeszcze tam jest. Nie widzę, co jest za mną, ponieważ nie mogę się obrócić. Widzę tam złote, hm, tamte złote rzeczy... ten sznur i, hm, coś w rodzaju rolki. [...] Mogliby się pośpieszyć. Jestem już zmęczona tym czekaniem tu... Robi się jaśniej. Rozjaśniają to wnętrze... [Łagodnie.] Co to? Widzę coś, co... zastanawia mnie, czy to wysuwa się ze ściany, czy też... co?... Otworzyli coś, wsunęli to, to coś, co wygląda jak jakaś kamera fotograficzna. [Łagodnie.] Nie wiem, co to jest, wiem tylko, że robi się tutaj jaśniej... ach dużo jaśniej".

Po chwili wrócili ci dwaj, którzy zostawili Betty samą w pomieszczeniu. Zbliżając się do niej szybowali w powietrzu nisko nad podłogą nie poruszając nogami. Powiedzieli jej, aby poszła z nimi. Jak przedtem jeden z nich stanął przed nią, a drugi za nią. Weszli szybując nad podłogą do dużej rury srebrzystego koloru, która okazała się być windą. Zjechali na niższy poziom i weszli do kolejnego okrągłego pomieszczenia.

Na wprost wejścia do windy w pewnej odległości od niego znajdowało się coś, co Betty określiła jako "właz", co z wyglądu przypominało zamknięte pomosty na lotniskach. Powierzchnia tej prostokątnej jakby rury była pokryta postrzępionymi liniami, które kojarzyły się Betty z wichrem i błyskawicami. W chwili kiedy Betty wychodziła z windy, ów "właz" wysunął się ze ściany opadając skośnie ku podłodze. Kiedy po pewnym czasie Betty wracała przez to pomieszczenie, "właz" był schowany z powrotem w ścianie.

Wyszedłszy z windy Betty została skierowana w stronę oświetlonej od góry strumieniem jaskrawego światła platformy. Istoty poprosiły ją, aby weszła na nią. Spytała ich, co to takiego i czy to będzie bolało. Wyjaśnili jej, że to jest urządzenie czyszczące, i zapewnili, że to nie będzie bolało.

Platforma, gdy tylko Betty na niej stanęła, uniosła się do góry. Jakiś czas stała skąpana w cieniutkich strużkach jaskrawobiałego światła, po czym platforma opuściła się na poprzednią wysokość.

Z urządzenia czyszczącego Betty została zaprowadzona w pobliże drzwi, za którymi znajdowało się niewielkie czworościenne pomieszczenie, z jedną ścianką w kształcie spłaszczonej kopuły. Idąca z przodu istota powiedziała Betty, aby tam weszła i przebrała się w wiszące wewnątrz ubranie w kształcie fartucha z krótkimi rękawami i krótkimi rozcięciami po bokach i z tyłu w dolnej części. Biegnące z przodu przez całą jego długość rozcięcie łączone było u góry srebrzystą klamrą. Biały materiał, z którego było wykonane, był miękki i gładki.

Aczkolwiek niechętnie Betty rozebrała się i włożyła ten strój, który mimo iż nie wyglądał na długi, sięgał jej aż do kolan. Wyszła z przebieralni i na prośbę tej samej istoty, co poprzednio stanęła między nią, a drugą. Mimo uspokajających zapewnień istoty, która wydawała jej polecenia, że nic złego się jej nie stanie, Betty czuła strach przed tym, co ją czeka, i modliła się w duchu, co wprawiło w zdumienie tę istotę.

Została zaprowadzona do przyległego pomieszczenia, które kształtem przypominało kopułę. Na pierwszy rzut oka było bardzo przestronne i jasno oświetlone. Betty nie dostrzegła jednak nigdzie ściśle określonego źródła światła. Wyglądało, jakby światło emanowało zewsząd. Z wyjątkiem czegoś w rodzaju podłużnej skrzyni lub biurka wewnątrz nie było niczego więcej. Na jednym z boków prostopadłościanu Betty dostrzegła coś, co wyglądało jak tablica kontrolna. Poczuła mrowienie na plecach, kiedy przyszło jej na myśl, że to może być stół operacyjny.

Po niedługim czasie do środka wszedł Ouazgaa w towarzystwie nieco niższych od siebie osobników ubranych tak samo, jak on w połyskujące biało-srebrzyste stroje. Poszedł do niej i powiedział, że wszystko będzie dobrze, po czym jakaś siła uniosła ją do góry i położyła na stole. Mimo iż nie była do niego niczym przytwierdzona, nie mogła się poruszyć. Zaniepokojona zapytała Quazgaa'ę, co chce zrobić, na co Ouazgaa odparł jej, że chce ją zmierzyć pod względem światła.

Wziął jakiś przedmiot przypominający wyglądem wachlarz z czymś w kształcie tulipana na końcach obu zewnętrznych prętów i zaczął machać nim nad nią.

- Nie zrozumiałaś mnie - powiedział do niej. - Nie rozumiesz pewnych rzeczy... Tu są jakieś plamy, które stąd pochodzą... Nie jesteś całkowicie wypełniona światłem.

- Wierzę, że jestem wypełniona światłem! - zaprotestowała Betty. - Wierzę... Wierzę, że jestem wypełniona światłem!

- Musimy zmierzyć cię fizycznie - odpowiedział.

- Powiedziałeś mi, że nie będziesz musiał mnie mierzyć fizycznie... że w przeszłości zmierzyliście już fizycznie innych i mnie już nie będziesz musiał z powodu tego światła.

- Musimy jednak z powodu tych plam, które w nim są.

- Czy to będzie bolało? - spytała. - Myślałam, że będziesz mnie mierzyć tylko pod względem światła.

Betty próbowała sprzeciwić się temu badaniu, ale szybko poczuła, że robi się jej słabo. W pewnym momencie spostrzegła w ręku Quazgaa'i kilka cienkich elastycznych srebrzystych igieł, z których jedną Ouazgaa wetknął w jej lewą dziurkę nosa. W czasie wsuwania jej tam przekłuł jakąś chrząstkę lub błonę, ponieważ Betty usłyszała w tym momencie wewnątrz głowy odpowiedni dźwięk, który nasunął jej to skojarzenie.

Igła sprawiała jej ból i zaczęła utyskiwać z tego powodu. W odpowiedzi na to Ouazgaa położył jej na czole dłoń i po chwili ból ustał. W tym samym czasie podszedł do niego jeden z asystujących mu osobników z białą rolką z nawiniętą na nią postrzępioną na końcu brązową taśmą. Taśma przypominała papier i tkaninę zarazem. Asystent odwinął kawałek taśmy i obaj spojrzeli na nią. Przez chwilę dyskutowali o czymś nie spuszczając z niej oczu, po czym asystent zwinął ją z powrotem i odszedł.

Następnie Quazgaa powoli wyjął igłę z nosa Betty. Ku swojemu zdumieniu zobaczyła, że na jej końcu znajduje się jakaś kulka z maleńkimi kolcami na powierzchni. Była pewna, że nie było jej na końcu igły, kiedy Quazgaa wsuwał ją jej do nosa.

Ouazgaa i asystujący mu osobnicy stanęli razem w pewnej odległości od Betty i wszczęli dyskusję. Kiedy skończyli, podeszli do niej i oznajmili jej, że muszą przeprowadzić jeszcze badanie na płodność. Betty z miejsca ogarnęło przerażenie na myśl o ewentualnym bólu i zaczęła protestować. Jej protest na nic się jednak nie zdał.

Ouazgaa rozchylił jej strój na brzuchu i wsunął do jej pępka igłę podobną do tej, którą przedtem wsunął jej do nosa. Ponownie położył dłoń na jej czole, aby uśmierzyć ból, i zaczął wodzić igłą wewnątrz brzucha cały czas rozmawiając ze swoimi asystentami. Miała kłopoty z interpretacją telepatycznych przekazów, zwłaszcza tych, które nie były adresowane do niej, i zrozumiała jedynie, że brakuje jakichś części lub coś w tym rodzaju. (Niedługo po urodzeniu Cindy Betty trafiła do szpitala z podejrzeniem raka. Szczegółowe badanie wykazało konieczność przeprowadzenia operacji, która okazała się bardziej skomplikowana, niż przypuszczano, główne dlatego, że Betty była w czwartym miesiącu ciąży. Ponieważ stan jej zdrowia wykluczał doniesienie ciąży do porodu, wycięto jej macicę).

Ouazgaa przerwał badanie i podszedł do swoich asystentów. Po krótkiej naradzie postanowili przeprowadzić jeszcze jeden test. Na tę myśl Betty zaszlochała i zaprotestowała gwałtownie. Ouazgaa wrócił do niej, wyjął jej igłę z pępka i ponownie podszedł do swoich asystentów.

Betty odebrała wrażenie, że stara się ich przekonać, aby na tym zakończyć badanie, ale tamci uporczywie nalegali. W końcu wrócił do niej i uspokoił ją, zapewniając ją, że ten test będzie bezbolesny.

Po tych słowach z sufitu nad nią wysunęło się i opuściło nad jej łono jakieś urządzenie, które widziane od dołu przypominało wyglądem olbrzymie oko. Po chwili wróciło na swoje poprzednie miejsce w suficie.

Po krótkiej konsultacji ze swoimi asystentami Ouazgaa oznajmił Betty, że jej badanie dobiegło końca. Stanął wraz z nimi obok niej i w pewien sposób pomachał nad nią rękoma powtarzając tę czynność kilkakrotnie. Nagle jej ciało przeszło bezwiednie do pozycji siedzącej, a następnie uniosło się nad stołem, po czym zaczęło płynąć w powietrzu w kierunku drzwi. Kiedy dotarło do nich, w jednej chwili wyprostowało się i zajęło miejsce pomiędzy tymi samymi dwiema istotami, które wprowadziły ją do tego pomieszczenia. Ta z przodu poprosiła ją, aby poszła z nimi.

Wrócili do pomieszczenia, z którego poprzednio przyszli, i podeszli do przebieralni. Betty weszła do środka i przebrała się w swoje ubranie.

Kiedy wyszła, czekające na nią na zewnątrz istoty ponownie poprosiły ją, aby poszła z nimi, i niemal w tymi samym czasie nie czekając na jej odpowiedź sprawiły, że ta sama niewidzialna siła wciągnęła ją między nie. Wszyscy razem popłynęli tuż nad podłogą ku drzwiom usytuowanym po przeciwnej stronie przebieralni. Minąwszy je wpłynęli do jakiegoś korytarza, który przypominał podziemny tunel metra. Prawdopodobnie w tym momencie opuścili pokład NOLa. W rzeczy samej Betty nie była tego pewna, ponieważ nie było tego wyraźnie widać. Z wymiarów NOLa należy jednak wywnioskować, że to nastąpiło właśnie w tym momencie.

