Dziś jest:
Poniedziałek, 9 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[…] Witam. Postanowilem napisac do panstwa i podzielic sie po prostu tym co spotyka mnie lub spotykam sie ja w moim zyciu. W mlodym wieku odbywalem zasadnicza sluzbe wojskowa w 1995 roku. Pomijajac szczegoly tego, moja jednostka "koncowa"po szkolce byla w Braniewie. Tzw.cyrk. Bardzo czesto mielismy poligony strzelania itd.
Jedno z takich cwiczen odbywalismy na Pierzchalak. Jako ze bylem dzialonowym czolgu i mielismy nocne strzelanie z "broni czolgowej" zaraz po wystrzelaniu amunicji otworzylismy klapy na wierzyczce i razem z moim mechanikiem czyli kierowca usiedlismy na zewnatrz. Bylo cieplo i zrobilo sie bardzo cicho az moge powiedziec ze mimo tego wszystkiego przyjemnie.
Nagle na koncu lufy czolgu lub na tej dlugosci pojawilo sie cos czego nie mozna nazwac obiektem ale wiadome bylo ze jest swiadome, sterowane. Coś, co było świadomie poruszające się!
Zlecialo przed nas jakby po wykresach, po ktorych mialo sie poruszac. Bylo nieruchome okolo 20 sec. po czym oddalilo sie, odlecialo wg tego samego wykresu tylko unosząc się w druga strone. Jak sie okazalo widzielismy to my dwaj.
Gdy odlecialo spojrzelismy sie na siebie i w jednym momencie sie spytalismy nawzajem:
- widziales to???
Uzgodnilismy, ze nie bedziemy tego opowiadać dalej. Mijaly lata. Spotkalismy sie z tym kolega przypadkowo. Obydwaj sie ucieszylismy na takie spotkanie kumpla z wojska. Na koniec rozmowy spytalem sie go po prostu:
- pamiętasz to coś?
Odparl:
- oczywiście, ze tak.
Od tamtej pory swiadomiej patrzylem na niebo. Obecnie mieszkam w UK. Tutaj oczywiscie spotkalem cos co nie jest pospolite do obserwacji. Jestem osoba wierzaca ale zdecydowanie roznie sie od pospolitego mochera. Wierze w stworzyciela i syna jego Jezusa i rowniez w reinkarnacje bo uwazam ze to jest sprawiedliwe dla nas...Modle sie do nieba i podczas mojej modlitwy.. Co dziwne,wiedzialem ze musze spojrzec w lewa strone i ze mam tam to zobaczyc. Mieszkam w Londynie i swiatla samolotow sa geste jak gwiazdy. Mimo to to swiatlo sie wyroznialo. Bylo wieksze mocniejsze. Śledzilem je, zatrzymalo sie i wypuscilo mniejsze swiatlo ktore jakby wypluło to mniejsze swiatlo. Potem wyhamowało po chwili do zera by nagle jednoczesnie z wiekszym braciszkiem ruszyc dokladnie ta samo predkoscia i trajektornia.
Kilka lat pozniej oczywiscie przez okno rowniez w Londynie mialem okazje zobaczyc jasno-ognista kule ktora jakby odbijala sie od ziemi. Gdy byla w powietrzu zatrzymywala sie jakby szukala miejsca gdzie ma wyladowac lub sie odbic. Nie chce tu zbytnio wdawac sie w swoje prywatne zycie itd ale mam sny ktore przypominaja mi moje terazniejsze zycie. Jednak to sa chwile z bardzo mlodych lat i po takim snie budze sie i przypominam sobie ze TAK to bylo teraz pamietam. Jednym z nich bylo to ze widzialem taki obiekt w ksztalcie rakiety na niebie, oczywiscie w nocy. Gwiazdy swiecily bardzo jasno podobnie jak ksiezyc a TO bylo bardzo blisko mojego wzroku.
To z grubsza o tym. Nie jestem wariatem chociaz..kto wie:-)
Postanowilem do Was napisac bo Was szanuje i podziwiam. Szanuje za to co robicie a podziwiem bo walczycie - w pelnym tego slowa znaczeniu. Pozdrawiam i trzymajcie sie Panowie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Pozdrawiam Fundacje Nautilius. Chcialbym wam w skrocie opisac dwa przypadki ktore mialy miejsce w ostatnich dniach.
1. Dwa tygodnie temu pojechałem do domu pogrzebowego aby pozegnac sie z ojcem mojego znajomego . Bedac tam uslyszalem glos czlowieka ktorego cialo spoczywalo blisko nas . Prosil on aby przekazac dla syna wiadomosc . Bylo to jedno zdanie.-"Powiedz mojemu synowi ze jestem teraz szczesliwy".
W myslach wachalem sie i pomyslalem ze chyba za bardzo nie wypada tego mowic w obecnosci kilkudziesieciu gosci. Jednak uslyszalem ponownie glos "Nie , powiedz mojemu synowi ze jestem teraz szczesliwy" . To spowodowalo ze nie baczac na gosci podszedlem do jego syna i przekazalem ta wiadomosc. On rozplakal sie ,ale po chwili mi podziekowal. Nastepnego dnia zadzwonil do mnie i poprosil o spotkanie. Zastanawialo mnie dlaczego wiadomosc byla tylko dla niego a nie dla calej rodziny.W czasie rozmowy z nim dowiedzialem sie ze rodzenstwo bylo ze soba sklocone i chodzilo generalnie o podzial majatku. Moj znajomy byl najmlodszym z czworga rodzenstwa ale najbardziej opiekowal sie swoim ojcem a ten z kolei polecil jemu podzial majatku.
2. Tydzien temu otrzymalem w pracy list internetowy powiadamiajacy mnie ze na nastepny dzien odbedzie sie msza pozegnalna za ojca mojej glownej szefowej. Mialo to miejsce okolo 140 km od mojego miejsca zamieszkania. Wieczorem zastanawialem sie czy wypada tam pojechac bo moja szefowa znalem tylko tzw. oficjalnie. Cos jednak przemawialo we mnie aby pojechac. Nastepnego ranka wyruszylem w podroz. W trakcie drogi zobaczylem postac zolnierza w mundurze oficerskim.
W czasie mszy rodzina zmarlego miala kilkanascie minut na wspomnienia o nim. Przed oltarzem byl stol z urna i zdjeciami a jedno z nich przedstawialo wlasnie ta osobe ktora wczesniej przez moment ukazala mi sie. Po przemowieniach osoba ktora opuscila swoje cialo poprosila abym przekazal wiadomosc dla rodziny-"Kocham was wszystkich"-. Zrobilem to juz po mszy i nastepnego dnia otrzymalem list z podziekowaniem.
