Dziś jest:
Sobota, 20 kwietnia 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




Intuicja
Nie, 10 gru 2023 22:57 komentarze: brak czytany: 1757x

[...] Szanowna Fundacjo, pewnie dostajecie Państwo mnóstwo takich maili, ale pomyślałam, że może opowiem moją historyjkę... Ponieważ mam kilkoro świadków, którzy mogą potwierdzić moje słowa, czasami przytaczam ją przy okazji dyskusji nt. intuicji. Opis będzie dość długi, bo dowodów na działanie przeczucia było kilka...  W sierpniu 2009 r. razem ze swoim chłopakiem wybierałam się na wakacje pod.......

czytaj dalej

[...] Szanowna Fundacjo, pewnie dostajecie Państwo mnóstwo takich maili, ale pomyślałam, że może opowiem moją historyjkę... Ponieważ mam kilkoro świadków, którzy mogą potwierdzić moje słowa, czasami przytaczam ją przy okazji dyskusji nt. intuicji. Opis będzie dość długi, bo dowodów na działanie przeczucia było kilka... 

W sierpniu 2009 r. razem ze swoim chłopakiem wybierałam się na wakacje pod namiot. Marzyły mi się Góry Stołowe, które uwielbiam i było nam wszystko jedno, ile będzie trwała podróż, ale cały czas kołatało nam się obojgu "za daleko", więc w końcu uznaliśmy, że pojedziemy w Bieszczady (mieszkaliśmy wówczas na Lubelszczyźnie). Kupiliśmy więc bilety na nocny pociąg, zaplanowaliśmy mniej-więcej pobyt, spakowaliśmy się itd. Ostateczne plany zmieniliśmy w zasadzie w ostatniej chwili, bo stwierdziliśmy, że owszem, pojedziemy w te Bieszczady, ale do Soliny, gdzie jest mnóstwo ludzi (plan wcześniejszy zakładał, że będziemy łazić z plecakami gdzieś po szlakach, a nie po deptaku)...

 Nie wiem dlaczego, ale w dniu wyjazdu w ogóle się tym nie ekscytowałam - powinnam była się cieszyć, bo były to nasze pierwsze wakacje tylko we dwoje, ale coraz mniej podobała mi się cała idea... ale uznałam, że nie będę marudzić i podzieliłam się tym tylko z mamą. Jednak kiedy wieczorem przyszedł do mnie chłopak, już z plecakiem (na dworzec odwoziła nas moja mama), powiedział, że nie jest przekonany do tego wyjazdu!

Zastanawialiśmy się więc, czy na pewno pojechać - nie był to strach, nie wiem, co czuł mój chłopak, bo nie było mnie w jego skórze, ale ja czułam po prostu niewytłumaczalny dyskomfort. Chcę zaznaczyć, że rok wcześniej byliśmy na podobnej wyprawie w większej grupie i wówczas czuliśmy się świetnie, a wakacje były udane, więc nie jest tak, że panikowaliśmy przed nieznanym. Ociągaliśmy się z wyjściem z domu, do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy nie zostać, ale w końcu stwierdziliśmy, że przecież "nie ma żadnego powodu, żeby nie jechać". Kiedy wsiedliśmy już do pociągu rozmawialiśmy jeszcze przez okno z moją mamą, która cały czas mówiła nam, że skoro czujemy że coś jest nie tak, to żebyśmy sobie dali spokój z całą wyprawą - w którymś momencie nawet ściągnęłam plecak z półki i uznałam, że wysiadam, ale zdrowy rozsądek mnie zatrzymał. Niewytłumaczalnie wybieraliśmy się na wakacje jak na kopanie rowów...

 W każdym razie przez pierwsze trzy czy cztery dni było świetnie i żartowaliśmy, że bez sensu braliśmy się za czarnowidztwo i dobrze, że przyjechaliśmy... Chyba czwartej nocy chłopak zaczął strasznie wymiotować i miał gorączkę. Uznaliśmy, że na pewno się czymś zatruł i dość szybko mu przejdzie, ale rano nie dawała mi spokoju myśl, że to na pewno nie jest zatrucie - NIE WIEM dlaczego, ale kazałam mu podnieść prawą nogę, a kiedy go zabolało - stwierdziłam, że to na pewno wyrostek. Zaprowadziłam go do WOPRowców, oni zadzwonili po karetkę, chłopaka zabrano do szpitala w Lesku, jakieś cztery godziny później miał operację - ostre zapalenie wyrostka robaczkowego...

 Koniec końców wszystko skończyło się dobrze, ale cała historia jest dla mnie dowodem na to, że intuicja naprawdę istnieje.

Chociaż zignorowaliśmy wszystkie złe przeczucia przed wyjazdem, to i tak:

1) Nie pojechaliśmy na drugi koniec Polski, tylko dość blisko domu, chociaż pierwotne plany były inne (powrót chłopaka ze szpitala był o wiele mniej męczący dla niego - podróż po naszych drogach ze świeżą raną pooperacyjną jest naprawdę okropna, a i tata mojego chłopaka mógł szybko przywieźć mu niezbędne rzeczy do szpitala).

2) Zamiast szlaków ostatecznie wybraliśmy typową miejscowość turystyczną, chociaż to w ogóle nie jest w naszym stylu i oboje najlepiej czujemy się z dala od tłumów. Dzięki temu pomoc była naprawdę szybko - nie wiem co by było, gdybyśmy np. nie mieli zasięgu gdzieś wysoko w górach...

3) Nigdy nie miałam nic wspólnego z zapaleniem wyrostka i nigdy mnie to nie interesowało, nie mam więc pojęcia, dlaczego przyszła mi do głowy akurat ta prawa noga, skoro wymioty i gorączka mogą oznaczać pewnie sto różnych chorób!

4) No i przede wszystkim - nie jest możliwe, że była to samospełniająca się przepowiednia - zapalenia wyrostka nie da się wywołać myślami...

 Gdybyśmy posłuchali przeczuć i zostali w domu na pewno również dostałby tego ataku, ale wylądowałby w szpitalu kilometr od domu, a nie prawie trzysta...

 Ot, taka historyjka, która dla wielu jest banalna, bo na pewno mnóstwo osób ma obawy przed jakimś wyjazdem, ale żadne z nas nigdy wcześniej i nigdy później nie miało takiego niewytłumaczalnego uczucia - nie był to zresztą strach, po prostu bez żadnego powodu nie chcieliśmy jechać! Na romantyczne, beztroskie wakacje we dwoje, w piękne polskie góry! Pojechaliśmy wbrew temu co czuliśmy. Teraz są to tylko wspominki i argument w rozmowach na temat szóstego zmysłu, ale jeśli kiedykolwiek będę miała podobne odczucia przed czymkolwiek - na pewno tego nie zignoruję.

 Pozdrawiam całą Fundację,

[dane do wiadomości FN]






zwiń tekst



Niezwykłe zwiastuny śmierci
Nie, 10 gru 2023 22:58 komentarze: brak czytany: 1844x

Szanowna Fundacjo!Do napisania tego maila zabieram się od dłuższego czasu. Jestem Waszą stałą czytelniczką już od wielu lat. Sama jestem osobą wierzącą, a dzięki Waszej fundacji zrozumiałam, że reinkarnacja jest czymś tak oczywistym jak grawitacja i prawdopodobnie jest to część boskiego planu. Chciałabym opisać 3 historie, które wydarzyły się w mojej dalszej i bliższej rodzinie związane z kontaktem.......

czytaj dalej

Szanowna Fundacjo!

Do napisania tego maila zabieram się od dłuższego czasu. Jestem Waszą stałą czytelniczką już od wielu lat. Sama jestem osobą wierzącą, a dzięki Waszej fundacji zrozumiałam, że reinkarnacja jest czymś tak oczywistym jak grawitacja i prawdopodobnie jest to część boskiego planu.

Chciałabym opisać 3 historie, które wydarzyły się w mojej dalszej i bliższej rodzinie związane z kontaktem po śmierci. Sama byłam świadkiem jednej z nich i to ona upewniła mnie, że "coś musi być po tej drugiej stronie."

Pierwszą historię usłyszałam będąc jeszcze dzieckiem. Wydarzyła się ona w mojej dalszej rodzinie, a mianowicie przydarzyła się ona szwagrowi mojej babci. Dostał on w prezencie od swojego ojca zegarek, który służył mu przez wiele, wiele lat. W dzień, w którym umarł jego ojciec, zegarek po prostu stanął. Nie dało się go naprawić. Jako, że były to czasy, kiedy o powszechnych telefonach jeszcze można było pomarzyć, szwagier mojej babci wiedział, że czeka go niemiła informacja. I na następny dzień przyjechały do niego siostry z  informacją, że ich ojciec nie żyje.

Druga historia związana jest z rodziną chłopaka mojej kuzynki. Jego rodzice prowadzą malutki pensjonat w jednej z bardziej znanych wiosek narciarskich. Brat ojca przez długi czas chorował, wiadomo było, że nie będzie żadnego ratunku. Pewnej nocy, bez żadnego powodu, włączyła się i zaczęła drukować drukarka. Ojciec wstał żeby ją wyłączyć, ale nie spodziewał się telefonu, który nastąpił po tym,  a który informował o śmierci brata.

 Ostatnią historię przeżyłam na własnej skórze. Istotne jest, żebym wyjaśniła na samym początku, że dotyczy ona mojego dziadka i mojego brata. Wychowywaliśmy się z bratem bez ojca. Tego ojca przez 19 lat zastępował mojemu bratu nasz dziadek. Dziadek miał czworo wnucząt, jednak tylko z moim bratem łączyła ich specjalna ojcowska więź.
Historia ta zdarzyła się w sierpniu 2014 roku. Pojechaliśmy z mamą i bratem do domku w górach, razem z naszymi znajomymi. Tego dnia nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń. Dzień wcześniej brat widział się jeszcze z dziadkiem i wszystko było dobrze.

Była to godzina przedpołudniowa. Siedzieliśmy z bratem i znajomym grając w karty, a mama ze znajomą siedziały na ganku i piły kawę. Telefon mojego brata znajdował się w tym samym pomieszczeniu w którym graliśmy w karty, a znajdował się na stole, dosłownie na wyciągnięcie mojej ręki. Ani ja, ani mój znajomy nie słyszeliśmy, żeby telefon dzwonił. Mój brat wrócił właśnie z łazienki i odruchowo sprawdził telefon. Konwersacje pamiętam do dziś:
Brat:  Dziadek dzwonił. Ciekawe co chciał.
Ja: No to oddzwoń do niego, ale nie słyszałam, żeby coś dzwoniło.
Brat: (po paru sygnałach) Nie odbiera, a jak się coś stało? ( Warto tutaj dodać, że był naprawdę przerażony, taki niespokojny, a nasz dziadek był zdrowy, nie czekaliśmy na żaden niepokojący telefon).
Ja: Przestań wymyślać, co się miało stać, pewnie już wyszedł z domu i zapomniał telefonu.

