Dziś jest:
Wtorek, 17 czerwca 2025
Szczęście jest jak motyl: kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk. Ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci.
Nathaniel Hawthorne
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie.
Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] przesyłam fragment książki Suworowa - Wybór, fragment ten opisuje jak Wolf Messing (na potrzeby książki Rudolf Mazur) "oczarował" Stalina, oczywiście jest to obraz stworzony i opisany na potrzeby fikcji literackiej ale sam wydźwięk i ogólne wydarzenie ma dużo wspólnego z prawdą i w Rosji jest powtarzane jako "legenda" od lat.
Dyrektor ukłonił się dyskretnie, uśmiechnął i jeszcze raz ukłonił. GOSBANK to miliardy rubli i setki milionów dewiz. Ale te miliardy, to tylko wirtualne zera w nieskończonych kolumnach liczb: debet–kredyt. Odebrać pieniądze znaczy tyle, co odebrać kwit, wydać pieniądze to wydać kwit. Odjąć od jednej kolumny, dodać do drugiej. Arytmetyka i tyle. Natomiast wypłacić gotówkę — tym się GOSBANK nie zajmuje. A z drugiej strony nie wypłacić też nie można. Tymczasem kasjer Piotr Prochorowicz nigdy w życiu nie odliczał kwoty miliona dolarów. Ani główny księgowy. Ani dyrektor. To właśnie wprawiło dyrektora w zakłopotanie. Jakoś tak dziwnie: odliczyć milion i wypłacić. Przy — jąć milion — to jeszcze jak cię mogę. Ale wydać?! Nieprzyjemnie jest wypłacać pieniądze. Dlatego dyrektor próbował gorączkowo znaleźć uzasadnienie, albo przynajmniej jakiś pretekst, który pozwoliłby je zatrzymać. Gdyby nawet musiał się z nimi rozstać, to nie teraz. Jeżeli nawet nie uda się uniknąć wypłaty, to przynajmniej należy spróbować odwlec ją w czasie. Ale w tym celu musiał znaleźć jakiś powód. Pomyślał, zastanowił się i raptem doznał olśnienia: a może to zwyczajny hochsztapler! Dlatego dyrektor uśmiechnął się, puścił oko do księgowego i uprzejmie, trochę nawet za uprzejmie, zwrócił się do interesanta: — Wasz czek nie budzi żadnych wątpliwości, ale być może... hmmm... jakby to powiedzieć... może to nie jest wasz czek! — I zapominając o jakichkolwiek pozorach uprzejmości dyrektor wrzasnął tak, jak zastępca szefa kijowskiego aresztu garnizonowego: — Pokaż dokument, ścierwo!
Jaki dokument? — zdziwił się interesant. — Dokument tożsamości! — syknął dyrektor. Wyszeptał to mięciutko, zjadliwie, starając się by te dwa słowa oddały w pełni zarówno pogardę dla aferzysty, jak i dumę z własnego sprytu. To doprawdy niesłychane! Żeby w całym GOSBANKU nikt nie uznał za stosowne wylegitymować tego naciągacza! Interesant przez chwilę zamyślił się i jakby zmieszał... Ożywili się strażnicy i kasjerzy: o, już widać, że kombinator. Ale zmieszanie zaraz zniknęło z jego twarzy. Uśmiechnął się czarująco i rozłożył ręce, wyrażając w ten sposób szacunek dla ustalonych zasad i wolę skrupulatnego respektowania wymogów administracyjnych. Z czarnego polerowanego stolika wziął ten sam szkolny zeszyt, uniósł go nad głową, aby wszyscy dobrze widzieli, a następnie wydarł jeszcze jedną czystą kartkę w kratkę i podał ją dyrektorowi.
Dyrektor się zmieszał. Kasjerzy zaszemrali: co za obyczaje? Kto to widział, żeby klienta tak traktować! Ale klient nie należał do obrażalskich. Życzliwy uśmiech na twarzy był najlepszym dowodem, że nie zamierza się gniewać, że pochwala pedanterię dyrekcji, nawet jeżeli w tym konkretnym przypadku dyrektor trochę przeholował. Milion dolarów, to nie w kij dmuchał! W takich okolicznościach lepsza jest nadmierna czujność niż lekkomyślność... Pragnąc w jakiś sposób załagodzić swoje nietaktowne zachowanie, dyrektor spytał uprzejmie: — Jakże pan udźwignie taki ciężar? — Zamierzałem wypożyczyć na godzinkę waszych milicjantów– strażników. — A, to co innego. Doskonały pomysł!
Narada. Ogromny gabinet. Wysokie, wąskie prześwity okien w murach trzymetrowej grubości. Na oknach białe jedwabne firany, spływają falującą mgiełką. Na ścianach dębowe panele boazerii. Długi stół przykryty zielonym suknem. Czerwone dywany ze wzorkiem. Po dywanach przechadza się Stalin. A ludowi komisarze siedzą przy stole. Obradują. Przemawiają. Dyskutują o uwarunkowaniach wiodących do zdecydowanego wzrostu produkcji amunicji. To łamigłówka nie tylko dla komisarza do spraw amunicji. Ludowy komisarz przemysłu metalurgicznego metali kolorowych też ma coś do powiedzenia. I ludowy komisarz przemysłu drzewnego. Jeżeli zbrojeniówka wyprodukuje w tym roku milion ton pocisków więcej niż w roku ubiegłym, to ile trzeba dodatkowo dostarczyć drewnianych skrzynek? Ludowy komisarz transportu też ma się nad czym zastanowić: jak dostarczyć surowce do fabryk i wywieźć gotową produkcję? I gdzie składować gotową amunicję? Myślcie, towarzysze. Kombinujcie. Nie na darmo naród wysunął was na odpowiedzialne stanowiska. Stalin krąży wokół stołu. Za plecami mówców. Safianowe buty i wełniane azjatyckie dywany skutecznie tłumią kroki. Ludowy komisarz zabiera głos, wysuwa niegłupi projekt, ale nie śmie spojrzeć za siebie. I trudno zgadnąć, czy Stalin oddalił się miękkim kocim krokiem w przeciwległy kąt pokoju, czy przystanął tuż za plecami. Bo Stalin milczy. Nikomu nie przerywa, nikogo nie poprawiasz niczym nie dyskutuje. A to może oznaczać wszystko...
Co pięć minut dzwoni telefon. Stalin podnosi słuchawkę, słucha, kiwa głową i bez słowa odkłada na widełki. Temat dzisiejszych obrad niespecjalnie go obchodzi. Wezwał komisarzy ludowych na naradę tylko po to, żeby byli świadkami, jak punktualnie o godzinie osiemnastej triumfalnie obwieści: „Zaprosiłem Mazura, a on się nie zjawił. Po prostu nie wpuszczono go na Kreml!”. Stalin zerka na staroświecki zegar. Ozdobne wskazówki nieuchronnie zbliżają się do momentu, kiedy mniejsza wskaże równo szóstkę, a duża dwunastkę. Wtedy obie wskazówki na chwilę utworzą linię prostą, dzielącą cyferblat na połowy. Dzwonki telefoniczne, to meldunki od Chołowanowa: tajni agenci nie stwierdzają obecności Mazura w okolicy Kremla, Mazur nie podszedł do zewnętrznych posterunków wartowniczych, nie zbliżył się do żadnej z bram: przez Spasską bramę nikogo nie wpuszczono, natomiast bramy Borowicka, Troicka i Nikołajewska zostały zamknięte. Przez ostatnie siedem godzin na Kreml nie wpuszczono ani jednego człowieka i ani jednego pojazdu.