Doszlo do mnie nastepnego dnia ze decyzje o pojechaniu tam podjalem glownie z powodu ducha ktory mnie o to poprosil.
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN]
Historia opublikowana w naszym XXI PIĘTRZE - jej autorem jest dobrze nam znany (od lat) czytelnik serwisu, który ma dar widzenia i słyszenia duchów.
czytaj dalej
A co powiecie na moją relację? Małżonka odeszła w chorobie w wieku 33 lat(2011). Po pogrzebie ok kilka tygodni daje mi znać o sobie: najpierw zrzuca z półki w pokoju syna jego święty obrazek - pamiątkę z komunii, a na drugi dzień zrzuca z półki w pokoju córki lalkę barbie, którą dostała od córki w trakcie pobytu w szpitalu.
Grób małżonki zgodnie z jej wolą jest w jej rodzinnych stronach ok 500km od naszego miejsca zamieszkania, wiec jedna z półek meblościanki pokoju gościnnego jest jej poświęcona i na niej palę świeczki w jej intencji. Oczywiście palenie świeczek chyba nie pomogło, bo zaczęły się widzenia. Złość i gniew podczas widzeń jej nie opuszczał (nie będę tu opisywał jej decyzji życiowych). A palenie świeczek w jej intencji tego nie zmieniało.
Po jakimś czasie widzenia ustały a mnie ogarnęła ciekawość czy jeszcze jest w odosobnieniu czy już inkarnowała się do nowego życia. Co zrobiłem? Nalałem miskę ciepłej wody, rozpuściłem bryłkę soli, włożyłem stopy do miski, puściłem w pętli piosenkę Celine Dion, która mi ją obrazowała. Złożyłem dłonie jak do modlitwy i zacząłem mantrę OM do momentu gdy rozgrzewa się obręcz na głowie tzw. czakra korony.
Co widzę: Dorka siedzi skulona w kłębek jakby jej było zimno, a po zbliżeniu twarzy widzę jakby ciemny rozmazany od płaczu makijaż na oczach, a w oczach przerażenie tak ogromne, że brak mi słów do opisania tego. Wokół niej były cienie zagęszczone jakby negatywnością. Co robię: W jednej sekundzie mam wrażenie, że to "piekło" więc tworzę bańkę która rozszerza się od serca poza mnie i Dorotkę spychając cienie na zewnątrz w tym momencie rzuca mi się ona na szyję, a ja wracam do siebie razem z nią. Jeszcze przez parę chwil czuję ją na szyi.
Za jakiś czas (nie pamiętam ile) przez otwarty balkon wlatuje kolorowy motyl (motyl jest moim bliźniaczym płomieniem ja zaś jestem niedźwiedziem), leci w stronę w/w półki siada na figurce aniołka (taki mój symbol - ona była dla mnie aniołem) i zatrzymując mój wzrok na figurce odlatuje z mieszkania. Mam jej jeszcze jedno widzenie ale jest już szczęśliwa i uśmiechnięta w domu dusz. Nie wiem co dokładnie uczyniłem, ale za życia mówiłem jej, że tak mocno ją kocham, że poszedł bym za nią nawet do piekła (analogia do filmu z Robinem Williamsem).
Nadmieniam, że piątą komorę otworzyłem przypadkiem a potem zamknąłem szałwią bo nawet oddychać musiałem się uczyć od nowa i uprzedzam innych, aby nie próbowali zdejmować pieczęci, dopóki ciało nie będzie gotowe. Rzeczywistość jest inna, jest tylko prawda którą się czyta i nie trzeba jej rozumieć. Ale nie jesteśmy na nią gotowi. Szata musi być czysta.
Opublikowany tekst w XXI PIĘTRZE jest komentarzem do artykułu w serwisie, opublikowanym i zauważonym przez zespół FN - historia trafiła do naszego Archiwum.
czytaj dalej
Witam wszystkich!
Na początku chciałam wspomnieć, że jestem czytelniczką fundacji Nautilus od około 2009 roku, dziękuję Państwu za prowadzenie tego wszystkiego do tej pory!!
Przyznam się jednak, że do zakładki XXI piętro nie zaglądam regularnie, dzisiaj jednak postanowiłam nadrobić z niej wpisy. Zdecydowałam się przez to napisać do Państwa i opowiedzieć moją historię.
Zacznijmy od tego, że w marcu 2016 roku nawróciłam się. Wierząca byłam całe życie, ale w 2015 roku coś się zmieniło, zeszłam na złą drogę za sprawą nieodpowiedniego towarzystwa. Przestałam chodzić do kościoła, modlić się, właściwie przestałam w ogóle wierzyć, że coś tam na górze istnieje i nad nami czuwa. W marcu 2016 roku coś we mnie pękło, na religii puszczono nam kazanie księdza Piotra Pawlukiewicza o szczerej spowiedzi (wtedy dzień później zaczynały się rekolekcje). Coś przemówiło mi do rozsądku i następnego dnia poszłam się wyspowiadać. Był to nie lada wyczyn. Wyrzuciłam z siebie wszystko, wyznałam wszystkie swoje grzechy, również te najbardziej wstydliwe. Po wyznaniu ich wszystkich rozpłakałam się i płakałam do końca spowiedzi (trochę trwała, bo trafiłam na świetnego księdza, który długo ze mną w trakcie niej rozmawiał). Po przyjęciu Komunii Świętej poczułam wielkie ciepło i miłość w sercu, promieniujące na całe ciało, a jak już doszłam do ławki, to padłam na kolana i znowu zaczęłam płakać.
Po tamtym dniu zaczęłam aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła i uwierzyłam szczerze w Boga.
Sytuacja, którą chcę opisać miała miejsce jakieś 2 miesiące później. Zaznaczę teraz, że mniej więcej od 3 klasy podstawówki zaczęłam wierzyć w duchy i opętania, za sprawą nauczycielki tańca, która opowiadała nam historie z nimi związane (niezbyt mądre opowiadać o takich rzeczach dzieciom, ale to było w ramach przestrogi by nie bawić się w wywoływanie duchów). Rodzicie próbowali mi wmówić, że duchy i demony nie istnieją, dla mojego dobra bym się nie bała. Jednak ja nie byłam w stanie zwątpić w ich istnienie i najbardziej na świecie całe życie bałam się właśnie duchów, zjaw, zmor, a szczególnie demonów. Okropnie bałam się opętań. Jednak po nawróceniu się byłam przekonana, że Pan Bóg nade mną czuwa i nie dopuści do sytuacji, w której mogłabym zostać zniewolona duchowo. Jednak po części się myliłam.