Kiedy wpłynęli do tunelu, na końcu którego znajdował się oświetlony wylot, Betty spostrzegła, że unoszą się nad jakimś czarnym pasem o szerokości niewiele ponad dwadzieścia centymetrów przywodzącym na myśl tor. Przez cały czas, kiedy znajdowała się między istotami, bardzo mocno ciążyła jej głowa - tak bardzo, że z trudem utrzymywała ją pionowo.

Tunel kończył się w jasno oświetlonym pomieszczeniu w kształcie przeciętego na pół wzdłuż osi, usytuowanego poziomo, cylindra. Wzdłuż jego bocznych ścian stały w szeregu obok siebie fotele - po cztery z każdej strony - wykonane z czegoś, co wyglądało jak szkło. Wszystkie z wyjątkiem jednego osłonięte były odpowiednio wyprofilowanymi, dostosowanymi do ludzkich sylwetek, pokrywami. Stanowiące jedną całość półkoliste ściany i sklepienie utworzone były z przylegających do siebie gładkich srebrzystych rur. Nad trzema fotelami stojącymi razem w szeregu z tym bez pokrywy umieszczone były obrotowe lampy na srebrzystych wysięgnikach wystających pionowo zza foteli przypominające w pewnym stopniu uliczne latarnie. Pokrywy tych foteli były odchylone do góry. Usytuowane po przeciwnej stronie cztery fotele miały w pokrywach - które były dla odmiany opuszczone - na wysokości głowy po trzy otwory, obok których znajdowały się zakończone dyszami trzy elastyczne, przeźroczyste, wychodzące z sufitu przewody. Ponadto każda pokrywa tych foteli połączona była w najwyższym punkcie z sufitem dwoma innymi przewodami.

Kiedy Betty dotarła z istotami do tego pomieszczenia, została poproszona, aby usiadła w jednym z foteli z lampą u góry. Czuła, że jest w jakiś sposób pod ich kontrolą, ponieważ mimo iż nie miała na to ochoty, zgodziła się. Ich łagodne nalegania wywoływały w niej iluzoryczne wrażenie wolnego wyboru, który za każdym razem okazywał się zgodny z ich życzeniami. Jej wola była jakby zahipnotyzowana potężnym wpływem, który leżał poza zasięgiem jej kontroli.

Kiedy usiadła w jednym ze wskazanych foteli, jego pokrywa opadła wolno w dół i szczelnie przylgnąwszy do niego odcięła ją od otoczenia. Ogarnął ją nagle strach, że się udusi, jednak szybko stwierdziła, że do wnętrza napływa powietrze i może oddychać bez trudu. W pewnym momencie odniosła wrażenie, jakby do środka zaczęto wpuszczać coś zimnego, co opisała następująco: "Czuję, jakby robiło się coraz zimniej! Jest zimno. Jest bardzo zimno... Czuję, jak... czuję, jak gdyby wilgoć była wysysana ze mnie... Jest wciąż zimno. Cała wilgoć wychodzi ze mnie. Jest mi zimno".


Po pewnym czasie, który wydawał się Betty bardzo długi, pokrywa fotela uniosła się i istoty zbliżyły się do niej. Skinęły na nią i wówczas ku swojemu zdumieniu uniosła się do góry i w pozycji siedzącej poszybowała w kierunku foteli po przeciwległej stronie, których pokrywy były teraz podniesione. Opadła wolno na jeden z nich, po czym została poinformowana, że zostanie zanurzona w cieczy. Ogarnął ją strach, że utonie, i zaczęła gwałtownie protestować. Istoty zapewniły ją jednak, że nic jej nie grozi. Po tych słowach pokrywa fotela opadła łagodnie w dół.

Przez usytuowane na wysokości twarzy otwory w pokrywie wsunęły do jej ust i dziurek nosa dysze, którymi zakończone były zwisające z sufitu trzy przeźroczyste przewody, i powiedziały jej, żeby zamknęła oczy i nie otwierała ich, dopóki jej nie powiedzą.

Zaraz potem z dwóch pozostałych przewodów wychodzących z sufitu i połączonych z pokrywą dokładnie nad głową polała się na nią obfitą strugą szara ciecz. Kiedy wypełniła całe wnętrze fotela, Betty zaczęła odczuwać bardzo przyjemne wibracje, które działały na nią bardzo odprężająco. Towarzyszące jej do tej chwili uczucie ociężałości zniknęło bez śladu. W pewnym momencie w czasie trwania tych kojących wibracji powiedzieli jej że zaraz dadzą jej coś do picia i poprosili ją, aby to połknęła, zaznaczając, że to konieczne. Była to mniej więcej łyżka stołowa gęstego słodkiego płynu, który wpłynął do jej ust przez ustnik. Z zadowoleniem stwierdziła, że smakuje dobrze przypominając nieco smakiem syrop od kaszlu.

W końcu po jakimś czasie wibracje ustały i otaczający ją płyn wypłynął z wnętrza fotela, po czym fotel otworzył się. Była cała mokra. Wraz z ustaniem wibracji i wypłynięciem płynu wróciła ociężałość; ciążyły jej szczególnie dłonie i stopy.

Kiedy na sygnał istot otworzyła oczy, zobaczyła, że mają na głowach czarne kaptury. Jedna z nich pochyliła się lekko do przodu i dotknęła czegoś na fotelu. Jakby w odpowiedzi na to ręce Betty zrobiły się lżejsze.

Poprosiły ją, aby poszła z nimi, i niemal w tej samej chwili ta sama siła, co poprzednio pomogła jej wydostać się z fotela i wessała ją między nie. Wolno sunąc nad czarnym torem udali się w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszli. Minęli drzwi na końcu pomieszczenia i wpłynęli do jakiegoś nie oświetlonego niedużego ciemnego tunelu. Jedynym w nim źródłem światła były wydzielające nikłą srebrzystą poświatę kombinezony istot, które w połączeniu z matowoczarnymi kapturami nadawały istotom niesamowity bezgłowy wygląd. Dzięki tej poświacie Betty mogła stwierdzić, że tunel był jakby wyciosany w skale i przypominał nieco chodnik w kopalni węgla oraz że po drodze mijali wloty do innych podobnych tuneli.

Po pewnym czasie tunel zaczął się lekko wznosić do góry i wkrótce dotarli do jakiejś przegrody wyglądającej jak szyba lub lustro. Nie zwalniając ani trochę przeniknęli przez nią, jak gdyby jej nie było, i wpłynęli do jakiejś czerwonej przestrzeni. "Ta czerwień wyglądała jak światło podczerwone - wyjaśniła później. - Wibrowała. To było jak jakaś wibracja rozchodząca się za pośrednictwem powietrza. [...] Ta cała atmosfera jest czerwona, wibrująco czerwona... Także ich ubrania wyglądają czerwono. Jedynie nakrycie ich głów ma wygląd czarno-czerwony. [...] Wszędzie wokoło jest czerwono. [...] Wszystko było czerwone z wyjątkiem tego toru, nad którym nisko szybowaliśmy. Był ciemnego koloru, jakby czarny, lecz z czerwonym odcieniem".

Biegnący w prostej linii przed nimi czarny tor prowadził w pewnej odległości od wlotu między dwoma prostopadłościennymi budynkami z dużymi prostokątnymi otworami w ścianach. Obok tych budynków, na ścianach oraz w otworach znajdowała się duża liczba jakichś istot, które wydawały się Betty pod pewnymi względami podobne do małp. W rzeczy samej podobieństwo tych istot do małp było bardzo umowne. Miały wprawdzie po dwie cienkie górne i dolne kończyny zakończone czterema szerokimi palcami każda, wyrastające z tułowia podobnie jak ręce i nogi u małp i ludzi, to jednak nie miały głów. Zamiast nich z górnej części tułowia w miejscu szyi wyrastało u nich dwoje dużych oczu - każde na oddzielnej odnóżce - które mogły się poruszać w dowolnym kierunku niezależnie od siebie. Groteskowy wygląd tych istot napawał Betty przerażeniem.

Zapytała towarzyszące jej istoty, co to za stworzenia, ale nie otrzymała odpowiedzi.


Minąwszy ciąg budynków ze stworzeniami zbliżyli się do jakiejś kolistej przegrody i przeniknąwszy przez nią bez oporu wpłynęli do przestrzeni wypełnionej zieloną atmosferą. Owo przejście z czerwonej do zielonej atmosfery dokonało się nagle, jak gdyby były one oddzielone od siebie gigantyczną taflą szkła. Zielona przestrzeń była większa od czerwonej i różniła się od niej wyglądem. W czerwonej przestrzeni znajdował się jedynie ląd, budynki i te stworzenia, zaś w zielonej coś w rodzaju morza i roślin oraz wiele innych obiektów, z których większość trudno jej było opisać z braku odpowiedników w naszej rzeczywistości. W przeciwieństwie do czerwonej przestrzeni widoczność w zielonej była doskonała we wszystkich kierunkach, mimo iż Betty odniosła wrażenie, że całą atmosferę przenika jakaś lekka mgiełka.

Zaraz po minięciu przegrody między obiema strefami towarzyszące Betty istoty zdjęły z głów kaptury. Tor, nad którym sunęli, wznosił się w tej strefie stopniowo do góry biegnąc w dalszej części nad wąskim skrawkiem lądu otoczonego wodą. Rozglądając się na boki Betty stwierdziła ze zdziwieniem, że chociaż całą przestrzeń wypełniała zielona atmosfera, widzi każdy kolor wyraźnie. Nie potrafiła określić, czy te kolory odczuwała lub odbierała myślami, czy po prostu widziała.

Kiedy dotarli do miejsca, w którym ich tor krzyżował się z innymi, zatrzymali się, aby przepuścić coś białego, czego nie potrafiła opisać.

W dole pod nią znajdowała się jakaś piramida, która widziana z góry miała u podstawy kształt połowy czteroramiennej gwiazdy przeciętej wzdłuż linii łączącej wierzchołki przeciwległych ramion. Wszystkie trzy naroża piramidy były białego koloru, zaś jej wierzchołek wieńczyła rzeźba przedstawiająca ludzką głowę z charakterystycznym staroegipskim nakryciem głowy jak u posągu sfinksa w Gizie. Jej twarz stanowiła kombinację rysów męskich i żeńskich. Daleko za piramidą na horyzoncie znajdowało się miasto z mnóstwem kopuł, wieżowców i estakad, które przypominało twory wyobraźni malarzy science fiction.

 


 

Wkrótce ruszyli dalej wciąż się wznosząc. W pewnym momencie dotarli do miejsca, w którym znajdowały się zawieszone w powietrzu gigantyczne konstrukcje w kształcie różnoforemnych przeźroczystych kryształów mieniących się pełną gamą barw w promieniach silnego światła oświetlającego je z przeciwległej strony. Ich wygląd wzbudził w Betty lęk.



Minęli je i zatrzymali się przed źródłem owego jaskrawego światła, po czym towarzyszące jej istoty odeszły na bok zostawiając ją samą. Stojąc tam i czekając na dalszy bieg zdarzeń, Betty dostrzegła wyłaniający się ze światła wizerunek ogromnego ptaka oraz poczuła stopniowy wzrost temperatury.