Mazur wszedł do gabinetu Stalina bez pukania. Za nim wkroczyli trzej milicjanci — w kompletnym obłędzie, z czerwonymi od wysiłku gębami. Mazur nakazał, żeby postawili walizki koło fotela Stalina. Postawili. Wówczas polecił im odmaszerować, jednak po chwili zorientował się, że przecież nie będą mogli sami opuścić Kremla. Dlatego kazał im usiąść w poczekalni. Po przyjacielsku poprosił towarzysza Poskriebyszewa, sekretarza Stalina, żeby zatroszczono się o nich. Zasłużyli. Poskriebyszew kiwnął głową i wydał odpowiednie dyspozycje... Wskazówki zegara utworzyły linię prostą, francuski mechanizm zagrał melodyjkę, młoteczek z brązu uderzył w lśniący gong: bummm. — Nie przyszedł! — oznajmił Stalin. — Kto nie przyszedł? — nie zrozumiał Mazur
Stalin bardzo chciał, żeby Mazur przyszedł. Chciał żeby przedarł się przez kordony i blokady. Stalin cenił ludzi silnych, utalentowanych, ludzi obdarzonych nadzwyczajnymi zdolnościami. Lecz równocześnie Stalin nie chciał, żeby Mazur przyszedł. Nie chciał, żeby najpotężniejszy system ochrony i zabezpieczenia, jaki kiedykolwiek stworzono, został przez kogoś złamany. Stalin czuł sympatię do tego niezwykłego człowieka, a równocześnie nie chciał spotkać kogoś, kto był mocniejszy od niego samego. Mazur wkroczył do gabinetu Stalina cztery minuty przed czasem. Punktualnie o szóstej odpowiedział na triumfalną kwestię Stalina. Dopiero wtedy go dostrzegli. Zgroza wcisnęła komisarzy ludowych głęboko w fotele. Opuścili wzrok, próbując odgrodzić się od świata. A Stalin uśmiechnął się i figlarne iskierki pojawiły się w jego źrenicach. Znak najwyższego zachwytu. Z gatunku tych, jakie rosyjski człowiek umie wyrazić jedynie krótkim, soczystym przekleństwem. Stalin nie urodził się Rosjaninem, ale podbijając Rosjan i niepodzielnie nad nimi panując wiele od nich zaczerpnął, choćby sposób wyrażania zachwytu. On jeden wiedział wszystko o systemie własnej ochrony, dlatego tylko on potrafił właściwie docenić rangę wyczynu Rudolfa Mazura. Kiedyś ludzie polecą w kosmos, kiedyś dotrą do Księżyca, Wenus i Marsa, kiedyś sięgną Saturna i Neptuna. Ale cóż będzie znaczył pierwszy lot człowieka w przestrzeń kosmiczną w porównaniu z tym, czego właśnie dokonał czarodziej? W porównaniu z tym wyczynem blaknie cała dotychczasowa i cała nadchodząca historia ludzkości. Wynieść milion dolarów z banku — to banalnie proste. W dawnych czasach towarzysz Stalin sam rozpruwał banki. Wspólnie z innymi towarzyszami. Wprawiając Europę w stan osłupienia. W końcu bank to tylko bank. Ale jak prześlizgnąć się przez niezliczone łańcuchy tajnej stalinowskiej ochrony i wiecznotrwałe mury?! To po prostu niemożliwe. A przed Stalinem stał człowiek, który dokonał niemożliwego. Dlatego Stalin zbliżył się doń, objął go, następnie odszedł, wytrzepał popiół z fajki (obok popielniczki, gdyż nie spuszczał wzroku z Mazura), wreszcie trzepną dłonią w biurko, nie wytrzymał — i huknął słowami, które wydały mu się najbardziej odpowiednie do właściwe oceny dokonania: — O ty, k* twoja mać!
czytaj dalej
Witam
Już od dawna zastanawiam się czy do Was napisać. Zaznaczę, że nie byłam raczej wierzącą osobą, do czasu pewnych sytuacji. W dniu 1 listopada z przyczyn zdrowotnych zmarł w szpitalu tata, nie zdążyłam niestety się z nim spotkać, zmarł gdy byłam w drodze do niego (mieszkam kilkaset kilometrów dalej). Przez pierwszych kilka dni wieczorami czułam obecność taty w mieszkaniu, jakby ktoś obserwował mnie, rodzeństwo i mamę gdy idziemy spać, ale uważałam, że psychika płata figle. Po pogrzebie taty wróciłam do siebie, po kilku tygodniach miałam pierwszy sen, śniło mi się, że wróciłam do mieszkania gdzie mieszkał tata (tata mieszkał z mamą - moją babcią), jestem świadoma, że tata zmarł, nagle widzę wchodzi do kuchni, ale w pełni zdrowy, sprzed czasu choroby, nagle tata wita się ze mną, jestem tak szczęśliwa widząc go, że od razu rzucam się by go przytulić, czuję mocną sylwetkę (tata w trakcie choroby schudł wiele kilogramów), po czym tata łapię mnie jak małe dziecko i podnosi z ogromną siłą do góry mówiąc, że jest wszystko dobrze... Od razu się obudziłam w płaczu, a zarazem radości i niewiedzy jak mam to odebrać. Dodam, że na codzień nie pamiętam snów, te natomiast po przebudzeniu jak i dziś pamiętam bardzo szczegółowo...
Po kilku dniach miałam następny sen z tatą.. Znajduję się w szpitalu, wiem, że tata zmarł, ale żyje nie umiem tego uczucia wytłumaczyć. W szpitalu jestem w kimś jak opiekun taty, ubrany cały na biało, bije od niego dobroć. Idziemy korytarzem, wszystko lśni w białych kaflach, widzę przy okienku do pielęgniarek stoi tata i prosi o swoją kartę, kobieta nie rozumie co ma na myśli, na co tata, że zmarł, ale żyje i potrzebuje swoją kartę, bo im nie jest potrzebna, widzę za szybą kilka papierowych kart, na jednej nazwisko taty. W międzyczasie w szpitalu zjawia się większość rodziny (poza mamą taty), każdy chce spotkać się z tatą, postawiam zrobić mu zdjęcie po czym nie widzę go na zdjęciu, są wszyscy poza nim, wpadam w panikę i robię raz jeszcze, nadal bez zmian, mówię tacie, że nie ma go na zdjęciu, wybiega gdzieś, a ja za nim, słyszę jak na korytarzu mówi do kogoś, że potrzebuje kwiaty i czekoladki.
Nagle następuje przeskok w śnie, biegnę z tatą przez salę szpitalną gdzie lężą ludzie w bardzo złym stanie zdrowia, podłączeni do aparatury, stajemy przed drzwiami, których nie umiem otworzyć, robi to tata mówiąc do mnie, że tych drzwi nie wolno mi otwierać, wybiegamy na korytarz, gdzie czeka reszta rodziny, jedziemy do babci - mamy taty, organizuje ona przyjęcie w mieszkaniu, widzę, że jest cała rodzina, ale nie widzę ich twarzy, wyłącznie ciemne postacie, widzę wyłącznie babcię i tatę, rozmawiają ze sobą, nie wiem o czym nie słyszę, tata wręcza mamie (mojej babci) kwiaty i czekoladki, o które prosił kogoś wcześniej, ponownie chce zrobić zdjęcie i ta sama sytuacja, nie widzę taty na zdjęciu, mówię mu o tym po czym on znika... Obudziłam się, szczęśliwa, że spotkałam się z tatą, a z drugiej strony roztrzesiona, bo bylo to tak realne, że nie wiem co o tym myśleć.
Po kilku dniach miałam następny sen bardzo krótki, jestem w mieszkaniu z bratem, mama piecze ciasto, a tata siedzi na sofie, w pełni zdrowy, radosny, śmiejemy się i wspólnie zgadujemy jaka to piosenka, nie udaje mi się po czym brat mówi do taty "żebyś Ty wiedział jaką płytę Ci dała" po czym się obudziłam. Dodam, że w trakcie pogrzebu dałam tacie jego ulubioną płytę z muzyką, która kojarzy mi się z całym dzieciństwem..
Po serii snów, które były w odczuciach realne, zaczęłam wierzyć, że to nie fantazja, a miało miejsce naprawdę.
Od tamtej pory nic więcej mi się nie śniło, niecałe pół roku później tata miałby urodziny, widzę na zegarku, że minęła godzina 24, jest dzień taty urodzin, składam mu życzenia, z racji tego, że jest już późno, zasypiam. Obudziłam się z piosenką w głowie Stevie Wonder "I just called to say I love you", zaznaczam nie znałam tej piosenki wcześniej, mam 32 lata, w domu też jej tata nie słuchał... Pamiętałam całą melodię jak i słowa refrenu, by ją odnaleźć szukałam po tekście w Google.
Kiedyś nie wierząca, uważałam zawsze takie rzeczy za wymysły, dopóki mnie to nie spotkało, dziś wiem, że istnieje życie po życiu, a bliscy starają się z nami kontaktować.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
/z poczty do FN/
[XXI PIĘTRO] Odchodzenie człowieka z którym zetknął nas los, splątał – czy chcemy czy nie – nicią wzajemnych niekoniecznie pozytywnych interakcji. Niełatwy proces pojednania, walki z samą sobą, żeby zapanować nad ciemniejszą stroną własnej natury i przezwyciężyć negatywne emocje w chwili, która może być dla kogoś, ale i dla nas, ostatnią szansą na pojednanie i odpuszczenie. To bardzo ciężki, bardzo wymagający czas, który jest jak lustro i pokazuje nam prawdę o nas samych. Skoro taką cenę za to płacimy, czy warto?