Jakieś pięć minut później moja mama otrzymała telefon od swojej siostry, że ich tata nie żyje. Do końca życia nie zapomnę twarzy mojego brata w momencie, gdy to usłyszał.

Okazało się, że dziadek wyszedł z domu po samochód do garażu, który miał kilometr od domu. Wziął ze sobą kijki do nordic walkingu (starał się być aktywny, zresztą całe życie uprawiał jakieś sporty), wcześniej pożegnał się ze swoją żoną (była to jego druga żona, moja babcia zmarła paręnaście lat wcześniej). Z relacji żony jak i raportu prokuratora, dziadek wyszedł z domu o godzinie 11.05, w każdym bądź razie niedługo po 11. Zasłabł 150 metrów od domu i zgon nastąpił na miejscu. Nie było by nic dziwnego w telefonie dziadka do mojego brata, oprócz tego, że wykonano go o 11.38, czyli prawie pół godziny po śmierci dziadka!

A w domu dziadka i jego żony, gdzie znajdował się telefon, nie było nikogo, żona dziadka była już na miejscu śmierci i rozmawiała z policją i prokuratorem ( jako, że musieli wykluczyć działanie osób trzecich). Jak wcześniej wspominałam mój dziadek i mój brat mieli wyjątkową więź. Mój brat przez godzinę od informacji o śmierci dziadka nie mógł się uspokoić. Wyrzucał sobie, że pewnie dziadek dzwonił, bo zaczął się źle czuć. Jakie wielkie było nasze zdziwienie, kiedy żona dziadka poinformowała nas, że to niemożliwe, że dziadek dzwonił do nas o 11.38, bo już nie żył, a telefon zostawił w domu. Sprawdziliśmy potem na telefonie dziadka połączenia wychodzące i faktycznie, o godzinie 11.38 na telefonie widniało połączenie do mojego brata.

Wszyscy uważamy, że chciał dać sygnał mojemu bratu, że już ma się dobrze i że czuwa nad nami. Mój brat był bardzo poruszony tym, że to jemu dziadek dał sygnał, że "wciąż gdzieś jest", a poza tym, pozwoliło mu się to uspokoić.   Opowiedzieliśmy tę historię najbliższym znajomym. Wszyscy uważają, że doświadczyliśmy naszego małego, prywatnego cudu. I ja również tak uważam. Od tamtej pory wszyscy jesteśmy o wiele spokojniejsi jeśli chodzi o to, co czeka nas po śmierci.
Opisałam te historie, bo uważam, że warto, żeby państwo się z nimi zapoznali. Adres e-mail oraz imię i nazwisko, chciałabym zachować do wiadomości Fundacji.
Z poważaniem,
[dane do wiad. FN]





zwiń tekst



Reagował strasznym krzykiem jak ktoś usiadł albo nadepnął na aniołka!
Nie, 10 gru 2023 22:58 komentarze: brak czytany: 3090x

Witajcie, po przeczytaniu artykułu czy dzieci pamiętają poprzednie wcielenia, chciałem się podzielić z Wami przypadkami jakich dostarczył nam mój syn Mikołaj. Kiedy żona była w ciąży z Mikołajem poszliśmy na koncert bluesmana Jana Skrzeka. Po ok. 20 minutach żona powiedziała, że jest dla niej za głośno i się źle czuje, po czym opuściliśmy koncert./poniżej - Jan Skrzek, Archiwum FN)Kiedy Mikołaj miał.......

czytaj dalej

Witajcie, po przeczytaniu artykułu czy dzieci pamiętają poprzednie wcielenia, chciałem się podzielić z Wami przypadkami jakich dostarczył nam mój syn Mikołaj. Kiedy żona była w ciąży z Mikołajem poszliśmy na koncert bluesmana Jana Skrzeka. Po ok. 20 minutach żona powiedziała, że jest dla niej za głośno i się źle czuje, po czym opuściliśmy koncert.

/poniżej - Jan Skrzek, Archiwum FN)

Kiedy Mikołaj miał dwa lub 3 lata stanął któregoś dnia przed telewizorem i powiedział z entuzjazmem „ooo ja tego pana znam”. W TV śpiewał Jan Skrzek. Zapytałem zdziwiony skąd go zna. Powiedział „ no kiedy ja byłem u mamusi w brzuszku to ten pan tak głośno śpiewał”.

Oboje z żoną przypomnieliśmy sobie ten moment i nie mogliśmy uwierzyć. Innym razem przejeżdżał obok nas samochód z uszkodzoną rurą wydechową i głośno warczał. Mikołaj powiedział, że ten samochód warczy jak nasz Peugeot. Wtedy nasz stary Peugeot już ponad rok stał zepsuty. Zapytałem Mikołaja, kiedy nasz Peugeot tak warczał. Odpowiedział, że kiedy był u mamusi w brzuszku to Peugeot tak samo głośno warczał.

Kiedy opowiedziałem to żonie, ona doskonale pamiętała jak przez kilka tygodni jeździliśmy z uszkodzoną rurą wydechową i kiedyś mi powiedziała, abym to wreszcie zrobił, bo jej dziecko straszę (była w ciąży). Nadmienię też, że Mikołaj przez ok. 2 lata bawił się i rozmawiał codziennie z aniołkiem, którego tylko on widział i dziwił się, że nikt inny go nie widzi. Reagował strasznym krzykiem jak ktoś usiadł albo nadepnął na aniołka. Potem aniołek nagle przestał już przychodzić. Teraz Mikołąj ma już 13 lat i nic z tego nie pamięta, ale my mamy ciągle w pamięci te dziwne sytuacje. Pozdrawiam

[dane do wiad. FN]





zwiń tekst



Kobieta widmo na drodze i śmierć przyjaciela
Czw, 9 lis 2017 08:49 komentarze: brak czytany: 2123x

Witam!!  Piszę do was, ponieważ <jako wielki miłośnik waszej fundacji  ;-] > całkiem nie dawno dowiedziałem się od taty o dziwnym zjawisku, a raczej wydarzeniu <jednym z wielu które towarzyszą naszej rodzinie> jakie miało miejsce ładnych parę lat temu... Nie będę was przekonywał i namawiał do tego byście w to uwierzyli, bo jest mi to naprawdę obojętne <wystarczy, że wierzę.......

czytaj dalej

Witam!!  Piszę do was, ponieważ <jako wielki miłośnik waszej fundacji  ;-] > całkiem nie dawno dowiedziałem się od taty o dziwnym zjawisku, a raczej wydarzeniu <jednym z wielu które towarzyszą naszej rodzinie> jakie miało miejsce ładnych parę lat temu... Nie będę was przekonywał i namawiał do tego byście w to uwierzyli, bo jest mi to naprawdę obojętne <wystarczy, że wierzę w to ja i świadkowie tego zdarzenia>...

Zafascynowany opowieściami mojego taty postaram się wam zobrazować zasłyszaną przeze mnie historię.
        Cofniemy się teraz wstecz, jest rok 1987. Mój tata wraz z moim dziadkiem i jego bratem <księdzem> wracali z Wrocławia dużym FIAT`em. Była noc, wszyscy pragnęli jak najszybciej znaleźć się w domu w ciepłych łóżkach <moja rodzina mieszkała i nadal mieszka na Mazurach>. Rozwijając jak na tamte czasy sporą prędkość 100km/h pędzili szosą, lecz nagle na drodze ujrzeli kobiecą sylwetkę, która pojawiła się nie wiadomo skąd niemalże przed samą maską samochodu. Wystraszony dziadek <on kierował pojazdem> natychmiast zaczął hamować.

Po zatrzymaniu auta wszyscy wyskoczyli na asfalt penetrując pobocze <bądź co bądź potrącili kobietę>... Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że kobieta ta odziana była w sułtannę. Jak zapewne się domyślacie żadnego poszkodowanego nie znaleziono. Kobieta równie szybko zniknęła jak się pojawiła. Po powrocie do domu brat mojego dziadka <mieszkał chyba w Mrągowie> postanowił odwiedzić swojego przyjaciela <również księdza>, jednak przywitała go brutalna prawda i puste mieszkanie.

Jak się później dowiedział jego kumpel poważnie ranny w wypadku samochodowym został przewieziony do szpitala gdzie tego samego dnia, A RACZEJ NOCY zmarł. Stało się to dokładnie o tej samej godzinie, w której mój dziadek podczas drogi powrotnej na Mazury z Wrocławia potrącił rzekomą kobietę. Leczy, czy aby na pewno była to kobieta? Wiążąc fakty łatwo spostrzec, że w polskim kościele kobiety nie noszą sułtan, NIE MOGĄ PRZECIEŻ SPRAWOWAĆ FUNKCJI KAPŁANA... W
każdym razie osobą, którą widzieli moja babcia, dziadek, tata i brat mojego dziadka nie była kobieta, lecz ksiądz, ten sam, który na skutek ciężkich obrażeń zmarł w szpitalu.
       Przedstawiona historia wydarzyła się naprawdę, a zalążek jej przedstawiłem wam w tym e-mail`u... Całą sytuację dokładnie badam, wszelkie nowe wątki w tej sprawie postaram się wkrótce przedstawić.


Pozdrowienia dla całej redakcji!!!




zwiń tekst



Śmierć nie boli! - zapiski człowieka, który przeżył śmierć kliniczną.
Śr, 8 lis 2017 10:51 komentarze: brak czytany: 2390x

Witam,  Nie wiem jak zacząć, żeby opisać to co ostatnio czytałem. Hmmm. Może od samego początku: Siostra mojej dziewczyny. Kobieta po 30. poznała ostatnio człowieka około 25 lat, króry przeżył śmierć kliniczną, która była następstwem wypadku samochodowego. Człowiek ten na co dzień jeździł w rajdach samochodowych, a "zginął" w wypadku w czasie gdy samochód prowadził jego kolega. Pamięta.......

czytaj dalej

Witam,  Nie wiem jak zacząć, żeby opisać to co ostatnio czytałem. Hmmm. Może od samego początku:
 
Siostra mojej dziewczyny. Kobieta po 30. poznała ostatnio człowieka około 25 lat, króry przeżył śmierć kliniczną, która była następstwem wypadku samochodowego. Człowiek ten na co dzień jeździł w rajdach samochodowych, a "zginął" w wypadku w czasie gdy samochód prowadził jego kolega.
 
Pamięta dokładnie jak to było. Opisywał, że widział tylko jak wypadają z drogi, uderzeją w drzewo, a potem słyszał słowa "On nie żyje"...  Odratowano go, ale to co przeżł będąc w czasie śmierci klinicznej jest niczym w porównaniu z tym co się dzieje teraz.
 
Opisywał tunel ze światłem. Wyszedł po niego dziadek, który umarł gdy ów człowiek (dla ułatwienia będę go nazywał Markiem) był jeszcze mały i w ogóle go nie pamiętał. Dziadek powiedział mu, że to jeszcze nie jego pora. Gdy później Marek opisywał babci jak dziadek wyglądał w 100% pokrywało się z tym jak było na prawdę.
 