Tak jak wspomniałam wcześniej, sytuacja którą opiszę miała miejsce jakieś 2 miesiące po moim nawróceniu.
Obudziłam się w nocy, normalnie we własnym łóżku, tak jak zasnęłam. Odruchowo odwróciłam się i spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. Zegar wskazywał 3.00 w nocy. Powiem szczerze - nieźle się obs*ałam, bo to przecież godzina demonów, a nigdy wcześniej się nie obudziłam równo o tej porze. Nagle poczułam, jak coś we mnie wstępuje, jak coś wchodzi we mnie, opanowuje mnie i moją duszę, jak jakaś diabelska siła mnie opętuje! O ile jest takie słowo. Byłam przekonana, że to demon. Automatycznie zostałam obrócona na brzuch (śpię na plecach albo na boku) i wygięło mnie w pół!!! Zgięło mnie jak naleśnika, powinnam sobie złamać kręgosłup!! Byłam tak przerażona, że zaczęłam wołać moją mamę (ma pokój za ścianą). Jednak nie mogłam z siebie wydusić żadnego dźwięku!!! Krzyczałam świszczącym szeptem, po wielu próbach piszczenia i krzyczenia zaczęłam w końcu krzyczeć, ale głosem demona "MAMO, MAMO!!!!". Brzmiał on jak z nagrań z egzorcyzmów Anneliese Michel. Byłam tak przestraszona, że nie opiszą tego żadne słowa.
I NAGLE OBUDZIŁAM SIĘ! TYM RAZEM NA PRAWDĘ - TAMTE PRZEBUDZENIE BYŁO FAŁSZYWE!!! (Bogu dzięki). Tak naprawdę to wszystko mi się śniło, jednak wszystko wydawało się mega realistyczne, a wrażenie tej realności zostało spotęgowane tym właśnie "przebudzeniem", które mi się wtedy przyśniło. Serce waliło mi jak oszalałe i do głowy przyszła mi jedna myśl - sprawdzić która jest godzina. Obróciłam głowę i spojrzałam na zegar. BYŁA RÓWNO TRZECIA W NOCY!!! TYM RAZEM NA PRAWDĘ! Byłam tak przerażona, że nie zastanawiając się nad niczym zerwałam się na równe nogi i prawie zapłakana pobiegłam do sypialni rodziców. Spałam z nimi do rana ze strachu.
Koszmar ten powtórzył mi się w krótkim odstępie czasu drugi raz, wszystko było identyczne i również obudziłam się potem o 3 w nocy. Przez te fałszywe przebudzenia te sny były milion razy straszniejsze, bo za każdym razem byłam przekonana, że to dzieje się na serio!
Zaczęłam się zastanawiać co te sny miały oznaczać. Często śni mi się coś związanego z poprzednim dniem lub z tym, który ma nadejść, ja jednak nie oglądałam wtedy żadnych filmów o demonach ani nie czytałam nic o nich. To mnie jeszcze bardziej zmartwiło i przeraziło.. Zasięgnęłam nawet rady u egzorcysty, kazał się nie przejmować.
Co miały na celu te sny? Czy Szatan chciał mi dać znak, że nie mogę się czuć wcale taka bezpieczna i że jednak coś może mi się coś stać mimo Bożej opieki? Bo on jest "silniejszy" i ma większą władzę? (nonsens). Przecież rzadko kiedy opętania dotykają mocno wierzące osoby, które nie igrały z szatańskimi mocami. Dodam, że nigdy nie wywoływałam duchów itd., nie miałam kontaktów ze złymi siłami. Oczywiście słyszałam o dręczeniach duchownych, ale nigdy jeszcze o opętaniu jakiegoś duchownego.
Sny te już nigdy się nie powtórzyły i chwała za to Panu. Co Państwo i czytelnicy o tym wszystkim sądzą? Oczywiście mogły być to zwykłe sny, jednak fakt budzenia się potem o 3 w nocy przekonuje mnie, że jednak coś jest grane.
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam wszystkich. Chciałbym podzielić się swoja historią, która miała miejsce około rok temu. Dawniej niejednokrotnie doświadczałem tzw. paraliży przysennych, ale zauważyłem od jakiegoś czasu, że teraz mam z tym spokój. Zdarzają się one już bardzo rzadko i podobne były do większości historii opisywanych na tym portalu, więc nie ma sensu bym to powtarzał.
Chcę natomiast opisać coś, co zdarzyło mi się tylko raz w życiu i dało wiele do myślenia. O czymś takim tu ani nigdzie indziej nie czytałem. Historia jest krótka i byłbym bardzo wdzięczny wszystkim którzy mieliby w tej kwestii coś do powiedzenia, gdyż ja nie rozumiem czego wtedy doświadczyłem A więc do rzeczy.
Otóż śpiąc sobie smacznie w środku nocy zostałem nagle gwałtownie wybudzony przez rozbłysk światła w... głowie. Dokładnie tak. Śpię zawsze po ciemku, gdyż przy świetle bym nie zasnął i naraz ujrzałem- choć to złe chyba słowo, bo oczy miałem zamknięte- gwałtowne światło jakby w mózgu. Coś jak błyskawica wewnątrz głowy. Trwało to sekundę i wywołało niezwykle mocny paraliż całego ciała. Byłem cały czas przytomny, gdyż ten rozbłysk mnie obudził. Nie ma mowy o śnie, świadomość była już jak za dnia. Ale paraliż był inny niż ten opisywany standardowo przez internautów. Czułem się jak podłączony do prądu. Dosłownie.
Całe ciało było skurczone i drżałem jakby ktoś raził mnie wysokim napięciem. Nie mogłem nic zrobić, wykonać jakiegokolwiek ruchu dopóki mnie to trzymało. Nie miałem żadnych wizji. Po prostu jakbym był podłączony do wysokiego napięcia. Wszystko trwało kilkanaście sekund, było bardzo dynamiczne i nagle samo ustało. Skurcz całego ciała ustąpił i mogłem się ruszać. Natomiast serce waliło mi jak oszalałe, jakbym przebiegł sprintem kilkadziesiąt metrów. A przecież nie wychodziłem z łóżka! Mysłałem, że mi wyskoczy z piersi.
Byłem tym zajściem bardzo zaskoczony i delikatnie przerażony. Jeśli ktoś z szanownych komentatorów wie czego wtedy doświadczyłem, bardzo proszę o odpowiedź. Zaznaczę jeszcze, że jestem całkowicie zdrowy, nie mam żadnej padaczki ani innych chorób. To było jednorazowe zdarzenie w moim zyciu. Pozdrawiam wszystkich.