Przez ostatnie pół roku miałam taką szansę. Los podarował mi sposobność, żeby nawiązać życzliwszą relację z osobą, którą tutaj nazwę „Ja jestem Anna Nowak”. Zważając na okoliczność zaawansowania jej choroby, nie dającej żadnej nadziei na wyleczenie, a jednocześnie widoczne pragnienie uzyskania spokoju ducha, wyszłam naprzeciw temu oczekiwaniu i na wyraźne jej życzenie dałam nam szansę na lepsze wzajemne poznanie, zrozumienie i koniec końców nawet pewien rodzaj świadomie wyrażanej sympatii. Cały ten czas odczuwałam jednak bardzo silny „opór”, irracjonalny, ale bardzo silny „zew” żeby się wycofać, odpuścić, żeby przywrócić sobie komfort – a zważając na niełatwą przeszłość która łączyła mnie z Anną – takie rozwiązanie wydawało mi się jak najbardziej uzasadnione i sprawiedliwe. Co więcej w niej też dostrzegałam tę walkę, czułam moc, falę energii uderzającej we mnie przy i po każdym kontakcie, czasami przebijała się ona do sfery świadomej i formułowała w jakichś nieprzyjaznych, pojedynczych słowach, które zbijały mnie na chwilę z pantałyku. Robiła to z uśmiechem jakby niechcący, żeby potem szybko się z nich wycofać i kontynuować rozpoczęty proces. To była mozolna, ciężka praca – bardzo intensywny czas.
Ostatnio cała ta energia wokół mnie wygasła, ucichła, odpłynęła. Nagle powróciła równowaga. Nie wiedziałam co się stało. Odwiedzając Annę, zrozumiałam, że coś się zmieniło. Inaczej reagowała, owszem nawiązywała kontakt werbalny, uśmiechała się, ale na pierwszy plan wysuwał się smutek i pewien rodzaj zagubienia. W pierwszym odruchu przyszło mi na myśl, że potrzebuje spokoju, wyciszenia, że męczymy ją swoją obecnością. Potem zobaczyłam, że spina się przy osobach najbliższych i zadałam sobie pytanie: czy ona nas poznaje? Stało się to z dnia na dzień, praktycznie wślizgnęło się niezauważone. Cała nadbudowa, osobowość, która mieniła się Anną Nowak, została w jednej chwili wykasowana, oczyszczona. Pamięć o wszystkich przeżyciach, urazach, uczuciach dobrych i złych, cala energia wokół tego przestała istnieć. W tym znajomym ciele pozostała tylko esencja bytu – krucha, wystraszona, zagubiona – tak bliska, a jednocześnie tak odległa. Każdy dotyk, bardziej wylewny gest płoszył tę delikatną istotę, dlatego postanowiliśmy nie ranić jej dla egoistycznych pobudek, tylko zapewnić jej jak największy komfort.
Ona nie należała już do tego scenariusza, w którym odgrywała tak istotną dla nas rolę. Teraz nazywała się „Ja jestem”, czekała tylko na opuszczenie tego kostiumu, tych dekoracji i być może na przydzielenie nowych zadań. Ile razy tak się już działo? Ile razy tak się jeszcze wydarzy? W tym czasie pożegnałam symbolicznie Annę, dziękując Bogu, że dał mi sposobność zamknąć ten etap – pojednaniem. Zdałam sobie sprawę jak ważne i cenne to było i jest dla mnie. Dziękuję jej, że dała mi taką szansę i pozwoliła dostrzec, że nie ma co się przywiązywać do tego co nadpisane, a co każe nam uważać siebie za Jana Kowalskiego czy Annę Nowak.
[...]
czytaj dalej
Witam serdecznie
Chciałbym podzielić się z Państwem pewną historią, która przydarzyła mi się w dniu moich urodzin.
Był to 3 czerwca 2019, dzień moich 24 urodzin.(wszystko działo się we Wrocławiu). Dodam jeszcze, że pochodzę z Głuchołaz.
Sen: Rozmowa przez telefon z panem Robertem B. o Głuchołazach (w śnie stałem wtedy obok mostu w Głuchołazach i patrzyłem w stronę góry Chrobrego). Podczas rozmowy zobaczyłem obiekt ufo, który pojawia się, znika i pojawia się po ułamku sekundy odwrócony do góry nogami w tym samym miejscu. (Był to biały dyskoidalny obiekt). Później opowiadam Panu Robertowi o moim dawnym śnie o „inwazji ufo” oraz o innych snach, które miałem i były również związane z ufo. (te inne sny, o których mowa śniły mi się również, ale parę lat temu).
Obudziłem się, przypominam sobie ten sen i patrzę w okno a następnie widzę:
-Dwa samoloty które się „ścigają” i przecina je linia innego samolotu: pęd ludzki który jest bezsensowny i nie prowadzi do niczego - (taka myśl pojawiła mi się w głowie, od razu, bez zastanawiania się nad tym)
- Po chwili zobaczyłem dwa duże ptaki które lecą w parze - (poczułem od razu oznakę czegoś dobrego, spokoju oraz współpracy). Dodam jeszcze, że dwa duże ptaki we Wrocławiu to rzadkość, za oknem zazwyczaj latały gołębie lub jaskółki.
Tak wygląda poranek moich 24 urodzin liczba ta od zawsze mi się podobała i w dzieciństwie często myślałem o tym, gdy będę miał 24 lata. ( nie wiem dlaczego akurat 24 lata ale zawsze miałem pozytywne myśli na temat 24 lat oraz tej liczby).
Dodam jeszcze, że później siedziałem na krześle przy biurku odwrócony głową w stronę okna spędziłem tak ok. 1.30h.( co nigdy się tak nie zdarza, nie aż tyle czasu). Podczas obserwacji nieba widziałem samoloty, ptaki ale pojawił się też biały podłużny obiekt obiekt w oddali, który szybko zniknął. ( wtedy też pomyślałem że skoro obserwuję niebo i widzę ptaki oraz inne samoloty, a później jakiś niezidentyfikowany obiekt to to nie jest przypadek i coś pozwoliło mi oglądać najpierw samoloty i ptaki, by później móc odróżnić je od tego nieznanego obiektu). Pojawił się znikąd i zniknął po chwili. Nie wiem czy obiekt widziany na niebie przewidział mi się czy nie, ale ten dzień był dla mnie bardzo przekonywujący oraz to co działo się od samego rana uświadomiło mnie jeszcze bardziej, że nie ma przypadków oraz, że jest przed nami jeszcze wiele do odkrycia. Cieszę się, że wtedy gdy to się działo zapisałem sobie to wszystko. Ogarniała mnie wtedy euforia oraz dreszcze i teraz mogę się tym z Państwem podzielić.
Pozdrawiam Pana Roberta oraz całą załogę okrętu Nautilus.
Jeśli zechcecie Państwo opublikować tę relację, to proszę bez podawania adresu e-mail.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Tajemnicza siła wszechświata nazywająca się przeznaczeniem jest w stanie zmieniać losy ludzi poprzez jednostkowe, pozornie drobne wydarzenia. O jednej z takich historii opowiedziała pewna kobieta na portalu społecznościowym facebook. O tej relacji zawiadomił nas czytelnik serwisu. Sprawa trafiła do naszego działu XXI PIĘTRO- Twoja Historia.
From: j[...]
Sent: Thursday, July 25, 2019 1:40 PM
To: nautilus
Subject: Siła przeznaczenia - wypadek
W załączniku podsyłam wpis z fb kobiety , znanej kobiety. Która uważa, że zaspała do pracy , spóźniła się na autobus . Bo tak po prostu musiało być , musiała pomóc tej kobiecie i dziecku. Siła przeznaczenia.
Pozdrawiam,
Paweł
czytaj dalej
[...] Witam Szanowną Fundację, ja również przed 2 tygodniami poczułem ten "powiew kosmosu na plecach". I to dosłownie, nie mogąc długo przestać o tym myśleć...
Tego upalnego niedzielnego dnia (jeden z najbardziej upalnych w ostatnich tygodniach) musiałem pilnie wypłacić większą ilość gotówki z bankomatu. Potrzebowałem skorzystać z bankomatu konkretnie mojego banku, gdyż przy tak dużej kwocie wypłata z obcego bankomatu kosztowałaby mnie majątek.