Po śmierci klinicznej Marek stał się zupełnie innym człowiekiem. Zaczął prowadzić zapiski ze swoich myśli. Wychodząc na miast czuł troski innych ludzi, czuł od ludzi kłamstwo lub miłość. Czasem z natłoku ludzkich problemów tracił siły, ponieważ czuł te wszystkie ludzkie bóle.
 
Jednak to nadal wszystko nic w porównaniu z tym co pisze w swoich zapiskach. Jak dotąd miałem okazję przeczytać około 40 stron A4 pisanych na oko czcionką 14 Times New Roman. Zapiski są pisane w formie książki, którą nazwał "Nowe Życie".
 
Podzielił na kilka rozdziałów: "O życiu", "I śmierci", "O dzieciach", "O aniołach", "O piekle", "O Bogu" itp...
 
Trudno będzie mi tu streścić te kilkadziesiąt stron jego myśli, ale postaram się opisać ich formę:
 
Czytając te zapiski czułem się jakbym czytał dokładnie jego myśli, często każde osobne zdanie to inna myśl na ten sam temat. Tak jak bym przelewał to co mam w głowie na kartkę nie patrząc na formę. Ważne jest tylko to co myślę w tej chwili. Zapomniałem chyba wyżej napisać, że to co Marek pisze w tej książce on po prostu wie. Nie wie skąd, ale po prostu wie...
 
Tłumaczy, że śmierć nie boli, że mogą boleć najwyżej zdarzenia, które śmierci towarzyszą. Pisze, że Bóg to energia, która wszystko otacza, nie jest srogi, nie karze, tak jak opisują go ludzie. Pisze, że wszystkie kościoły to wymysł ludzi, a każda religia mówi o tym samym Bogu jednak nazywa go innym imieniem. Dobrze zapadło mi w pamięć jedno zdanie:
 
"Ludzie dobrzy widzą podobieństwa we wszystkich religiach na świecie zaś tylko ludzie źli widzą same różnice".
 
Pisze, że niektóre czyny są źle przypisane Bogu. Nie napisał tego wprost, ale chyba chodzi o ukazanie Boga w starym testamencie.
 
Musiałbym poświęcić bardzo dużo czasu, żeby streścić tutaj wszystkie rozdziały, ale postaram się załatwić całą książkę w formie elektronicznej.  Nie wiem czy autor będzie chętny, bo zapiski zostały mi przekazane z zastrzeżeniem, żebym były raczej tylko dla moich oczu, dlatego bardzo proszę o dyskrecję, a w razie pytań postaram się napisać coś więcej.
 
 
 [dane do wiad. FN]




zwiń tekst



Krótka wizja przyszłości - ostrzeżenie przed grożącym niebezpieczeństwem?
Wt, 7 lis 2017 11:36 komentarze: brak czytany: 2670x

Witam! Śledzę państwa portal od około 6 lat, ale dopiero teraz zdecydowałem się do państwa napisać.  Na początku chciałbym zaznaczyć, że zawsze byłem osobą sceptycznie nastawioną do wszystkich tych zjawisk paranormalnych, a z ludzi, którzy mówili, że coś tam widzieli, czy przeżyli coś niezwykłego chciało mi się po prostu śmiać. Za chwilę napiszę, dlaczego interesuję się zjawiskami niewyjaśnionymi.......

czytaj dalej

Witam! Śledzę państwa portal od około 6 lat, ale dopiero teraz zdecydowałem się do państwa napisać.  Na początku chciałbym zaznaczyć, że zawsze byłem osobą sceptycznie nastawioną do wszystkich tych zjawisk paranormalnych, a z ludzi, którzy mówili, że coś tam widzieli, czy przeżyli coś niezwykłego chciało mi się po prostu śmiać. Za chwilę napiszę, dlaczego interesuję się zjawiskami niewyjaśnionymi.

Byłem jeszcze dzieckiem, miałem może ok. 10-12 lat. To zdarzyło się w lato, była pamiętam piękna pogoda, niedziela, wcześniej wróciłem z kościoła. Zjadłem obiad i wyszedłem z domu żeby spotkać się ze swoimi kolegami. Poszedłem jak zawsze po rower i zanim na niego wsiadłem, przez chwilę przestałem widzieć na oczy. Parę sekund później miałem wizję-mogę opisać to jak obraz puszczony we wnętrzu umysłu. Trwał on około 5 sekund, wszystko to było wyraźne, głosy, obraz.

W tym filmie zobaczyłem swoich kolegów, a jeden z nich zadał mi pytanie, ja na nie nie odpowiedziałem, bo mi było wstyd, a drugi z kolegów żeby mi pomóc zadał temu pierwszemu pytanie. I w tym momencie wizja się skończyła, a ja odzyskałem wzrok. Wsiadłem na rower i pojechałem do kolegów. Ok. 10 minut pozniej wizja się spełniła. Byłem zdziwiony, ale jako dziecko nie przejąłem się tym. Zdarzyło się to ok. 20 lat temu, a ja pamiętam jakby było to wczoraj...

Drugą wizję miałem ok 4 lat temu w Anglii. Pracowałem w kuchni. Po paru tygodniach pracy, leżałem sobie  na łóżku bo miałem parę godzin przerwy w pracy. Oczy miałem zamknięte, ale nie spałem. I znowu pojawił mi się film w umyśle, film ten składał się z trzech kilku sekundowych części- zobaczyłem w nim siebie w obcym pokoju, w obcym łóżku(widziałem w nim siebie tak jak każdy widzi siebie w lustrze, takie samo ubranie, ta sama fryzura, twarz), następnie zobaczyłem dwóch mężczyzn, jak mnie wykorzystują seksualnie, a w trzeciej części wizji zobaczyłem ich twarze- do dzisiaj je pamiętam. Tak bardzo się przestraszyłem, że zarezerwowałem sobie bilet na samolot i trzy noce spędziłem na lotnisku i nie zmrużyłem w ogóle oka.

Ja osobiście to tłumaczę to sobie tak, że pierwsza wizja, którą miałem jako dziecko była bardzo błaha, a miałem ją dlatego i ona się spełniła po to, ażebym w następną uwierzył. Myślę że to ktoś 'z góry" pokazał mi drugi raz moją przyszłość,  ażebym uniknął niebezpieczeństwa. Rozmawiałem na ten temat z psycholożką, ale ona coś tam zaczęła mi psychologicznie tłumaczyć-nie uwierzyła. Później miałem depresję, bo mój młodszy brat mi się utopił i rozmawiałem na ten temat z psychiatrą- to on mnie wyśmiał.

Pozdrawiam Serdecznie!
P.P 30l





zwiń tekst



Przerażający sen (?) ze zmarłym wujkiem
Nie, 10 gru 2023 22:59 komentarze: brak czytany: 2092x

Witam,      Wydarzenie które chcę Wam przedstawić wydarzyło się ok. 2006-2007r.Przebywałem wtedy wraz z moją byłą narzeczoną u moich rodziców. W mieszkaniu w którym obecnie mieszkam. Pewnej nocy długo nie mogłem zasnąć a w końcu mi się to udało. Nagle otworzyłem oczy jednak nie jestem pewien czy to było we śnie czy nie. Zobaczyłem zmarłego wujka Grzegorza. Stał na środku pokoju.......

czytaj dalej

Witam,
      Wydarzenie które chcę Wam przedstawić wydarzyło się ok. 2006-2007r.Przebywałem wtedy wraz z moją byłą narzeczoną u moich rodziców. W mieszkaniu w którym obecnie mieszkam. Pewnej nocy długo nie mogłem zasnąć a w końcu mi się to udało. Nagle otworzyłem oczy jednak nie jestem pewien czy to było we śnie czy nie. Zobaczyłem zmarłego wujka Grzegorza. Stał na środku pokoju , w brzuchu albo za nim był jakby wielki wir który próbował mnie gdzieś wciągnąć. Czułem że za nim (za wujkiem) stoi jakaś zła siła, osoba która chce mi zrobić krzywdę jednak nie bałem się. Czułem jakbym miał dosyć sporą przewagę. I nagle wyrwałem się z łóżka.

W pokoju było normalnie, cisza i spokój. Udałem się do toalety i tam usłyszałem tonem moich myśli jednak na pewno nie przeze mnie stworzonych głoś „Wracaj do pokoju, Monice może coś zrobić krzywdę” .Zignorowałem to. Racjonalnie doszedłem do wniosku że w domu oprócz rodziców nie ma nikogo, zamknięte drzwi. Po ok. 1 min. Wróciłem do pokoju i poszedłem spać. Rano wraz z narzeczoną szliśmy do sklepu po zakupy. Była chyba sobota. Mówię do niej. Wiesz co mi się śniło ? Monika od razu mi przerwała .Powiedziała że w nocy pokój zrobił się nieludzko czarny i czuła jakieś zło. Wołała mnie jednak ja nie przyszedłem. Zapytała czy ja słyszałem jak mnie wołała ?

Opowiedziałem co mi się śniło. Normalnie był zapomniał o tym zdarzeniu jednak nie daje mi spokoju co wtedy w tym pokoju mogło się naprawdę wydarzyć. Dodam że wujek Grzegorz zginął śmiercią samobójczą a powody tego zdarzenia do dzisiaj nie zostały w pełni wyjaśnione. W tym samym pokoju kilka lat temu doświadczyłem opuszczenia ciała , wraz z podróżą za okno w stronę drzew. Trwało to ok. pół minuty. Po tym miałem paraliż całego ciała. Miałem otwarte oczy, czułem że żyję jednak nie mogłem się ruszać ok. 5-10min.Zaraz po tym całe ciało przeszły mi  t.z. mrówki. Jak wtedy gdy krew nie dochodzi do ręki i nagle zaczyna z tym że to obejmowało całe ciało.
 
Mój adres email proszę zachowac tylko dla Waszej wiadomości.
Pozdrawiam
Rafal






zwiń tekst



Sen z 'Radą Obcych'
Nie, 10 gru 2023 22:59 komentarze: brak czytany: 2758x

[XXI PIĘTRO] Chciałabym się podzielić moim wspomnieniem z dzieciństwa. Nie do końca pamiętam czy był to sen... Raczej obraz na jawie. Miałam wtedy około 6 lat i niewiele potrafiłam z tego zrozumieć. Zamęczałam tylko dorosłych pytaniami. Trwało to przez krótką chwilę, bo szybko zorientowałam się, że nie potrafią mi na nie odpowiedzieć.Pamiętam obraz obszernej sali, w której obradowała grupa istot, .......

czytaj dalej

[XXI PIĘTRO] Chciałabym się podzielić moim wspomnieniem z dzieciństwa. Nie do końca pamiętam czy był to sen... Raczej obraz na jawie. Miałam wtedy około 6 lat i niewiele potrafiłam z tego zrozumieć. Zamęczałam tylko dorosłych pytaniami. Trwało to przez krótką chwilę, bo szybko zorientowałam się, że nie potrafią mi na nie odpowiedzieć.