Ptak miał ponad cztery metry wysokości, wygląd orła, brązowawe upierzenie i białą głowę osadzą na nieco wydłużonej szyi. Był żywy. Kiedy wyłonił się w całości ze światła, przesłonił je sobą. Stał w jego promieniach otoczony unoszącymi się wokół złotymi pyłkami. Temperatura wokół Betty wciąż rosła i wkrótce stała się trudna do zniesienia - do tego stopnia, że Betty przeżywając ponownie ten epizod w trakcie hipnozy zaczęła w pewnym momencie z trudem oddychać i w końcu krzyczeć z bólu drżąc przy tym silnie całym ciałem.

 


W chwilę potem skwar zaczął słabnąć i kiedy zrobiło się na tyle znośnie, że Betty mogła otworzyć oczy i ponownie obserwować, co dzieje się wokół niej, zobaczyła że nie ma już przed nią ptaka i że w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, płonie teraz jakiś niewielki ogień. Czuła jednocześnie unoszący się w powietrzu jakiś słodki drażniący zapach. Patrzyła, jak ogień stopniowo przygasa wydzielając czerwoną poświatę, a następnie zamienia się w kupkę szarego popiołu z żarzącymi się w nim węglikami. Zaczęła ponownie cała drżeć, lecz tym razem z zimna. Kiedy żarzące się w popiele węgliki dopaliły się, wypełzła z niego duża gruba szara glista.


i niemal w tym samym czasie Betty usłyszała z prawej strony (towarzyszące jej istoty stały z lewej strony) przemawiający do niej donośny grzmiący głos, który wydał się jej być mieszaniną bardzo wielu głosów. Zwracając się do niej po imieniu, głos powiedział:

- Zobaczyłaś i usłyszałaś. Czy rozumiesz?

- Nie, nie rozumiem, co to znaczy - odrzekła. - Nie wiem nawet, po co tu jestem.

- Wybrałem cię - odpowiedział głos.

- W jakim celu wybrałeś mnie? - zapytała.

- Wybrałem cię, aby pokazać ci ten świat.

- Czy jesteś Bogiem? - zapytała z ciekawością. - Czy jesteś Panem Bogiem?

- Ukażę ci się, kiedy nadejdzie twój czas - odpowiedział wymijająco głos.

- Czy jesteś Jezusem Chrystusem? Poznałabym mojego Pana, Jezusa.

- Miłuję cię. Bóg jest miłością i ja cię kocham.

- Dlaczego mnie tu przyprowadzono? - zapytała ponownie.

- Ponieważ cię wybrałem - odrzekł jak przedtem głos.

- Czemu nie chcesz mi powiedzieć dlaczego i po co?

- Jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas. Wkrótce nadejdzie.

- To prawda. Wierzę w Boga i wierzę w Jezusa Chrystusa. Sławię Boga, sławię Boga, sławię Boga. Nic nie może zrobić mi krzywdy. Nic nie jest w stanie mnie przestraszyć. Wierzę w Jezusa Chrystusa.

- Wiemy o tym, dziecino - odrzekł głos. - Wiemy o tym, dziecino, że wierzysz. To właśnie dlatego zostałaś wybrana. Teraz odeślę cię z powrotem. Nie bój się... Miej się dobrze. Twój strach sprawia, że czujesz to wszystko. Nigdy nie zrobię ci krzywdy. To właśnie twój strach jest tym, co sprawia, że czujesz to wszystko. Mogę cię uwolnić, ale to ty sama musisz się uwolnić od tego strachu poprzez mojego syna.

Ta rozmowa choć mętna i nie wyjaśniająca niczego sprawiła, że Betty zaczęła płakać ze szczęścia przekonana, że rozmawiała z samym Bogiem. Wywołała ona także konsternację wśród ekipy badającej przypadek Betty. Wszyscy doszli do zgodnego wniosku, że jej kontekst religijny wynikł z bardzo głębokiej wiary Betty. Uznali, z czym trudno się nie zgodzić, że istoty posłużyły się jej wiarą, aby ją uspokoić i zaspokoić jej ciekawość, a nade wszystko, aby za jej parawanem ukryć prawdziwe intencje, których z sobie tylko znanych powodów nie chciały i nie chcą ujawnić. Zrodziła nawet obawy o pogorszenie się zdrowia psychicznego Betty, lecz przeprowadzone w tym czasie odpowiednie testy rozwiały je.

Nie ulega wątpliwości, że to, co przedstawiono Betty, było zobrazowaniem śmierci i narodzin mitycznego Feniksa *[Cytowana przez Raymonda E. Fowlera Encyklopedia Colliera (Collier Encyclopedia) pod hasłem "Feniks" podaje następujący opis: Legendarny ptak, który buduje sobie sam stos pogrzebowy, a następnie odradza się ze swojego popiołu. Był czczony w starożytnym Egipcie, był płci męskiej i miał piękne czerwono-złote upierzenie; jak mówiła legenda żył 500 lat, a nawet dłużej. Pod koniec życia budował gniazdo z gałązek drzewa benzoesowego, które następnie podpalał. Ulegał spaleniu wraz ze swoim gniazdem. Z powstałego popiołu wypełzała glista, z której wyrastał nowy Feniks. Encyklopedia Colliera dodaje jeszcze, że Feniks był jednym z najbardziej znaczących symboli sztuki i literatury wczesnego chrześcijaństwa oznaczającym nieśmiertelność i zmartwychwstanie.] Z wielu pytań, jakie nasuwają się w tym miejscu, jedno jest szczególnie godne uwagi: Czy powstanie mitu o Feniksie było wynikiem przeżycia przez kogoś w starożytności podobnego wzięcia dokonanego przez te same istoty, czy też te istoty zaczerpnęły ten mit z ludzkiej mitologii i zaadoptowały go do swoich celów? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie i chociaż ta pierwsza możliwość wydaje się mniej prawdopodobna, to jednak biorąc pod uwagę fakt, że ludzkość jest obserwowana i być może nieodczuwalnie przez nas manipulowana przez przedstawicieli różnych cywilizacji od niepamiętnych czasów, nie da się jej wykluczyć.

Kiedy pokaz śmierci i narodzin Feniksa dobiegł końca, towarzyszące Bet-ty istoty zbliżyły się do niej i jak przedtem stanęły przed i za nią, po czym wszyscy razem ruszyli w drogę powrotną. Minęli gigantyczne konstrukcje w formie kryształów, które nie mieniły się tym razem kolorami, gdyż nie było już tego jaskrawego światła, i poszybowali dalej wzdłuż tego samego czarnego toru zawieszonego swobodnie w powietrzu bez żadnych elementów podtrzymujących.

Betty przez całą drogę uważnie obserwowała wygląd zielonej strefy starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przed przegrodą oddzielającą zieloną i czerwoną strefę towarzyszące Betty istoty nałożyły na głowy kaptury. Nie zatrzymując się wszyscy razem wkroczyli do ponurej z wyglądu czerwonej strefy. Stamtąd do wyciosanego w skale mrocznego tunelu, a następnie do półcylindrycznego pomieszczenia z fotelami.

W pomieszczeniu istoty zdjęły kaptury i odłożywszy je na bok uniosły Betty za pomocą nieznanej siły i posadziły w różniącym się od pozostałych fotelu bez pokrywy, który miał z przodu prawego oparcia jakieś przyciski oraz metalowe paski wtopione w górne powierzchnie obu oparć i siedzenie. Jedna z istot wcisnęła dwukrotnie jeden z przycisków, w wyniku czego ciało Betty podskoczyło dwa razy jak porażone prądem. [...]

Całość: http://www.emilcin.com/artykuly,2760,niezwykly-przypadek-bliskiego-spotkania-z-ufo---historia-betty.html



zwiń tekst



Ksiądz Piotr Glas o egzorcyzmach
Nie, 22 maj 2016 09:21 komentarze: brak czytany: 1313x

Droga Fundacjo, Polecam wam bardzo ciekawy film, na którym ksiądz prowadzi wykład dotyczący wypowiedzi szatana podczas egzorcyzmów. To jest naprawdę przeszywające. Zwłaszcza, gdy padają słowa o rodzinie, upadku moralnym, a nawet o nadawaniu przez szatana stanowisk ludziom, którzy służą jego celom.Obejrzyj film „Co szatan mówi na egzorcyzmach - ks. Piotr Glas, egzorcysta” w YouTubePozdrawiam, Patryk.......

czytaj dalej

Droga Fundacjo, Polecam wam bardzo ciekawy film, na którym ksiądz prowadzi wykład dotyczący wypowiedzi szatana podczas egzorcyzmów. To jest naprawdę przeszywające. Zwłaszcza, gdy padają słowa o rodzinie, upadku moralnym, a nawet o nadawaniu przez szatana stanowisk ludziom, którzy służą jego celom.

Obejrzyj film „Co szatan mówi na egzorcyzmach - ks. Piotr Glas, egzorcysta” w YouTube

Pozdrawiam,
Patryk [dane do wiad. FN]



zwiń tekst



Jasnowidz Krzysztof Jackowski czeka na operację serca
Pt, 20 maj 2016 09:10 komentarze: brak czytany: 1714x

Najsłynniejszy polski jasnowidz Krzysztof Jackowski czeka na operację. Wiemy o tym już od dawna, ale właśnie o sprawie zaczęły pisać tabloidy.http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/krzysztof-jackowski-przejdzie-operacje-serca/0nmd4llTrzymamy kciuki za naszego jasnowidza i przesyłamy dobrą energię z pokładu okrętu Nautilus!/poniżej tekst z fakt.pl/Ratują życie jasnowidzowi. Serce odmówiło posłuszeństwaDotychczas.......

czytaj dalej

Najsłynniejszy polski jasnowidz Krzysztof Jackowski czeka na operację. Wiemy o tym już od dawna, ale właśnie o sprawie zaczęły pisać tabloidy.

http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/krzysztof-jackowski-przejdzie-operacje-serca/0nmd4ll

Trzymamy kciuki za naszego jasnowidza i przesyłamy dobrą energię z pokładu okrętu Nautilus!

/poniżej tekst z fakt.pl/

Ratują życie jasnowidzowi. Serce odmówiło posłuszeństwa

Dotychczas to on pomagał innym. Teraz sam potrzebuje pomocy. 1 czerwca Krzysztof Jackowski, słynny jasnowidz z Człuchowa, przejdzie poważną operację. Jego chore serce stanie na 20 minut. W tym czasie lekarze wstawią mu sztuczną zastawkę. Krzysztof Jackowski nie kryje lęku przed czekającą go operacją, jednak wierzy, że jeśli ją przeżyje to narodzi się ponownie. Tym bardziej, że 1 czerwca Krzysztof Jackowski obchodzi urodziny...