Moja żona podpowiedziała mi, że zaledwie 2-3 kilometry od naszego miejsca zamieszkania (południowa część Warszawy) znajduje się bankomat, z ktorego ona od czasu do czasu korzysta i abym tam właśnie podjechał. Tak też zrobiłem, jednak na miejscu okazało się że bankomat jest nieczynny. Lekko sfrustrowany wróciłem do samochodu i postanowiłem skorzystać z Map Google do wyszukania najbliższej placówki mojego banku, przy której będzie dostęp do bankomatu. Tak też udałem się pod kolejny adres, jednak nie byłem w stanie do niego się dostać, gdyż oddział znajdował się na terenie dużego osiedla i musiałbym poświęcić 5-10 min na piesze dotarcie na miejsce. Przy ówczesnym upalem nie miałem najmniejszej motywacji, by to zrobić. Wróciłem więc do moich Map Google i namierzyłem kolejną najbliższą placówkę banku - tym razem bardzo dobrze mi znaną gdyż mieszczącą się w małym centrum handlowym.
Niestety po dojechaniu na miejsce okazało się, że pomieszczenie w którym stoi bankomat jest niedostępne ze względu na remont. Już mocno wkurzony postanowiłem obejść tą niewielką galerię handlową z nadzieją na odnalezienie innego takiego bankomatu. Wówczas zaczepiła mnie starsza, zmęczona upałem kobieta. Wyglądała na mocno zagubioną. Kobieta ta zapytała mnie o konkretny adres (pod nim mieścił się szpital), wskazując że nie może go odnaleźć. Okazało się, że ten adres jest mi bardzo dobrze znany ponieważ znajduje się zaledwie 200-300 m od bloku, w którym mieszkam. Poinformowałem panią, że adres którego szuka znajduje się w zupełnie innej dzielnicy. Moje słowa przeraziły starszą kobietę bo teraz zupełnie nie wiedziała, jak ma się tam dostać.
Postanowiłem, że pomogę odnaleźć jej najszybsze połączenie w komunikacji miejskiej. Pożegnaliśmy się a ja pojechałem szukać kolejnego bankomatu. W drodzę nieustannie prześladowała mnie myśl, że ta moja frustrująca podróż nie była zupełnie pozbawiona sensu. I że jakimś cudem znalazłem się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. I pomimo, że nie załatwiłem tam swoich spraw, to okazałem się wybawieniem dla starszej, zmęczonej lejącym się z nieba żarem kobiety.
Kiedy wreszcie załatwiłem swoje sprawy na wszelki wypadek podjechałem autem w miejsce, z którego Pani miała pojechać pod wskazany przez siebie adres. Pomyślałem, że jeśli ta pani wciąż się tam znajduje, to po prostu podwiozę ją w miejsce, do którego chce się dostać. Niestety (albo stety) starszej pani już tam nie było. Jednak została satysfakcja, że mogłem komuś pomóc...
Oczywiście dane do wiadomości Fundacji.
Pozdrowienia,
[...]
I jeszcze jeden opis z Poczty do FN:
[...] Moja ponad 90-letnia babcia powiedziała mi kiedyś konspiracyjnym tonem:
Monisia, Ty nic nie wiesz, ludzie teraz nic nie wiedzą. Ludzie kiedyś potrafili czarować. Ludzie kiedyś wiedzieli jak się rzuca uroki i jak się je odczynia. Ja sama padłam ofiarą jednego z nich. Kochałam jednego mężczyznę, innego za to moi rodzice wybrali mi na męża, bo miał dużo pola i krowy. Ja go nie chciałam, kochałam swojego mężczyznę, był dla mnie dobry. Moja babka rzuciła na mnie urok, lub dodała mi coś do picia, sama już nie wiem. Wiem jednak, że kolejna rzecz, która pamiętam, to jak już byłam żona mężczyzny wybranego mi przez rodziców. Przyszedł do mnie ten mój kochany i zapytał 'Stasiu, coś Ty zrobiła?' a ja nie wiedziałam.
Uwierzyłam jej. Nie wiem, czy dlatego, że sama mam otwarty umysł, czy dlatego, że mi również przydarzały się dziwne rzeczy ( jak długi, siwy włos w brwi, długości połowy palca; nie było go tam ani wcześniej, ani później, maluje brwi CODZIENNIE, nie przegapiłabym tego. Czy mówiłam już, że moja babcia miała taką samą? W tym samym miejscu?), czy po prostu chce w to wierzyć.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
W połowie 2013 roku miałem ciekawy, kolorowy sen, który mocno utkwił mi w pamięci. Byłem w wielkim pałacu z bardzo szerokimi schodami rozszerzającymi się i zaokrąglonymi na końcu. Miałem świadomość, że jest to Niebo. Było tam bardzo dużo dzieci pięknie kolorowo ubranych, biegających po tych schodach w górę i w dół.
Wiedziałem, że te dzieci mają się dopiero narodzić. Poznałem tam przepiękna małą dziewczynkę, która była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Uzmysłowiłem sobie, że piękno ziemskie, w stosunku do tego, co widziałem nie jest w stanie w żadnej mierze przekazać i opisać tego blasku i doskonałości „niebiańskiego” piękna, że to, co my widzimy, odczuwamy i opisujemy na Ziemi, to jest nikłe odbicie tego, co istnieje w „nadrzeczywistości”, że to, co ziemskie to jest „maja”- ułuda, złudzenie, zjawa. A to, co tu w Niebie istnieje jest wieczne, nieprzemijające i prawdziwe.
Można to porównać do kogoś, kto chcąc pokazać i opisać słońce zapala świeczkę. Była to bardzo ruchliwa - „jak żywe złoto” dziewczynka, rozszczebiotana, przymilna i figlarna. Miałem przekaz, że to będzie córka Beatki, mojej córki, która wczoraj - 27 marca 2014 r. urodziła pięknego drugiego po Noem syna – Natana. To, co najmocniej mi utkwiło, co szczególnie zapamiętałem, to „nieprzekładalność” na nasz język tej rzeczywistości, która kojarzy się z platońskim „światem idei”, ale idei i bytów bardziej realnych, prawdziwszych i piękniejszych niż to, co nas otacza na co dzień tu na ziemi. Mam nadzieję, że ten sen się kiedyś urealni!
[dane do wiad. FN] (dziadek)
czytaj dalej
[...] Mam na imię Krzysztof, od małego ciągnęło mnie w kosmos i bardzo mnie interesował tamten świat. Jako dziecko miałem bardzo realistyczne sny wojen statków widziałem jak by to było prawdziwe statki w kosmosie i na ziemi. Jednak z biegiem lat szukałem dowodu na istnienie UFO oraz Boga. W pewnym etapie życia zrozumiałem że UFO nie ma. Odległości są ogromne a dotarcie do naszej planety to miliardy lat. Potem stałem się ateistą. Szukałem Boga ale go nie znalazłem. Mówiłem - Jeśli jesteś daj mi znak. Mijały lata.
W pewnym etapie życia mam teraz 35lat to zaczęło się gdy miałem około 25, zacząłem budzić się w nocy i doświadczać paraliży. Teraz wiem co to takiego wtedy się tego bałem. Zawsze przed spaniem wiedziałem że zaraz się obudzę jak by drugi raz, widziałem wszystko dookoła swoje ciało myślałem że umarłem i nie mogłem się ruszyć. Potem nauczyłem się to trochę kontrolować. Na krótką chwilę mogłem mieć kontrolę nad myślami gdy się budziłem. Często gdy śniłem orientowałem się że jestem we śnie i korzystałem z tego żeby jak to się mówi wyjść z ciała. Wyobrażałem sobie że śpiewam lub gram na gitarze albo kładę się na ziemi i się kręcę i zaczynałem wibrować to doprowadzało do takiego buczenia i nagle budziłem się gdy moje ciało spało. Bawiłem się tym, powroty do ciała są okropne uczucie zamknięcia w gumowym grubym worku jest ciasno w ciele. Potrafiłem wejść w sen ludzi zobaczyć gdzie śpią co robią. Dodam że jak opisywałem dokładnie ich sny czy pomieszczenia wszystko się zgadzało jednak ludzie często znajomi zamiast powiedzieć WOW po prostu zmieniali temat.
Potem im dalej w las było więcej grzybów. Poprosiłem o dowód istnienia Boga. Dostałem w postaci wszechobecnej niekończącej się miłości. Nawet nie wiem jak to opisać. Ale wiedziałem że ta istota mnie kocha a te uczucie jest nie tyle nie do opisania ale i nigdy tego nie zapomnę.