I jeszcze jedna historia z tych nadesłanych "w ostatnich godzinach" na pokład okrętu Nautilus.
[...] Witam,
od ponad roku wraz z moją przyszłą żoną przeprowadziliśmy się do domu - wynajmujemy go. Jednak na dzień dobry - czuliśmy, że coś jest nie tak, ktoś tu jest. Czujemy, że jest pewna starsza kobieta, niska, zgarbiona oraz mężczyzna - bardzo wysoki (ok. 2m), zawsze na czarno ubrany - pokazywał nam się, czasem czujemy dodatkowe dwie osoby, moja dawno zmarła ciocia i dawno zmarły krewny przyszłej żony - jednak ich czuliśmy wcześniej, jednak nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Na chwilę obecną mamy bardzo niebezpieczne hobby - jazda motocyklem i sporo podróżujemy samochodem, zawsze jak coś się dzieje, to czujemy, że Oni są z nami. Jednak nie jestem pewien, czy to podświadomie czujemy - czy faktycznie tak jest? Co o tym sądzicie?
Może polecicie nam jakieś lektury? Jeżeli chcieli byście więcej informacji do artykułu - nie widzę problemów, często o tym z przyszłą żoną rozmawiamy. Zauważyliśmy, że jak mówimy na głoś "hej, mamy problem, prosimy o pomoc" to zawsze ona się pojawia, w różny sposób - ale wiemy że to nie znikąd. Proszę o odpowiedź na te pytania
pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Jesteśmy w kontakcie z autorem historii i poprosiliśmy go o bardziej szczegółowy opis.
czytaj dalej
Witam Fundacjo, Jestem waszym czytelnikiem od ładnych kilku lat i chciałem się podzielić z wami pewnym dziwnym zjawiskiem w moim życiu. Zabrzmi to irracjonalnie, ale czasami czuje że się coś wydarzy i ma to związek często ze śmiercią, ale jest to bardzo... płynne często to rozumiem dopiero po wydarzeniu, ale jestem przekonany, że faktycznie jest to realne, a mianowicie:
Będąc nastolatkiem kładąc się spać 10 września 2001 rozmawiałem z bratem o "komandosach" (operatorach jednostek spec. owczesna pasja) i pamiętam jak mówiłem mu, że jeszcze chyba nikt nie wpadł na pomysł, żeby porwać samolot i zderzyć go z jakimś wieżowcem. Nie wiem skąd u mnie taka myśl ale czuję że jakby nie sam z siebie to wymyśliłem tylko to do mnie przyszło.
Było to jedno z najwcześniejszych przeczuwań które w życiu zdarzyły mi się kilkakrotnie. Kolejnym była śmierć mojego kolegi z czasów szkolnych, która myśl o jego śmierci też wpadła mi przy jakiejś codziennej czynności.
Dlaczego do was z tym piszę ? a no dlatego że ostatnio takim wg. mnie 100% pewnym sygnalem będzie zdarzenie opisane tu: http://sadeczanin.info/wiadomosci/ratowal-kobiete-ktora-skoczyla-z-mostu-bohaterem-jest-piotr-falowski-z-malej-wsi
Idąc dokładnie 15.12.2017 po tej stronie mostu Heleńskiego w Nowym Sączu patrzyłem na wartką wodę Dunajca i "dostałem" mocnego odczucia strachu jakby nawet paraliżu i przyszła do mnie myśl "gdybym wskoczył to już mnie nie będzie". Nie umiem wyjaśnić skąd to się wzięło (w tamtym czasie) bo przekraczam przez ten most blisko 30 lat, autem, na nogach lub rowerem i lubię patrzyć na spokojną wodę, bo mnie to uspokaja. Dlatego uważam, że późniejsze wydarzenia tj tragedia tej Pani która zakończyła życie skacząc z mostu, nie jest przypadkiem - nie wierze w nie.
Przepraszam za tak długi mail - czy jest możliwe jakieś spójne wyjaśnienie takiej sytuacji ? Dodam że brałem czasami udział w waszych projektach np wizualizacji i nie wiem czy mam jakieś zdolności nazwijmy je "nadprzyrodzone". Ale czasami mam wrażenie, że dostaje sygnały od kogoś/czegoś że się coś stanie, ale są one nie jasne i wymagają mojej sporej uwagi i koncentracji. Jeżeli jest taka możliwość to chciałbym pracować nad tym żeby nauczyć się je wyłapywać wśród zdarzeń codziennej egzystencji.
Pozdrawiam Szanowną redakcję - jeżeli macie ochotę możecie używać ten tekst dowolnie, wyłączając jakiekolwiek informacje o mnie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Jako 3-letnia dziewczynka opowiadałam rodzicom o moim CZARNYM KRÓLEWICZU. O moim mężu, że on na mnie czeka i zawsze będzie mnie kochać, bo tak mi obiecał. Że jest wysokim brunetem o cudownym sercu. Że to mój Królewicz.
Rodzice traktowali to jako dziecięce bajdurzenie. Śmiali się i w końcu mówili: „Już dobrze, dobrze przestań”. Przestałam opowiadać głupoty, ale na widok każdego ciemnowłosego chłopca, serce mocniej zaczynało mi bić.
W wieku 30 lat wyszłam za mąż za błękitnookiego i szarowłosego mężczyznę. Pamiętam jak moja mam mi powiedziała krótko przed ślubem: „Ale dziecko, to nie jest twój Czarny Królewicz, To nie jest mężczyzna twojego życia. Jesteś pewna, że tego chcesz?” On był dobry, troskliwy. W sumie myślałam, to jest miłość. Bo co to jest miłość?
Było dobrze do czasu. Po rozwodzie musiałam stanąć na nogi. Zadbać o dzieci, zapewnić im bezpieczeństwo. Pracowałam od rana do wieczora, ale było coraz lepiej. Pewnego razu zostałam wysłana na delegację biznesową do Niemiec. Dzieci zostały pod opieką moich rodziców. Miałam wynajęty hotel w małym niemieckim miasteczku, właściwie hotelik, bo był malutki, prowadzony przez rodzinę, ale niedaleko był urokliwy młyn i jakieś ruiny. Długo nie mogłam znaleźć tego hoteliku, bo GPS pokazywał miejsce docelowe osiągnięto, ale hoteliku tam nie było. W końcu jakoś po wskazówkach tubylców dojechałam tam. Byłam zmęczona, zła, bo nie lubię jeździć w kółko i szukać czegoś, co powinno być, ale nie ma. W drzwiach hoteliku wpadłam na mężczyznę, wpadliśmy na siebie, bo ja się zagapiłam i on też. Zderzenie mnie jeszcze bardziej wkurzyło. „Osioł” pomyślałam. „Sorry” mruknęłam. Spojrzałam na niego. I serce oszalało. Oblałam się potem, okulary mi zaparowały, czułam, że zemdleję. On zobaczył, że coś nie tak, wziął i zaniósł mój bagaż do recepcji. Tam zapomniałam jak się nazywam, co pogł ębiało komizm sytuacji. Mężczyzna wyszedł, a ja uspakajałam się powoli..