Od dłuższego czasu przeczuwał, że z jego sercem nie jest najlepiej. Do lekarza udał się jednak dopiero po tym jak zasłabł podczas udzielania wywiadu. - Zacząłem mdleć, brakowało mi tchu. Z dziennikarzem porozmawiałem, ale nie było wyjścia - musiałem szybko udać się do lekarza. Po zrobieniu badań okazało się, że nie mogę czekać, muszę być jak najszybciej operowany - mówi Krzysztof Jackowski w rozmowie z Fakt24.pl.

Lekarze orzekli, że nie ma czasu do stracenia. Stwierdzili, że konieczna jest jak najszybsza operacja serca, polegająca na wstawieniu zastawki. - Ponieważ to poważna operacja, która ratuje mi życie, zostałem na nią zapisany w ekspresowym tempie. Niebawem, bo 1 czerwca, czeka mnie wszczepienie sztucznej zastawki. Na 20 minut stanie mi serce, a krążenie będzie sztucznie podtrzymywane - opowiada jasnowidz z Człuchowa.

Krzysztof Jackowski nie ukrywa, że perspektywa operacji go przeraża. Stara się jednak myśleć pozytywnie i przyznaje, że jest jedna rzecz, która podtrzymuje go na duchu. - Boję się jak cholera. Ale jest pewna myśl, która dodaje mi otuchy. 1 czerwca to także data moich urodzin. Jeśli przeżyję tę operację, narodzę się od nowa - wyznaje.

W walce z chorobą Krzysztofa Jackowskiego wspierają ludzie z całej Polski. Mnóstwo osób śle mu słowa otuchy na Facebooku. My również życzymy najsłynniejszemu polskiego jasnowidzowi szybkiego powrotu do zdrowia.

Krzysztof Jackowski zajmuje się jasnowidzeniem od ponad 20 lat. Pomagając policji z całej Polski rozwikłał wiele spraw kryminalnych. Do tej pory pomógł w odnalezieniu ponad 700 osób i w rozwiązaniu ponad 1000 innych przypadków.



zwiń tekst



Złota postać i reflektor skierowany na świadka
Pt, 20 maj 2016 07:20 komentarze: brak czytany: 853x

[XXI PIĘTRO] Chciałbym opisac trzy zdarzenia z mojego życia. Jestem już starszym człowiekiem i żarty sie mnie nie trzymają. Tematyką zjawisk paranormalnych interesuje sie już od lat 70-tych. Gdzies około 25-lat temu ojciec mój zachorował i trafił do szpitala. Pewnego razu kiedy żegnałem sie z nim, będąc nachylony poczułem potężne uderzenie w klatkę piersiową zobaczyłem jak by potężny otwór przez który.......

czytaj dalej

[XXI PIĘTRO] Chciałbym opisac trzy zdarzenia z mojego życia. Jestem już starszym człowiekiem i żarty sie mnie nie trzymają. Tematyką zjawisk paranormalnych interesuje sie już od lat 70-tych. Gdzies około 25-lat temu ojciec mój zachorował i trafił do szpitala. Pewnego razu kiedy żegnałem sie z nim, będąc nachylony poczułem potężne uderzenie w klatkę piersiową zobaczyłem jak by potężny otwór przez który wypływała ze mnie moja energia życia. Zaczeły dziac sie ze mną dziwne rzeczy miałem wrażenie że umieram. Nikt mi nie wierzył raczej śmiano sie ze mnie. Wieczorem zrezygnowany położyłem sie do łóżka.

Nagle po mojej prawej stronie na wysokosci ok.metra pojawia sie postac wyglądająca jak by była ze złota .Złote ciało i ubranie .wogóle nie zwraca na mnie uwagi ,ja leżę jak sparaliżowany .Obsługuje jakies urządzenie podobne do reflektora . Okrąg swiatła kieruje na moją ranę, zdumiony patrze i boje sie ruszyć, otwór zaczyna powoli jakby zarastac .Widze że zostałem uratowany , ciesze sie .

DATA OTRZYMANIA HISTORII: 2016-05-19 22:52:34




zwiń tekst



Latający talerz i... otrzymane pozdrowienia!
Pt, 20 maj 2016 07:21 komentarze: brak czytany: 931x

[XXI PIĘTRO] Wydarzenie sprzed 3-ech lat.wyszedłem na spacer z psem. Mieszkam w okolicy Pułtuska, na obrzeżach puszczy . Wieczór, lato. Nagle nad zagajnikiem pojawia sie pojazd w kształcie talerza . Zatrzymuje sie, widac wyraznie swiatła kolorowe jak kolejno zapalają się . Tak dla checy pomyslałem sobie, że fajnie by było wysłac im pozdrowienie. I wysłałem -pozdrowienia dla załogi tego pojazdu.W pewnym.......

czytaj dalej

[XXI PIĘTRO] Wydarzenie sprzed 3-ech lat.wyszedłem na spacer z psem. Mieszkam w okolicy Pułtuska, na obrzeżach puszczy . Wieczór, lato. Nagle nad zagajnikiem pojawia sie pojazd w kształcie talerza . Zatrzymuje sie, widac wyraznie swiatła kolorowe jak kolejno zapalają się . Tak dla checy pomyslałem sobie, że fajnie by było wysłac im pozdrowienie. I wysłałem -pozdrowienia dla załogi tego pojazdu.

W pewnym momencie zgasły kolorowe światła a zapaliły sie potężne reflektory białego światła. W głowie usłyszałem wyrazne słowa - i my pozdrawiamy was.

Swiatła gasły i zapalały się w rytm wypowiadanych słów. Reflektory zgasły a na ich miejscu zapłoneły kolorowe zmieniające sie swiatełka. I ostatnie zdarzenie. W lutym tego roku, około północy nagle bardzo zle poczułem sie. Objawy wskazywały na zawał serca lub cos w tym rodzaju Położyłem się i nie moge sie ruszyc, ból potężny. Pomysłałem sobie, że to już pora na mnie. W tym momencie w drzwiach staje męska postac patrzy na mnie przez kilka chwil,nagle ze zdziwieniem widze jak on jak by lepiłPrzesyłam w rękach kule energetyczną a następnie ciska nią w moją klatkę piersiową. Ból ustąpił w ciągu sekundy. Poczułem się idealnie i tak czuje się do dzisiaj. Oczywiscie nie zapomniałem podziękowac. Przesyłam pozdrowienia dla załogi.

DATA OTRZYMANIA HISTORII: 2016-05-19 23:26:13



zwiń tekst



Historia z Aniołem Stróżem
Czw, 19 maj 2016 09:30 komentarze: brak czytany: 1035x

 O tak zwanym "duchu opiekuńczym" zwanym popularnie "Aniołem Stróżem" pisaliśmy wiele razy. Dostaliśmy właśnie kolejną historię, która natychmiast trafiła do Archiwum FN.From: [dane do wiadomości FN] Sent: Wednesday, May 18, 2016 10:50 PM To: nautilus@nautilus.org.pl Subject: Hisoria z "aniołem stróżem" Dzień dobry. Chciałem opisać krótką historię związana z czymś co może być związane.......

czytaj dalej

 O tak zwanym "duchu opiekuńczym" zwanym popularnie "Aniołem Stróżem" pisaliśmy wiele razy. Dostaliśmy właśnie kolejną historię, która natychmiast trafiła do Archiwum FN.

From: [dane do wiadomości FN]
Sent: Wednesday, May 18, 2016 10:50 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Hisoria z "aniołem stróżem"

 Dzień dobry.

Chciałem opisać krótką historię związana z czymś co może być związane z tematem "anioła stróża". Dziś pod wpływem pewnych okoliczności doszło do szczerej rozmowy z moim tatą. Opowiedział mi ciekawą historię. Tata jest raczej osobą  posiadającą "otwarty umysł" ale rzadko kiedy opowiada o tego typu przeżyciach. Pewnie dlatego, że mam jest ateistką i nie trawi takich "wycudowanych historii". Wygląda na to, że o tym przeżył tata wiem tylko ja. 

Otóż wiele lat temu tata pracował u siebie na działce w borach tucholskich.  Ścinał uschłe gałęzie drzew. Stał na wysokości kilku metrów na końcu drabiny. W pewnym momencie drabina oparta o drzewo spadła. Tata nie zdążył złapać się gałęzi i spadł z wysokości kilku metrów na plecy. Wbrew pozorom skutkiem upadku było tylko lekkie stłuczenie. Według relacji ojca, tata czuł że ktoś złapał go w locie. Mówił ze dosłownie czuł ręce kogoś na plecach. czuł ręce które go złapały!! Był absolutnie przekonany, że tak właśnie było. 


ciekaw jestem jakie jest Państwa zdanie. 
Pozdrawiam

OD FN:

Oczywiście, że wiemy o istnieniu tzw. duchów opiekuńczych. Nie mieliśmy do tej pory historii o tym, że ktoś czuł, jak "coś go łapie w powietrzu i ratuje przed upadkiem", ale... są rzeczy na niebie i ziemi, o którym się nie śniło filozofom.



zwiń tekst



Obserwacja UFO w Norwegii w 2009 roku
Śr, 18 maj 2016 07:02 komentarze: brak czytany: 962x

Witam , chciałem podzielić się informacją z waszą fundacją iż dnia : 27 lipca 2009 widziałem w Norwegii w miejscowości Stavanger w okolicach lotniska " czerwone światełko które poruszało się przecząc prawom fizyki dla statków powietrznych jakie znamy na ziemi "  byłem wtedy ze znajomym Norwegiem , oraz całą grupą ojców swoich dzieci na grilu i pijąc pierwsze piwko i obserwując lotnisko nagle.......

czytaj dalej

Witam , chciałem podzielić się informacją z waszą fundacją iż dnia : 27 lipca 2009 widziałem w Norwegii w miejscowości Stavanger w okolicach lotniska " czerwone światełko które poruszało się przecząc prawom fizyki dla statków powietrznych jakie znamy na ziemi "  byłem wtedy ze znajomym Norwegiem , oraz całą grupą ojców swoich dzieci na grilu i pijąc pierwsze piwko i obserwując lotnisko nagle zauważyłem czerwone światełko które zaczęło poruszać się w bardzo dziwny sposób , tak jakby ktoś pisakiem zaczął bazgrać po kartce , tak ono się poruszało na horyzoncie patrząc na nie w lini prostej , trwało to około 2-3 sekund , obo bardzo szybko się poruszało w wielu kierunkach potem zniknęło,  Do dnia dzisiejszego się zastanawiam nad tym zjawiskiem , od razu po tej obserwacji powiedziałem to Norwegom którzy zemną byli , ale nikt akurat nie spoglądał w tamtą stronę ja siedział wprost dlatego to zauważyłem. Jestem przekonany że to widziałem i że nie miałem żadnych złudzeń, szkoda że trwało to tak krótko i że nikt oprócz mnie tego nie widział z tamtego towarzystwa.
Kamil [dane do wiad. FN]
Kamil
ps. pragnę jeszcze dodać iż obserwując te zjawisko poczułem coś takiego co utwierdziło mnie w przekonaniu że obserwowałem coś wyjątkowego, przeczucie to było bardzo głebokie



zwiń tekst



Sny o poprzednich wcieleniach, a także o...
Wt, 17 maj 2016 10:28 komentarze: brak czytany: 945x

O snach z poprzednich żyć opowiedziała nam czytelniczka naszej witryny na facebook`u. Oczywiste jest dla nas, że w poprzednim wcieleniu przeżyła koszmar holokaustu. A te sny z małym istotami o dużych oczach? Być może jest to tylko "uboczny efekt" śledzenia serwisu FN, ale... prawdy trudno dociec.Dzień dobry, Od dawna chciałam do państwa napisać, ale w natłoku codzienności zawsze odkładałam to na.......

czytaj dalej

O snach z poprzednich żyć opowiedziała nam czytelniczka naszej witryny na facebook`u. Oczywiste jest dla nas, że w poprzednim wcieleniu przeżyła koszmar holokaustu. A te sny z małym istotami o dużych oczach? Być może jest to tylko "uboczny efekt" śledzenia serwisu FN, ale... prawdy trudno dociec.