Po tym doświadczeniu zrobiło się źle. Przestałem panować nad wyjściami z ciała, było to każdej nocy budziłem się zmęczony. Miałem coraz większą kontrolę nad myślami mogłem w postaci kuli podróżować po domu. Zacząłem widzieć postaci w realnym świecie, ale widziałem je kontem oka lub tyłem głowy. Postaci widziałem jako czarne byty lub tylko czułem ich obecność.
Nie chciałem tego, i pewnej nocy gdy się obudziłem w paraliżu sennym zobaczyłem dwie wysokie postaci jak by w skafandrach gumowych. Stały obok mnie i miały urządzenie którym skanowały poje ciało. Wysyłały wibracje i niebieskie światło lecz kolor niebieski uznajmy za umowny ponieważ był to kolor którego nie znam. One się zdziwiły i nagle poczułem że zamknęła się gruba kurtyna taka jak w kinie nad moimi oczami i straciłem świadomość. Po tym incydencie wyjścia się uspokoiły i teraz rzadko zdarza mi się wychodzić z ciała.
Dodam Jeszcze incydent przed śmiercią mojego taty który umierał w domu pewnej nocy obudziłem się i zobaczyłem w drzwiach starą zgarbioną kobietę która czegoś szukała było to tak realne że krzyknąłem na głos CZEGO CHCESZ! ale nagle zniknęła. W chwili śmierci ojca była przy nim mama i powiedziała że w rzeczywistości widziała kobietę która podeszła i nachyliła się nad twarzą ojca i on w tym momencie zmarł. Mama nie jest w stanie powiedzieć jak to widziała mówi jak by czuła i widziała jednocześnie coś czego nie ma.
[...]
x
czytaj dalej
Dzień dobry, Piszę do Was droga Załogo w związku z artykułem na FB o Chupacabrze, czytając go przypomniałem sobie dawny epizod koło 2005(2006?) roku gdy przebywałem u rodziny na Podlasiu;
Razem z młodszym bratem i kuzynowstwem jak to dzieci bawiliśmy się w pobliżu lasu, który z jednej strony kończył się na polach, w pewnym momencie coś poruszyło łany zboża i wyszło na chwilę na widok, było to jakieś zwierzę wielkości dużego psa(?) pamiętam tylko, że kuzynka zawołała "o, kangur!" kolor jeśli dobrze pamiętam to jakiś szarawy, raczej chude (kuzynostwo żyło całe życie w tamtych rejonach więc odróżnia zająca, od lisa itd.) zwierzę chyba nas zauważyło i szybko uciekło kicajac w zboże, troche się przestraszyliśmy i zdecydowaliśmy wrócić do domu. Widzieliśmy to może z odległości 5m?
Piszę może dość chaotycznie, ale robię to z telefonu, więcej niestety nie pamiętam, kuzynka pamięta też tylko, że widzieliśmy kangura wychodzącego ze zboża :)
Łącząc wyrazy szacunku
M
/email dostaliśmy 15 lipca 2019/
I jeszcze jeden e-mail z 2016 roku
From: [...]
Sent: Saturday, December 10, 2016 10:08 PM
To: nautilus
Subject: spotkanie oko w oko z potworem
Dzisiaj, 12 grudnia 2016 czytając wasz artykuł z dnia 25 sierpień 2009 o chupakabrze,
dopiero dowiedziałam się cóż to za stwora widziałam kilka lat temu, do tej pory raz w życiu.
Otóż idąc trasą ok 2 km asfaltową między polami do sąsiedniej wioski. Wszędzie pola, to była wiosna gdzieś koniec kwietnia 2012 więc pola były puste z lekką trawką, las na horyzoncie jakieś 100, 150 metrów od drogi.
Szłam wtedy od pociągu z augustowa (gmina grabów nad pilicą), była godzina 10 rano Wychodząc ze wsi przeszłam ze 100 metrów i wiedzę jak z lasu wybiega "na ślepo" jedno (co dziwne, bo sarny biegają po trzy lub więcej a dziki w stadach i to po ciemku) zwierze. Co jeszcze dziwniejsze jakby mnie nie widziało z daleka.
Ja mimo że noszę okulary widziałam je od samego początku, jak tylko wyskoczyło z lasu, za polami. Od razu zrobiło to na mnie wrażenie, bo poruszało się tak jak jedyne w polsce zwierze a mianowicie królik-kicało vel skakało, na dwóch łapach. Mówię do siebie a co to za królik jakiś ponadmetrowy. Niewiedziałam co o tym myśleć.
Leciało z lasu przez pola, prostopadle do mojej drogi, którą szłam. Co śmieszne, stworzenie to dokicało do samego asfaltu a los zechciał że ja akurat doszłam do tego miejsca, więc stanęliśmy na przeciwko siebie oko w oko:) tyle że po dwóch stronach asfaltu byliśmy (gdybym wtedy wiedziała że to potwór to napewno bym nie szła przed siebie) Serce prawie mi staneło. Było prawie mojej wielkości, co najmniej mogło mi sięgać do ramienia, mam 160 cm wzrostu. Jakby się tak na mnie rzuciło to już po mnie.
Naszczeście jak dokicało do asfaltu ja byłam po drugiej stronie ulicy, wtedy tak jakby dopiero mnie zauważyło.
Zrobiło w tył zwrot i tak jak biegło w moją stroną tak pobiegło spowrotem przez pola do lasu. Od razu poinformowałam męża mówiąc mu że po polsce biegają kangury. Opis istoty: skacze na dwóch łapach, ma krótką jasnobeżową sierść tak jak kangur i przednie łapy w górze, i wzrost tak 140, 150. Długo sie nad tym zastanawiałam, nawet bałam sie pomyśleć że to mogłaby być czupakabra, a jednak wszystko na to wskazuje
Monia
czytaj dalej
Ciekawa relacja:
"Podczas podchodzenia da lądowania na trzy kilometry od lotniska samolot o numerze taktycznym 77 pilotowany przez por. Jatczaka zostal uderzony piorunem kulistym, ktory następnie wpadł do wnętrza kabiny. W wyniku zdarzenia doszło do całkowitej utraty łączność radiowej. Oszołomiony pilot dokończył procedure lądowania i bezpiecznie wylądował w Mińsku Mazowieckim. Bylo to jedyne do tej pory zdarzenie tego typu w polskich silach powietrznych. W trakcie prac komisji stwierdzono spalenie wszystkich bloków radiowych samolotu, przewodow oraz anten radiowych na prawym stateczniku pionowym. "
Byl to MiG-29 nr 77, pilot kpt. Tomasz Jatczak, data incydentu 2 marca 2007r.
Źródło : Adam Gołąbek, Andrzej Wrona, Dole i niedole polskich MiG-ów-29, w "Lotnictwo" nr 6/2019 s.21.
/relację o zdarzeniu znalazł nasz czytelnik - pięknie dziękujemy, trafiła do naszego Archiwum FN/
x
czytaj dalej
[e-mail z 13 lipca 2019] Cześć, dzisiaj około 12:30 dostrzegłem przelot czegoś bardzo dziwnego. Początkowo myślałem że to klucz ptaków, później że może formacja samolotów ale w końcu nie wiem co to było. Udało mi się to nawet dość wyraźnie nagrać moim telefonem Huawei Y6. W każdym razie pomyślałem, że to może coś nietypowego wartego uwagi.
Widziałem to z Samogoszczy obok Wilgi, leciało właśnie na Wilgę. Dodam, że nie słyszałem żadnego dźwięku. Odnoszę wrażenie, że w ogóle nastała jakby cisza kiedy to leciało. Nawet jacyś ludzie pod sklepem przestali rozmawiać.
Może sobie wkręcam, ale nie na co dzień widuję takie zastanawiające rzeczy.
pozdrawiam Grzegorz
OBSERWACJA DZIWNEGO OBIEKTU
13 lipca 2019, godz. 12:30
okolice Samogoszczy (woj. Mazowieckie)
...poniżej klatki z filmu.
Poniżej jeszcze dwa e-maile z naszej ostatniej poczty.
From: [...]
Sent: Saturday, July 13, 2019 12:01 PM
To: nautilus
Subject: Katowicki Spodek
Witam Mostek Kapitański !