Poszłam do pokoju, wzięłam długi prysznic i zeszłam do restauracyjki, żeby coś zjeść. „Osioł” siedział sam przy stoliku i czytał coś. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się i zaprosił do swojego stolika. W ramach przeprosin zaprosił mnie na kolację. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że pracujemy w tym samym przemyśle. Ba, że znamy te same osoby, i bywaliśmy w tych samych zakładach. Że mamy te same zainteresowania, hobby, lubimy te same rzeczy. Nasi rodzice urodzili się w tych samych latach. Rozmawialiśmy długo. Nie mogliśmy od siebie oderwać oczu. Był wysokim lekko siwiejącym już brunetem. Nie był Niemcem. A jego nazwisko tłumaczyło się na j.polski jako CZARNY (ewentualnie „brunet”). Był w trakcie rozwodu. Wiedziałam, że to znalazłam swojego Czarnego Królewicza. Nie mogliśmy bez siebie żyć. Po 2 latach od poznania zamieszkaliśmy ze sobą, po 4 wzię liśmy ślub. Mieszkamy w Niemczech. Bardzo się kochamy.
Ciekawych jest kilka faktów:
Data urodzenia mojego byłego męża: 17.01.XXXX. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzony w miasteczku o nazwie drzewa.
Data urodzenia mojego obecnego męża: 17.10.XXXX. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzony w miasteczku o nazwie drzewa (w tłumaczeniu na j.polski).
Moja data urodzenia: 8.03.XXXX. ? 1+7 = 8. Nazwisko zaczynające się na „M”. Urodzona w miasteczku o nazwie drzewa.
Ale jednak to mój obecny mąż jest moim Czarnym Królewiczem. I teraz wiem, co to jest prawdziwa miłość. Obiecaliśmy sobie, że w przyszłym życiu też chcemy być razem, mam nadzieję tylko, że spotkamy się dużo wcześniej ?.
czytaj dalej
Moja historia zaczęła się, jak później ustaliłam w lipcu lub sierpniu 1978 roku w miejscowości Dębki nad morzem, gdzie przebywałam z rodzicami i dziadkami na wakacjach i miałam niecałe 6 lat. Spotkałam tam dziewczynkę, która jak mi się wydawało była miejscowa, była trochę starsza ode mnie i ona gdy już się z nią oswoiłam - no i tutaj zaczynają się braki w pamięci - w każdym bądź razie zabrała mnie do istot, bardzo podobnych do ludzi wyglądali jak ludzie,ale instynktownie pamiętam, czułam, że nie są do końca ludźmi.
Te istoty czekały na nas nad morzem na plaży, pojawiło się mocne światło, znalazłam się razem z nimi w kręgu światła, potem nad plażą i morzem, a następnie pamiętam jak ojciec schodzi po mnie po skarpie, gdzie leżałam zawieszona w połowie na drzewie i byłam półprzytomna - pamiętam, że tata mnie jeszcze wyzwał, co ja tam robię,bo szukali mnie długo.
Od tego momentu UFO (tak to nazwijmy) towarzyszy mi co jakiś czas praktycznie do dzisiaj, co jakiś czas widuję ich pojazd lub pojazdy. Gdy byłam w pierwszych latach szkoły podstawowej kilka razy pojawili się u mnie w pokoju (zawsze dwie istoty podobne do ludzi mężczyzna i kobieta - uczyli mnie np.medytacji - wchodziliśmy w szary tunel), potem już się nie pojawili, aż do momentu 1992 roku gdy skończyłam 20 lat. O tym nie napiszę,bo to za intymne.
Dwukrotnie widziałam z moim dziadkiem ich pojazdy, dziadek traktował to naturalnie - raz widzieliśmy to oboje w latach osiemdziesiątych w Puszczy Nadnoteckiej - było to nad ranem nad jeziorem,dopiero świtało.Wtedy na niebie pojawiło się 7 takich kul żółto-pomarańczowych - dali wtedy taki mały spektakl, tzn.ułożyli się w trójkąt, potem zmieniali położenie - a w 1992 późnym wieczorem latem w centrum Poznania (pojawiła się wtedy jedna jasna kula) - byli też wtedy inni świadkowie, między innymi policja.
Wtedy jedyny raz się trochę bałam, odczuwałam lęk - może dlatego,że było to krótko przed wydarzeniem, o którym jak już wspomniałam, nie chcę pisać. Najczęściej jednak widywałam je sama, raz przypominam sobie z moją wtedy sympatią nad ranem w lesie. Nie wiem,czy to ma związek,ale pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyciągnęłam sobie sama z dłoni malutki przeźroczysty kwadracik, który wyczułam pod skórą w palcu prawej dłoni - przeciełam skórę i wyciągnęłam go, po czym po pewnym czasie znikł.
Co jakiś czas widywałam głównie jasną kulę na niebie, co zawsze wprowadzało we mnie spokój, dwukrotnie pojazd był ciemny - raz w kształcie cygara, raz przypominał to, czym się gra w hokeju na lodzie-krążek, tylko był większy i to był jedyny raz, kiedy taki obiekt pojawił się na niebie w momencie,kiedy akurat o tym myślałam. W ciągu tych lat widywałam je, tak jak napisałam, od czasu do czasu.
Właśnie od końca 2015 roku zaczęli się pokazywać ponownie częściej jako jasna kula na niebie, która sobie jakiś czas nieruchomo wisi na niebie, bądź, teraz to zabrzmi zupełnie absurdalnie - trzykrotnie pojawili się u mnie w telewizorze - tzn.dźwięk był normalny, słyszałam głos danego programu,ale na ekranie wyświetlił się obraz pojazdów UFO, gwiazd, na tle czarnego nieba, jakieś inne obiekty,gdy przełączyłam na inny kanał to wszystko wracało do normy.