Dzień dobry,

Od dawna chciałam do państwa napisać, ale w natłoku codzienności zawsze odkładałam to na potem. Tak naprawdę to nawet nie wiem od czego zacząć, bo rzeczywiście w moim życiu troszkę jest "dziwnosći" ale nie wszystko naraz. Mam 44 lata, jestem plastyczką, córki plastyczki i od pokoleń po stronie Mamy Taty od dawna ze sztuka jakoś związana.  Jestem też nauczycielką tak samo jak rodzice, babcia, kiedyś brat. Uczę także historii. postanowiłam napisać teraz ze względu na reinkarnację. W mojej rodzinie mam trzy przypadki współczesne, które odpowiadają tym standardom. Po pierwsze moja ciocia, siostra mojej mamy ma pod obojczykiem blizne czerwona jak po sztylecie, ja mam kilka - czerwone dwie kocie łapki odbite zaraz powyżej linii pasa po lewej stronie i na głowie z tyłu, pod włosami, czerwone ślady jakby ściekającej krwi. Nie wiedziałam o tym aż w liceum postanowiłam ściąć włosy i podgolić je wysoko zgodnie z ówczesną modą.

Musiałam szybko zapuszczać z powrotem, bo wyglądało niezbyt ciekawie. Podobne miała moja babcia. Ale chyba nie to jest najważniejsze. Kiedy byłam małym dzieciakiem mieszkałam z dziadkami. Rodzice pracowali, brat jest starszy i tak było wszystkim wygodniej. Pamiętam to, pamiętam tę chwilę, gdy narysowałam obrazek, na którym trzymam małe dziecko na ręku. Ja jestem w długiej sukni, mam kok... pokazałam go mojemu dzidziusiowi, mówiąc że to on i ja. Był bardzo zdziwiony i spytał gdzie on jest a ja byłam kompletnie zdziwiona, ze nie widzi, bo przecież go trzymam na ręku. Była to anegdotka powtarzana przez lata, ale ja pamiętam to moje zdziwienie dlaczego on tego nie wie i dlaczego jest to dla nich śmieszne. Druga rzecz, to gdy byłam mała miałam straszne koszmary - albo wojna, albo kosmici. Makabra. W końcu wytworzyłam w sobie umiejętności panowania nad snem. w momencie, gdy zaczynało się dziać źle, narastać zagrożenie, wchodziłam w niego świadomością, jak reżyser i mówiłam stop, teraz trzeba tu pozmieniać, to przesunąć, tamto wyciąć itd. z wiekiem straciłam tę umiejętność, ale pamiętam, ze wiele mi dawała. Byłam też strasznie zafiksowana na punkcie szarego mydła, którym babcia myła mi włosy. Zawsze była awantura, a ja się nie umiałam przyznać, że się go boję i potwornie brzydzę, bo jest... z ludzi!

Potem miałam takie sytuacje, że już jako nastolatka szłam z koleżanką po ulicy Strażackiej w Częstochowie, gdzie chodziłam do liceum i miałam wrażenie, że coś zatyka mnie, nie mogę oddychać, że ziemia mnie parzy, że muszę uciekać, że czuję oddychającą z ziemi krew.  To teren getta z II wojny. Dziś prowadzę dzieciaki w Radomsku, w którym mieszkam na coroczną wycieczke na Kirkut, pisałam o nim pracę magisterską, jestem żywo zainteresowana tą tematyką... Nieraz mam wrażenie, ze wystarczy, ze otworzę jakąś furtkę w mózgu i z moich ust popłynie język, który znam ale go teraz nie pamiętam. Ze jestem kimś innym, niż jestem, albo raczej, ze jestem cały czas sobą ale przez jakieś continuum.

Nie byłam nigdy w obozie koncetracyjnym z żadną wycieczką. Wiem, ze nie zniosłabym tego. Gdy jako nastolatka jechałam kiedyś do Krakowa z paczką przyjaciół, byłam pewna, że w pewnym momencie odbijające w bok tory prowadzą do jakiejś zagłady, do śmierci, strachu. Starszy pan, który siedział w przedziale powiedział:
- dziecko, to droga, którą jeździły pociągi do Auschwitz. Zamilkliśmy wszyscy.  Mam tego w głowie tyle z całego życia, tych dziwności... przedziwne sny ze stworami, które wiem, że nienawidzą nas. Sa mniejsze od nas, humanoidalne z czerwonymi oczami. To była cała seria snów, gdy byłam w Pieninach jako dwudziestoletnia lub prawie już dziewczyna. w jednym z nich szłam przez las, który rósł na bagnach. czułam strach jakiejś istoty, pamiętam, że strasznie chciałam jej pomóc. W pewnym momencie zobaczyłam skuloną nagą postać siedzącą na ziemi. podeszłam do niej a ona spojrzała na mnie i miała te straszne oczy, w których nie było ŻADNYCH innych emocji oprócz nienawiści. Takiej czystej.

Potem śniła mi się kilka razy ale nie sama, tylko w mijanych ludziach nagle widziałam te oczy, jakby się zmieniali. Rrzy lata później w tym samym miejscu w górach miałam w nocy sen, który mam opisany w terminarzu z tamtego roku. Był w nim chłopiec na tle dziwnego nie naszego nieba, jacyś starcy, których widziałam tylko dłonie wyglądające z bardzo zdobnych, haftowanych rękawów. nakazywali oni chłopcu odejść, ale on wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie i powiedział, zapamiętaj, to bardzo, bardzo ważne. Gdy się obudziłam za oknem wisiała kula światła a w pokoju było tak jasno, ze mogłam czytać. Miałam też kiedyś sen, który po obudzeniu wydaje się realny aż do dziś. Zresztą też sobie go częściowo zapisałam. należę w nim  do rodziny - tata, babcia, ja (córka) i mój braciszek ok. 4-5 lat. Mieszkamy na jakiejś wielkiej farmie, plantacji... jest noc i nagle zaczyna się pogrom.

Wszystko płonie, wielki dom stoi w płomieniach. Tata przybiega i każe nam uciekać z malutkim zawiniątkiem w ręce. Biegniemy pod osłona nocy, dymu do łódki, która jest przy brzegu rzeki i udaje nam sie stamtąd wydostać. W zawiniątku jest księga. potem błąkamy się tu i tam aż w końcu trafiamy do jakiegoś kraju - Dania, Szwecja... (?). Pamiętam jak brat już jest wtedy starszy, ja jestem w sumie już młoda kobietą i mieszkamy na jakimś poddaszu. Wchodzi się tam wąskimi schodami i na końcu są w bok drzwi do naszego mieszkania. Wchodzi z nimi tata, siada zmęczony, bierze mnie za ręce i mówi, że chyba już nie musimy uciekać ale nigdy już nie możemy się przyznać kim jesteśmy. I pamiętam nazwisko, którego nigdy już nie możemy używać Beschewak. Minęło już spokojnie około 13/14 lat a ja pamiętam to wszystko. czy to normalny sen? Wiem też, ze mam kogoś, kto jest ze mną. Potrafię nieraz spieszyć się do pracy i wiedzieć, że nie muszę, bo autobus będzie opóźniony, że nie muszę czegoś zrobić albo wprost przeciwnie. To trochę tak, jakbym miała zaplanowaną drogę ale jej nie znała. Działam intuicyjnie, ale też kierowana przez te Osobę. A na koniec, bo pewnie i tak zamęczyłam, sny mojej córki.

Ma teraz 12 lat. Od zawsze bała się spać sama, ciemności, ludzi. Ma naprawdę odjechane sny. gdy w końcu spytałam ją kiedyś dlaczego się boi powiedziała, że kiedyś dwaj panowie zrobili jej coś bardzo złego i później utopili w wodzie. To znaczy wciągnęli ją tam. Dalej bardzo się bała i nie chciała mówić. Ten sen się powtarzał. Później doszły sny, w których drzwi wejściowe do domu mówią jej, żeby się nie bała, ze razem ze starą kotką, która mieszka z nami ochronią ją w domu od jakiegoś stwora, który nocą stoi pod oknem, albo drapie pazurami chcąc wejść po ścianie. Drzwi powiedziały jej, że nas ochronią bo mnie kochają. Głupio to brzmi, ale się powtarzało a ona doskonale pamięta. Oprócz tego mam jeszcze kilka zafiksowań, którymi raczej się nie chwalę, żeby ktoś nie pomyślał, że jest z nami coś nie tak, ale sądzę, ze z powietrza takie rzeczy się nie biorą. Pozdrawiam serdecznie

[dane do wiad. FN]



zwiń tekst



Sławik, święty 'chłopiec z Rosji', który rzekomo przewidział przyszłość Ziemi
Wt, 17 maj 2016 08:02 komentarze: brak czytany: 1694x

W internecie pojawia się sporo materiałów o nieżyjącym od wielu lat Sławiku, "świętym chłopcu z Rosji". Nasi czytelnicy także nam zwracają uwagę na tę postać:Witam Was,przesyłam adres strony do b. ciekawego i obszernego materiału, który być może Was zainteresuje. Nie wiem, czy słyszeliście o rosyjskim „świętym chłopcu”, Sławiku Kraszennikowie. Żył w latach 80-tych XX wieku zaledwie 11 lat, ale miał.......

czytaj dalej

W internecie pojawia się sporo materiałów o nieżyjącym od wielu lat Sławiku, "świętym chłopcu z Rosji". Nasi czytelnicy także nam zwracają uwagę na tę postać:

Witam Was,

przesyłam adres strony do b. ciekawego i obszernego materiału, który być może Was zainteresuje. Nie wiem, czy słyszeliście o rosyjskim „świętym chłopcu”, Sławiku Kraszennikowie. Żył w latach 80-tych XX wieku zaledwie 11 lat, ale miał wprost niesamowity kontakt z duchowym światem. Mówił niesamowite rzeczy o przyszłości Ziemi, UFO, katastrofach, III wojnie. Warto w tym materiale skupić się na faktach, odrzucając cerkiewną retorykę.