Pamiętam obraz obszernej sali, w której obradowała grupa istot, byłam wśród nich. Byliśmy rośli, podobni do siebie, mieliśmy postać raczej męską. Mam wrażenie że patrzyliśmy na coś z dużej wysokości i obserwowaliśmy. Rozmawialiśmy o ludziach, o ich postawach. Ocenialiśmy ich. Inni mieli dużo wyrozumiałości, podziwiali przejawy heroizmu, poświęcenia. Dawali przykłady ludzi, którzy oddali życie w imię ratowania innych. Ja miałam zgoła inne spostrzeżenia. Patrzyłam na to z góry, ludzkie wybory wydawały mi się bardzo proste, życie nieskomplikowane.

Nie miałam wyobrażenia jak wygląda egzystencja na Ziemi, nie wiedziałam nic o skomplikowanych relacjach i uwarunkowaniach, ani o strachu. Gardziłam człowiekiem. Miałam w sobie dużo pychy i jeszcze więcej pewności siebie. Odpowiadałam innym, że to nic nie znaczy i o niczym nie świadczy, że my, że ja, bez trudu potrafiłabym lepiej, więcej, bardziej.

Siedzi to we mnie głęboko. Im jestem starsza tym odczuwam to silniej. Za każdym razem, kiedy przychodzi mi się zmierzyć z przytłaczającymi ludzkimi historiami, przyjrzeć się sieci emocji, powiązań i zrozumieć bezmiar ludzkiej bezradności, a w niej mimo to dostrzec przejawy heroizmu, za każdym razem wtedy przypominam sobie ten obraz z dzieciństwa. Przychodzi też refleksja, że zanim zacznie się kogoś oceniać, należy założyć jego buty i pójść jego drogą.

Któż może zatem nas sprawiedliwie poddać ocenie? Czy jest to w ogóle możliwe?

Członków „rady” widziałam jeszcze jeden raz. Nie wykazali zbytniego zadowolenia z tego co robię, z tego, że tutaj jestem. I zapowiedzieli mi, że nie będę miała już okazji kolejny raz przebywać na Ziemi.
Jako dziecko przeżywałam intensywnie te „odwiedziny”, a zapowiedzi „rady” wzbudzały we mnie obawy. Prosiłam więc dziadków i rodziców o jakieś wyjaśnienia. Oni przypisywali to wszystko dziecięcej wyobraźni i bagatelizowali. Może dobrze, gdyż wpływali w ten sposób na zmniejszenie mojego wewnętrznego napięcia wówczas.

Pozdrawiam





zwiń tekst



Zmarła mama dawała znaki we śnie, aby 'za nią nie iść'
Czw, 2 lis 2017 06:06 komentarze: brak czytany: 2068x

Chciałabym opowiedzieć pewną historię, któta wydarzyła się w zeszłym roku. Ostatnie trzy lata to najgorszy i najtragiczniejszy czas w moim życiu, w którym musiałam zmierzyć się z nagłym odejściem najbliższych mi osób.Kiedy myślałam, że nadszedł czas wyciszenia i odstresowania, nagle i niespodziewanie zachorował mój brat. Jak się okazało na grypę.Niby nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że antybiotyki.......

czytaj dalej

Chciałabym opowiedzieć pewną historię, któta wydarzyła się w zeszłym roku. Ostatnie trzy lata to najgorszy i najtragiczniejszy czas w moim życiu, w którym musiałam zmierzyć się z nagłym odejściem najbliższych mi osób.
Kiedy myślałam, że nadszedł czas wyciszenia i odstresowania, nagle i niespodziewanie zachorował mój brat. Jak się okazało na grypę.

Niby nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że antybiotyki nie pomagały. Gorączka wzrosła do ponad 40 stopni i pojawiły się problemy z oddychaniem. Stan okazał się na tyle poważny,że zabrano go do szpitala. Tam w ciągu kilku godzin okazało się, że stan jest b. poważny ,problemy z samodzielnym oddychaniem,sercem itp. Z każdą chwilą stan się pogarszał. Ostatecznie lekarze postanowili wprowadzić brata w śpiączkę farmakologiczną.

Przez 2 tyg. jego stan był krytyczny i nie wiadomo było, czy z tego wyjdzie. Po tym czasie lekarze postanowili wybudzić go ze śpiączki. Jednak on wciąż, nie mógł samodzielnie oddychać. Kiedy jego stan zaczął się poprawiać i można było nawiązać z nim kontakt .Bardzo próbował przekazać nam jakąś informację na kartce, gdyż nie mógł jeszcze mówić z powodu intubacji. W końcu udało mu się napisać , że śniła mu się mama, która zmarła rok wcześniej. Pisał bardzo niewyraźnie i denerwował się, że nie możemy odczytać. Dopiero, kiedy mógł mówić, wyjaśnił co chciał nam przekazać. Otóż, śniła mu się (w czasie śpiączki) mama, on bardzo ucieszył się na jej widok i chciał z nią rozmawiać ale ona uciekała przed nim i dawała znaki, żeby za nią nie szedł.

On wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego co oznaczał ten sen.

Mam nadzieję,że zainteresowała Was moja opowieść. Może słyszeliście podobne historie od osób, które były w śpiączce.
Jestem bardzo ciekawa. Przepraszam za długi tekst. .Pozdrawiam

Dziękujemy za bardzo ciekawy opis historii do naszego XXI PIĘTRA. Nie mamy żadnych podobnych opisów dotyczących śpiączki, ale nie ma dla nas wątpliwości - duch mamy nie chciał, aby brat 'już poszedł w kierunku światła', bo to najwyraźniej nie był jeszcze jego czas.



zwiń tekst



Pożegnanie z dziadkiem
Nie, 10 gru 2023 22:59 komentarze: brak czytany: 1518x

Witam,  chciałbym podzielić się z Wami tym co mnie spotkało i poznać opinię na ten temat. Wyjaśnię wszystko od początku. Wychowywałem się z babcią, dziadkiem i matką, ojciec nas zostawił kiedy miałem kilka tygodni. Mój dziadek zawsze starał się zastąpić mi ojca, którego nie miałem i dzięki temu nie odczuwałem tak jego braku. Byłem z nim bardzo zżyty i to była dla mnie jedna z najważniejszych.......

czytaj dalej

Witam,  chciałbym podzielić się z Wami tym co mnie spotkało i poznać opinię na ten temat. Wyjaśnię wszystko od początku.
 Wychowywałem się z babcią, dziadkiem i matką, ojciec nas zostawił kiedy miałem kilka tygodni. Mój dziadek zawsze starał się zastąpić mi ojca, którego nie miałem i dzięki temu nie odczuwałem tak jego braku. Byłem z nim bardzo zżyty i to była dla mnie jedna z najważniejszych osób na świecie. Na początku lipca tego roku zabrało go pogotowie i wtedy już zaczęły się moje sny. Przez cały okres jego pobytu w szpitalu każdej nocy śnił mi się w jakichś codziennych sytuacjach. Po wszystkich procedurach  medycznych i fatalnym zachowaniu jednego ze szpitali przez kilka dni był w domu i wtedy mi się nie śnił. Kiedy już jego stan był zły udało nam się zawieść go do specjalistycznego szpitala ale tam przebył tylko noc i został przewieziony do tego, który jest połozony bliżej nas. Całą sytuację przeżywałem fatalnie (byłem zdołowany, nerwowy, nie mogłem jeść), wiedziałem, że to ostatnie chwile z moim kochanym dziadziem.

Zaraz po wiadomości o przewiezieniu dziadka do tego bliższego szpitala pojechałem tam  żeby przy nim być bo miałem przeczucie że to już koniec. Leżał nieprzytomny z podłączonym tlenem i kroplówka a ja jedyne co mogłem zrobić to trzymać go za rękę i wtedy mu obiecałęm, że go nie zostawię i zostanę z nim do końca. Nic więcej nie mogłem zrobić więc przynajmniej tak mogłem jakoś mu okazać to jaki jest ważny. Zmarł po jakichś 3 godzinach od mojego przyjazdu, byłem przy jego  śmierci razem z babcią i ciocią i czułem jakby satysfakcję, że go nie zostawiłem tylko byłem tak jak obiecałem. Wcześniej dali mi środek uspokajający ponieważ jestem bardzo nerwowy i strAsznie to przeżywałem.

To był czwartek wieczór, w nocy jeszcze wziąłem ten lek a później rano i tak co jakiś czas jak odczuwałem, że przestaje działać. W sobotę nie miałem chwili na to żeby mnie złapał jakiś taki "dół" ponieważ  było za dużo spraw organizacyjnych itd. więc nie brałęm już tego leku.  Wieczorem zebrała się rodzina, sąsiedzi oraz przyjaciele żeby pomodlić się za duszę zmarłego. Podczas trwania modlitwy różańcowej poczułem dreszcze na całym ciele, spojrzałem na ręce i widziałem tylko jak wlosy mi się podnosiły. Towarzyszyło temu dziwne uczucie, którego nie potrafię określić. Na prawym ramieniu "coś" poczułem. To nie była ręka ani nic co mógłbym określic, po prostu "coś". Wtedy za mną był mój dziadzio w swojej siwej koszuli i sweterku bez rękawów. Nie odwracałem się ale wiedziałem, że po prostu tam jest.

Trwało to chwilę a poźniej zniknął. Za jakiś czas znowu podobne uczucie ale tym razem  był kawałek dalej, z lekko spuszczoną głową i patrzył na mnie. Widać było lekki uśmiech na jego twarzy i to mnie bardzo podbudowało. Nie mogłem doczekać się kiedy wszyscy pójdą bo nie mogłem dłużej ukrywać swojej radości. Po zakończeniu zostaliśmy sami z najbliższą rodziną i mogłem już opowiedzieć o całym zdarzeniu. Padały pytania: co? gdzie? jest jeszcze? czy ktoś go jeszcze widział?. Nikt go nie widział i nic nie czuł oprócz mnie. Tego wieczoru przez chwile czułem, że jest gdzieś w moim pokoju. Za chwile poszedłem zmierzyć babci ciśnienie i też to odczuwałem, nawet mówiłem po cichu jakby do niego "teraz zmierzymy babci ciśnienie".  Ta sytuacja  z różańca dała mi zastrzyk pozytywnej energii i radości,  już nie potrzebowałem tego leku. Pogrzeb odbył się nazajutrz czyli w niedzielę.