Za pierwszym razem zdenerwowałam się, że mi się telewizor zepsuł.Raz widziała to razem ze mną moja siostra - która zapisała tym razem daty,bo ona jest bardzo skrupulatna - 23.11.2015 rok około 15.00, 08.12.2015 również około 15.00, następnie 24.05.2016 po godz.17.00. Przypomniało mi się jeszcze, ale to chyba nie ma związku, że jak miałam około 2 lat to zgubiłam się rodzicom -tzn. ojciec wyszedł ze mną w wózku na spacer i mnie zgubił (zaznaczę,że mój ojciec jest bardzo poważną osobą, nie pijącą alkoholu) znaleziono mnie po jakimś czasie kilka kilometrów od miejsca gdzie ojciec był ze mną na spacerze, tzn. znaleźli mnie jacyś harcerze zapłakaną,bez wózka.Ja nie pamiętam tego wydarzenia, a w rodzinie niechętnie się na ten temat rozmawiało - odczułam, że się wstydzą, że coś takiego się wydarzyło, jak zagubienie się małego dziecka. Myślę jednak, że w tym przypadku,ktoś wózek ukradł, a mnie porzucił, bo miałam bardzo ładny, przywieziony przez dziadków z NRD).
Chciałam podkreślić, że ja nie otrzymuję żadnych przekazów, nic z tych rzeczy, nie mam również poczucia misji, po prostu co jakiś czas te zjawiska pojawiają się w moim życiu i są dla mnie jak najbardziej naturalne, traktuję je ze spokojem, tylko jak się to opisuje - to widzę- jak to przeczytałam, że czyta się to jak wyznanie wariata, tym bardziej, że właśnie dzisiaj przeczytałam w Newsweeku, że są jakieś tabletki, które lekarze przepisują nagminnie ludziom, a po których można zasnąć na minutę, a potem np.rozmawiać z kosmitą. Nie można się zatem dziwić,że ludzie nie chcą dzielić się takimi przeżyciami. Dodam, że ja nigdy takich tabletek nie zażywałam, w ogóle nigdy nie brałam żadnych używek.
czytaj dalej
Mój mąż był wysportowanym , muskularnym mężczyzną , w swej młodości uprawiał kulturystykę , która mi nigdy się nie podobała . Po latach zaprzestał i pracował jako ochroniarz i bramkarz w nocnym klubie . Oczywiście miał zawsze nocne zmiany i gdy wracał nad ranem do domu to i tak nie miałam z nim wiele kontaktu bo zwykle w swym pokoju odsypiał nocki aż do popołudnia . Często robiłam mu małe awanturki o to że niewielki z niego mam w domu pożytek . Stale trułam mu też głowę aby uprzątnął swe śmieszne medale wiszące na ścianie nad jego łóżkiem , miał ich 11 i taka dekoracja w ogóle nie pasowała do wnętrza . Zawsze z żartem odmawiał , że medale znikną dopiero po jego trupie . Były one jego dumą i pamiątką po czasach gdy odnosił sukcesy.
Pewnego listopadowego poranka , coś około piątej , obudził mnie dzwięk tychże medali . Domyśliłam się że mąż już wrócił i kładzie się spać w pokoju za ścianą i pewnie kładąc się strącił swe krążki zwisające nad łóżkiem, odwróciłam się więc na drugi bok i próbowałam spać dalej. Jednak dzwięk kolejnego spadającego medalu nie ułatwiał mi zasypiania . Krzyknęłam coś w stronę ściany aby nie hałasował o tej porze . Nie odezwał się więc wreszcie zasnęłam. To była niedziela więc mogłam poleniuchować dłużej ale około 9-tej rano ktoś dzwonił do mych drzwi . Wstałam więc bo dzwonek nie milkł a nie chciałam aby obudził męża . To jednak byłi Policjanci . Przyszli przekazać mi wiadomość że mąż zginął podczas bójki z jakimś naćpanym wandalem w klubie . W pierwszej chwili nie uwierzyłam im i pobiegłam od razu do pokoju męża . Nie było go w łóżku , tak jak nie było jego medali na ścianie . Jedne leżały na łóżku , inne na podłodze Zrozumiałam wtedy że mąż dał mi wyrażny znak ...
Ta ciekawa historia była komentarzem do artykułu [ART] Znaki od osób zmarłych? To nie jest sprawa fantazji… to fakty!
czytaj dalej
Miałam kotkę, było to zwierzę adoptowane, półdzikie. Po jakimś czasie kotka pokochała nas bezgranicznie, my ją zresztą też. Była bardzo kontaktowa. Po kilku latach zachorowała, okazało się, że to rak. Kiedy była już w bardzo ciężkim stanie zdecydowaliśmy się na eutanazję. Nie byłam w stanie pojechać do weterynarza aby tego dokonać, byłam zbyt emocjonalnie związana, więc poprosiłam o to innych członków rodziny.
W tym dniu wychodząc do pracy pożegnałam się z kotką. Kiedy została już uśpiona (wiedziałam dokładnie kiedy, ponieważ zadzwonił do mnie weterynarz) zalałam się łzami z rozpaczy, żalu i tęsknoty. Wracałam wówczas samochodem z pracy i całą drogę płakałam. Kiedy wróciłam do domu (nie pamiętam już czy to był ten sam dzień czy kolejny) stanęłam na ganku domu. Obok rósł krzew róży. W pewnej chwili przyleciał duży, bordowy motyl (było to wprawdzie lato), usiadł na róży obok mnie, na wprost mojej twarzy i machał skrzydłami. Byłam wówczas na tysiąc procent pewna, że to moja ukochana kotka daje mi znak, że żegna się ze mną. Uczucie tej pewności było niezwykle silne. Nadal wierzę, że to była ona.
Druga historia dotyczy psa, i też niestety śmieci.
Po ciężkich przeżyciach związanych z odejściem kota, zdecydowaliśmy się na psa. Oczywiście chcieliśmy poprawić los jakiemuś biedakowi, więc zdecydowaliśmy się na adopcję młodego psa po ciężkich przejściach. Był to pies bity, zamykany sam w ciemnym pomieszczeniu, widać że sporo wycierpiał. Wymagał dużo serca, pracy i wytrwałości. Po kilku tygodniach pobytu u nas, kiedy już zaczął się oswajać stało się nieszczęście. Kiedy wyjeżdżałam z garażu pies wbiegł pod samochód i niestety, w wyniku wewnętrznych obrażeń, mimo natychmiastowej pomocy weterynarza, zmarł.
Płakałam, wręcz rozpaczałam po tym wypadku przez długi czas. W zasadzie to zalewałam się łzami. I wówczas, pewno wieczoru, kiedy już zasypiałam usłyszałam, że pies, ten właśnie pies, zaszczekał koło mojego łóżka (na pewno nie był to dźwięk z zewnątrz, tv, ani innego zwierzęcia). To był jego głos, i był jakby zły.