Zwracam się do Was z takim mnie nurtującym już wiele, lat pytaniem - może coś Wiecie na ten temat ?, a mianowicie; czy główni architekci Katowickiego Spodka (Maciej Gintowt, Maciej Krasiński i Jerzy Hryniewiecki) mieli jakieś spotkania z UFO ?. Myśl ta mi towarzyszy za każdym razem jak przejeżdżam obok niego, a często mi się przytrafia, ponieważ mieszkam od urodzenia na Śląsku. Jestem przekonany osobiście, że taki projekt, musiał powstać w głowie człowieka lub ludzi, którzy interesowali się tematyką lub mieli własne przeżycia związane z UFO. Projekt samego spodka był w owym czasie bardzo awangardowy, powiedziałbym wyprzedzający naszą ówczesną Polską rzeczywistość (przypomnę spodek budowano od 1964 do 1971 tym czasie w Polsce szalał komunizm a wszelkie budowle użyteczności publicznej miały podkreślać "jedynie słuszną" drogę rozwoju jaką wybrał nasz kraj tzn. partia) Z tego co wyszperałem w internecie znalazłem, że budowa Spodka stanęła pod znakiem zapytania jeszcze w trakcie budowy ! Inżynierowie z Gliwic i Warszawy byli przekonani, że konstrukcja Spodka może się zawalić, gdy znikną podpory a na widowni zasiądą ludzie. Gdy ukończono budowę zdecydowano wówczas o przeprowadzeniu próby, polegającej na tym, że "spędzono" do spodka ponad 4 tys. żołnierzy, którzy na znak-sygnał równocześnie, zaczęli tupać i podskakiwać - aby wywołać drgania. Okazało się, że wszystko jest w porządku (drgania mieszczą się w normie). Zastanawiającą również rzeczą jest też dla fakt, że gorącym zwolennikiem budowy Spodka w centrum Katowic był sam wojewoda śląski gen. Jerzy Ziętek, który chciał, by był on symbolem miasta (musiał wg. mnie mieć też otwarty umysł, co wśród ówczesnych dygnitarzy było rzadkością). Może znajdzie się wśród naszej załogi Nautilusa osoba, która mogłaby coś więcej powiedzieć na ten temat. Szkoda, że projektanci takiej wspaniałej budowli stanowiącej chyba ewenement na skale światową już nie żyją.
Ps.
Przesyłam Wam również zdjęcia spodka, które ściągnąłem z sieci.
Pozdrawiam Serdecznie mostek Kapitański i Załogantów ! Gorki73
From: [...]
Sent: Saturday, July 13, 2019 12:13 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Re: Dzień dobry
Witam ponownie,
Niedawno prowadziłam z Wami korespondencję w sprawie peryskopu. Nie wiedziałam, że zostanie to opublikowane ponieważ wcześniej nie wchodziłam na wasza stronę. O Was powiedziała mi moją koleżanka, która siedzi mocno w temacie UFO i powiedziała żebym napisała do Was co zrobiłam ale raczej z nadzieją że skoro się zajmujecie tematem to będziecie w stanie mi wytłumaczyć co widziałam i dlaczego.
Teraz piszę bo dzisiejszej nocy koło mojego łóżka widziałam kulkę prawie przezroczysta z takimi nitkami blado białymi rozchodzacymi się od środkami. Przypominało mi dmuchawiec właśnie przez te nitki ale taki prawie niewidoczny. Przesuwała się wzdłuż łóżka w stronę mojej głowy. Przestraszyłam się i odwróciłam w drugą stronę przykryłam się kołdrą. Nie patrzyłam już w tamtą stronę ale długo nie mogłam zasnąć. Co to było ?
Orbsy podobno widać jedynie na fotografiach a w sumie to mogło by tym być. Umielibyscie mi to wytłumaczyć ? Byłabym wdzięczna
Pozdrawiam
czytaj dalej
Dzień Dobry! Chciałam opowiedziec o kilku wydarzeniach z mojego życia, które mogą was zainteresować. Może zacznę tego że rodzina od strony mamy mieszka na drugim końcu Polski(lubuskie),zaś rodzina taty w tym samym mieście co my(śląskie) wiec często ich nie odwiedzaliśmy.
W 2005r. kiedy okazało się że dziadek jest chory na raka płuc pojechałam tam z mamą zostalyśmy tam tydzień ale musiałyśmy wracać bo skończył się mamie urlop i dzień przed wyjazdem miałam dziwny sen, otóz w tym śnie nic nie było tylko takie czarne tło i słychać było głos karetki przez chwilę po czym głos dziadka "jak się bedziesz źle czuć dzwoń po pogotowie" i przez sen uścisnęłam sobie z kimś ręke po czym gwałtownie się przebudziłam trzymając mame za ręke. Wróciłyśmy do domu,minęły 2 dni i ciocia zadzwoniła że dziadek zmarł.
Do tej pory nie wie o co chodziło z tym pogotowiem.
Zaś 14.02.2007r. Zmarł bliski przyjaciel naszej rodziny ,po jego śmierci było mi bardzo smutno, zadawałam sobie pytania "Dlaczego on?" "czy dobrze mu tam teraz?" kiedy dzwonił domofon w mojej głowie pojawiały sie myśli że to może on.
Pewnej nocy przyśnił mi się, że przyszedł do nas pytał się o tate (mojego) a ja mu odpowiedziałam że tata nie żyje( chociaż mój tata żyje) i w tym snie mowiłam do mojej mamy " zapytaj go jak tam jest "
a on mi powiedział nie martw się o mnie tam jest pieknie,jestem szczęśliwy, teraz już ide ale jeszcze tu wrócę - Był ubrany w taką białą szate.i sen sie tak skończył.
Miesiąc po jego śmierci zmarła moja ciocia,na raka. Mama jechała tam sama (tam zawsze ktoś przyjeżdzał na peron żeby ja zawieść ) i moja siostra wysyłała do drugiej cioci sms-a ża mama już wsiada w pociąg i że bedzie tam o 7 rano żeby ktoś po nią wyjechał.sms ten nie dotarł pod wskazany nr mojej cioci, lecz do wujka ktory właśnie kupił sobie nowy starter i nikt nie miał jego numeru telefonu.
Zapomniałam dodać że jeśli chodzi o 2 ostatnie historie to kilka dni przed śmiercią cioci i przyjaciela rodziny zawsze kiedy oglądałam telewizje ktoś lub coś przełaczało mi kanał lub wyłączało mi dzwięk w telewizorze. kiedy ja przelaczalam z powrotem lub wlączałam dzwięk, sytuacja sie powtarzała i tak trwało to kilka godzin.
Pozdrawiam serdecznie.
M.
czytaj dalej
[...] Witam serdecznie,
Mam 21 lat na imię mi Krzysztof pochodzę ze Śląska. Od najmłodszych lat tata mnie "zarażał" takimi typu tematami związanymi z ufo siłami nadprzyrodzonymi illuminatami ogólnie teoriami spiskowymi przez co ja sam się w to wkręciłem. Nawet staramy sie bywać na harmonii kosmosu która jest raz w roku a tematy tam sa niezwykle ciekawe. Postanowiłem że chciałbym sie podzielić z redakcją z czytelnikami swoimi doświadczeniami które mnie spotkały w moim życiu. Tak więc chciałbym przytoczyć dwie historie które przytrafiły mi sie gdy bylem młodszy plus pewne dziwne uczucie ktore jakby ktos by mi mógł wytłumaczyć czym to jest to byłbym ogromnie wdzięczny.
Zacznę od bliskiego spotkania 3 stopnia z duchem ktore przytrafiło mi sie w okresie gimnazjalnym, otóż pewnego wieczora gdy sie położyłem już spać zaznaczam ze spalem na poddaszu powiedziałem sobie w myślach ze chciałbym aby moj anioł stróż mi się objawił bylem bardzo mocno skupiony i przekonany w to co mówię zaraz potem jakoś zasnąłem i nagle cos mnie budzi w nocy dokładnie taki mocny przeszywający chłód obok mojego ciała przeszedł z początku pomyślałem ze pewnie okno jest otwarte które było za mną w drugim pokoju a było wtedy lato wiec wiadomo w noc otwiera sie okna aby przewietrzyć ogólnie pokój ale wpatrując sie w to okno dostrzegłem ze jest zamknięte zdziwiłem sie i poszedłem dalej spac jak gdyby sie nic nie stało tyle że jak tylko zamknąłem oczy to nie wiem kilka sekund w moim odczuciu i nagle obudziło znowu otwieram oczy a tu nagle obok mojego łóżka stoi biała świecąca sie postać nie wiem jak to opisać głowa i taki zarys tułowia az to ziemi jakby szate jakas miala co było.