Wiedziałem, że to będzie dla mnie ciężkie przeżycie więc miałem ze sobą ten lek ale tylko w razie sytuacji kiedy będę wiedział, że nie dam rady. Poszliśmy do pomieszczenia gdzie stała trumna, byłem tam cały czas do momentu zamknięcia ale o dziwo nie odczuwałem żadnych emocji, o płaczu też nie było mowy. Za jakąś godzinę dziadzio był już w kościele i tam było podobnie. Byłem pewien, że będę to trzymał w sobie aż w końcu coś pęknie i wybuchnę ale się przeliczyłem. Odprowadziliśmy ciało na cmentarz, po zakończeniu ceremonii poszedłem za trumną i przyglądałem się wpuszczaniu jej do grobu a następnie czynnościom wykonywanym przez grabarza. Nie wiem ile tam stałem ale pewnie trochę czasu minęło aż w końcu przyszedł po mnie brat cioteczny chcąc mnie odprowadzić. Po powrocie do domu byłem smutny i taki nieobecny ale nie potrafiłem zapłakać albo w jakiś inny sposób tego z siebie wyrzucić. Cały czas czekałem na to kiedy wybuchnę płaczem i to minie ale nie nastąpiło to do tej pory.

Ta sytuacja miała miejsce 28 lipca, [...] do tej chwili nie odczuwam jakiegoś smutku ani podobnego uczucia. Wszystko zmieniło się wtedy kiedy przyszedł i dzięki temu wiem, że gdzieś jest i już nie cierpi. Od pogrzebu śni mi się każdej nocy, może tylko raz czy dwa nie przyszedł do mnie we śnie. Mówiłem, że może mi się śnić caly czas bo mi to nie przeszkadza ani się tego nie boję. CIeszę się, że przynajmniej jest ze mną w nocy.

 Przepraszam, że aż tyle tego się zebrało ale chciałem dosyć szczegółowo wszystko opisać. Co Wy sądzicie o tym wszystkim. Przyszedł do mnie mój dziadzio czy po prostu sam sobie to wyimaginowałem? Dotąd tylko słyszałem o takich sytuacjach i nie wiem co o tym myśleć więc napisałem do ekspertów. Z góry dziękuję za odpowiedź.

pozdrawiam, Przemek.


I jeszcze jedna historia z tych nadesłanych do XXI PIĘTRA.

 

[...] Moze Panstwa zainteresuje moje doswiadczenie.

To bylo ok. 20 lat temu, gdy bylem jeszcze uczniem szkoly podstawowej. Zdarzenie mialo miejsce 1-3 miesiecy po smierci mojego dziadka. Wdrodze do szkoly, zobaczylem mezczyzne idacego tym samym chodnikiem, w moim kierunku, ale nie na wprost. Gdy byl juz bardzo blisko, rozpoznalem w nim mojego dziadka! Byl ubrany w charakterystyczny dla niego ciemno-zielony garnitur, na glowie mial kapelusz. Glowe mial skierowana wprost, ale oczy mial zwrocone na mnie. Bylem sparalizowany, pewnie strachem i zdziwieniem, wiec nie reagowalem zupelnie, kontynuowalem swoj krok. Jeszcze przez chwile po tym gdy sie minelismy nie mialem odwagi obejrzec sie do tylu, ale w koncu to zrobilem - nie bylo tam nikogo... Z tego co pamietam dookola nie bylo inni przechodni.

Dziadek ogromnie mnie kochal. Nota bene, zreszta mial bardzo bogaty zyciorys. Podobno uciekl z Katynia, zostal zeslany na Syberie, 3 razy udalo mu sie uniknac wyroku smierci. Do Polski wrocil w polowie lat 50tych. Byl bardzo dobrym czlowiekiem - gdy uwieziony w celi przymieral glodem, dzielil sie swoimi sladowymi porcjami chleba ze szczurami, ktore go odwiedzaly w celi. Chroniac rodzine nie chcial z nikim dzielic sie swoimi doswiadczeniami.

Mam w zanadrzu jeszcze jedna, potencjalna historie, dotyczaca kolezanki mojej zony. Miyako, ktora jest Japonka, opowiadala mojej zonie, ze kiedys poddala sie regresji hipnotycznej. Wierze w reinkarnacje, ale zwatpilem w prawdziwosc jej historii gdy uslyszalem ze byla kiedys ksiezniczka lub wysoko postawiona osoba na jakims dworze. To co mnie zastanowilo to fakt, ze w bodajze ostatnim wcieleniu byla Japonskim lekarzem przeprowadzajacym eksperymenty medyczne na chinskich wiezniach w trakcie drugiej wojny swiatowej. Ciekawe, ze akurat 2-3 tygodnie wczeniej czytalem artykul o zamiarze przebadania masowego grobu w poblizu slynnego Tokijskiego szpitala, w ktorym pospiesznie pochowano ofary nieludzkich eksperymentow gdy losy Japonczykow byly juz przesadzone. Miyako uczeszcza na kurs uzdrawiania (w pewnej miedzynarodowej szkole zalozonej przez byla pracowniczke NASA - nie pamietam w tej chwili nazwiska) a to, ze sie temu oddala, rowniez to, ze pracuje jako pielegniarka, zinterpretowala jako nieswiadome "zadoscuczynienie" tego czym zajmowala sie w poprzednim wcieleniu.


Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]  [ raczej do wiadomosci redakcji :) ]





zwiń tekst



Nocne zmory - kilka historii
Nie, 10 gru 2023 23:00 komentarze: brak czytany: 1532x

[...] Szanowna Redakcjo. Na poczatku mego maila chcialabym pozdrowic wszystkich czytelnikow Nautilusa. Postanowilam do Panstwa napisac,gdyz od lat mecza mnie "nocne zmory". Nie sa to zdarzenia pojawiajace sie kazdej nocy,niewatpliwie jednak sa dosc przerazajace. Ostatnie taka sytuacja wydarzyla sie okolo tygodnia temu. Przebudzilam sie w nocy, bylam w pelni swiadoma tego,co dzieje sie wokol mnie. .......

czytaj dalej

[...] Szanowna Redakcjo. Na poczatku mego maila chcialabym pozdrowic wszystkich czytelnikow Nautilusa. Postanowilam do Panstwa napisac,gdyz od lat mecza mnie "nocne zmory". Nie sa to zdarzenia pojawiajace sie kazdej nocy,niewatpliwie jednak sa dosc przerazajace. Ostatnie taka sytuacja wydarzyla sie okolo tygodnia temu. Przebudzilam sie w nocy, bylam w pelni swiadoma tego,co dzieje sie wokol mnie. Cos siedzialo mi na klatce piersiowej.Nie potrafie tego wyjasnic,wiem jednak,ze nie spalam.

Slyszalam przejezdzajace samochody za oknem mieszkania. Najgorsze bylo to,ze nie moglam otworzyc oczu. Probowalam jakby to powiedziec"odkleic" powieki dlonmi, ale nie moglam. Sytuacja taka powtarzala sie wielokrotnie w moim zyciu i za kazdym razem,gdy probuje sie z tego wyzwolic, slysze szyderczy smiech i czuje "zlo". Nie wiem jak to wyjasnic.
Wiem,ze jest to "zlo" i strasznie sie boje.

Trwa to jakas chwile,po jakims czasie udaje mi sie "wyzwolic" i otworzyc oczy. Jestem przebudzona kompletnie i wiem,ze nie byl to sen. Czasami jestem kompletnie sparalizowana ,nie moge wydobyc z siebie glosu i sie poruszyc. Wycwiczylam sobie ruszanie jednym palcem i gdy to cos mnie obezwladnia ,probuje stukac palcem w partnera,by mi pomogl. Wtedy probuje mnie z tego czegos wyrwac. Nie moge z nikim o tym rozmawiac,bo bylam wysmiewana,tlumaczono mi ,ze to byl sen,
jednak wiem,ze to mi sie nie snilo. Czy moglibyscie Panstwo poruszyc ten temat na swojej stronie raz jeszcze?
Co to jest?Czemu tak sie dzieje? Przeraza mnie swiadomosc,ze znowu mnie to spotkalo.
Z wyrazami szacunku
(dane do wiad. FN)
ps. Prosze o niepublikowanie mojego imienia.


**********************





witam :)
Szukalam informacji w internecie na temat zmory nocnej. Mam dopiero 20 lat a gdy bylam w gimnazjum przyszla do mnie poraz pierwszy. Nie pamietam tego dokladnie bo przyzwyczailam sie juz. Pojawia sie u mnie przez jakis okres i pozniej znika np na miesiac i tak jest w kolko. Jednak gdy ostatnio u mnie byla to utkwilo w mojej pamieci. Spalam wtedy u chlopaka. Bylo to juz nad ranem. Jak zwykle nie moglam sie ruszyc i nic powiedziec. Do tego nie moglam zlapac oddechu. Jednak widzialam wszystko co sie w okol mnie dzieje np. widzialam jak moj chlopak sie budzi i sie mi przyglada, odwraca sie i idzie spac myslac ze cos mi sie sni. Czulam jak powoli odplywam. Blagalam w myslach zeby mnie obudzil... I wtedy uratowal mnie telefon. Zwykla melodia i wszystko powrocilo do normy. Rozmawialam na ten temat z mama i okazalo sie ze ona jak i moja siostra rowniez byly "nawiedzane przez zmore". Wiem, ze da sie to wytlumaczyc medycznie ale rozne rzyczy ludzie mowia...

**********************

 

Pierwszy raz cos dziwnego w trakcie snu spotkalo mnie gdy mialam 17 lat. Pewnej nocy poszlam spac tak jak zwykle wieczorem. Obudzilam sie, lecz nie moglam nic powiedziec ani sie ruszyc. Jednak wiedzialam ze nie spie. Widzialam wszysko co jest w pokoju. Bylam swiadoma co sie dzieje. Rano wszystko pamietalam. Bylam przerazona. W internecie szukalam informacji na ten temat i doszukalam sie czegos co nazywaja naukowo paralizem sennym. To mnie uspokoilo. Szybko przestalam o tym myslec. Jednak po jakims czasie znowu mialam to samo. Tlumaczylam sobie to tym paralizem sennym to mnie jakos uspokajalo. Gdy zamieszkalam z moim chlopakiem tez sie czasem to powtarzalo. Lecz bylam jeszcze bardziej przerazona. Prubowalam z calych sil krzyczec a on mnie nie slyszal. Mimo ze widzialam ze lezy obok. Patrzylam na niego. Nie bylam w stanie sie poruszyc zeby go obudzic. Te "sny" pojawialy sie co kilka miesiecy. Jednak ciagle tlumaczylam to sobie paralizem sennym.

Po kilku latach urodzilam synka. Gdy mial jakies 2-3 miesiace mialam najgorszy sen. Obudzilam sie w srodku nocy. Slyszalam placz mojego dziecka. Nie moglam sie ruszyc. "cos" mnie przygniatalo do lozka. Krzyczalam do tego czegos aby mnie zostawilo. Krzyczalam ze musze wstac do mojego dziecka. Zeby mi dalo spokoj. Wyzywalam " to cos" od najgorszych. Pamietam ze strasznie przeklinalam. Po chwili sie obudzilam. Moje dziecko faktycznie plakalo. Nie wiem czy to byl sen. Ale to co bylo przed momentem, bylo tak realne. Pamietalam wszystko dokladnie. Bylam tak przerazona ze poswiecilam swiatla w calym domu. Ciezko mi bylo pozniej zasnac.