Zerwałam się, ale oczywiście nikogo nie było w pokoju. Podświadomie odebrałam przekaz, że to co się stało, to tak właśnie miało być, że mam już skończyć z tą rozpaczą, przestać płakać i wziąć innego psa. Co też zrobiłam. Teraz już wiem bo czytałam u was, że za zmarłymi nie wolno wylewać łez, bo ciężko im przejść na drugą stronę.
Jako podsumowanie dodam, że często mam uczucie, kiedy np. leżę w łóżku i czytam książkę, że moi nie żyjący już przyjaciele przychodzą do mnie, że mimo że ich nie widzę to oni ze mną leżą tak jak dawnej, zwinięci w kłębek.
Piękne historie - idealnie pasujące do naszego XXI PIĘTRA. Natychmiast oczywiście trafiają do naszego ARCHIWUM FN. Absolutnie ma Pani rację prawie we wszystkim - nasi "bracia mniejsi" mają dusze jak my, cierpią jak my, kochają jak my, tylko to ostatnie... trochę bardziej.
I absolutnie ma Pani rację w tym, że nie należy "zbytnio płakać" po odejściu ukochanych istot, o czym także pisaliśmy sporo i pisać będziemy. W jednym punkcie wydaje nam się, że prawda może być "lekko inna". Mamy bardzo osobiste doświadczenia z pojawianiem się motyla - historia kiedyś może zostanie opisana na łamach FN, ale... wiele wskazuje na to, że motyl w tej historii dokładnie to znaczył co Pani podejrzewa, ale był to znak nie tyle od tego stworzonka które przeszło do krainy światła, ale... potężnej istoty, która chciała w ten sposób Pani przekazać znak w sprawie tego kotka. Niby prawie to samo, ale jednak jest mała różnica.
I oczywiście pięknie dziękujemy za wszystkie przesłane nam historie.
czytaj dalej
Witam, kilka lat temu wyjechałam jako au pair do Irlandii, trafiłam do wspaniałej rodziny, która po kilku poronieniach (i jednym dzieciątku, które zmarło kilka miesięcy po urodzeniu) dochowała się dwójki dzieciaków.
Mama dzieciaków opowiedziała mi historię swojego dziecka, które zmarło po kilku tygodniach po urodzeniu, ze względu na chorobę serca (to była pierwsza donoszona przez nią ciąża).
Chłopczyk zmarł o godzinie bodajże 14:00, rodzice po powrocie do domu odkryli że wszystkie zegary stanęły o tej porze (jeden nawet zachowali i nie nastawiali go ponownie), ale najfajniejszy element tej historii: przez 7 lat (po takim czasie ja przyjechałam) od śmierci chłopczyka (niezależnie od pory roku, nawet w zimie) latają motyle - pazie królewskie (nigdy inne :)). Sama byłam świadkiem, jak w środku zimy kilka razy w tygodniu po domu latały motyle, a dzieciaki biegały za nim i witały się z nim jak z bratem :) Nie było tygodnia podczas mojego półrocznego pobytu, żeby nie spotkać w różne dni motylka siedzącego na oknie (zazwyczaj w salonie).
Mama dzieciaków wyraźnie zaznaczyła, że nie działo się to wcześniej, a od momentu śmierci synka. Dzięki motylkom ona nadal czuje jego obecność.
Ciekawa historia, dlatego chciałam się nią podzielić z czytelnikami.
czytaj dalej
Ta niezwykłą historia nadal tkwi w pamięci najstarszych mieszkańców Opalenicy. Wydarzenie miało miejsce w Opalenicy w sobotę 10 października 1953 roku, a dotyczyło tragicznej śmierci leśniczego Antoniego Pawłowskiego z Jastrzębnik. Na polowaniu, w lesie, w odległości prawie 200 metrów od drogi z Sielinka do Kopanek, kula z broni myśliwskiej rykoszetem odbiła się od pnia drzewa i śmiertelnie trafiła myśliwego.
Na miejsce zdarzenia przybył wikariusz ks. Andrzej Echaust udzielając namaszczenia olejami. Zmarłego ze względu na konieczność przeprowadzenia sekcji zwłok, przewieziono do kostnicy szpitalnej w Opalenicy, przy ul. 27 Grudnia. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że następnego dnia, w niedzielę, po godzinie 14:00, niespodziewanie przed bramą szpitalną pojawiły się dwa jelenie i trzy dorodne łanie. Jeleń porożem staranował bramę i zwierzęta stanęły tuż przy drzwiach, za którym znajdowały się zwłoki leśniczego.
Trafiły do swego pana, bo łączyła ich silna więź. Dla mieszkańców Opalenicy było to niesamowite przeżycie. O całym tym zdarzeniu długo się dyskutowało w okolicy – nikt nie mógł zrozumieć fenomenu, jakim jest instynkt zwierzęcy oraz przywiązanie zwierząt do człowieka. Wybiegły z lasu i przemierzyły niemal całe miasto, docierając do ul. 27 Grudnia, po czym zawróciły i zniknęły w wojnowickim lesie. Antoni Pawłowski został pochowany na opalenickim cmentarzu.
Historia ta do dziś jest pielęgnowana przez mieszkańców. W miejscu śmierci, w 1991 r. odsłonięto kamień z pamiątkową tablicą. Napis głosi: „W tym miejscu dnia 10.X,1953 r. zginął tragicznie śp. Antoni Pawłowski. Knieja go zawsze będzie pamiętać..” Tablicę odsłonili nieżyjący już Marian Kurpisz i Franciszek Przybylski. Obok ustawiono dużych rozmiarów paśnik z młodych drzew brzozy. Hubertowską mszę św. Przy ołtarzu w paśniku odprawili wtedy trzej kapłani. Nowy proboszcz parafii św. Józefa, ks. Bernard Cegła, w kazaniu nawiązał do świętego Franciszka, przyjaciela zwierząt. W tej pięknej scenerii trzykrotnie odprawiano Eucharystię, na których gromadzili się licznie leśnicy. W miejscu tragedii przez dziesiątki już lat nie wyrosło żadne drzewo, żaden krzew. Obok zaś rosną dorodne okazy. Antoni Pawłowski, podobnie jak św. Franciszek szedł przez życie czyniąc dobro zwierzynie, radośnie obcując z przyrodą.”