Pozdrawiam,

Małgosia

http://wolna-polska.pl/wiadomosci/cerkiew-prawoslawna-o-antychryscie-znaku-bestii-liczbie-666-czipizacji-44-2015-01

Oto krótkie fragmenty tego rzeczywiście obszernego materiału:

 


Imię SŁAWIK – jest zdrobnieniem od imienia WIACZESŁAW, końcówka Sław=Sławik. Matka używała jeszcze zdrobnień: Sława, Sławoczka. Urodził się 22 marca 1982 roku, zmarł w dniu swego Anioła – 17 marca 1993 roku, na 5 dni przed osiągnięciem 11-go roku życia. W wieku 5 i pół roku (w 1987 r.) zaczął prorokować, diagnozować i leczyć ludzi z różnych chorób, w tym psychicznych, udzielając też rad w sprawach rodzinnych i życiowych. Jego misja prorokowania i leczenia trwała również dokładnie 5 i pół roku, do samej śmierci. Uzdrowił tysiące ludzi. Uzdrawianie chorych i potrzebujących obecnie trwa nadal, przy jego grobie. Tysiące ludzi, przybywających z terenu Rosji i zagranicy, przez modlitwy uzyskuje pomoc, uzdrowienie, umocnienie w wierze, nawraca się…

Przed podaniem proroctw 10-letniego Sławika, szczególnie dotyczących czasów i pieczęci Antychrysta, chipów i czipizacji, a będących tematem przedstawianego cyklu, proponuję zapoznanie się wpierw z szeregiem faktów z jego życia, które pomogą nam wyrobić pogląd na temat jego misji i proroctw.

Narodziny

Niezwykłe wydarzenia, związane z małym prorokiem, zaczęły się przed jego narodzinami lub tuż po narodzeniu. Oto trzy wydarzenia, opowiedziane przez Matkę, Walentynę Kraszennikową, zamieszczone w pierwszej książce, napisanej przez nią pt. „Cuda i przepowiednie chłopczyka Sławika” (ros. – «Чудеса и предсказания отрока Славика»). Książkę tę wydano z błogosławieństwem przewielebnego Diomida (pol. – Diomedesa – od tł.), biskupa Anadyrskiego i Czukockiego.

* Niezwykłości zaczęły się na miesiąc przed jego narodzeniem. Pewnego razu obudziliśmy się rano z mężem od jakiejś dziwnej, głośnej muzyki, płynącej jakby z sufitu. Była bardzo melodyjna, delikatna, nieziemska. Powstał w nas strach: co to? Przecież tak nie może być! Ledwo doczekałam rana i pobiegłam do sąsiadki – stuletniej prawosławnej babci, mieszkającej w naszym wejściu. Wyjaśniła: „Dobry człowiek powinien się narodzić!”. Uspokoiłam się.

* Następne zdziwienie było w klinice położniczej. Wszystkim mamom przyniesiono dzieci do karmienia, a mi – nie przyniesiono. Bardzo się wystraszyłam, ponieważ trzy lata temu w tej samej klinice zmarło nasze dziecko. Naraz otwierają się drzwi (obie połowy) i do sali wchodzi z moim Sławikiem na rękach ni to lekarz, ni to siostra w śnieżnobiałym stroju, jakby ze sali operacyjnej, w wieku około 16-17 lat. Twarz miała zasłoniętą opaską z gazy, widoczne były tylko oczy – piękne, nie dające się opisać!. Podając mi syna, powiedziała: „Dziecko urodziło się całe w pieprzykach (ros. – „в родинках” – od tłum.) i wyszła. Głos był delikatny, dziewczęcy, ale pełen siły i władzy. Kiedy dzieci zabrano ze sali, zapytałam kobiety: „Czy widziałyście, kto przyniósł mi dziecko?” Ale okazało się, że żadnej siostry nikt nie widział, zapamiętano tylko dziecko na moich rękach. Siostry takiej nikt na porodówce nie znał. Możliwe, że zapomniałabym o tym wypadku, ale za każdym razem, jak kąpałam syna, od razu przypominałam ją: dlaczego mówiła ona o pieprzykach? Przecież ich wcale nie ma! Pomyślałam, że jest młoda i nie wszystko rozumie. Ale po trzech latach na całym ciele Sławika pojawiły się pieprzyki.

* Kiedy Sławik skończył trzy miesiące, poszliśmy z wizytą do neuropatologa. Kobieta – lekarz, która znalazła się w gabinecie zamiast naszego stałego neuropatologa, który na chwilę gdzieś wyszedł, obejrzała Sławika i powiedziała: „Dziecko urodziło się z delikatnym systemem nerwowym i psychicznym, nie wolno go szczepić”. I zrobiła w karcie taki wpis. Później, chcąc uzyskać od niej poradę, nie mogłam nigdzie jej znaleźć. Takiego „neuropatologa” nikt w szpitalu nie znał! Znikła bez śladu, jak „siostra na porodówce”. Dopóki Sławik rósł, wszyscy lekarze nie rozumieli wpisu w jego karcie, ale szczepień jednak mu nie robiono. Jedynie szczepienie od ospy zrobiono mu jeszcze na porodówce.

Początek życia (tutaj i dalej – z relacji Matki Sławika)

Kiedy przybyliśmy z porodówki do domu, przyszła sąsiadka. Oglądając niemowlę, powiedziała, że ma takie odczucie, jakby widział ją na wskroś i że trochę boi się jego przenikliwego wzroku. Później sama też miałam takie odczucie. … Minął pewien czas, nim zrozumiałam, że Sławik łatwo czyta moje myśli. Gdy miałam jakiś kłopot, on jakby od niechcenia dawał mi odpowiedź. Myślałam długo, że to przypadek. Gdy miał nieco ponad 5 lat, przenieśliśmy się z mężem (wojskowym, oficerem) do jego nowego miejsca służby – na Ural. Nie było gdzie mieszkać i ja z dziećmi pojechałam do mojej matki w województwie Kiemierowskim, a mąż został w namiocie, w lesie, przy rekrutacji poborowych, ponieważ w hotelu nie było miejsc. Bardzo się denerwowałam z tego powodu. Sławik, widząc mój stan, podszedł i po raz pierwszy otwarcie powiedział, że niedługo nam dadzą 3- pokojowe mieszkanie. Że zostało mu to „powiedziane”. Byłam zaszokowana nie tym, że w końcu dadzą nam mieszkanie, a tym, że to ktoś mu powiedział. „Sławoczka, dawno z tobą rozmawiają? – pytam. – „Zawsze, jak tylko pamiętam. I głos jest jeden i ten sam. Kobiecy, żywy. A wasze głosy obok niego są jakby martwe. I znam przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”…

Matka Walentina Kraszennikowa i Sławik

W wieku 7 lat Sławik poszedł do szkoły. I od razu zaczął opowiadać wszystkim dzieciom o Bogu. Jego pierwsza nauczycielka mieszkała w naszym wejściu. Pewnego razu, na lekcji, cichutko powiedział jej, że widzi w jej brzuchu maleńką dziewczynkę. Nie uwierzyła, ale lekarze potwierdzili ciążę. W szkole poszły o nim wieści. Ciekawscy zaczęli go wypytywać o wszystko, po kolei, a on im odpowiadał. Potem rozmowy o nim poszły po całym naszym woskowym miasteczku i byłam zmuszona zwrócić się do cerkwi w mieście Miass do kapłana Ojca Władimira Ziemlanowa. Porozmawiał on o czymś ze Sławikiem przy ikonie Matki Bożej. Mi nie pozwolono słuchać, o czym mówili. I Ojciec Władimir, jak ta stuletnia staruszka powiedział, że mój syn – to dobry człowiek. W tym czasie męża przenieśli na nowe miejsce służby – do Szadryńska, a starszego syna wzięli do wojska. Ale Sławik powiedział, że do Szadryńska nie pojedziemy, a ojciec wróci z powrotem do Czebarkula. Tak tez się wkrótce stało.

Kiedy zostałam sama z synem, powiedział mi, że widzi wszystkie narządy wewnętrzne ludzi, widzi ich wszystkie choroby od samego początku i że wielu dzieciom w szkole już pomógł. Wie, o czym myślą wszyscy ludzie, zna myśli naszego prezydenta i prezydenta amerykańskiego, wie, gdzie stoją rakiety jądrowe i w ogóle, tajemnic na ziemi dla niego nie ma.

Gdy Sławik chodził do szkoły, to zdecydowanie odmówił strzyżenia włosów, powiedział: „Niech będą takie jak u Jezusa Chrystusa”. Z tego powodu wyśmiewali się z niego złe dzieci, nauczyciele wywierali na mnie naciski, ale odpowiedziałam, że nie mam wpływu na jego decyzję. Prymusem Sławik nie był, ale uczył się dobrze. Wszystko, o czym nauczyciele mówili, on nazywał nieprawdą, ponieważ znał Rzeczywistą Prawdę od Boga, a kiedy odrobił lekcje i dostawał „piątkę”, to mówił: „Dla ciebie, mamusiu, ją przyniosłem, aby było ci przyjemnie”.

Notatki, które zaczął robić, gdy żył, w czasie pogrzebu znikły, w wraz z nimi nie wiadomo dlaczego mój szal i świeca ślubna. Nie wyglądało to na zwykłą kradzież, ponieważ w domu było co ukraść.

Gdy były zaginięcia broni, dokumentów, rzeczy, ludzi, zwierząt lub czegoś innego, to proszono Sławika o pomoc i on pomagał. Pewnego razu był następujący przypadek. Przyszli do niego mąż i żona. Powiedzieli, że skradziono im samochód. Proszą o pomoc. Nie wiadomo dlaczego, Sławik zaczął rozmawiać z kobietą. Mężczyzna stał na boku. Sławik powiedział, że samochód stoi prawie tuż obok: za przejazdem jest dom, tam jest stodoła i w tej stodole stoi wasz samochód. Na pytanie: „Kto go tam postawił? – Sławik odpowiedział: „Pani mąż postawił”. Kiedy ta kobieta przyszła podziękować Sławikowi, to zapytałam ją: „Dlaczego Pani mąż tak postąpił?” Okazało się, że oni rozwodzą się i w ten sposób mąż postanowił zostawić samochód sobie.

Temu dziwnemu chłopczykowi była odkryta nie tylko data jego śmierci, ale i wiele innych spraw, jeśli nie wszystko w tym grzesznym świecie, począwszy od zjawisk ogólnoświatowych: przyszłych katastrof oraz innych najważniejszych wydarzeń, losy miast, kontynentów, krajów, narodów, itp. aż do czysto osobistych problemów każdego człowieka, który zwrócił się o pomoc do niego. Otwierane było o nim wszystko: jego przeszłość, teraźniejszość, a nawet przyszłość, łącznie z jawnymi i ukrytymi chorobami, przyszłymi tragediami i chorobami, oraz jak ich można uniknąć lub wyleczyć. Niekiedy, chociaż bardzo rzadko, nagle stawał się on poważny, jak dorosły, mówiąc: „Tego mi nie wolno powiedzieć” . Za życia miał dwukrotne spotkanie z Archimandrytą Naumem, znanym Starcem, z Ławry św. Siergija i Trójcy Świętej.