Ciagle o tym myslalam. Minelo kilka miesiecy. Juz prawie o tym zapomnialam.. I znowu sie pojawilo. Tym razem w ciagu dnia zasnelam na kanapie w pozycji na brzuchu. Moj synek lezal obok mnie. Uslyszalam jego placz i sie obudzilam. Jednak znowu nie moglam sie ruszyc. Cos ttrzymalo mnie za nogi. Nie pozwalalo mi wstac. Tym razem juz nie krzyczalam. Nie bylam w stanie. Mino ze czulam ze cos mnie trzyma mocno za kostki u nog. I znowu sie obudzilam. Wszystko pamietalam... Nie wiem czy to sa sny. Ale po czym takim normalnie sie budze po chwili lecz pamietam wszystko i dziwniesie czuhe. Przez chwile nie wiem co nam ze soba zrobic. Dalej tlumacze sobie to paralizem sennym.. Lecz to jest tak realne.. Nie wiem co o tym mam myslec. Szczerze to boje sie o tym myslec...

**********************



Droga redakcjo

Czytam Nautiliusa juz rok.Postanowiłam do was napisac w zwiazku z wydarzeniami poprzeniej nocy.Niedziela 2 marca niby wszystko w porzadku ale nie do konca.Obudziłam sie w srodku nocy i poczułam straszny ucisk w klatce piersiowej.Otworzyłam oczy gdyż brakowało mi tchu i zobaczyłam jakas mglista mase osiadajaca mi na piersi.Nie mogłam sie ruszyc byłam sparaliżowana.Chciałam obudzic męża żeby zaswiecił swiatło ale moje ciało było sparaliżowane przez te mase.Tak moge okreslic ten kształt.Nigdy czegos takiego nie doświadczyłami byłam przerażona poprzednia noca.Męza zbudziły moje jeki jak to okreslił.Zaswiecił swiatło a ja poczułam jak wszystko powoli znika.Co to mogło byc.Moge podac swoje dane do publikacji

IZABELA

 

**********************

Witam od jakiegoś czasu ciągnie się za mną temat zmory. Mam na imię Robert, mam 29 lat, dzisiaj doświadczyłem prawdopodobnie ataku zmory w czasie snu. Sam sen był bardzo dziwny, na początku śniło mi się już znane mi miejsce w którym już kiedyś byłem we śnie, bardzo duże pomieszczenie gdzie nie było widać końca jakby magazyny w zamkniętych klatkach z drzwiami ludzie siedzieli i sprzedawali różne towary. W pewnym momencie znalazłem się w innym miejscu wyglądało to jak wielopoziomowa budowla, którą podtrzymywały filary na tym samym poziomie na, którym się znajdowałem odbywał się coś w rodzaju demonicznego rytuał, miejsce było bardzo mroczne i minimalnie oświetlone dziwnym kolorem. Dodam tylko, że wyżej wymieniony sen nie miał nic wspólnego z sytuacjami z życia czy jakiegokolwiek filmu/książki. Po tym dziwnym pokazie znalazłem się w moim pokoju na moim łóżku leżałem na plecach w pewnym momencie zaczęła się zbliżać do mnie jakby zjawa, twarz miała trupią była ubrana w błękitną suknię lekko prześwitującą, poruszała się lekko uniesiona nad ziemią.

Gdy już się do mnie zbliżyła swoją szponiastą dłonią zaczęła przystawiać mi ją do twarzy, nagle znalazłem się na łóżku mojej mamy siedziałem ale zjawa znowu zbliżała się w moim kierunku i znowu leżałem w swoim łóżku i zjawa coraz bardziej mnie dusiła przez cały ten czas nie mogłem się ruszyć ani wydusić z siebie choćby jęku. W końcu resztkami sił takim przyduszonym głosem wypowiedziałem: "Odejdź" i w tym samym momencie obudziłem się cały zlany potem. Obudziłem się mniej więcej około 4.30 a na 5 rano miałem wstawać do pracy. Czasami wydawało mi się, że mogę obserwować siebie w czasie snu jakbym mógł zmieniać widok kamer a uczucie samego snu nigdy nie wydawało mi się tak realistyczne jakbym gdzieś w "podświadomości" wiedział, że zaraz "zejdę z tego świata" dosłownie. Wiem, że ludzie doświadczają podczas snu bezdechu ale moim zdaniem jest to całkiem inne zjawisko.

Sam jakbym pamiętał, że doświadczyłem czegoś co jest zwane bezdechem połączone z bezruchem w trakcie snu ale to co mi się przyśniło było całkiem czymś innym czymś bardzo realistycznym jakbym w tym śnie nie spał. Druga historia jaka mi się przydarzyła: Moja mama i moja siostra jeżdżą do znajomych na konie i któregoś dnia moja mama przynosi od znajomej lustro, ja zapytałem na co to lustro a mama odpowiedziała, że dla konia bo od jakiegoś czasu jest z nim problem. Koń po nocy jest cały spocony jakby pędził w galopie i do tego ma poskręcaną grzywę. Znajoma mojej mamy od której dostała lustro powiedziała, że u niej jeszcze kiedyś jak mieszkała na wsi doświadczyła czegoś podobnego z koniem i że ludzie na wsi bardzo wierzyli w takie zabobony i że to prawdopodobnie jest zjawa/zmora która męczy konia i że sprawdzonym sposobem na pozbycie się jej jest zawieszenie lustra tam gdzie stoi koń, kiedy zmora przejrzy się w lustrze przestraszy się własnego odbicia i zniknie na zawsze.

Pomyślałem sobie najpierw niezła bajka, stara babka opowiada jakieś zabobony, ale myślę sobie tak: grałem w Wiedźmina (polska gra) a tam było kilka motywów ze starodawnych wierzeń ludowych. Zacząłem szukać w internecie na ten temat i faktycznie są różne informacje na ten temat wraz ze zdjęciami. Wiem tylko tyle, że gdy właściciel koni zawiesił lustro przy tym koniu problem się rozwiązał. Morał z tego taki, że legendy nie są tak do końca tylko legendami i że jest w nich choć trochę wydarzeń prawdziwych i że świat nas otaczający jest nie tylko piękny (przyroda) ale bardzo dziwny i niewyjaśniony ( różne zjawiska nadprzyrodzone).


Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]



********************

Opowiem wam coś : Miałem dziewczynę. Po 8 latach związku rozstaliśmy się bo się wypaliło. Potem ona chorowała i niestety zmarła. Nie miałem z nią kontaktu. Po roku od jej śmierci dowiedziałem się ze zmarła. Byłem tym załamany i poruszony. Wpadłem na głupi pomysł i powiedziałem w pracy ze zmarła moja EX i proszę o wolne bo potrzebuję dojść do siebie. Dostałem Tego dnia wolne. Wieczorem położyłem się spać około 3 nad ranem. Tej nocy śniło mi się że rozmawiam i kłócę się z moją Ex i nagle poczułem jej ręce na swojej szyi. Czuję to bardzo realnie. Zaczynam się szarpać bez skutku. Jest coraz gorzej. Nie mogę nabrać powietrza. Zaczyna bolec po paru sekundach. W zasadzie nie wiem ile czasu upłynęło. Po pewnym czasie zaczynam odzyskiwać świadomość i i nie mogę nic zrobić. Mam taką świadomość jak bym się znalazł faktycznie w tym śnie. To było straszne. Ta bezradność i lek przed nieznanym wcześniej doświadczeniem. Po przebudzeniu odetchnąłem z ulgą gdyż znajdowałem się we własnym łóżku. Niemniej mój oddech nie był normalny. Bolała mnie klatka piersiowa i gardło tak że z trudnością przełykałem ślinę .Czytałem już o bezdechu sennym i nie sadze by to było to z uwagi na nakładającą się przygodę z moja EX.

 

************************



 

Witam.
Wszystko zdazylo sie w nocy z czwartku na piatek 7/8 marca 2013r.
Polożyłem się spać po 24.. Nagle kolo godziny 3 obudzilem sie... Poczulem wrzątek na calym ciele.. Silny ucisk na klatce piersiowej i przyciaganie do lozka... Bylem w pelni swiadomy co sie dzieje.. Nagle zlapal mnie kompletny paraliz nie moglem kiwnac palcem.. Ani nic powiedziec probowalen krzyczec ale na prozno.. Nagle ukazala sie biala postac na suficie... Przechodzila z lewej krawedzi na prawa krawedz sufitu.. Trwalo to ok. 10min.. Gdy ta postac przeszla... Znikla... I nagle wszystko mnie puscilo... Bylem wprost posrany ze strachu...
Kev.

************************

 

Droga redakcjo!
Po przeczytaniu waszego artykułu na temat zmor nocnychi chciałabyym się podzielić z Wami moją bardzo dziwna historią.
Mam 24 lata  a moja historia zaczęła sie jakieś 10 lat temu, co noc gdy zasypiam słyszę syczenie koło ucha jakby węża czy czegoś podobnego myślałam ze jest to jakaś wada słuchu  i poszłam na badania ale wszystko było ok. Gdy zatkam uszy tego juz nie słyszę natomiast gdy słucham muzyki to syczy coraz głośniej, a dzieje się to tylko wtedy gdy wieczorem próbuję zasnąć, czasem nawet budzę sie w nocy bo syczenie jest tak głośne ze nie mogę spać. Rok temu przeprowadziłam się, syczenie ustało na około tydzień do momentu gdy obudziłam się w nocy z świadomością ze zapomniałam zamknąć drzwi budziłam chłopaka i pytałam czy on to zrobił odpowiedział ze nie i dalej poszedł spać a ja przez cały czas miałam wrażenie jakby ktoś był w domu, nagle spojrzałam na drzwi i ujrzałam kobietę  która szła w moja stronę i nagle zaczęła mnie dusić nie potrafiłam nic zrobić leżałam i krzyczałam aż obudził sie mój chłopak i wtedy kobieta zniknęła. Po tym wydarzeniu syczenie wróciło.
Pozdrawiam



 



zwiń tekst



Dwa niezwykłe sny z dzieciństwa
Nie, 10 gru 2023 23:00 komentarze: brak czytany: 1522x

[...] Chciałabym się podzielić moim wspomnieniem z dzieciństwa. Nie do końca pamiętam czy był to sen... Raczej obraz na jawie. Miałam wtedy około 6 lat i niewiele potrafiłam z tego zrozumieć. Zamęczałam tylko dorosłych pytaniami. Trwało to przez krótką chwilę, bo szybko zorientowałam się, że nie potrafią mi na nie odpowiedzieć.Pamiętam obraz obszernej sali, w której obradowała grupa istot, byłam wśród.......

czytaj dalej

[...] Chciałabym się podzielić moim wspomnieniem z dzieciństwa. Nie do końca pamiętam czy był to sen... Raczej obraz na jawie. Miałam wtedy około 6 lat i niewiele potrafiłam z tego zrozumieć. Zamęczałam tylko dorosłych pytaniami. Trwało to przez krótką chwilę, bo szybko zorientowałam się, że nie potrafią mi na nie odpowiedzieć.
Pamiętam obraz obszernej sali, w której obradowała grupa istot, byłam wśród nich. Byliśmy rośli, podobni do siebie, mieliśmy postać raczej męską. Mam wrażenie że patrzyliśmy na coś z dużej wysokości i obserwowaliśmy. Rozmawialiśmy o ludziach, o ich postawach. Ocenialiśmy ich. Inni mieli dużo wyrozumiałości, podziwiali przejawy heroizmu, poświęcenia. Dawali przykłady ludzi, którzy oddali życie w imię ratowania innych. Ja miałam zgoła inne spostrzeżenia. Patrzyłam na to z góry, ludzkie wybory wydawały mi się bardzo proste, życie nieskomplikowane. Nie miałam wyobrażenia jak wygląda egzystencja na Ziemi, nie wiedziałam nic o skomplikowanych relacjach i uwarunkowaniach, ani o strachu. Gardziłam człowiekiem. Miałam w sobie dużo pychy i jeszcze więcej pewności siebie. Odpowiadałam innym, że to nic nie znaczy i o niczym nie świadczy, że my, że ja, bez trudu potrafiłabym lepiej, więcej, bardziej.