Fotografia zamieszczona w gazecie przedstawiająca miejsce tragedii.
czytaj dalej
Wysłuchałam opowiadania o reinkarnacji na stronach Nautilusa i chciałabym wam opisać podobne zdarzenie dotyczące mojego syna. Mój syn urodził się w 1978 roku i w wieku pomiędzy drugim a trzecim rokiem życia, kiedy to już zaczął dobrze mówić opowiadał nam, że on już był duży. Przez okres kilku miesięcy tłumaczył nam cierpliwie i z wielkim przekonaniem, że on już był duży, ale zrobił się malutki.
Wymyślił nawet specjalne słowo, przeciwne do słowa urosłem i mówił “ja już byłem duży ale teraz jestem malutki bo zrosłem”. Nie mógł się pogodzić z faktem, że jest mały i jakby był tym zdziwiony. Chodził po domu w dużych butach męża, domagał się jedzenia w dużym talerzu i taka porcje jak dla dorosłego. Kiedy mu tłumaczyłam, że każdy najpierw jest mały, a później rośnie, to on powtarzał swoje, że on już był duży.
Pewnego wieczoru, podczas kąpieli nieoczekiwanie powiedział mi, że miał żonę, dwoje dzieci i że został zabity przez samochód.
Od tamtego czasu nigdy już do tego tematu nie wracał. Chciałabym zaznaczyć, że w tym czasie jeszcze nie słyszałam o reinkarnacji, a także nikt nie miał wpływu na to co mówił. Nigdy nie zadawałam mu dodatkowych pytań; to co mówił pochodziło wyłącznie od niego. [...]
Wspaniała historia, która jest kolejnym (nie ma sensu tego liczyć) pośrednim dowodem na istnienie reinkarnacji. Czasami pojawiają się komentarze pod tekstami w serwisie FN, które z tych czy innych powodów są przez nas spisywane i trafiają do Archiwum FN. Przykład takiego komentarza poniżej.
PANEL / KOMENTARZE] maciek | Gość
[...] Ten materiał przypomniał mi, że gdy byłem mały to zawsze ciągnęło mnie w stronę...niemieckiego faszyzmu (sic!). W zeszycie rysowałem bitwy powietrzne, z jednej strony samoloty z czarnymi krzyżami a po drugiej stronie z alianckimi "kołami" na burtach. Wtedy nie było internetu i dostępu do zdjęć, książek czy informacji na wyciągnięcie ręki. Pamiętam, że gdy pierwszy raz dorwałem książkę z lepszymi zdjęciami Messerschmittów Bf-109 to prawie zemdlałem - zawsze uważałem, że to po prostu najładniejszy samolot na świecie, że to jest 'moja maszyna'. Od kiedy pamiętam miałem wrażenie, że już żyłem na świecie i w tym konkretnym okresie historii jak II wojna światowa także. Pozdrawiam
czytaj dalej
Witam. Na wstępie chciałabym powiedzieć, że na FN zaglądam codziennie, a nawet parę razy dziennie, po prostu uwielbiam Was. W związku z tym chciałabym podzielić się moimi przeżyciami, które miały niedawno miejsce. Otóż moja 95 letnia babcia, która cierpi na demencję starczą przebywa obecnie w domu opieki, a z racji wykonywanego przeze mnie zawodu nie mam okazji zbyt często ją odwiedzać.
Moja babcia żyje w swoim świecie, nie poznaje nas twierdzi, że widuje zmarłych min. swojego męża. Pewnego dnia była u niej moja mama, ja wtedy byłam w ciąży zagrożonej i bardzo długo wyczekiwanej. Kiedy moja mama odwiedziła babcię ta po chwili wypaliła z tekstem " J. (imię do wiadomości FN) teraz do mnie nie przyjeżdża, bo ma dziecko" Moja mama była w szoku, ponieważ babcia nic nie wiedziała o mojej ciąży. Niestety moja córka odeszła parę miesięcy przed narodzinami, nie będę pisać jak bardzo to przeżyliśmy i nadal przeżywamy tą stratę. Zastanawiam się czy możliwe jest, aby mój dziadek odwiedził babcię z moją córką? Czy możliwe jest, aby moja babcia miała kontakt z jej duszą?
Drugie przeżycie dotyczy również mojego aniołka. Otóż gdy byliśmy na grobie córki, a był to już listopad nagle znikąd pojawił się brązowy motyl, który przeleciał obok nas, a po pewnym czasie zniknął. Cały czas go obserwowaliśmy i byliśmy zaskoczeni takim widokiem w listopadzie, powoli oddalał się od nas i zniknął. Czy to możliwe, aby nasz aniołek dał nam znak? W związku z powyższym chcę jeszcze opisać jeden z moich snów już po stracie dziecka. Otóż mój św. pamięci teść przyśnił mi się, a ja w tym śnie zapytałam go "wiesz, że byłam w ciąży"? teść odpowiedział uprzedzając moje kolejne pytanie " wiem, ONA jest teraz z nami" Zaraz po tej odpowiedzi obudziłam się i zalałam łzami ale wiem, że mojemu aniołkowi nic nie grozi, że jest bezpieczna z Bogiem i rodziną. Mam jeszcze parę ciekawych historii ale to już innym razem. Pozdrawiam serdecznie
czytaj dalej
[...] historia, której jeszcze nigdy wam nie wspominałam a którą przeżyłam będąc 10 letnim dzieckiem. Będąc "na wsi" na polach, tuż za prywatnymi posesjami zauważyłam dwóch mężczyzn idących polną drogą. Co mnie zdziwiło to ich wygląd: czarne spodnie od garnituru, białe koszule, czarne krawaty; i miejsce- na polnej drodze? Tak jak szybko się pojawili, tak szybko zniknęli. Poruszali się dość nienaturalnie, bo niczym by płynęli tuż nad ziemią. I te postacie były jakby świetliste.
Mimo, że miałam wtedy 10 lat i nie miałam praktycznie żadnej wiedzy nt nazwijmy to świata duchowego, to od razu skumałam, że coś jest nie tak. Nogi zrobiły mi się z waty i czym prędzej pobiegłam do domu, krzycząc wszystkim, że widziałam duchy (oczywiście nie miałam 100 proc pewności ale takie odniosłam wrażenie).
To się działo o 12 godzinie w południe w sobotę, był lipiec 2000 roku. Co się okazuje, że w nocy tego dnia o 23 zginął w wypadku samochodowym mężczyzna, który mieszkał w domu, przy którym podwórku widziałam te demony.
Istnieje tylko pytanie po co te niewidzialne gołym okiem byty (zazwyczaj, choć zdarzają się wyjątki:) po co one przychodzą, gdy umiera człowiek?
Kto mi odpowie na to pytanie?
Ja sądzę że na pewno nie przychodzą po ciało... więc po co?
Pozdrawiam, Monika
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.