Matka Sławika, Walentyna Afanasjewna początkowo bardzo się bała i przeżywała: czy ten dar syna być może jest od diabła i czy nie jest on bioenergoterapeutą? Żeby to sprawdzić, przeszła kilka specjalistycznych komisji, konsultacji, spotkań, w tym z lekarzami i kapłanami, po czym uspokoiła się, ponieważ wszyscy oni odrzucili to, chociaż jego zdolności nikt nie potrafił wyjaśnić…

Sławik mógł komunikować się z roślinami, zwierzętami i ptakami; znał ich język, znał też język, muzykę i tańce Górnego Niebiańskiego Świata. Czasem próbując coś z tego odtworzyć, ze smutkiem mówił, że w ziemskim ciele powtórzenie tego jest niemożliwe. Kiedyś rozmawiał w nieznanym języku z kimś niewidzialnym i gdy Matka zapytała go, w jakim języku rozmawia – odpowiedział jej, że w języku, którym posługiwał się Pan Jezus.

Z opowiadania Matki Sławika: „Sławik kochał wszystko i wszystkich. Przyjmował i okazywał pomoc i muzułmanom i katolikom, w ogóle wszystkim, kto przychodził. Zwierzętom i ptakom też pomagał. Bez przyczyny nie zerwał ani kwiatka, ani listka. Starał się nie chodzić po trawie, aby jej nie gnieść. Pewnego razu moja znajoma przyniosła piękną gladiolę. Sławik podbiegł, popatrzył i szybko odbiegł od kwiatka. Potem zapytałam go, dlaczego tak postąpił? Odpowiedział, że kwiatek mu się poskarżył, że jeszcze by pożył, gdyby go nie ścięto.

Albo taki zabawny przypadek. Była piękna pogoda i wyszliśmy ze Sławikiem na spacer. Na ulicy było wielu ludzi. W piekarni kupiliśmy bułeczek, a gdy wyszliśmy, to nagle nie wiadomo skąd przyleciały gołębie, usiadły i otoczyły go zwartym kołem tak, że nie mógł zrobić kroku. Ludzie zatrzymywali się ze zdziwienia i uśmiechali, patrząc na to „honorowe koło”. Sławik stał zakłopotany. Więc wtedy ja poprosiłam gołębie, aby zostawiły go w spokoju. Rozstąpiły się, ale jeszcze jakiś czas mu towarzyszyły, tuptając za nim. Chociaż bułeczki były u mnie, gołębie nie zwracały na nie uwagi.

Podczas życia Sławika drobne ptaszki nieustannie zaglądały do niego przez okno. A kiedy kilka dni leżał w szpitalu w Czebarkulu, to przy jego oknach była prawdziwa bitwa między wronami i drobnymi ptaszkami. Ludzie ze zdziwienia wychylali się z okien swoich sal, ponieważ był wielki hałas. A kiedy przywieziono go po raz pierwszy do szpitala, to w ślad za nim do bloku szpitalnego wleciała jedna z sikorek. Przyleciała na piętro i nie wiedziała, jak się wydostać. W tym czasie Sławik wszedł do gabinetu lekarza. Póki tam był, sanitariusze starali się otworzyć okno, aby ją wypuścić, ale ona tak mocno uderzyła się w szybę, że upadła na parapet. Wszyscy z żalem pomyśleli, że umarła. Ale wszedł Sławik, podszedł do parapetu okna, wziął ją w ręce, trochę potrzymał i wypuścił na wolność. Mego męża to tak uderzyło, że wypadku tego nie może w żaden sposób zapomnieć i zawsze, gdy o tym wspomina, to bardzo się rozczula.

Za życia Sławika obok naszego domu rosła dwupienna brzoza i zawsze śpiewał na niej słowik. Gdy Sławik odszedł do Pana, jedna połowa brzozy uschła (do tej pory stoi w takiej postaci), a słowik od razu odleciał i więcej już ani razu nie przyleciał.

Swoim otwartym duchowym wzrokiem wyraźnie widział demony, ich świat, mógł duszą spuścić się do piekła, aby dowiedzieć się o losie każdego człowieka. Sławoczka mówił, że jeśliby dowolny człowiek zobaczył demony w ich naturalnej postaci, to jego serce nie wytrzymałoby i pękło z przerażenia, na tyle oni są straszni. Dlatego Bóg zamknął ludziom cielesny wzrok na świat duchów. Mówił również o nich, że są nieznośnie smrodliwi, rzucają straszne przekleństwa i obrzydliwe wyrazy, w tym i na niego, wiedząc, że on ich widzi i słyszy. Jakie tylko wyznania i sekty nie spróbowały przeciągnąć go do siebie, widząc, jak ludzie, po jego powrocie ze szkoły, aż do nocy nieustannie walą do niego po pomoc. I to we wszystkich sprawach, począwszy od chorób nieuleczalnych, poważnych problemów rodzinnych, odnalezienia osób zaginionych, skradzionych samochodów, aż do małych rzeczy. A on bez narzekania wszystkim pomagał. Nie potrzebne mu były żadne zdjęcia osób, w sprawie których prosili odwiedzający, ani nic innego. Wszystko było mu otwierane natychmiast, i on, oczywiście, mówił to im od razu. Przed spotkaniem z nim, wiele osób uważało to za brednie lub bajki. Ale tylko do pierwszego z nim spotkania. Miał niezwykle przenikliwe spojrzenie, ludzie czuli się, jakby ich prześwietlał rentgenem. W chwilę później mówił o wszystkich dolegliwościach ciała i duszy osoby, potrzebującej pomocy. Wielu ludzi po spotkaniu z nim ochrzciło się, przyszło do Wiary, do Boga.

Kiedy zaczął służyć, „powiedziano” mu z Góry (z Nieba), aby w jego dłoni nie było ani jednego rubla, zabronione mu było branie czegokolwiek za swoje „usługi”, a tym bardziej pieniądze. On bał się bardzo tego. Jednak kiedyś ktoś niepostrzeżenie włożył pieniądze do jego kurtki. Sławik od tego się rozchorował i nie spoczął, dopóki nie zwrócił pieniądze właścicielowi. Za swoje usługi Sławik również nie brał żadnych prezentów. Gdy ktoś potajemnie i niepostrzeżenie kładł mu pieniądze do kieszeni, to on natychmiast to czuł i zwracał, ponieważ zaczynał chorować, odczuwać ból, szczególnie głowy. (Ten zakaz również działał i na jego Matkę). Jakże wiele pożytecznych przepisów dotyczących leczenia różnych chorób, w tym nowotworowych, a także proroctw o globalnych katastrofach, losach krajów, miast, narodów i sławnych osób zostawił on ludziom. Wiele z nich zostało przedstawionych w tej książce. Niektóre z nich zostały już spełnione, ale główne, najbardziej straszne i tragiczne wydarzenia, czekają nas wszystkich w przyszłości.

Sławoczka leczył zwracających się do niego o pomoc, modląc się do Boga, prosząc za nich, zalecając wszystkim jak najczęstsze przyjmowanie Komunii św. i Sakramentu Chorych (Ostatniego Namaszczenia; ros. – „cоборования” – od tłum.). Najczęściej lekarstwami u niego były woda święcona, święcony olej i różne zioła. Wiele receptur jest unikatowych i są podane w książce o nim. Komunię św. brał co tydzień.

Dzięki synowi również i jego Mama, która na początku czytała mu regułę modlitewną przed Komunią św., ponieważ on jeszcze po dziecięcemu czytał powoli, zaczęła także z nim często korzystać ze Świętych Darów (Najświętszego Sakramentu).

Nawet po śmierci trwa pomoc chłopczyka Sławika ludziom, którzy szczerze zwracają się do niego, a szczególnie po wizycie na jego grobie i zabraniu z niego kamyczków i ziemi. Rzadko nie ma tam ludzi. Najczęściej przyjeżdżają oni wpierw do jego Mamy, Walentiny Afanasjewnej, a następnie już z nią razem jadą na cmentarz, gdzie modlą się, czytają ułożony dla niego akatyst i proszą o pomoc, a przyjezdni kapłani odprawiają nabożeństwa i msze żałobne. W chwili obecnej pisana jest nawet książka z licznymi świadectwami pomocy ludziom po jego śmierci. To, co zrobił za swoje tak krótkie ziemskie życie ten dziwny chłopczyk, wymyka się z pod praw prostej logiki. Jego wkład w dzieło zbawienia ludzi i ciała, a zwłaszcza ich dusz, jest ogromny. Wielu z tych, którzy prosili go o pomoc, on nawet objawiał się we śnie, a niektórym i w rzeczywistości, na jawie.







zwiń tekst



UFO nad Majdanem wyłącza wiatrak - kolejny ciekawy wątek tej sprawy
Wt, 17 maj 2016 04:46 komentarze: brak czytany: 1204x

Nasza ostatnia publikacja o "UFO zatrzymującym wiatrak na polu w miejscowości Majdan" sprawiła, że jeden z czytelników serwisu przypomniał sobie ciekawą sprawę sprzed wielu lat, która jest związana z tą miejscowością. Chodzi o... krąg zbożowy. Oto ten e-mail:From: Paweł [dane do wiad. FN]Sent: Monday, May 16, 2016 2:12 PMTo: nautilus@nautilus.org.plSubject: kiedyś znaki w zbożu nieopodal MajdanuMoże.......

czytaj dalej

Nasza ostatnia publikacja o "UFO zatrzymującym wiatrak na polu w miejscowości Majdan" sprawiła, że jeden z czytelników serwisu przypomniał sobie ciekawą sprawę sprzed wielu lat, która jest związana z tą miejscowością. Chodzi o... krąg zbożowy. Oto ten e-mail:

From: Paweł [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, May 16, 2016 2:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: kiedyś znaki w zbożu nieopodal Majdanu


Może to was zainteresuje,
 
 http://roztocze.net/newsroom.php/17520.html

pamiętam jak w jakoś koło 2000 roku była histeria w okolicy związana z tym piktogramem.
Typin, jakieś 10 minut drogi od Majdanu Górnego

 

Oto tekst na temat tego piktogramu.

Kręgi zbożowe w Typinie     

W podtomaszowskim Typinie nikt nie wierzy, że odciśnięte w zbożu olbrzymie „pieczęcie” to robota żartownisiów. Od kilku dni na pole Nowaków ściągają pielgrzymki. Wszystko za sprawą tajemniczych kręgów. Niektórzy szemrzą, że to UFO wylądowało. Inni gadają, że to meteoryt. Są też tacy, którzy milczą i tylko dłonie składają. Jakby do modlitwy...

- Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. A do osiemdziesiątki niewiele mi brakuje. Jak stanęłam na polu pszenicy i zobaczyłam te kółka, to aż ciarki po plecach mi przeszły – opowiada babcia Emilia, seniorka rodu Nowaków.
Jest środa, 4 sierpnia, a Nowakowie już drugi dzień przyjmują wycieczki. Olbrzymich rozmiarów wstęgi wyłożonego zboża przychodzą oglądać dzieciaki i sędziwi gospodarze. Nie tylko z Typina. Ściągają pielgrzymki z Gródka, Podhorzec, Łaszczowa... Jedni pytają rolnika o zgodę, drudzy omijają należące do niego zabudowania i „walą” prosto na pole. Pieszo, rowerami...
- Zajechała do nas na podwórko łada, a z dziesięć osób tam siedziało. Wszyscy chcieli te place obejrzeć – z dumą podkreśla syn Nowaków.

Jak cyrklem nakreślone

Równy kawałek pszenicy o dorodnych kłosach. Blisko 2 ha. Obok poletko zboża należące do innego gospodarza, dalej plantacja buraków cukrowych. Gdzie nie spojrzeć, połacie ziemi uprawnej. Do najbliższych chałup ok. 1 km.
- Te ścieżki zostały po ciągniku. Mąż opryski robił – tłumaczy Jadwiga Nowak, gdy zmierzamy na sam środek plantacji. Po przejściu ponad stu metrów palcem wskazuje dziwne ślady pozostawione na polu.
– A z 10 arów tak poszatkowane. Cztery koła i cztery półksiężyce. Mąż na oko mierzył. Mówił, że te kręgi to ze 40 metrów szerokości mają. Jeden to nawet o pole sąsiada zahaczył – pokazuje na olbrzymich rozmiarów place wyłożonego zboża.
Gdy pytam Nowakową, co o tym myśli, nieznacznie wzrusza ramionami.
- We wsi mówią że to UFO, ale ja niczego nie widziałam. O takich cudach to jedynie w radiu słyszałam. Kiedyś podobne koła w telewizji pokazywali – mówi. – Na początku pomyślałam - pewnie żart ktoś sobie zrobił. Albo że to na złość. A tak... z zazdrości, bo pszenica całkiem niezła w tym roku urosła. Wie pani, dziś są różni ludzie. Jak dokładnie to miejsce obejrzałam, zmieniłam zdanie. Te kółka to jak cyrklem nakreślone. Każdy z tych pasów równiusieńki. Zaczyna się i kończy, jakby linijkę przyłożył. Ani śladów maszyn, ani działań zwierzyny, bo kłosy nie zjedzone. Gdyby komuś zależało na reklamie, to poszedłby bliżej domów, a nie w szczerym polu takie cyrki urządzał.

Bogusław Nowak był pierwszym, który dostrzegł tajemnicze kręgi w zbożu.
- Było popołudnie. Właśnie skończyłem pleć buraki. Wracałem do domu. Żeby było szybciej, wybrałem ścieżki po traktorze, zrobione w pszenicy. Gdy zobaczyłem te place pomyślałem, co za wariat po moim polu samochodem jeździł – opowiada mężczyzna. - Dopiero później, gdy dokładnie je obejrzałem stwierdziłem, że niemożliwe, by pojazd to zrobił. Te kłosy to jakby grzebieniem ktoś uczesał. Grudy ziemi nietknięte. A jaka precyzja...
- Jeżeli był to statek kosmiczny to trzeba przyznać, że niezły kolos. Jeżeli jest to dzieło kosmitów to tylko pogratulować technologii. Nie dość, że Typin jest tak małą wioską, to jeszcze moje gospodarstwo sobie obrali – uśmiecha się rolnik.


Typin pod kontrolą

Wiadomość o pojawieniu się tajemniczych kręgów lotem błyskawicy obiegła wieś. Jedni zaczęli sobie przypominać, że kilka dni wcześniej sklepowy Grot widział oddalający się na wschód słup ognia. Ktoś inny słyszał dziwne odgłosy.
Zaczęto analizować, czy w ostatnich dniach była burza, porywiste wiatry... Odciśnięte w pszenicy „pieczęcie” dla miejscowych stały się tematem nr 1.
- Mam pole obok Nowaków. Nawet byłem, gdy sąsiad to zobaczył. Krzyknął. Chodź, popatrz, tu chyba coś wylądowało – relacjonuje Stanisław Czapla. – Spostrzegłem pasma jakby wałem wyłożonego zboża.
- Mówią, że Ameryka satelity zwiadowcze na wschód wysyła. Może w ten sposób nas kontroluje. Aż strach pomyśleć. A może to był jakiś meteoryt – dodaje po chwili.
Zdaniem sklepowego, jest duże prawdopodobieństwo, że kręgi na polu Nowaków to dzieło meteorytu. On sam przekonuje, iż nie tak dawno był świadkiem zagadkowego zjawiska...
- Wyszedłem przed sklep i zobaczyłem na niebie dziwną jasność. To była chwila, jakby słup ognia na ziemię spadał, jakaś świetlna rakietka. A przecież nie było nocy ani chmur – opowiada mężczyzna.
Sołtys Typina, Bogdan Barczak o tajemniczych kręgach w pszenicy wie, choć jak przyznaje, nie zdążył ich jeszcze zobaczyć.
- Dopiero z pracy wróciłem. Do tego samochód mi się zepsuł – usprawiedliwia się sołtys. – Nie wiem skąd to mogło się wziąć. Satelita? Możliwe, że rząd coś testuje. Albo może kosmici...

Żona sołtysa przywołuje w pamięci księgę proroctw Michaldy, w której napisamno o dziwnych, tajemniczych znakach pojawiających się na ziemi i niebie.
O kręgi pytam też siedzącego na ławeczce przed miejscowym sklepem staruszka. Wydaje się być zaskoczony tą informacją.
- O niczym takim nie słyszałem - odejmuje fajkę od ust.
- A jak to wygląda – pyta z zaciekawieniem, by za moment dodać. – Nasza wieś do spokojnych należy. Od dziwach się tu nie mówi. Raz tylko, jak pamiętam, poruszył mnie obrazek. To było coś niezwykłego. Od tamtej pory to już ze dwadzieścia lat minęło. Na polu pod lasem w dojrzałym łanie zboża zobaczyłem pasma zielonych kłosów. Te kłosy rosły na kształt krzyża.

UFO na przemiał

- Przez te kosmiczne kółka to tylko ludzie się zlatują i pszenicę mi tłuką. Jak tylko będzie pogoda zacznę kosić. Nie ma na co czekać. Zmarnuje się – odzywa się gospodarskie sumienie Nowaka. – I tak już sporo ziarna na marne poszło. A przecież nie ubezpieczone. I tak nie wiadomo, czy za takie cuda by nam zapłacili...
Nowakową dręczą innej natury problemy.
- Chodzimy po tym polu z dziećmi, a jak ono jest napromieniowane – dywaguje. – Może o takich przypadkach należy wójta powiadomić. Ale jak postawią tabliczkę z napisem: „Nie kosić”, wtedy całe zboże przepadnie.
Na kartce wyrwanej z zeszytu syn Nowaków nakreślił rysunek. Cztery koła i cztery półksiężyce... Zostanie na pamiątkę.

Typin... z kart przeszłości

Typin posiada bardzo starą metrykę. Pierwsza wzmianka mówiąca o tej miejscowości pochodzi z 1409 roku. Wieś była wówczas własnością rodziny Szwabów, drobnej szlachty mazowieckiej, która na początku XV wieku przybyła na tereny dzisiejszej Zamojszczyzny. Osiedlili się tu skuszeni rozdawnictwem ziemi w okresie polonizacji tych terenów. Terenów, które od końca XIV wieku były w lennym posiadaniu książąt mazowieckich.
Szwabowie okazali się dobrymi zarządcami wsi. Wybudowali cerkiew, dwa młyny, karczmę. Byli współfundatorami kościoła w pobliskim Gródku.
Pierwszy dwór prawdopodobnie o charakterze obronnym powstał we wsi w XV wieku. Jeszcze w latach 60. XX wieku były widoczne fortyfikacje – fosa i wały ziemne wraz z czterema narożnymi bastejami. Obiekt ten, z uwagi na dużą wartość historyczną w 1967 roku został wpisany do rejestru zabytków.
Od XVII wieku właścicielami Typina była rodzina Łaszczów, od 1754 roku Franciszek Cyryna, później Paweł Gembarzewski i inni.

Dziś Typin jest jedną z mniejszych wiosek w gminie Łaszczów. Jest zarazem trzecią po Lublinie i Sułowie miejscowością, w której, w ostatnich latach można było zobaczyć tajemnicze kręgi w zbożu.

 

zobacz także:

http://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,335.html



zwiń tekst



Dziwne okoliczności realizacji filmu "Omen"
Wt, 17 maj 2016 04:14 komentarze: brak czytany: 796x

Znamy dobrze ten film, a także dziwne wydarzenia, które towarzyszyły jego realizacji. Być może jednak nie wszyscy o tym wiedzą, więc wiadomość trafia do naszego XXI PIĘTRA.  Droga Fundacjo,Wczoraj zdecydowałem się obejrzeć po długiej przerwie film "Omen" z 1976 roku z Gregorym Peckiem w roli głównej. Fabuła związana z Szatanem jest Wam zapewne znana, ale chciałem Was zainteresować pewnym fragmentem.......

czytaj dalej

Znamy dobrze ten film, a także dziwne wydarzenia, które towarzyszyły jego realizacji. Być może jednak nie wszyscy o tym wiedzą, więc wiadomość trafia do naszego XXI PIĘTRA. 

Droga Fundacjo,

Wczoraj zdecydowałem się obejrzeć po długiej przerwie film "Omen" z 1976 roku z Gregorym Peckiem w roli głównej. Fabuła związana z Szatanem jest Wam zapewne znana, ale chciałem Was zainteresować pewnym fragmentem, jaki na temat tego filmu znalazłem zwyczajnie na Wikipedii. Trzeba przyznać, że jest ciekawy.

Tekst:

"Podczas kręcenia filmu ekipę prześladowały „klątwy”, przypisywane mocom nadprzyrodzonym, uniemożliwiającym ukończenie filmu: scenarzysta David Seltzer został uderzony przez piorun, hotel, w którym zatrzymał się reżyser Richard Donners został zbombardowany przez IRA, a Gregory Peck odwołał lot do Izraela, który zakończył się katastrofą samolotu i śmiercią wszystkich osób na pokładzie. Podczas kręcenia sceny w zoo dwa lwy zabiły strażnika, a pierwszego dnia zdjęć jeden z członków ekipy miał wypadek, w którym całkowicie zniszczony został jego samochód."

Pozdrawiam,
Patryk [dane do wiad. FN]



zwiń tekst



STRONA
1 2 3 4 12
Nowsze Nowsze
Strona 1 / 12

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.