Siedzi to we mnie głęboko. Im jestem starsza tym odczuwam to silniej. Za każdym razem, kiedy przychodzi mi się zmierzyć z przytłaczającymi ludzkimi historiami, przyjrzeć się sieci emocji, powiązań i zrozumieć bezmiar ludzkiej bezradności, a w niej mimo to dostrzec przejawy heroizmu, za każdym razem wtedy przypominam sobie ten obraz z dzieciństwa. Przychodzi też refleksja, że zanim zacznie się kogoś oceniać, należy założyć jego buty i pójść jego drogą.

Któż może zatem nas sprawiedliwie poddać ocenie? Czy jest to w ogóle możliwe? Członków „rady” widziałam jeszcze jeden raz. Nie wykazali zbytniego zadowolenia z tego co robię, z tego, że tutaj jestem. I zapowiedzieli mi, że nie będę miała już okazji kolejny raz przebywać na Ziemi.

Jako dziecko przeżywałam intensywnie te „odwiedziny”, a zapowiedzi „rady” wzbudzały we mnie obawy. Prosiłam więc dziadków i rodziców o jakieś wyjaśnienia. Oni przypisywali to wszystko dziecięcej wyobraźni i bagatelizowali. Może dobrze, gdyż wpływali w ten sposób na zmniejszenie mojego wewnętrznego napięcia wówczas.

Pozdrawiam

[...]


-----Original Message-----
From: [dane do wiad. FN]
Sent: [...]
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Czy to aby napewno był tylko mój zwykły sen o Ufo??

Witam szanowną fundację NAUTLIUS, pragnę podzielić się snem jaki przyśnił mi się wiele lat temu, byłem wtedy młody w wieku koło 13 może 14 lat nie więcej. To co chce opowiedzieć to sen, bardzo dziwny sen, który mimo upływu czasu wciąż pamiętam i czasami nie wiem dlaczego ale przypomina mi się w najmniej spodziewanych chwilach mego życia np. gdy spoglądam na gwiazdy w nocy lub tak od po prostu. To były wakacje, tej nocy  była godzina gdzieś koło 21:00 brałem prysznic szykując się do spania, noc była pogodna ciepła i bezchmurna a na niebie widać było bardzo wyraziście świetliste gwiazdy.

Mieszkam z rodzicami w dwu-rodzinnym domu mamy niewielki ogródek ogrodzony płotem a dalej jest dość duże pole pewnego gospodarza na którym uprawiał niegdyś buraki cukrowe lub żyto , obecnie pole jest zaorane i czeka na nowego gospodarza, ale do rzeczy, umyłem się następnie pamiętam że coś wypiłem chyba Pepsi,  pożegnałem się z rodzicami mówiąc dobranoc i ułożyłem się do swego łóżka tylko mój ojciec z tego co pamiętam siedział na fotelu do puźnej godziny robił tak często oglądając filmy w TV, w tym czasie już moja matka i brat spali. Pamiętam że ledwo położyłem się a zasnąłem , to działo się tuż nad naszym ogródkiem koło domu, dokładnie pamiętam masę obiektów świecących takim jakby bardzo jasnym kolorem trochę nawet lekko czerwonym kolorem obiekty te przypominały w kształcie dyski płaskie lecz u samej góry miały jakby wielkie koło świecące ,  widziałem siebie stojącego koło okna w kuchni z którego widok jest na nasz ogródek.

Obiekty te unosiły się na linii mego wzroku i było ich dość dużo każdy świecący tym samym światłem, nie wiem dlaczego? ale pamiętam jak gdyby coś lub ktoś przyciągał mnie do tych obiektów lecz ja nie mogłem się ruszyć, wydawało mi się że jakaś siła nakazuje mi spoglądać w niebo i patrzeć nieustannie na obiekty, w pewnym momencie poczułem się jak bym unosił się lekko w górę i przenikną przez okno w kuchni na zewnątrz unosząc się bezwładnie a na moje ciało promieniowało coś ciepłego. Nie trwało to długo i po pewnym czasie jakaś dziwna siła opuściła mnie, a ja widziałem siebie jak opuszczam się na ziemie a dokładnie na chodnik przy ogródku, wtedy tez świecące obiekty nagle zanikły kierując się w strone tego pola gospodarza,  a na niebie był wielki błysk coś na styl błyskawicy w deszczowy burzowy dzień. Obudziłem się i postanowiłem że snem podzielę się z mym ojcem lecz zanim  cokolwiek mu powiedziałem to pamiętam że on cały czas opowiadał że coś nie pozwalało mu zasnąć ponieważ cały czas slyszał jak ktoś się kreci z kuchni do pokoju na piętrze tam gdzie ja śpię .Ojciec myślał że to może ja chodzę w nocy że może do łazienki lub do kuchni, lecz dokładnie sprawdził i twierdził że zarówno ja i mój brat spaliśmy jak zabici.

Tym bardziej jest to dziwne iż sporo naszych sąsiadów twierdziło że noc była trochę jakby dziwna , nie było burzy ani deszczu a na niebie pojawiły się bardzo świetliste błyski twierdził choćby pan Leszek nasz bliski sąsiad. Ojciec mój trochę jakby pod wrażeniem , moja matka również niby się śmiali ale nie do końca lecz ja wiem ze było to bardzo dziwne i w zupełności odbiegające od mych innych snów. Wiele razy śniło mi się coś, lecz z reguły sen ten pamiętałem może parę dni i zapominałem, za to ten sen pamiętam wręcz prawie że doskonale, jestem prawie  pewien że w mym śnie musiało wydarzyć się coś jeszcze ponieważ to co mi się śniło tak szybko przeminęło, a ja przecież spałem dobre 10 godzin, czuję że w śnie na pewno musiało być coś jeszcze czego niestety nie pamiętam, może gdybym poddał się hipnozie co bardzo chciał bym uczynić dało by się o wiele więcej wywnioskować. Natomiast wiem jedno to było tak realne! i fascynujące że na długo tego nie zapomnę.
PS. W tym młodym wieku nie próbowałem alkoholu ani narkotyków,  to co opisałem jest moim najprawdziwszym przeżyciem…POZDRAWIAM! D. [dane do wiad. FN]




zwiń tekst



Spotkanie babci z upiorną istotą
Nie, 10 gru 2023 23:00 komentarze: brak czytany: 1744x

Witam załogę Nautilusa!Chciałam się poradzić was sprawy dotycząej tego co widziała moja babcia. Wierze w nią gdyż nikt raczej nie robi sobie z czegoś takiego kpin. Babcia obudziła się wśrodku nocy i odruchowo spojrzała na drzwi wejściowe. Ujrzała przy nich mężczyzne w eleganckim garniturze.Przestraszyła się ale nie potrafiła wydobyć ze swoich ust żadnego dzwięku (moja babci jest osobą bardzo przezorną.......

czytaj dalej

Witam załogę Nautilusa!
Chciałam się poradzić was sprawy dotycząej tego co widziała moja babcia. Wierze w nią gdyż nikt raczej nie robi sobie z czegoś takiego kpin. Babcia obudziła się wśrodku nocy i odruchowo spojrzała na drzwi wejściowe. Ujrzała przy nich mężczyzne w eleganckim garniturze.

Przestraszyła się ale nie potrafiła wydobyć ze swoich ust żadnego dzwięku (moja babci jest osobą bardzo przezorną i zawsze na noc zamyka dom na 4 spusty). Usiadła na łóżku a człowiek(?) zaczął się do niej zbliżać. Im bliżej był babci tym był brzydszy. W końcu zobaczyła ona kopyta zamiast dłoni i stóp i obrzydliwą twarz, którą wykrzywiał brzydki uśmiech. Zaczeła krzyczeć i obudziła mojego dziadka. Postać znikła.

Trzy dni poźniej kiedy wróciła do domu po pracy usiadła przy stoliku w kuchni i zasneła. Znowu ujrzała tą samą postać, która zbliżała się do niej i zaczeła ją dusić. Gdyby nie to, że do domu wszedł dziadek prawdopodobnie babacia by umarła. Z relacji mojego dziadka wynika, że nikogo nie widział ale grymasy i sposób w jaki jego żona się poruszała wyglądał jakby broniła się właśnie przed kimś aby jej nie uduszono.

Babacia tego samego dnia poszła do kościoła i wyspowiadała się. Widziadła ustały ale babcia do tej pory choć mineło od tego zajścia ponad 40 lat nie lubi o tym mówić. Rodzina, która zna tą historie uważa, że był to sam Przeciwnik Boga z piekieł. Nie wiem co mam na ten temat myśleć. Wiem tylko, że babcia na pewno nie kłamie bo znam ją na tyle iż wiem, że nie kłamie w takich sprawach.
Proszę o jakąś wskazówkę. Pozdrawiam!

Wydarzenie miało miejsce 40 lat temu i - jak rozumiemy - więcej się nie powtórzyło. Tego typu relacje określamy jako "ataki nocnej zmory" i absolutnie wierzymy w przebieg opisany przez Pana babcię. Można jednak śmiało założyć, że był to po prostu atak nawet ducha pośledniejszego szczebla nić wspomniany "szczyt piramida niewidzialnego zła", gdyż duchy są faktycznie w stanie zmieniać swój wygląd tak, aby maksymalnie wystraszyć świadka. W każdym razie dobrze, że był to jedynie incydent.