Ciekawe czas wokół mnie jakby zwolnił momentalnie miałem takie uczucie jakby to cos ta cala sytuacja była wyjęta z naszej rzeczywistości jakbym byl na chwile w innym wymiarze i co dalej ta biała postać patrzała sie na mnie chociaż nie bylo widać żadnych rysów twarzy ani nic po prostu biały zarys glowy to czulem ze mi się przygląda zapewne kazdy sobie pomyśli teraz ze zacząłem krzyczeć wrzeszczeć ze strachu ale właśnie nie, bylem tak pozytywnie nastawiony do tej istoty i jedynie co moglem czuć to niedowierzanie tak zwana "kopara mi opadła" a dobrze wiedziałem ze ta istota nie moze mi nic zrobić bo zawsze ojciec mi powtarza ze tego nie trzeba sie bac to jest cos normalne to jest świat niewidoczny dla naszego oka ale istnieje tak samo jest z wiatrem wierzymy i czujemy ale czy widzimy? wracając wyciągnąłem rękę w kierunku tego ducha aby go dotknąć czy to jest faktycznie to co widze i gdy juz bylem bliski aby to poczuć nagle wszystko znikło czas jakby znów wrócił do swojego dotychczasowego tempa a ja sie zorientowałem że dotykam swojego drewnianego krzesła ktore stało na środku pokoju tak wiem każdy teraz powie ze mialem zwidy ale naprawdę wiem co widziałem mysle ze istota wiedziała jak mnie podejść to był jakby test dla mnie czy uwierze w krzesło czy w to co zobaczyłem tak to zrozumiałem, następnego dnia poszedłem do swojego taty opowiedzieć mu o tym i razem sprawdziliśmy wahadełkiem co to bylo i wyszło ze mój anioł stróż.
Podsumowując: nie bawmy sie w duchy nie igrajmy z silami o których nie mamy pojęcia bo one sa wśród nas co prawda istnieją dobre i zle duchy ale za każdym razem gdy o nich mówi szydzi wyśmiewa czy bawi sie w wywoływanie to one to słyszą i przechodzą możemy to poczuć przez zimny powiew wiatru czy nawet przez kontakt zewnętrzny gdzie cos sie poruszy spadnie nawet mogą wejść w osobę ktora ma słaba psychikę ktora się lęka boi one to wyczuwają i znajda kazdy sposób by Cię opętać i sie żywić twoja energią.
Druga historia bedzie podobna do pierwszej ale spałem w innym juz pokoju to bylo jakos kilka później po moim spotkaniu z duchem. Tym razem gdy sie położyłem spac powiedziałem sobie przed snem ze chce aby odwiedziło mnie ufo kosmici ze 'pragnę' - słowo magiczne ktore bardzo mocno wpływa na nasze przekonanie, aby po prostu przyszli do mnie sie pokazać chciałem ich zobaczyć. Od razu gdy zamknąłem oczy obudzilem sie w środku nocy, moją uwagę przykuło mocne jaskrawe światło które padało na ścianę w krańcu pokoju tak jakby ktoś czymś świecił za okna, nie wiedziałem co mam wtedy zrobić, czy podejść do okna zobaczyć co to jest czy zostać w łóżku.
Odczuwałem lekki niepokój po tym co mówiłem sobie przed snem dlatego zostałem w łóżku i obserwowałem caly czas owe zjawisko przy okazji wziąłem telefon by zobaczyć godzinę ale co dziwne przestal działać nawet się włączyć nie chciał.. patrząc caly czas na to światło w końcu zasnąłem ponownie i tu zaczęła sie przygoda bo nagle cos jakas sila wybudziła moją osobę z pozycji leżącej podniosła moje ciało do pozycji siedzącej i nagle przed moimi oczyma leciały slajdy tak jak sie mowi ze jak sie 'umiera to cale życie przelatuje Ci przez oczy' , to były takie jakby zdjęcia ujęcia tego co widziałem tego światła ktore się odbijało na ścianie zaznaczam ze moje ciało było "zablokowane" jakby coś przejęło nademna kontrolę, jak juz się skończyło to nagle bezwładnie poleciałem na łóżko znów do pozycji leżącej i wtedy dopiero zrozumiałem ze to co było za oknem to miało cos na pewno związek z obcą cywilizacja.
Podsumowując: słowa ktore wypowiadamy mają swoją siłę mają moc i czym bardziej czegos chcemy to tym bardziej to sie urzeczywistnia. Proszę o jedno aby każdy do tego ze zdrowym rozsądkiem podchodził każdy co prawda jest Panem własnego życia ale po co ryzykować w taki sposób na pewno obca cywilizacja nam sie kiedyś ujawni wystarczy na nia poczekać.
Przechodząc do ostatniego wątku to też kilka lat temu gdy miałem dziwne sny ktore przenikały do świata naszego, otóż ukazały mi sie 3 razy za pierwszym razem gdy spałem to śniło mi sie ze nie wiem dokładnie jak to opisać jakby bylo ciemne pole gdzie jak spróbowałem oddychać czy się ruszyć to cos wybuchało widziałem to, to bylo straszne przeżycie bo czulem jakby cos we mnie narastało po czym zaraz wybuchało eksplozje czulem sie jakbym sie dusił po prostu.
Kolejny raz byl również bardzo przerażający spałem w jednym pokoju z siostrą na oddzielnych łóżkach i nagle w nocy sie obudziłem spontanicznie i zobaczyłem na suficie te wszystkie eksplozje niszczenia zacząłem sie pocić bac pobiegłem do ubikacji stanąłem przed lusterkiem widziałem caly czas to co jak cos wybucha i sie bałem myśleć o tym bo to caly czas narastało chciałem nawet krzyczeć ale sie nie dało bylem przyblokowany. Trzeci ostatni raz juz byl ciut delikatniejszy po czym mi juz ustało i nie odczuwam juz takich odczuć. Jakby ktoś mógłby sie podzielić czy miał to samo co ja to byłbym wdzięczny :)
To by było na tyle dziękuję za uwagę i wysłuchanie. Pozdrawiam cała redakcję Nautilusa oraz czytelników!
/email dostaliśmy 8 lipca 2019/
czytaj dalej
[...] Witam, obserwacja UFO z ostatniej chwili, Głogów 4 lipca 2019, godzina ok. 12:50. Siedziałem z synem na placu zabaw, kiedy zauważyłem na czystym, bezchmurnym niebie jasną, prawie białą kulę lecącą wolno. W tle, o wiele wyżej nad nią, zauważyłem samolot, chyba pasażerski, trasy obu pojazdów (nie wiem czy kula była pojazdem) nie pokrywały się. Syn ma 9 lat, a kiedy mu powiedziałem, że ta kula była dziwna i jakby się zmieniała co kilka sekund - stwierdził, że on widział jakby czasem spłaszczała się jak duża bańka mydlana, czyli oboje widzieliśmy to samo. Obserwowaliśmy ją przez kilka minut, kiedy znikała w oddali w tle i była już niedostrzegalna gołym okiem. Zdjęć nie zrobiłem, ponieważ posiadam stary model telefonu Nokia i raczej z tej odległości nic by nie było widać.
A teraz najciekawsze, zauważcie jaki zbieg okoliczności: jadąc z drugim synem tego samego dnia, czyli dziś rano do przedszkola zapytałem, czemu nie patrzy w niebo i nie szuka ufo. Jakby na życzenie kilka godzin później miałem okazję osobiście obserwować niezidentyfikowany obiekt :)
Łukasz
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Thursday, July 04, 2019 6:51 PM
To: Nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ufo nad szczecinem
Mieszkam na oś. Bukowym w dniu 27.06.2019 po godzinie 21.00 przeleciał 2 obiekty. Jeden obiekt sfilmowałem. Pozdrawiam
czytaj dalej
Droga Redakcjo, Od 13 lat pracuję na nocki w domu opieki dla starszych ludzi. Śmierć nie jest mi obca- pożegnałam setki cudownych osobowości i wiele razy trzymałam ich za rękę aż do ostatniego oddechu.
Nikt mi dziś nie powie, że duchy nie istnieją, choć szanuję poglądy ludzi, którzy czegoś takiego nie przeżyli i w to nie wierzą.
Podam poniżej tylko niektóre przykłady z moich spotkań z duchami:
1). Siedzimy ze współpracownikami w środku nocy w salonie, drzwi są otwarte do dużej recepcji. Jest cicho, każdy coś je. Nagle słyszymy zbliżające się w naszym kierunku dość szybkie, damskie kroki (w recepcji są kafelki). Kroki ucichły zaraz przy wejściu do salonu. W tym samym momencie, jedna z koleżanek wychyliła się, spojrzała w ten punkt nie widząc nikogo, więc wszystkie wyszłyśmy do recepcji, nie znajdując tam nikogo. Nikt nie miałby szansy wycofać się w tak krótkim czasie.