 



zwiń tekst



Przeżyłeś / przeżyłaś kiedyś efekt Déjà vu? Jeśli tak - koniecznie przeczytaj tę relację z XXI PIĘTRA!
Nie, 10 gru 2023 23:00 komentarze: brak czytany: 1674x

Przeżyłam trzy dziwne historie. które chciałabym opisać. Gdyby nie Wasze strony prawdopodobnie nie myślałabym o tym. Zdarzyły się wiele lat temu ale dość dokładnie je pamiętam ze względu na niesamowity i niewytłumaczalny dla mnie charakter.Pierwsza z nich przydarzyła mi się podczas harcerskiego obozu na Mazurach w I lub II klasie liceum. Któregoś dnia nasz zastęp miał w planie  podchody.W tym.......

czytaj dalej

Przeżyłam trzy dziwne historie. które chciałabym opisać. Gdyby nie Wasze strony prawdopodobnie nie myślałabym o tym. Zdarzyły się wiele lat temu ale dość dokładnie je pamiętam ze względu na niesamowity i niewytłumaczalny dla mnie charakter.

Pierwsza z nich przydarzyła mi się podczas harcerskiego obozu na Mazurach w I lub II klasie liceum. Któregoś dnia nasz zastęp miał w planie  podchody.W tym celu wybraliśmy się w głąb lasu.Na pięknej dość dużej polanie ustaliliśmy drzewo,do którego będziemy zmierzać i rozpoczęliśmy zabawę.

Schowałam się niedaleko polany i w dość krótkim czasie udało mi się prawie dotrzeć do wyznaczonego punktu. Przycupnęłam za niewielkim krzewem i czekałam na dogodny moment.Na brzegu pustej polany stała koleżanka i wypatrywała nas.Nagle stało się coś dziwnego.Na środku polany zobaczyłam siedzące dwie młode kobiety i małą 5-6 cio letnią dziewczynkę.

Kobiety o czymś rozmawiały a dziewczynka wyciągała z koszyka grzyby. Byłam bardzo zaskoczona dlatego, że wcześniej tych osób na pewno tam nie było.Nie mogły też wejść na polanę nie zauważone.To trwało ułamki sekund i znów widziałam tylko koleżankę i pustą polanę. Byłam na tyle tym poruszona,że zdradziłam swoją kryjówkę i wyszłam do koleżanki pytając czy widziała te siedzące kobiety na polanie ale odparła,że nikogo nie było,bo musiałaby zauważyć.

Tu cała historia mogłaby się zakończyć i w pewnym sensie się zakończyła,bo szybko o niej zapomniałam ale......miała związek z inną sytuacją po kilkunastu latach. Tym razem wybrałam się z moją 6-cio letnią już córką i dwoma koleżankami na grzyby. Był to las niedaleko Otwocka gdzie wówczas mieszkałyśmy. Po jakimś czasie usiadłyśmy na polanie,żeby odpocząc. Koleżanki rozmawiały a ja odeszłam obok,bo wydawało mi się,że widzę pięknego podgrzybka. Podniosłam go, odwróciłam się w stronę siedzących koleżanek i wtedy doznałam uczucia,że to już kiedyś było.

Wiem,że wiele osób doznaje takiego uczucia. Mnie też zdarzało się to i wcześniej i pózniej ale nigdy nie udało mi się w takich momentach czegokolwiek kojarzyć prócz tego doznania,że to już było.Wtedy na tej polanie  nie tylko czułam,że to już było ale przypomniała mi się tamta polana z Mazur i obraz jaki wówczas widziałam. Byłam pewna,że widziałam ten właśnie fragment z mojego przyszłego życia. Obraz był taki sam -dwie kobiety i dziewczynka wyciągająca grzyby z koszyka.Do dziś jest to dla mnie niesamowita historia,której nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć.

 

 Autorka tej pięknej relacji przysłała nam dwie kolejne, które przedstawiamy poniżej.

[..] Moje dwie następne, nie mniej dziwne przygody, były do siebie podobne. Nie pamiętam który to był rok,mniej więcej koniec lat 90-tych. Pierwsza z nich wydarzyła się jesienią. Przycinałam krzewy malin przygotowując je do zimy. Wycięte gałązki układałam na kupkę z zamiarem pózniejszego spalenia. Gałązek było bardzo dużo i po jakimś czasie urosła mi spora sterta.

Postanowiłam ją trochę przydeptać, a właściwie uleżeć,bo położyłam się po prostu na niej na plecach. Spojrzałam odruchowo w niebo,bo moją uwagę zwrócił odgłos lecących żurawi. Zaczęłam je obserwować z zainteresowaniem. Nie leciały spokojnie.Widocznie tam górą wiał silny wiatr,bo rozrywał uformowany klucz i odrzucał pojedyncze ptaki daleko od niego. Słychać było ogromny hałas,bo ptaki walcząc z wiatrem głośno się nawoływały. Bardzo było mi ich żal,prawie namacalnie czułam ich strach i wysiłek. W tym momencie zorientowałam się,że leżę w taki sam sposób ale na stosie liści i obserwuję lecące ptaki-tym razem bociany.

Ich lotu nic nie zakłóca. Wiem,że mam 9 lat i bardzo cieszę się na myśl o przyjezdzie wuja z rodziną. Ocknęłam się znów na malinach i zauważyłam jak spokojny już klucz żurawi znika za horyzontem.To wszystko było bardzo dziwne,niby z pogranicza snu ale jestem pewna,że nie zasnęłam. Byłam zbyt zainteresowana tym co się dzieje na niebie by zasnąć. Byłam ciekawa jak ptaki sobie poradzą z wiatrem.W takich chwilach trudno o sen.Stwierdzam to dziś z dystansu,bo wtedy choć wydawało mi się to dziwne przestałam się nad tym zastanawiać dochodząc do wniosku,że musiałam zasnąć. Nie wracałabym do tej historii gdyby nie inny,bardzo podobny przypadek.

To było latem niestety nie pamiętam w którym roku-też lata 90-te.Wybraliśmy się z mężem na ryby nad jezioro. Mąż jakieś 2m odemnie rozplątywał żyłkę z wodorostów a ja obserwowałam naszego wówczas szczeniaka psa,który gonił ważki brodząc przy brzegu. W pewnym momencie ważka zaczęła oddalać się od brzegu i wypłynęła na pełne jezioro. Pies popłynął za nią. Wstałam,bo zaczęłam się denerwować,że to już niebezpiecznie  za daleko i nie będzie może miał siły wrócić. Zaczęłam go nawoływać.

Odwrócił się a ja poczułam prawie jego strach. W tym momencie zdałam sobie sprawę,że jestem nad jeziorem ale zupełnie innym.Też stoję nad brzegiem i obserwuję dwie małe dziewczynki brodzące w wodzie .Wiem,że to moja córka z koleżanką,obok mnie siedzi moja koleżanka a nasi mężowie przygotowują ognisko. To tak jakbym się cofnęła w czasie. Kiedy wracam do rzeczywistości mój pies dopływa do brzegu i wychodzi zziajany.. Sen? Nie sen,bo znów byłam zbyt pochłonięta obserwowaniem psa.

Poza tym stałam i nie upadłam,bo chyba zauważyłby to mój mąż Po tej przygodzie zastanawiałam się jakiś czas zarówno nad tą jak i poprzednią sytuacją ale obydwie były tak niedorzeczne,że w końcu przestałam o nich myśleć .Wróciłam do tych niecodziennych przygód dopiero po przeczytaniu Państwa stron i postanowiłam napisać. Jestem przekonana,że istnieje możliwość przemieszczania się w czasie i przestrzeni,bo chyba coś w tym rodzaju przeżyłam ,choć bez świadomego działania.

          Pozdrawiam całą załogę Krystyna

 

OD FN

Czas,a  raczej czasoprzestrzeń (tak twierdzą obce cywilizacje odwiedzające ziemię) przypomina zwoje popularnej zabawki w postaci spirali (zdjęcie poniżej)... I zachowuje się podobnie. Można go zwijać, rozwijać, łączyć różne elementy ze sobą, a nawet zaplatać na siebie. Efekty deja-vu mogą być jedynie konsekwencją tej właściwości czasu...

 

 



zwiń tekst



A ładnie to tak strzelać komuś w plecy?!
Nie, 10 gru 2023 23:00 komentarze: brak czytany: 1846x

[...] Ostatnio słuchałam na youtubie Wasz archiwalny program o dzieciach, które pamiętają wcześniejsze wcielenia i chciałam podzielić się przeżyciami mojej córki: zaczęła bardzo wcześnie mówić bo ok 1 roku i cały czas mówiła o wojnie, jak tylko gdzieś usłyszała coś o wojnie to zaraz płakała.Mając 3 lata wchodziłyśmy po schodach naszego domu gdy ona odwróciła się i znienacka oznajmiła: ładnie to tak.......

czytaj dalej

[...] Ostatnio słuchałam na youtubie Wasz archiwalny program o dzieciach, które pamiętają wcześniejsze wcielenia i chciałam podzielić się przeżyciami mojej córki: zaczęła bardzo wcześnie mówić bo ok 1 roku i cały czas mówiła o wojnie, jak tylko gdzieś usłyszała coś o wojnie to zaraz płakała.



Mając 3 lata wchodziłyśmy po schodach naszego domu gdy ona odwróciła się i znienacka oznajmiła: ładnie to tak strzelać komuś w plecy? Ja oniemiałam gdyż nigdy nie oglądaliśmy z nią filmów wojennych i nie rozmawialiśmy na ten temat. Jak była w 3 klasie to powiedziała, że ona nie może zdać do 4 klasy bo wtedy na historii będą się uczyć o II wojnie światowej, a ona tego nie wytrzyma, kiedyś podczas posiłku ( w tle był włączony telewizor i coś mówili o wojnie na świecie), jak tylko usłyszała, że zaczyna się wojna to rzuciła sztućce i krzyknęła spontanicznie, że ona nie chce znowu przeżywać wojny, ja jej powiedziałam, że ty nie przeżyłaś wojny ale ona mi odpowiedziała, że ja nic nie wiem.

Przez 7 lat od narodzin słowo wojna było dla niej niezwykle emocjonalne i wywoływało strach. Obecnie jest nastolatką i już nie pamięta swoich wspomnień. Jestem pewna, że zginęła podczas II wojny światowej jako młoda osoba bo często w wieku 2-3 lat budziła się w nocy z płaczem, że ona nie chce już umierać, dla mnie matki było to przytłaczające. Pozdrawiam Nautilusa Iwona

Pięknie dziękujemy za wszystkie historie przesłane na pokład okrętu Nautilus, gdyż zbierając je mamy wrażenie, że odkrywamy karty największej tajemnicy - reguł i zasad ludzkiego życia, które zostały stworzone na początku wszechświata. Ten przypadek jest typowym "śladem pamięci" po poprzednim wcieleniu. Proszę nam wierzyć - praktycznie wszystkie "fobie i lęki" ludzi to jedynie konsekwencje jakiegoś dramatycznego wydarzenia, które przeżyli w poprzednim życiu.



zwiń tekst



STRONA
1 45 46 47 48 49 50 51 86
Strona 48 / 86

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

WYWIAD Z IGOREM WITKOWSKIM

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.