2). Godzina 23.00, robię obchód w jednej części budynku, w korytarzach półmrok, większość świateł powyłączanych. Zbliżam się do pokoju starszego pana. Drzwi powoli się przede mną otwierają, ale tylko do pewnego momentu, klamka sama przekręca się kilka razy w górę i w dół. Wchodzę do środka z uśmiechem na twarzy myśląc, że pan stoi za drzwiami ale zamiast tego, znajduję go śpiącego w łóżku. Było to jedno z najgorszych przeżyć. Niestety te rzeczy mnie zarówno fascynują jak i przerażają.
3).Kilka lat później w tym samym pokoju mieszka już inna osoba. Około 12-1 w nocy pani mnie wzywa i kłóci się ze mną, że chce wyjść na dwór na papierosa, na co ze względu na bezpieczeństwo nie mogę jej pozwolić. Próbuję się wycofać ale jeszcze wysłuchuję jej epitetów w drzwiach. Nagle słyszę, że za moimi plecami ktoś przechodzi przez korytarzyk, w stronę drzwi prowadzących na inne piętro. Słychać wyraźnie ocieranie się materiału od spodni- tak jak noga o nogę, gdy ktoś ma nadwagę. Nie od razu odwracam głowę, bo mi nie przychodzi na myśl, że to mógłby być duch. Dopiero po chwili spoglądam, bo nie słyszę żeby ktoś otwierał drzwi, które zresztą mają kod i cyferki zawsze głośno piszczą, gdy się je naciska. Niestety, nie ma tam nikogo.
4). Jestem rano sama na najwyższym piętrze, gdzie jest tylko kilka pokoików. Wchodzę do komunalnej łazienki, bo słyszę, że woda leje się do wanny. Zakręcam kurek, w łazience unosi się para. Trochę mnie ta sytuacja dziwi, bo na tym piętrze są tylko osoby bardzo chore, leżące w łóżkach. Wychodzę z łazienki, czekam na windę i znowu słyszę tą wodę. Wchodzę, zakręcam ponownie kurek. Wiem, że przecież potrzeba ludzkiej ręki żeby kurek odkręcić i czuję się nieswojo. Około pół godziny później spotykam już na innym piętrze osobę z pralni, która mi mówi:" Właśnie roznosiłem ubrania po pokojach na górze i wstąpiłem zakręcić wodę w łazience, bo się lała do wanny".
Większość umierających nie potrafi się już z nami komunikować, ale pamiętam kilka przypadków, gdzie ludzie na łożu śmierci wyciągali ramiona do swych nieżyjących od dawna rodziców, małżonków i przemawiali do nich, dziwiąc się, że my ich nie widzimy. Są to bardzo rzadkie przypadki. Pamiętam też kobietę, która z szerokim uśmiechem i zafascynowaniem rozglądała się po swym pokoju kilka godzin przed śmiercią. Nie mogła już wtedy mówić, więc nie wiem co lub kogo widziała, ale definitywnie nie była zainteresowana moją obecnością. Całą jej uwagę pochłaniało to "coś".
Jestem przekonana, że umierający widzą o wiele więcej tego drugiego świata, niż tego, z którego powoli się już wycofują. Głęboko wierzę także, że nie idziemy tam sami. Przychodzą po nas inni zmarli, których kochaliśmy. Zmarli też przychodzą często pożegnać się z żywymi, ale to już inna historia.
Serdecznie pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Dziękujemy za te piękne relacje - bardzo wzbogacą nasze archiwum. Temat "widzenia duchów" przed śmiercią fizyczną pojawiał się już w naszym serwisie. Warto przy tej okazji przypomnieć bardzo ciekawy odcinek serii "Doświadczyć Niezwykłego" pod tytułem "Nawiedzone Szpitale".
czytaj dalej
Witam Szanowną Fundację,
Ja również przed 2 tygodniami poczułem ten "powiew kosmosu na plecach". I to dosłownie, nie mogąc długo przestać o tym myśleć...
Tego upalnego niedzielnego dnia (jeden z najbardziej upalnych w ostatnich tygodniach) musiałem pilnie wypłacić większą ilość gotówki z bankomatu. Potrzebowałem skorzystać z bankomatu konkretnie mojego banku, gdyż przy tak dużej kwocie wypłata z obcego bankomatu kosztowałaby mnie majątek.
Moja żona podpowiedziała mi, że zaledwie 2-3 kilometry od naszego miejsca zamieszkania (południowa część Warszawy) znajduje się bankomat, z ktorego ona od czasu do czasu korzysta i abym tam właśnie podjechał. Tak też zrobiłem, jednak na miejscu okazało się że bankomat jest nieczynny. Lekko sfrustrowany wróciłem do samochodu i postanowiłem skorzystać z Map Google do wyszukania najbliższej placówki mojego banku, przy której będzie dostęp do bankomatu. Tak też udałem się pod kolejny adres, jednak nie byłem w stanie do niego się dostać, gdyż oddział znajdował się na terenie dużego osiedla i musiałbym poświęcić 5-10 min na piesze dotarcie na miejsce. Przy ówczesnym upalem nie miałem najmniejszej motywacji, by to zrobić.
Wróciłem więc do moich Map Google i namierzyłem kolejną najbliższą placówkę banku - tym razem bardzo dobrze mi znaną gdyż mieszczącą się w małym centrum handlowym. Niestety po dojechaniu na miejsce okazało się, że pomieszczenie w którym stoi bankomat jest niedostępne ze względu na remont. Już mocno wkurzony postanowiłem obejść tą niewielką galerię handlową z nadzieją na odnalezienie innego takiego bankomatu. Wówczas zaczepiła mnie starsza, zmęczona upałem kobieta. Wyglądała na mocno zagubioną. Kobieta ta zapytała mnie o konkretny adres (pod nim mieścił się szpital), wskazując że nie może go odnaleźć. Okazało się, że ten adres jest mi bardzo dobrze znany ponieważ znajduje się zaledwie 200-300 m od bloku, w którym mieszkam. Poinformowałem panią, że adres którego szuka znajduje się w zupełnie innej dzielnicy. Moje słowa przeraziły starszą kobietę bo teraz zupełnie nie wiedziała, jak ma się tam dostać. Postanowiłem, że pomogę odnaleźć jej najszybsze połączenie w komunikacji miejskiej. Pożegnaliśmy się a ja pojechałem szukać kolejnego bankomatu. W drodzę nieustannie prześladowała mnie myśl, że ta moja frustrująca podróż nie była zupełnie pozbawiona sensu. I że jakimś cudem znalazłem się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. I pomimo, że nie załatwiłem tam swoich spraw, to okazałem się wybawieniem dla starszej, zmęczonej lejącym się z nieba żarem kobiety.
Kiedy wreszcie załatwiłem swoje sprawy na wszelki wypadek podjechałem autem w miejsce, z którego Pani miała pojechać pod wskazany przez siebie adres. Pomyślałem, że jeśli ta pani wciąż się tam znajduje, to po prostu podwiozę ją w miejsce, do którego chce się dostać. Niestety (albo stety) starszej pani już tam nie było. Jednak została satysfakcja, że mogłem komuś pomóc...
Oczywiście dane do wiadomości Fundacji.
Pozdrowienia,
[dane do wiad. FN]
[…] kiedyś miałam realistyczny sen w którym trzeba było się ukrywać gromadzić wodę...znowu się powtórzył tym razem trzeba było gromadzić wodę lekarstwa jedzenie było mało żywych ludzi A jak jacyś byli to zachowywali się podobnie do zombie. Po przebudzeniu o 3.20 zapisałam wszystko na kartce koło łóżka tak postanowiłam że wszystkie sny będą zapisywane.
Mialam parę snów przepowiadajacych niedawno dotyczących mojego życia - do tygodnia czasu się sprawdzały ale tamten się nie sprawdził (poprzedni odnośnie ukrywania się przed powietrzem i gromadzenia wody). W sumie już parę razy się powtarzał, mam nadzieję, że się nie spelni. Dzis wracając z pracy rowerem do domu gdzieś o godzinie 21.20-25 widziałam błysk na niebie myślałam że to burza ale niebo było spokojne było już prawie ciemno. Nie potrafię go wytłumaczyć w inny sposób, nie było tam drogi ani nic innego co by to spowodowało .Był podobny do błyskawicy ale to nie to ..
[wiadomość dostaliśmy 1 lipca 2019]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
Teleskop Webba sfotografował UFO?
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.